Miłość, która jest gotowa nawet oddać, życie
nie zginie.
~ miesiąc później ( sierpień )
Leon
Od feralnego zdarzenia z Camilą minął miesiąc. Nie chcę do tego wracać ale odmówiłem jej ponownego związku. To nie dla mnie. Może dlatego, że moją głowę zaprząta jedna ważna dla mnie kobieta. Violetta, jest moją ukochaną i nic tego nie zmieni. Dlaczego wtedy w parku oddałem pocałunek rudowłosej ? Ponieważ, zaskoczyła mnie tym okazaniem uczucia i nie wiedziałem, co w tej sprawie mam zrobić. Sumienie nadal cholernie mnie gryzie. Jak ja mogłem zrobić coś takiego na oczach, kogo tak naprawdę kocham ? Skąd wiem, że V. widziała mój pocałunek z Torres ? Camila sama miała odwagę mi to powiedzieć. Jest mi strasznie głupio. Pewnie Castillo myśli, że chciałem się nią tylko zabawić. A to nie jest prawda. Kocham ją. Nigdy nie chciałbym dla niej czegoś złego. Za bardzo mi na niej zależy, by jej nie chronić. Tylko mała różnica zdań, nas od siebie oddaliła, a potem już było coraz gorzej. Może mój przyjaciel, pomoże mi. Chociaż mógłby być jeszcze na mnie zły. Z tego powodu, że wiedział o tym co zrobiłem Violetcie. Bez większej pewności, podchodzę do jego drzwi i pukam. Słyszę chrypkowate proszę i wchodzę do środka.
- Cześć Fede, musisz mi pomóc. - Oznajmiam kumplowi i siadam w fotelu na przeciwko jego.
- Ja nic nie muszę. - Odpowiada niewzruszony. Czyli nadal jest zły. Zachowuje się gorzej niż jakaś damulka. Powinien się już uspokoić. Ile razy mam za coś przepraszać ?
- Czemu jesteś taki ? - Pytam, chcąc poznać dlaczego tak o mnie myśli. Jestem tego bardzo ciekaw.
- Jak mogłeś miesiąc temu zranić V. - Wyrzuca nagle z siebie, więc o to nadal mu chodzi. Każdy człowiek popełnia błędy, nawet ja. Tylko, że on pewnie tego nie rozumie.
- Będziesz mi wypominać moje czyny sprzed miesiąca. - Unoszę się. Nie będzie mnie poniżał. To wszystko jest takie bezsensowne. Wolałbym, żeby przestał walić te swoje humorki.
- Przepraszam. Nie powinienem. - Mruczy pod nosem i podaje mi dłoń w geście przeprosinowym, którą od razu ściskam. Nie chcę stracić kumpla.
- Nic się nie stało. Lepiej mów jak było u przyszłych teściów. - Próbuje zmienić temat i myślę, że na bardziej przyjemny. W moim głosie można wyczuć, delikatny śmiech.
- Zazdrościsz mi ? Było świetnie. - Oznajmia. Na pewno pani Maria ugościła go jak mogła.
- Dumny z ciebie tatuś ? - Próbuję się go podpytać. Zawsze mówił, że to ja zostanę pierwszym ojcem, a jednak się pomylił. To on będzie tatą.
- I to jak. Na dodatek maluszek rozwija się prawidłowo. - Uśmiecha się. Jest szczęśliwy, to dobrze. Chociaż mu, w życiu coś się udało. Nie to co mi.
- To mogę się ciebie poradzić ?
- Pewnie. - Szepnął pod nosem. Poczułem ulgę, mogę mu się wygadać.
- Jak mam odzyskać zaufanie Violetty ? - Pytam, a potem zaciskam usta w jedną linię.
- Może najpierw zdobądź odwagę na szczerą rozmowę. Kochasz ją ? - Federico, co to za pytania. Odpowiedz jest bardzo prosta. Kocham ją, gdyby tak nie było. Nie chciałbym walczyć o nią.
- Jestem zakochany w niej po uszy. - Odpowiedziałem roześmiany. Szalenie kocham tą blondynkę.
- Miło mi to słyszeć. Może w końcu będziesz szczęśliwy. -
- Świetny z ciebie kumpel. Będę leciał. -
- Trzymam za ciebie kciuki. - Słyszę jego donośny krzyk, kiedy wychodzę z jego biura. Czas zacząć panie Verdas, musisz pokazać jej, że ci na niej zależy.
Mam już mały pomysł jak zadowolę Castillo. Jeśli kobietę się kocha, to robi się wszystko by ją uszczęśliwić i taki mam zamiar. Muszę najpierw wybrać się do mojego ulubionego jubilera. Tylko po co ? To zostawię jak na razie dla siebie. Po kilku minutach drogi, udaję mi się dotrzeć pod wcześniej wymieniony budynek. Teraz, czas na zakupy.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc ? - Pyta się młoda kobieta, która tutaj pracuje. Swoim perłowym uśmiechem, przekonuje mnie do tego, abym tutaj zrobił mały zakup.
- Szukam świetnego prezentu dla idealnej kobiety. - Stwierdziłem. Musi być błyskotliwy.
- Musi pan ją bardzo kochać. - Odparła z uśmiechem.
- I to bardzo. - Przytakuję kobiecie.
- Proponowałabym zakup naszyjnika od Swarovskiego. Chyba, że cena panu nie odpowiada.
- Cena się nie liczy. Wezmę go. - Odpowiedziałem. Jeśli ta biżuteria podoba się kobietom, to nic na to nie poradzę. Zresztą pieniądze nie mają dla mnie większej istoty. Jestem świetnym chirurgiem.
- To trafiony zakup. - Uznała. Tak wiem. Swarovski, to nie byle kto.
- I oby taki pozostał. - Dużo optymizmu mi nie zaszkodzi. Potrzebuję tego, teraz.
Od trzech godzin siedzę w moim gabinecie i wypełniam mniej ważne dokumenty. Nudzi mi się i wcale się sobie nie dziwię. Jestem chirurgiem i kocham stać przy stole operacyjnym a nie być księgowym. Tylko na dziś, nie było zapowiedzianych żadnych operacji. W ciągu tych godzin, miałem dwie konsultacje chirurgiczne. Dlaczego wybrałem taki zawód ? Bo chcę pomagać kobietom, aby chciała poczuć się piękne i dowartościować ich ogólne piękno, które mają w sobie. One nie umieją ich odnaleźć. Umówiłem się z Violettą na spotkanie w moim gabinecie. Powinna już tu przyjść. Nagle słyszę pukanie do drzwi. To pewnie ona, podpowiada mi podświadomość. Mówię ciche proszę i jak na zawołanie do środka wchodzi blondynka.
- Leon, dlaczego chciałeś mnie widzieć ? - Spytała wchodząc do środka. Wyglądała prześlicznie. Koronkowa sukienka od Zary, idealnie podkreśla jej urodę. Czego można chcieć więcej. Ideał.
- Chciałbym cię przeprosić. - Stwierdziłem z kamiennym wyrazem twarzy. Na początku muszę udawać niewzruszonego. Żadnych emocji.
- Nie masz za co. - Bąka, odwracając swój wzrok od mojego. Nie mówi prawdy.
- Ja uważam inaczej i nie zbywaj mnie. Dobrze ? - Syczę, stawiając na swoim. Chcę, by mnie wysłuchała i nie musi przede mną nic kryć.
- Jeśli tak mówisz. - Powiedziała cicho i usiadła na fotelu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam nic wspólnego z Camilą. - Mruczę z zakłopotaniem. W sumie nie wiem jak na to zareaguje. Boje się i to cholernie.
- Dlaczego mi się tłumaczysz ? Przecież to twoja sprawa. - Odezwała się. Panno Castillo, za dobrze panią znam. Na co ja śmieję się gardłowo.
- Przede mnę nie musisz udawać. - Komentuję. Jej zachowanie jest poniekąd dziecinne. Czy nie może mi powiedzieć wprost co myśli ? Już wiem, dlaczego pomiędzy nami nie ma zbytnio zrozumienia. Violetta nie potrafi być szczera.
- Niczego nie udaję. To twoje życie. - Warknęła, widzę w jej oczach iskierki złości. Marszczy przy tym uroczo nos.
- Dobra zagrywka z twojej strony. - Westchnąłem zrezygnowany.
- To ja powinnam przeprosić za moje zachowanie w twoim samochodzie. - Mówi pobłażliwie. Coś się zmieniło ? Pewnie, zrozumiała swój błąd. Nic nie szkodzi, przecież mogę poczekać.
- To już jest nie ważne. - Syczę, przez zaciśnięte zęby. Wkurza już to mnie.
- Dla mnie tak. Zachowałam się jak ostatnia kretynka. - Powiedziała chłodno. I do kogo mieć tutaj pretensje, bo już nie wiem.
- Nie musisz mnie przepraszać. Musimy porozmawiać ale o czymś innym. - Przybliżam się do niej. Jej kosmyki włosów zarzucam za jej ucho.
- Lepiej będzie jak pójdę do siebie. Wybacz. - Mówi speszona. Jeny. Nie mogę jej połapać. Raz udaję nie dostępną, a nie kiedy jest inaczej.
- Ale Violetta ! - Krzyczę, lecz na marne. Nie chcę mnie słuchać. Tylko, że zrobię co w mojej pomocy, by choć przez chwile posłuchała tego, co mam jej do powiedzenia.
W końcu po godzinach pracy, udaje mi się wejść do biura V. i Diego'a. Muszę zostawić dla niej prezent. Wiem, że musiała wyjść na godzinę z pracy aby załatwić ważne sprawy. A ja tą chwilę idealnie wykorzystałem. Nasza rozmowa w moim biurze, wyglądała dość nie swojo. Widocznie oddaliliśmy się od siebie. Nie wiem, czy ta cała relacja jest tylko przeze mnie. Przecież nie żywię do niej żadnej urazy. Jak na razie. Czuję się jak jakiś agent. Nigdy nie musiałem zakradać się do gabinetów. To wszystko należy do mnie i nie długo na pewno przejmę klinikę. Z wielkim uśmiechem na ustach, zostawiam małe, czerwone pudełeczko na jej biurko, z karteczką oświadczającą, że zostawił to dla niej tajemniczy wielbiciel. Nie chcę zdradzać się kim jestem. Wolę, aby go nosiła z nie wiedzą, że dostała go ode mnie. Zostały mi jeszcze dwie godziny pracy. Muszę szybko spiąć moje cztery litery, abym wieczorem mógłbym zajrzeć do jej mieszkania.
Francesca- Cześć Fede, musisz mi pomóc. - Oznajmiam kumplowi i siadam w fotelu na przeciwko jego.
- Ja nic nie muszę. - Odpowiada niewzruszony. Czyli nadal jest zły. Zachowuje się gorzej niż jakaś damulka. Powinien się już uspokoić. Ile razy mam za coś przepraszać ?
- Czemu jesteś taki ? - Pytam, chcąc poznać dlaczego tak o mnie myśli. Jestem tego bardzo ciekaw.
- Jak mogłeś miesiąc temu zranić V. - Wyrzuca nagle z siebie, więc o to nadal mu chodzi. Każdy człowiek popełnia błędy, nawet ja. Tylko, że on pewnie tego nie rozumie.
- Będziesz mi wypominać moje czyny sprzed miesiąca. - Unoszę się. Nie będzie mnie poniżał. To wszystko jest takie bezsensowne. Wolałbym, żeby przestał walić te swoje humorki.
- Przepraszam. Nie powinienem. - Mruczy pod nosem i podaje mi dłoń w geście przeprosinowym, którą od razu ściskam. Nie chcę stracić kumpla.
- Nic się nie stało. Lepiej mów jak było u przyszłych teściów. - Próbuje zmienić temat i myślę, że na bardziej przyjemny. W moim głosie można wyczuć, delikatny śmiech.
- Zazdrościsz mi ? Było świetnie. - Oznajmia. Na pewno pani Maria ugościła go jak mogła.
- Dumny z ciebie tatuś ? - Próbuję się go podpytać. Zawsze mówił, że to ja zostanę pierwszym ojcem, a jednak się pomylił. To on będzie tatą.
- I to jak. Na dodatek maluszek rozwija się prawidłowo. - Uśmiecha się. Jest szczęśliwy, to dobrze. Chociaż mu, w życiu coś się udało. Nie to co mi.
- To mogę się ciebie poradzić ?
- Pewnie. - Szepnął pod nosem. Poczułem ulgę, mogę mu się wygadać.
- Jak mam odzyskać zaufanie Violetty ? - Pytam, a potem zaciskam usta w jedną linię.
- Może najpierw zdobądź odwagę na szczerą rozmowę. Kochasz ją ? - Federico, co to za pytania. Odpowiedz jest bardzo prosta. Kocham ją, gdyby tak nie było. Nie chciałbym walczyć o nią.
- Jestem zakochany w niej po uszy. - Odpowiedziałem roześmiany. Szalenie kocham tą blondynkę.
- Miło mi to słyszeć. Może w końcu będziesz szczęśliwy. -
- Świetny z ciebie kumpel. Będę leciał. -
- Trzymam za ciebie kciuki. - Słyszę jego donośny krzyk, kiedy wychodzę z jego biura. Czas zacząć panie Verdas, musisz pokazać jej, że ci na niej zależy.
Mam już mały pomysł jak zadowolę Castillo. Jeśli kobietę się kocha, to robi się wszystko by ją uszczęśliwić i taki mam zamiar. Muszę najpierw wybrać się do mojego ulubionego jubilera. Tylko po co ? To zostawię jak na razie dla siebie. Po kilku minutach drogi, udaję mi się dotrzeć pod wcześniej wymieniony budynek. Teraz, czas na zakupy.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc ? - Pyta się młoda kobieta, która tutaj pracuje. Swoim perłowym uśmiechem, przekonuje mnie do tego, abym tutaj zrobił mały zakup.
- Szukam świetnego prezentu dla idealnej kobiety. - Stwierdziłem. Musi być błyskotliwy.
- Musi pan ją bardzo kochać. - Odparła z uśmiechem.
- I to bardzo. - Przytakuję kobiecie.
- Proponowałabym zakup naszyjnika od Swarovskiego. Chyba, że cena panu nie odpowiada.
- Cena się nie liczy. Wezmę go. - Odpowiedziałem. Jeśli ta biżuteria podoba się kobietom, to nic na to nie poradzę. Zresztą pieniądze nie mają dla mnie większej istoty. Jestem świetnym chirurgiem.
- To trafiony zakup. - Uznała. Tak wiem. Swarovski, to nie byle kto.
- I oby taki pozostał. - Dużo optymizmu mi nie zaszkodzi. Potrzebuję tego, teraz.
Od trzech godzin siedzę w moim gabinecie i wypełniam mniej ważne dokumenty. Nudzi mi się i wcale się sobie nie dziwię. Jestem chirurgiem i kocham stać przy stole operacyjnym a nie być księgowym. Tylko na dziś, nie było zapowiedzianych żadnych operacji. W ciągu tych godzin, miałem dwie konsultacje chirurgiczne. Dlaczego wybrałem taki zawód ? Bo chcę pomagać kobietom, aby chciała poczuć się piękne i dowartościować ich ogólne piękno, które mają w sobie. One nie umieją ich odnaleźć. Umówiłem się z Violettą na spotkanie w moim gabinecie. Powinna już tu przyjść. Nagle słyszę pukanie do drzwi. To pewnie ona, podpowiada mi podświadomość. Mówię ciche proszę i jak na zawołanie do środka wchodzi blondynka.
- Leon, dlaczego chciałeś mnie widzieć ? - Spytała wchodząc do środka. Wyglądała prześlicznie. Koronkowa sukienka od Zary, idealnie podkreśla jej urodę. Czego można chcieć więcej. Ideał.
- Chciałbym cię przeprosić. - Stwierdziłem z kamiennym wyrazem twarzy. Na początku muszę udawać niewzruszonego. Żadnych emocji.
- Nie masz za co. - Bąka, odwracając swój wzrok od mojego. Nie mówi prawdy.
- Ja uważam inaczej i nie zbywaj mnie. Dobrze ? - Syczę, stawiając na swoim. Chcę, by mnie wysłuchała i nie musi przede mną nic kryć.
- Jeśli tak mówisz. - Powiedziała cicho i usiadła na fotelu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam nic wspólnego z Camilą. - Mruczę z zakłopotaniem. W sumie nie wiem jak na to zareaguje. Boje się i to cholernie.
- Dlaczego mi się tłumaczysz ? Przecież to twoja sprawa. - Odezwała się. Panno Castillo, za dobrze panią znam. Na co ja śmieję się gardłowo.
- Przede mnę nie musisz udawać. - Komentuję. Jej zachowanie jest poniekąd dziecinne. Czy nie może mi powiedzieć wprost co myśli ? Już wiem, dlaczego pomiędzy nami nie ma zbytnio zrozumienia. Violetta nie potrafi być szczera.
- Niczego nie udaję. To twoje życie. - Warknęła, widzę w jej oczach iskierki złości. Marszczy przy tym uroczo nos.
- Dobra zagrywka z twojej strony. - Westchnąłem zrezygnowany.
- To ja powinnam przeprosić za moje zachowanie w twoim samochodzie. - Mówi pobłażliwie. Coś się zmieniło ? Pewnie, zrozumiała swój błąd. Nic nie szkodzi, przecież mogę poczekać.
- To już jest nie ważne. - Syczę, przez zaciśnięte zęby. Wkurza już to mnie.
- Dla mnie tak. Zachowałam się jak ostatnia kretynka. - Powiedziała chłodno. I do kogo mieć tutaj pretensje, bo już nie wiem.
- Nie musisz mnie przepraszać. Musimy porozmawiać ale o czymś innym. - Przybliżam się do niej. Jej kosmyki włosów zarzucam za jej ucho.
- Lepiej będzie jak pójdę do siebie. Wybacz. - Mówi speszona. Jeny. Nie mogę jej połapać. Raz udaję nie dostępną, a nie kiedy jest inaczej.
- Ale Violetta ! - Krzyczę, lecz na marne. Nie chcę mnie słuchać. Tylko, że zrobię co w mojej pomocy, by choć przez chwile posłuchała tego, co mam jej do powiedzenia.
W końcu po godzinach pracy, udaje mi się wejść do biura V. i Diego'a. Muszę zostawić dla niej prezent. Wiem, że musiała wyjść na godzinę z pracy aby załatwić ważne sprawy. A ja tą chwilę idealnie wykorzystałem. Nasza rozmowa w moim biurze, wyglądała dość nie swojo. Widocznie oddaliliśmy się od siebie. Nie wiem, czy ta cała relacja jest tylko przeze mnie. Przecież nie żywię do niej żadnej urazy. Jak na razie. Czuję się jak jakiś agent. Nigdy nie musiałem zakradać się do gabinetów. To wszystko należy do mnie i nie długo na pewno przejmę klinikę. Z wielkim uśmiechem na ustach, zostawiam małe, czerwone pudełeczko na jej biurko, z karteczką oświadczającą, że zostawił to dla niej tajemniczy wielbiciel. Nie chcę zdradzać się kim jestem. Wolę, aby go nosiła z nie wiedzą, że dostała go ode mnie. Zostały mi jeszcze dwie godziny pracy. Muszę szybko spiąć moje cztery litery, abym wieczorem mógłbym zajrzeć do jej mieszkania.
Od siedmiu dni wiem, że jestem w ciąży. Nie mogę pojąć tego, jak mogło to się stać. Przecież razem z moim chłopakiem zabezpieczaliśmy się. O mojej ciąży jak na razie wie tylko Violetta. Nie chcę martwić Diego'a na zapas. Verdas nawet nie wie jak ma powiedzieć sowim rodzicom, że kocha nadal mnie, a co dopiero miałby powiedzieć na to, że będzie tatą. Mogę mieć stu procentową pewność, żby się ucieszył. Razem z Leonem idealnie wychowali Victorię. Umówiłam się z moją przyjaciółką na spotkanie, tylko dlatego by pomogła mi rozwiązać tą całą sytuację. Czekam na najgorsze. W końcu w kawiarence pojawia się radosna Castillo. Ona zawsze wie co robić.
- No hej. Już jestem. - Oznajmia zdyszana. Musiała iść tu w szybkim tempie.
- Cześć. Mogłaś tak łatwo zwolnić się z pracy ? - Pytam, delikatnie chichocząc.
- Okłamałam szefa. Mam ważne interesy na mieście. Muszę wyrobić się w godzinę. - Oznajmia pewna. Nie wierzę w to co zrobiła. Skłamała, specjalnie dla mnie. Prawdziwa z niej przyjaciółka.
- Oj Castillo. Nie myślałam, że ty jesteś taka nie grzeczna. - Stwierdziłam spokojniejszym tonem, nie mogę się zbytnio denerwować.
- Byłaś już u ginekologa ? Co powiedział ? - Z ust Violetty padają te o to właśnie pytania. Ja biedna muszę jej wszystko wyśpiewać.
- Płód rozwija się prawidłowo. To dopiero drugi tydzień. - Odezwałam się dumnie i pogłaskałam się po brzuszku. Będę mamą.
- Fran, nie wiesz jak się cieszę. Już kolejna osoba jest w ciąży. - Mówi zadowolona. Nie rozumiem jej, czemu tak bardzo cieszy się z ciąży. Przecież nigdy nie była mamą.
- Tylko, że ja tutaj nie widzę powodów do szczęścia. - Nic na to nie poradzę, że zawsze mam czarne myśli. Już taka jestem i zawsze mam wszelakie wątpliwości.
- Przestań być pesymistką. - Syknęła rozzłoszczona blondynka.
- Wiem, że muszę powiedzieć o tym Diego, ale nie umiem. Zawsze kiedy chcę zacząć z nim rozmowę i tchórzę. Tak jest od tygodnia. Musisz mi pomóc. - Składam dłonie jak do pacierza. V. jest moją ostatnią deską ratunku.
- Francesca, zdobądź w sobie odwagę. - Słyszę w jej głosie znaczącą motywację.
- To wiem. Tylko jak ? - Musi mi pomóc, bo sama nie dam sobie rady.
- Zaproponuj spotkanie, na przykład jutro. - Proponuje Vils. Myślę, że powinnam jej zaufać.
- Dopiero ? - Pytam. Jestem raczej z osób bardzo nie cierpliwych.
- Jeśli chcesz sobie wszystko poukładać w głowie, to tak zrób. - Twierdzi Castillo.
- Ufam tobie i wiem, że dobrze mi podpowiadasz. - Odparłam.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się do mnie. Jej przyjacielska natura, bardzo mi sprzyja.
Moja kochana Ludmiła, jest dopiero w początku drugiego miesiąca a już ma swoje małe humorki. Jeśli tak na razie, wyglądają początki, to ja dziękuje. Blondynce towarzyszą emocje, nad którymi nie potrafi zapanować. Kiedy oznajmiała mi, że jest w ciąży to myślałem, że ten czas będzie dla nas usłany różami. Lecz jest inaczej. Codziennie czegoś ode mnie wymaga. W sumie nie mogę narzekać. Będę autorytetem dla mojego potomka. To wzbudza we mnie radość. Będę musiał wytrzymać te siedem miesięcy. Dam radę, przecież jestem facetem.
- Kochanie czy mógłbyś przynieść mi do salonu truskawki. - Słyszę donośny krzyk mojej dziewczyny, który dobiega z salonu. Ferro ma teraz dogodne życie. Nic nie robi, tylko całymi dniami leży.
- Tak. Zaraz przyniosę. - Odkrzyknąłem, muszę sprostać jej wymaganiom. Nie chcę aby się na mnie zawiodła. Robię wszystko ile mam sił.
- Jesteś kochany. - Uśmiecha się pod nosem, gdy wchodzę z miską świeżych owoców.
- Proszę. - Podaję jej również z uśmiechem. Widzę zadowolenia na jej twarzy i to mi się podoba.
- Skarbie, zapomniałam o bitej śmietanie. - Mówi speszona.
- Nic nie szkodzi. Pójdę po nią, a ty tutaj odpoczywa. - Stwierdziłem. Nie chcę by się przemęczała.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz ? - Pyta, kiedy ponownie wracam i zajmuję miejsce obok niej.
- Po prostu kocham cię. - Odparłem i całuję jej czoło.
- Ja na twoim miejscu dawno bym zwiała. - Śmieję się, a do tego zajada truskawki.
- Nie oceniaj się tak. To normalne. - Odpowiedziałem. Nic tutaj nie jest z jej winny.
- Wiem, tylko źle mi z tym, że tak bardzo cię wykorzystuję. - Mówi smutna. Blondynka nigdy nie zważa na moje słowa. Przecież nic mi się nie stało, że podałem jej kilka rzeczy.
- Nie robisz tego specjalnie. - Głaszczę ją po brzuchu. Chciałbym znać już płeć, chociaż jest to teraz najbardziej nie możliwe. To dopiero drugi miesiąc.
- Zastanawiałeś się nad imionami ? - Pyta. No właśnie, imiona. Nie chciałem naciskać. Dobrze, że sama poruszyła ten temat.
- A ta działka należy do mnie ? - Na mojej twarzy pojawia się cień uśmiechu.
- Tak, chciałabym abyś to ty wybrał. - Oznajmia pewna. No po prostu kocham ją.
- Jesteś pewna ? - Muszę się upewnić, by mieć pewność, że mówi to nie tylko z emocji.
- Tak. - Słyszę w jej głosie stu procentowe przekonanie.
- Dobrze. Chłopczyk mógłby mieć na imię Jonathan, a dla dziewczynki Elizabeth.
- Śliczne imiona. Wiedział, że wybierzesz piękne imiona, godne naszego dziecka. - Rozczula się i całuje mnie w usta. Malinowe.
- Słodka jesteś. - Przyznaję. Moja słodycz.
- Otworzysz ? - Pyta Lu, kiedy w naszym mieszaniu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Bez zastanowienia podchodzę do drzwi. Tej osoby to tutaj bym się nie spodziewał. Co on tu robi ?
- Po co tu przyszedłeś ? - Pytam wściekle. Nie chcę mieć już z nim żadnych problemów.
- Ty tak zawsze witasz gości ? - Prycha. To są jakieś żarty. Ten gość wkurza mnie do kwadratu.
- Tych nie miłych. Zawsze. - Uśmiecham się kpiąco. Niech wyczuje sarkazm.
- Bardzo śmieszne. Jest Lu ? - Czy on nie zna granic, nie będzie mi się po domu pałętał.
- Może i jest. Tylko nie wiem czy chcę się z tobą widzieć. - Warczę wściekle i jeśli bym mógł to zabiłbym go spojrzeniem od razu.
- Mam do niej pilną sprawę. - To do niego nie podobne. Jakie znowu sprawy.
- Nie zostawię was samych. - Fukam. W tym domu to ja jestem mężczyzną i muszę bronić mojej księżniczki. Najbardziej na świecie.
- Możesz być przy tej rozmowie. - Zaproponował spokojnie, coś mi tutaj nie pasuje.
- Wybaczyłeś mi to pobicie ? - Pytam przez śmiech.
- Już dawno. Zresztą może sam bym tak zareagował, gdybym miał taką dziewczynę.
- No dobra. Przekonałeś mnie. Wchodź, zanim się rozmyślę. - Ostrzegam. Niech lepiej nie zmarnuje, swojej jedynej szansy. Bo potem nie będzie już odwrotu.
- Cześć Ludmiła. - Powiedział Scott z uśmiechem.
- No hej ALex. Co ty tu robisz ? - Pyta zszokowana blondynka, nie spodziewała się go. Nie tutaj.
- Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia. - Mruczy. Tej jego propozycji bardzo się obawiam.
- Przekonamy się. - Bąkam pod nosem. Nie dam nikomu skrzywdzić mojej dziewczyny.
- Federico. No mów o co ci chodzi. - Gani mnie wzrokiem. No co ? Nic takiego nie robię.
- Chciałbym abyś zagrała w moim filmie. - Czy ja się nie przesłyszałem, ten fagas chce, aby Lu była aktorką ? Chyba mu się w głowie, poprzewracało.
- Zagrała ? - Nie dowierza, w sumie ja też nie.
- Jesteś śliczna, więc się na dajesz i masz do tego talent. - Próbuje ją przekonać. Facet nie wie, że ona jednak mu odmówi.
- Nie mów mi, że jesteś reżyserem. - W moim głosie da się wyczuć notkę zwątpienia.
- Skończyłem studia o tym kierunku. - Zapewnia. Profesjonalista się znalazł.
- Z wielką chęcią bym się zgodziła, ale jestem w ciąży. - Mówi radosna. Bardziej woli być mamą.
- Gratuluję wam, to wielka szkoda. - Oj jakże jest mi też przykro. Niestety odwrotnie.
- Przepraszam cię bardzo. - Czy Lu właśnie żałuje. To nie możliwe.
- Nie przepraszaj, ale i tak zapraszam cię na plan. Musisz mi odwiedzić. - W końcu ja jej twarzy widnieje szczery uśmiech. Za pewne aktorstwo, to jej wielkie marzenie.
- No dobrze. - Odparła bez emocji.
- To trzymaj się i nie zapomnij. - Całuję ją w policzek i wychodzi z mieszkania. Ile bym dał, by spełnić jej najskrytsze marzenia.
Violetta- Francesca, zdobądź w sobie odwagę. - Słyszę w jej głosie znaczącą motywację.
- To wiem. Tylko jak ? - Musi mi pomóc, bo sama nie dam sobie rady.
- Zaproponuj spotkanie, na przykład jutro. - Proponuje Vils. Myślę, że powinnam jej zaufać.
- Dopiero ? - Pytam. Jestem raczej z osób bardzo nie cierpliwych.
- Jeśli chcesz sobie wszystko poukładać w głowie, to tak zrób. - Twierdzi Castillo.
- Ufam tobie i wiem, że dobrze mi podpowiadasz. - Odparłam.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się do mnie. Jej przyjacielska natura, bardzo mi sprzyja.
Federico
Moja kochana Ludmiła, jest dopiero w początku drugiego miesiąca a już ma swoje małe humorki. Jeśli tak na razie, wyglądają początki, to ja dziękuje. Blondynce towarzyszą emocje, nad którymi nie potrafi zapanować. Kiedy oznajmiała mi, że jest w ciąży to myślałem, że ten czas będzie dla nas usłany różami. Lecz jest inaczej. Codziennie czegoś ode mnie wymaga. W sumie nie mogę narzekać. Będę autorytetem dla mojego potomka. To wzbudza we mnie radość. Będę musiał wytrzymać te siedem miesięcy. Dam radę, przecież jestem facetem.
- Kochanie czy mógłbyś przynieść mi do salonu truskawki. - Słyszę donośny krzyk mojej dziewczyny, który dobiega z salonu. Ferro ma teraz dogodne życie. Nic nie robi, tylko całymi dniami leży.
- Tak. Zaraz przyniosę. - Odkrzyknąłem, muszę sprostać jej wymaganiom. Nie chcę aby się na mnie zawiodła. Robię wszystko ile mam sił.
- Jesteś kochany. - Uśmiecha się pod nosem, gdy wchodzę z miską świeżych owoców.
- Proszę. - Podaję jej również z uśmiechem. Widzę zadowolenia na jej twarzy i to mi się podoba.
- Skarbie, zapomniałam o bitej śmietanie. - Mówi speszona.
- Nic nie szkodzi. Pójdę po nią, a ty tutaj odpoczywa. - Stwierdziłem. Nie chcę by się przemęczała.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz ? - Pyta, kiedy ponownie wracam i zajmuję miejsce obok niej.
- Po prostu kocham cię. - Odparłem i całuję jej czoło.
- Ja na twoim miejscu dawno bym zwiała. - Śmieję się, a do tego zajada truskawki.
- Nie oceniaj się tak. To normalne. - Odpowiedziałem. Nic tutaj nie jest z jej winny.
- Wiem, tylko źle mi z tym, że tak bardzo cię wykorzystuję. - Mówi smutna. Blondynka nigdy nie zważa na moje słowa. Przecież nic mi się nie stało, że podałem jej kilka rzeczy.
- Nie robisz tego specjalnie. - Głaszczę ją po brzuchu. Chciałbym znać już płeć, chociaż jest to teraz najbardziej nie możliwe. To dopiero drugi miesiąc.
- Zastanawiałeś się nad imionami ? - Pyta. No właśnie, imiona. Nie chciałem naciskać. Dobrze, że sama poruszyła ten temat.
- A ta działka należy do mnie ? - Na mojej twarzy pojawia się cień uśmiechu.
- Tak, chciałabym abyś to ty wybrał. - Oznajmia pewna. No po prostu kocham ją.
- Jesteś pewna ? - Muszę się upewnić, by mieć pewność, że mówi to nie tylko z emocji.
- Tak. - Słyszę w jej głosie stu procentowe przekonanie.
- Dobrze. Chłopczyk mógłby mieć na imię Jonathan, a dla dziewczynki Elizabeth.
- Śliczne imiona. Wiedział, że wybierzesz piękne imiona, godne naszego dziecka. - Rozczula się i całuje mnie w usta. Malinowe.
- Słodka jesteś. - Przyznaję. Moja słodycz.
- Otworzysz ? - Pyta Lu, kiedy w naszym mieszaniu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Bez zastanowienia podchodzę do drzwi. Tej osoby to tutaj bym się nie spodziewał. Co on tu robi ?
- Po co tu przyszedłeś ? - Pytam wściekle. Nie chcę mieć już z nim żadnych problemów.
- Ty tak zawsze witasz gości ? - Prycha. To są jakieś żarty. Ten gość wkurza mnie do kwadratu.
- Tych nie miłych. Zawsze. - Uśmiecham się kpiąco. Niech wyczuje sarkazm.
- Bardzo śmieszne. Jest Lu ? - Czy on nie zna granic, nie będzie mi się po domu pałętał.
- Może i jest. Tylko nie wiem czy chcę się z tobą widzieć. - Warczę wściekle i jeśli bym mógł to zabiłbym go spojrzeniem od razu.
- Mam do niej pilną sprawę. - To do niego nie podobne. Jakie znowu sprawy.
- Nie zostawię was samych. - Fukam. W tym domu to ja jestem mężczyzną i muszę bronić mojej księżniczki. Najbardziej na świecie.
- Możesz być przy tej rozmowie. - Zaproponował spokojnie, coś mi tutaj nie pasuje.
- Wybaczyłeś mi to pobicie ? - Pytam przez śmiech.
- Już dawno. Zresztą może sam bym tak zareagował, gdybym miał taką dziewczynę.
- No dobra. Przekonałeś mnie. Wchodź, zanim się rozmyślę. - Ostrzegam. Niech lepiej nie zmarnuje, swojej jedynej szansy. Bo potem nie będzie już odwrotu.
- Cześć Ludmiła. - Powiedział Scott z uśmiechem.
- No hej ALex. Co ty tu robisz ? - Pyta zszokowana blondynka, nie spodziewała się go. Nie tutaj.
- Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia. - Mruczy. Tej jego propozycji bardzo się obawiam.
- Przekonamy się. - Bąkam pod nosem. Nie dam nikomu skrzywdzić mojej dziewczyny.
- Federico. No mów o co ci chodzi. - Gani mnie wzrokiem. No co ? Nic takiego nie robię.
- Chciałbym abyś zagrała w moim filmie. - Czy ja się nie przesłyszałem, ten fagas chce, aby Lu była aktorką ? Chyba mu się w głowie, poprzewracało.
- Zagrała ? - Nie dowierza, w sumie ja też nie.
- Jesteś śliczna, więc się na dajesz i masz do tego talent. - Próbuje ją przekonać. Facet nie wie, że ona jednak mu odmówi.
- Nie mów mi, że jesteś reżyserem. - W moim głosie da się wyczuć notkę zwątpienia.
- Skończyłem studia o tym kierunku. - Zapewnia. Profesjonalista się znalazł.
- Z wielką chęcią bym się zgodziła, ale jestem w ciąży. - Mówi radosna. Bardziej woli być mamą.
- Gratuluję wam, to wielka szkoda. - Oj jakże jest mi też przykro. Niestety odwrotnie.
- Przepraszam cię bardzo. - Czy Lu właśnie żałuje. To nie możliwe.
- Nie przepraszaj, ale i tak zapraszam cię na plan. Musisz mi odwiedzić. - W końcu ja jej twarzy widnieje szczery uśmiech. Za pewne aktorstwo, to jej wielkie marzenie.
- No dobrze. - Odparła bez emocji.
- To trzymaj się i nie zapomnij. - Całuję ją w policzek i wychodzi z mieszkania. Ile bym dał, by spełnić jej najskrytsze marzenia.
Gdy wróciłam z spotkania z Francescą, w moim gabinecie zauważyłam czerwone pudełeczko. Było takie śliczne, że nie wiem jak mam opisać uczucia, które przy tym mi towarzyszyły. Przede wszystkim, byłam bardzo podekscytowana. Pierwszy raz ktoś wobec mnie zdobył się na taki gest. W środku znajdował się naszyjnik od Swarovsiego. Zawsze o takim marzyłam. Mój tajemniczy wielbiciel zna mnie bardzo dobrze. Od popołudnia nie zdejmuję go. Za bardzo mi się podoba, aby go zdjąć. Kiedy wróciłam z pracy, wzięłam sobie długą kąpiel z winem. Było mi za dobrze. Całym sercem trzymam kciuki za Fran, musi się jej udać. Diego ją kocha i nigdy z niej nie zrezygnuje. W tej chwili chętnie obejrzałabym jakiś film, godny polecenie, lecz nie mogę nadal się zdecydować. Nagle w moim apartamencie rozbrzmiewa dźwięk dzwonka. Podchodzę do drewnianej konstrukcji i z wielką przyjemnością otwieram ją. Jeszcze jego mi tu brakowało. Po co on w ogóle tu przyjechał. Mam już go serdecznie dość.
- Leon, co ty tutaj robisz ? - Spytałam od razu, bez przywitania się, chociażby dlatego, że kultura osbista tego wymaga. Widocznie, nie poznałabym jej zbytnio za dobrze.
- Przyszedłem do ciebie, bo to nie może czekać. - Stwierdził. Naprawdę to coś jest tak ważne.
- Coś nie tak w firmie ? - Pytam, bawiąc się palcami z nerwów.
- Z pracą wszystko dobrze. Muszę porozmawiać z tobą. - Wyszeptał. Powinnam w tej chwili bać się. Jednak tak nie jest. To dziwne
- Wchodź, nie będziemy rozmawiać na klatce. - Proponuję, nie chcę aby moi sąsiedzi wiedzieli o moich problemach. Skoro są plotkarscy.
- Chcę być wobec ciebie szczery. - Wyjaśnił, delikatnie spuszczając głowę.
- Nie wiem o czym mówisz. - Zaśmiałam się nerwowo.
- Wiele rzeczy działo się w ostatnim czasie między nami. Ten pocałunek z Camilą nic dla mnie nie znaczył. Wiesz dlaczego ?- Pyta, kręcę głową na znak "nie" - Nie kocham jej. To było zwykłe cmoknięcie. - Fuknął. Verdas jakie to miłe.
- To czemu oddałeś pocałunek ? - Ciągnę dalej, jeśli zdobył się na szczerość, to niech wszystko mi wyjaśni.
- Nie wiedziałem co wtedy robię. Wiem, że jestem dupkiem. - Mówi i łapie moją dłoń.
- Każdy się myli. - Chcę go jakoś oswoić. Nie mam do niego żadnych pretensji. Jest dobrze.
- To mnie wcale nie usprawiedliwia. - Delikatnie się uśmiechnął.
- Chcesz mnie pocieszyć ? - Chichoczę. Te jego gesty są tak urocze.
- Możliwe. Widzę, że biżuteria się spodobała. - Zauważa. Czyżby to on był nim ?
- Mogłam się domyślić. To ty jesteś tym wielbicielem. - Oznajmiałam, patrząc na niego.
- A co ? Nie odpowiadam ci ? - Śmieję się gardłowo. Cały on. Lubi prawić niespodzianki.
- Nie. Jest bardzo przystojny. - Czy ja próbuję z nim flirtować ? Co jest z tobą Castillo ?
- Miło mi. - Uśmiecha się, ma bardzo perliste zęby.
- Skąd wiedziałeś, że kocham Swarovskiego ? - Pewnie w moim oczach może ujrzeć iskierki.
- Tajemnica. Mam być zazdrosny ? - Przysuwa się blisko mnie. Nie wiem co powinnam zrobić.
- Niby czemu ? - Jednak się od niego nie odsunęłam. Brnę w to dalej.
- Jesteś taka piękna. Kocham cię. - On to powiedział. Te piękne dwa słowa, których nigdy od niego nie usłyszałam, ale dzisiaj jest inaczej.
- Ty powiedziałeś to ? - Nie mogę w to uwierzyć. Leon Verdas mnie kocha.
- Tak. Kocham cię. - Pieści moje podniebienie.
- Ja ciebie też, bardzo kocham. - Całujemy się do utraty tchu. Potem Verdas ściąga gumkę z moich włosów, a one opadają na moje ramiona. Pełni namiętności, kierujemy się w stronę sofy. Coś czuję, że to będzie bardzo miły wieczór. W późniejszym tempie, wiadomo do czego doszło pomiędzy nami. Od teraz mam nadzieję, szatyn będzie mnie nazywał " moja dziewczyna "
- To czemu oddałeś pocałunek ? - Ciągnę dalej, jeśli zdobył się na szczerość, to niech wszystko mi wyjaśni.
- Nie wiedziałem co wtedy robię. Wiem, że jestem dupkiem. - Mówi i łapie moją dłoń.
- Każdy się myli. - Chcę go jakoś oswoić. Nie mam do niego żadnych pretensji. Jest dobrze.
- To mnie wcale nie usprawiedliwia. - Delikatnie się uśmiechnął.
- Chcesz mnie pocieszyć ? - Chichoczę. Te jego gesty są tak urocze.
- Możliwe. Widzę, że biżuteria się spodobała. - Zauważa. Czyżby to on był nim ?
- Mogłam się domyślić. To ty jesteś tym wielbicielem. - Oznajmiałam, patrząc na niego.
- A co ? Nie odpowiadam ci ? - Śmieję się gardłowo. Cały on. Lubi prawić niespodzianki.
- Nie. Jest bardzo przystojny. - Czy ja próbuję z nim flirtować ? Co jest z tobą Castillo ?
- Miło mi. - Uśmiecha się, ma bardzo perliste zęby.
- Skąd wiedziałeś, że kocham Swarovskiego ? - Pewnie w moim oczach może ujrzeć iskierki.
- Tajemnica. Mam być zazdrosny ? - Przysuwa się blisko mnie. Nie wiem co powinnam zrobić.
- Niby czemu ? - Jednak się od niego nie odsunęłam. Brnę w to dalej.
- Jesteś taka piękna. Kocham cię. - On to powiedział. Te piękne dwa słowa, których nigdy od niego nie usłyszałam, ale dzisiaj jest inaczej.
- Ty powiedziałeś to ? - Nie mogę w to uwierzyć. Leon Verdas mnie kocha.
- Tak. Kocham cię. - Pieści moje podniebienie.
- Ja ciebie też, bardzo kocham. - Całujemy się do utraty tchu. Potem Verdas ściąga gumkę z moich włosów, a one opadają na moje ramiona. Pełni namiętności, kierujemy się w stronę sofy. Coś czuję, że to będzie bardzo miły wieczór. W późniejszym tempie, wiadomo do czego doszło pomiędzy nami. Od teraz mam nadzieję, szatyn będzie mnie nazywał " moja dziewczyna "
_____________________________*_____________________________*_______________
Witajcie ! Moi kochani, chciałam wam zrobić wielką niespodziankę.
Za pomocą Maggie uświadomiłam sobie, że marzycie o tym aby
V. i Leon byli razem. Więc ich związek zaczyna się rodzić w tym
rozdziale ♥. Jeśli wszystkich zadowoliłam to się bardzo cieszę :)
Dziękuje, również za wszystkie komentarze <3
Pamiętajcie, bardzo was kocham ^^
Chociaż wiem, że długo mnie nie było xD
Związek L. i V. niby kwitnie, ale nie długo wyjdą wszystkie
sekrety na jaw. Ktoś ucierpi i to bardzo ;/
Francesca jest w ciąży. To coraz bardziej komplikuje sprawy
związane z fałszywym związkiem Diego'a i Violetty.
Co będzie z nimi dalej ? Zostawię sobie w małym sekrecie.
Federico cudowny tatuś prawda ? Miał odwagę przeprosić Alex'a.
Czy uważacie, że ma szczere intencje ? Wyobrażacie sobie, Lu
jako aktorkę !? xD
To koniec notki, teraz czekam na waszą opinię :)
Postanowiłam, że miejsca nadal będę zajmować :P
I zobaczę pod tym rozdziałem co będzie.
Kocham was bardzo ♥ Madzia :*
+ zapraszam do zakładki bohaterzy abyście poznali Alex'a i Davida.
~ http://violetta-love-new-story.blogspot.com/p/bohaterzy.html
Witajcie ! Moi kochani, chciałam wam zrobić wielką niespodziankę.
Za pomocą Maggie uświadomiłam sobie, że marzycie o tym aby
V. i Leon byli razem. Więc ich związek zaczyna się rodzić w tym
rozdziale ♥. Jeśli wszystkich zadowoliłam to się bardzo cieszę :)
Dziękuje, również za wszystkie komentarze <3
Pamiętajcie, bardzo was kocham ^^
Chociaż wiem, że długo mnie nie było xD
Związek L. i V. niby kwitnie, ale nie długo wyjdą wszystkie
sekrety na jaw. Ktoś ucierpi i to bardzo ;/
Francesca jest w ciąży. To coraz bardziej komplikuje sprawy
związane z fałszywym związkiem Diego'a i Violetty.
Co będzie z nimi dalej ? Zostawię sobie w małym sekrecie.
Federico cudowny tatuś prawda ? Miał odwagę przeprosić Alex'a.
Czy uważacie, że ma szczere intencje ? Wyobrażacie sobie, Lu
jako aktorkę !? xD
To koniec notki, teraz czekam na waszą opinię :)
Postanowiłam, że miejsca nadal będę zajmować :P
I zobaczę pod tym rozdziałem co będzie.
Kocham was bardzo ♥ Madzia :*
+ zapraszam do zakładki bohaterzy abyście poznali Alex'a i Davida.
~ http://violetta-love-new-story.blogspot.com/p/bohaterzy.html