środa, 26 sierpnia 2015

Chapter 26 ~ Ukochana

Kochać i tracić, pragnąć i żałować. Padać boleśnie i
znów się podnosić.

Rozdział z dedykacją dla Tini ♥
____________________________________________

Violetta
Nie mogę w to uwierzyć, że Leon we własnej osobie stoi przede mnę.  Raczej mam halucynacje lub coś sobie wyobraziłam. Widać, już ze mną jest coraz gorzej, ale przecież po co miałabym to robić?
To na pewno jest on. Nic się nie zmienił przez ten czas, może troszkę dorosnął. Te jego szmaragdowe oczy są nadal tak zniewalające, a jego uśmiech robi ze mną wszystko czuję, że jest to na pewno prawdziwa miłość i nie wiem czy jeszcze jest przez z niego odwzajemniana. Wiem, jedno nie przyjechał tutaj bez powodu. Może właśnie postanowił pogodzić się z bratem, bo co jest mi wiadomo, miał zostać we Włoszech jeszcze miesiąc, a jest jednak prędzej. W takim razie coś musi być na rzeczy, bo nie ma innej opcji. Nie zastanawiając się dłużej postanawiam się wtulić w jego ramiona, których tak bardzo mi brakowało. Tęsknota, zdecydowanie mnie dobijała. Przytulając się do niego, czuję jak jego serce szybko bije. Może jest jeszcze jakaś dla nas szansa? Nie mogę go odpuścić, nie teraz, bo nie chcę dać wolnej ręki Sophie. Chcę być tą jedyną, tylko dla Leona i niczego więcej nie pragnę. Wiem na pewno, że wrócił w pewnym stopniu dzięki mojemu listowi.
- Leon? - Upewniam się, po oderwaniu się od jego silnych ramion. Zdecydowanie mogłabym się od niego nie odrywać, ale jednak to zrobiłam. Było mi przy nim, tak bezpiecznie. Uśmiecham się.
- Tęskniłem, za tym twoim uśmiechem. - Oznajmia, z nutką erotyzmu. Czuję, że zaraz zapadnę się pod ziemię, a moje policzki będą tak bardzo czerwone. Zapomniałam, że był najlepszy w komplementach.
- Ja też za tobą tęskniłam. - Mówię delikatnie się uśmiechając, gdy moje emocje się zmniejszają.
- Już nic nie mów. - Nie rozumiem jego. Czemu mam nic nie mówić? Jednak potem robi się to dla mnie takie proste. Podchodzi bliżej mnie i koniuszkiem palca gładzi mój podbródek, wywołując u mnie ponowną falę emocji. Zbliża coraz bliżej swoje usta i składa na nich namiętny pocałunek. Już wiem, że również brakowało mi jego słodkich ust. Leon jest moim facetem marzeń.
- Leon, ja. - Próbuję coś powiedzieć, po oderwaniu, ale jednak nie jest mi to dane. Dlaczego?
- Zanim coś mi więcej powiesz, to chodź. -  Mruczy mi do ucha. Czyżby miał coś specjalnie zaplanowane? Jestem bardzo ciekawa. Gdy mam otworzyć usta, on już mnie uprzedza.
- Nie pytaj, tylko mi zaufaj. - Szepcze szczęśliwy. Nic innego mi nie zostało, jak go posłuchać.
- Dobrze. - Mówię cichutko, z delikatną chrypką, nie wiem czego powinnam się po nim spodziewać.

***
Po trzydziestu minutowej jeździe z Verdasem, jego autem. Mogę stwierdzić, że nie jeździ ze mną dość szybko. Za co w duchu mu dziękuje. Nienawidzę jak faceci, lubią się popisywać przed dziewczynami, tym co potrafią swoimi zabawkami. Wolę bezpieczeństwo i to jest dla mnie priorytetem i myślę, że dla Leona też jest to ważne. Nadal nie mogę stwierdzić w jakim kierunku jedziemy, bo nigdy nie byłam w tej części Nowego Yorku, może jest tak, że chce coś mi ciekawego pokazać, a ja nie powinnam się o nic martwić. W czasie jazdy między nami panuje cisza. W sumie, to i dobrze. Wolę tą ciszę, niż zbędną rozmowę. Szatyn przełamał barierę i bez nieśmiałości swoją rękę, trzyma na moim udzie. Ponownie wywołuje u mnie falę ciepła. Czemu tylko przy nim mogę być szczęśliwa? Chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi na to pytanie. W końcu docieramy na metę, naszej podróży. Co my robimy na tak śliczny osiedlu?
- Zdradzisz mi, dlaczego tutaj jesteśmy? - Pytam, po chwili zachwytu.
- Potem ci wszystko wytłumaczę. - Mówi i puszcza do mnie oczko. Nie moja wina, że chcę wiedzieć, dlaczego tutaj mnie przywiózł, przecież są tutaj najnowsze apartamenty. Dalej nic nie mówiąc, szatyn łapie mnie za dłoń i ciągnie do środka budynku, po wpisaniu kodu przez Leona możemy wejść. Skąd on zna tutaj kody? Może mieszka, tutaj jego znajomy? Tyle pytań, a zeru odpowiedzi.  Nienawidzę tego. Potem wsiadamy do windy i wychodzimy z niej dopiero na 5 piętrze. O co tutaj chodzi?
Leon razem ze mną podchodzi do drzwi, numer 28. 28? Czyżby jakaś szczególna liczba? To nie to.
Po odtworzeniu drzwi, zamiast pozwolić mi samej wejść, to bierze mnie na ręce. Teraz to już go całkiem nie rozumiem. Po przejściu przez próg, opuszcza mnie na dół. Nikogo w tym mieszkaniu nie ma. W salonie przeważa biel, wymieszana z szarością. Właściciel mieszkania zdecydowanie   urządzał go w stylu skandynawskim.
- Do kogo należy to mieszkanie? - Pytam po chwili. Chcę wiedzieć. Czy to źle? Raczej, nie.
- Do nas, skarbie. - Oznajmia z radością, a potem całuje mnie w policzek. Chyba się przesłyszałam. Kupił nam mieszkanie? Skąd u niego była ta pewność, że do niego wrócę?
- Jak to do nas? Przecież nie wróciliśmy do siebie. - Mówię zszokowana, bo nie wiem co mam myśleć po tym pocałunku. Może, szatyn uważa inaczej.
- Ja jestem innego zdania. - Stawia i muska szybko moje usta. Szaleniec kochany.
- Musimy sobie wiele wyjaśnić zanim będziemy ponownie razem. - Oznajmiam mu.
- Masz rację, musimy ze sobą porozmawiać. - Przytakuje mi. Nie chcę, abyśmy wrócili do siebie chociaż bez krótkiej rozmowy, której teraz tak bardzo potrzebuję.
- Dlaczego postanowiłeś wrócić? - Postanowiłam pierwsza zrobić ten krok. Bardzo mnie to ciekawi.
- Wróciłem, aby odzyskać twoją miłość. - Mówi, z delikatnym uśmiechem. Wiem, że mówi prawdę.
- Aż tak bardzo ci zależy? - Pytam, z głupkowatym uśmiechem, siadając na jego kolanach.
- Zależy mi cholernie. Nie chcę cię ponownie stracić. - Mruczy i przytula mnie do siebie.
- Proszę cię tylko o jedno nie rozdrapujmy starych ran. Dobrze? - Nie chcę abyśmy wracali do spraw z kilkadziesiąt miesięcy. Chcę żyć z nim, chwilą,
- Nie mam takiego zamiaru.  - Oznajmia obejmując mnie w talii. Czuję, że ponownie się do siebie bardzo zbliżamy. Już zapomniałam, jak to jest czuć się kochanym.
- Widziałeś już swoją chrześniaczkę? - Pytam i muskam jego szyję, która tak ładnie pachnie.
- Nie, ale mam zamiar ją odwiedzić razem z tobą. - Bardzo miło zrobiło mi się na sercu.
- Zmieniłeś się. - Mówię z wielkim uśmiechem. Widzę to w jego oczach.
- Dużo rzeczy zrozumiałem będąc we Włoszech. Violetta zostaniesz ponownie moją dziewczyną?
- Chcę i to bardzo. - Mówię, delikatnie szepcząc do jego ucha.
- Kocham cię, mała. - Oznajmia i puszcza do mnie oczko. W końcu po długim czasie, powiedział, że mnie kocha. Myślałam, że nigdy nie doczekam takiego monumentu. Jednak marzenia się spełniają.

Leon
Z mojego błogiego snu, budzę się po godzinie dziewiątej, mając w objęciach cały mój świat. Tak. Violetta Castillo jest dla mnie wszystkim i dużo dla mnie znaczy. Budząc się obok niej, czuję, że jestem szczęśliwym mężczyzną, który już ma wszystko. Ukochana jest dla mnie życiem i dzięki niej wiem, że zaznam szczęście. Oczywiście planuję przyszłość z nią. W sumie mam wiele planów, co do niej. Violetta nawet gdy śpi, to wygląda tak bardzo uroczo. Zbliżam się do jej twarzy by móc ucałować jej czoło. Wczoraj rozmawialiśmy bardzo długo do późnego wieczora i opowiedziałem jej o wszystkim. Chcę być dla niej szczery i to samo wymagam od niej. Chociaż czuję, że jest taka mała sprawa, o której na pewno mi nie powiedziała. Może jeszcze nie był na to gotowa? Albo to ja sobie ponownie coś ubzdurałem, głupi ja. Całując ją, chyba musiałem ją obudzić, chociaż tego nie chciałem. No cóż, to samo wyszło. Jej czekoladowe oczy, rozpromieniają się na mój widok. 
- Już wstałaś? - Pytam, mrucząc i delikatnie się uśmiechając.
- Tak, wolałam popatrzeć na moje słodziaka. - Uśmiecha się również, niebywale ślicznie.
- Czyżby jest to mowa o mnie? - Poruszam śmiesznie brwiami, aby jeszcze bardziej  rozluźnić  sytuację. Chcę być dla niej bardzo troskliwy i czuły, by nie zranić jej uczuć do mnie.
- No pewnie, że tak. - Wzdycha i muska moje usta. Mmm, jaka przyjemność. Czułość to jej drugie imię. Vilu wie, jak sprawić mężczyźnie rozkosz. Mnie osobiście wystarczą tylko jej usta.
- Czy ty mnie prowokujesz? - Pytam i ponownie poruszam brwiami. Na co ona odpowiada mi śmiechem. Cudownie się uśmiecha. Jej uśmiech, to wielka dla mnie radość.
- Ależ skąd. - Mówi i jej ręka zjeżdża coraz niżej za mój tors. Intrygantka. Wiem, że na pewno chciała mnie sprowokować swoim wdziękiem. W tej koszuli nocnej wygląda kusząco.
- Coś ci nie mogę uwierzyć. - Odpowiadam ze śmiechem. Kochana.
- Idę się wykąpać, idziesz ze mną? - Pyta, muskając mój tors. Błagam niech przestanie, bo nie będę mógł się już jej oprzeć. Niestety będę jej musiał odmówić, obowiązki mnie wzywają.
- Nie, muszę sprawdzić pocztę. - Mówię to z wielką trudnością. Tak bardzo chciałbym, ale praca czeka. Mówi się trudno, na pewno będzie jeszcze taka okazja, niebawem. 
- Szkoda, ale zrobisz śniadanko? - Pyta, ze smutną minką. 
- Dla ciebie wszystko. - Całuję jej dłoń, a ona wstaje z łóżka i zgrabnym ruchem, kręcąc tyłeczkiem, idzie w stronę łazienki. Ona chyba chce ponownie mnie uwieźć. 
***
- Smakowało ci śniadanie? - Pytam, gdy widzę, że moja ukochana zjadła naleśniki z owocami.
- Było wyśmienite. Już wiem, że świetnie gotujesz. - Mówi, z uśmiechem. Moja miłość do niej, z każdym dniem się umacnia. Czemu byłem takim dupkiem zostawiając ją? Idiota ze mnie.
- Gotować dla ciebie to czysta przyjemność. - Oznajmiam, z całą prawdą. Po co mam to kryć.
- Masz dzisiaj jakieś plany? - Pyta po chwili. Znając mnie mój grafik jest zapełniony, ale dla niej zawsze znajdę czas, bo jest dla mnie bardzo ważną osobą, w życiu. 
- Tak, idę porozmawiać z Diego. A ty? - Pytam zaciskając usta. Bardzo boję się ponownej rozmowy z nim. Oby wybaczył mi moje chłopięce zachowanie. Już wiem, że Violetta w niczym nie zawiniła.
- Wykład na mnie czeka. - Mówi, wzdychając. Chyba nie za bardzo, chcę się jej na niego iść. 
- Zapomniałem, moja studentko. - Oznajmiam z głupkowatym uśmiechem. 
- Ale mam nadzieję, że przyjdziesz po mnie. - Mruczy słodkim głosem. I jak jej odmówić? 
- Oczywiście. A Diego dzisiaj będzie na zajęciach? - To ważne, bo nie wiem gdzie mam się udać, by z nim móc porozmawiać. Chcę go przeprosić za moje zachowanie, które było kretyńskie.
- Nie, jest w pracy. - Oznajmia z figlarnym uśmiechem, coś czuję, że dzisiejsza noc będzie nie przespana. Bo Violi, zbiera się chyba na amory.
- To będę musiał iść do firmy, zresztą muszę spotkać się też z rodzicami. - Wzdycham krótko.
- A co będziemy robić wieczorkiem? - Pyta, siadając mi na kolanach. Wiedziałam, że się o to spyta.
- A co moja księżniczka sobie życzy? - Zarzucam kosmyk jej włosów, który zakrywa jej twarz.
- Chcę spędzić z tobą miły czas. - Mruczy mi do ucha. Chyba wiem, co ma na myśli.
- To idziemy na randkę. - Mówię z rozbawieniem.  Moja niegrzeczna dziewczynka.
- Powiadasz, że idziemy na randkę? - Muska moją szyję, wywołując u mnie dreszcz.
- Tak, śliczna. - Uśmiecham się promiennie w jej stronę. 
- To, o której mam być gotowa skarbie? - Pyta, z wielkim uśmiechem. Jej perliste zęby są zbyt piękne
- Bądż w parku o 16. - Mówię, po chwili zastanowienia. Ta godzina będzie idealna.
- Na pewno będę, a teraz muszę iść. - Mówi smutnym głosem. Już wiem, że wolałaby zostać ze mną.
- Musisz? - Pytam ze smutkiem. Chciałbym, aby została, no ale studia wzywają.
- Wykład czeka. - Przypomina mi nagle. Tak wiem, Violu. Po chwili wstaje z moich kolan.
- Czemu idziesz tak skąpo ubrana? - Pytam, w wyrzutem. Powinna ograniczyć sukienki na wykłady.
- Nie przesadzaj, zazdrośniku. - Mówi czule i składa na moich ustach pocałunek, po czym wychodzi zabierając ze sobą torebkę i telefon.

Diego
Dzisiejszą noc spędziłem niespokojnie, jak i również nie przespanie. Dlaczego? Mój kochany synuś, całą noc nam płakała, bo miał kolkę. Nie chciałem obciążać Fran, więc postanowiłem, że to ja będę przy nim całą noc. By moja żona, mogła się wyspać, po porodzie. Zresztą dla mojej rodziny zrobię wszystko, co będę w stanie. James usnął nam dopiero po godzinie 9, kiedy powinienem przygotowywać się do pracy, kiedy Violetta odeszła jest coraz ciężej w pracy, bo muszę pracować za dwie osoby. Teraz muszę wykonywać dwie reklamy, bo szanowana pani Sophie, zażyczyła sobie, że mają być gotowe na dziś. Mam dosyć tej kobiety, ale co mam na to poradzić. Skoro Leon z ojcem ją zatrudniali, to chyba wiedzieli co robią. Po chwili do mojego gabinetu, dobiega pukanie do drzwi, a po chwili do środka wchodzi blondynka. Jeszcze jej mi tutaj brakowało, wzdycham na jej widok.
- Diego, reklamy są już gotowe? - Pyta, z chytrym uśmiechem. Ona doprowadziły mnie kiedyś do szału.
- Nie jestem robotem. - Burczę wściekły.
- Powinnieś starać się. - Obdarowuje mnie złym spojrzeniem.
- Sophie. - Próbuję ją uspokoić, lecz na marne. Jej oczy robią się ciemniejsze. Uraziłem ją?
- Nie pozwalaj sobie. Nie jesteśmy ze sobą po imieniu. - Syczy zła.
- Mój ojciec powinien cię już dawno zwolnić. - Mówię ze śmiechem.
- Jesteś śmieszny. Życzę ci miłej pracy. - Tak, lepiej będzie jak już pójdziesz damo. Ona wie, jakich sposobów ma użyć, by się nad kimś wyżyć. Nie dziwię się Violi, że zrezygnowała z pracy. Tylko, że ja nie mogę bo mam rodzinę, na utrzymaniu i nie tak łatwo będzie mi znaleźć nowa pracę. Nagle do moich drzwi dobiega ponowne pukanie. Błagam w duchu, aby to nie była ona. Jednak osoba, która tutaj wchodzi bardzo mnie zaskakuje. Nie spodziewałem się tutaj jego.
- Leon? - Pytam nie dowierzając, że to on.
- Diego musisz mnie wysłuchać. - Stawia na swoim.
- Chyba nie mam innego wyjścia. - Mówię, z delikatnym uśmiechem.
____________________________*________________________

Hej wam wszystkim. Dzisiejszy rozdział, bardzo kolorowy <3
Leonetta wróciła do siebie ;*
I Leon będzie rozmawiał z Diego?
Myślicie, że się pogodzą?

Muszę wam przyznać, że ten rozdział pisało mi się
bardzo szybko ;*

Następny rozdział : Sobota/ Niedziela
Wszystko zależy od was czy się wyrobicie z komentowaniem :)
Rozdział 27 = 30 komentarzy ( bez liczenia zajmowanych miejsc) 
Myślę, że dacie razem.

I jak wasze wrażenia po koncertach z VL?
Podzielcie się nimi w komentarzach ;*

piątek, 21 sierpnia 2015

Chapter 25 ~ Urok

" Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani
od siebie odejdą."



_________________________________________
Rozdział dedykowany dla Rosalie ♥ ;*


~ 3 dni później
Francesca
Trzy dni temu urodziłam moje pierwsze maleństwo. Poród był bardzo bolesny, ale moja miłość do dziecka jest większa niż jakikolwiek ból. Dzisiaj razem z synkiem wychodzimy ze szpitala. Podczas porodu, był przy mnie Diego, ale zemdlał i nie zdążył przeciąć pępowiny. Był ze mnie bardzo dumny, że dałam radę, ale jego reakcja zaskoczyła mnie niesamowicie. Myślałam, że jest silny. Nasze maleństwo na imię ma James. Odkąd przyszedł na świat, słodko się uśmiecha przez sen.  Mój mały mężczyzna, mówię sobie cichutko tuląc do siebie Jima. Razem z nim czekam na mojego męża, który jeszcze nie przyjechał, a miał być kilka minut temu. Może ustał w korku? Po kilku minutach, do sali wparowuje on. Nareszcie jest, teraz marzę tylko o moim domku.
- Cześć kochanie. - Mówi radośnie i składa na moim policzku, delikatne muśnięcie.
- Jesteście gotowi? - Dopytuje z szelmowskim uśmiechem. Widać, że się cieszy. W końcu będziemy już razem w trójkę. Cudowne uczucie, być mamą.
- Tak. - Oznajmiam z rumieńcem na twarzy. 
- To jedziemy. - Mruknął, wzdychając głośno.
- Diego, chcę aby chrzestnymi naszego synka zostali Violetta i Leon. - Mówię szybko. Chciałam jeszcze dziś poruszyć z nim ten temat. Nie jestem do końca pewna czy zaakceptuje to.
- Dlaczego nie twoja siostra? - Pyta, marszcząc przy tym czoło.
- Chcę w ten sposób wyrazić wielką wdzięczność przyjaciółce. - Oznajmiam z uśmiechem.
- To wspaniały pomysł, mam świetną żonę. - Mówi i całuje moje usta. Tak bardzo mi go brakowało.
- Jestem taka szczęśliwa. - Uśmiechnęłam się do niego, najszerzej jak potrafiłam.
- Ja bardziej. - Oznajmia i obejmuje mnie w talii. Ja mimowolnie się w niego wtulam.
- Rozmawiałeś z Leonem? - Pytam. Chcę z nim o tym porozmawiać. Nie ukrywam, że wolałabym, aby się pogodzili, są braćmi i powinni sobie wybaczyć.
- Przecież wiesz, że nie. Nie był w Nowym Yorku dziewięć miesięcy. - Burczy zły, czyli temat Leona nadal , jest dla niego tak bardzo drażliwy.
- Szkoda, że nie było go nawet w święta. - Mówię smutna. Wtedy by może się pogodzili w tak magiczny wieczór, jakim jest wigilia.
- To prawda, ale to jego wybór. - Warczy brunet. Wiem, że żywi jeszcze do niego urazę.
- Diego, ale Leon to twój brat.  - Jęczę. Próbuję go jakoś przekonać, ale wiem, że robię to na marne.
- Nawet nie był na moim ślubie. - Kpi. No i co, że nie był? Diego zapomnij i żyj chwilą.
- Był zajęty stażem. Wybaczcie obaj sobie. - Wzdycham cicho. Ile będę musiała go prosić?
- Chciałabym wyciągnąć do niego dłoń, ale to nie ja obraziłem się. - Męska duma się w nim odezwała. Czemu wszyscy faceci tacy są? Muszą trzymać urazę? Nie rozumiem ich.
- Diego. - Proszę błagalnym spojrzeniem. Nie mam już do niego sił.
- Nie Fran. To są sprawy pomiędzy mną, a Leonem. - Oznajmia mi pewnie.
- Próbuję was zrozumieć, ale nie mogę. - Mówię, a on wywraca oczami. Jak ja tego nie lubię..
- Nie kłopocz się tym. - Uśmiecha się delikatnie w moją stronę i całuje moje czoło. Naszą chwilę, przerywa płacz maluszka. Przebudził się, bo do czasu, kiedy nie przyjechał Diego słodko spał.
- Ojeju. Mój mały przystojniak zaczął płakać. - Rozczulam się, biorę maluszka z nosidełka i przytulam do siebie. Trzymam cały mój świat w rękach, a obok mnie jest mój ideał.
- Ma oczy po nas. - Mówi roześmiany brunet, coś czuję, że synek będzie dla niego wszystkim.
- Wiem, kochanie. Oboje mamy ciemne, więc i on posiada je. - Oznajmiam.
- Bardzo was kocham. - Takie miłe słowa i na dodatek z jego ust.
- My ciebie też. - Odpowiadam mu tym samym i posyłam mu uśmiech.
- James czas do domu. - Mówi brunet i odbiera małego z moich rąk, wkładając go z powrotem do nosidełka. Muszę udzielić kilku rad jemu, jak powinien opiekować się nim.
- Tylko uważaj na niego. - Nakazuję. Nie chcę aby coś mu się stało.
- Skarbie, wiem jak mam się zając synem. - Powiedział z śmiechem. Pewnie bawi go moja opiekuńczość, nic dziwnego to pierwsze moje dziecko.
- Oczywiście, że wiem, ale jednak się boję. - Mówię mu całą prawdę.
- To zrozumiałe. Jest taki malutki. - Uśmiechnął się lekko.
- Mój, Jamie. - Oznajmiam, dotykając jego rączki, która jest bardzo malutka. Wiem, że prawdziwe szczęście dostaje się za darmo. A moim szczęściem, jest moja rodzina.
****
- Diego, proszę abyś był ostrożny. - Oznajmiam, kiedy mój mąż, wkłada Jamesa do jego łóżeczka,
- Fran, za bardzo jesteś opiekuńcza. - Mówi to ze śmiechem, a ja tylko wzruszam ramionami.
- Chcę, żeby czuł się bezpiecznie. - Puściłam mu oczko i wtuliłam się w jego ramię.
- Jest tak i już nic nie mów. - Zaśmiał się cicho, za co uderzyłam go leciutko.
- No dobrze, ale włącza mi się zawsze instynkt macierzyński. - Prawda. Jestem przejęta tym i to bardzo. Nigdy nie pytałam mojej mamy, jak poradziła sobie z wychowaniem mnie i Clary, ale wiem, że musiało być jej ciężko. Bo wiem, że również była mamą w młodym wieku.
- Proszę cię. Jestem tatą i wiem co robić. - Zapewnia mnie. Aha, czyli przyznaje się do tatusia.
- Mam taką nadzieję. - Drażnię się z nim. Wiem, że to uwielbia.
- Wątpisz we mnie? - Pyta z udawanym fochem. Jak ja go bardzo dobrze znam.
- Nie, ale nie chcę aby coś mu się stało. - Powtarzam te same słowa co w szpitalu.
- Pod moją opieką, wszystko jest pod kontrolą. - Porusza brwiami, wywołując u mnie śmiech.
- Twoi rodzice byli wczoraj u mnie. - Zaczynam. Chcę mu uświadomić, że jego mama bardzo się zmieniła. Ostatnio nawet mnie pytała, czy Violetta wybaczyłaby jej nie stosowane zachowanie.
- I co? - Dopytuje, zaciskając usta. Raczej jest bardzo ciekawy.
- Powiedzieli, że mają słodkiego wnuka. - Chichoczę szczęśliwa. Dobrze, że wszystko tak się ułożyło. Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi Violetty i Leona.
- To chyba dobrze, co nie? - Raczej bardzo dobrze.
- Zakochali się w nim, bo bardzo im ciebie przypomina. - Mówię, dotykając jego policzka.
- W końcu wiadomo mój syn. - Oznajmia pewny.  Duma, że ma syna, bardzo go rozpiera.
- Zaprosimy Vilu? - Pytam z nadzieją. Chcę aby zobaczyła swojego chrześniaka.
- To ja do niej zadzwonię, a ty go nakarm. - Mówi i całuje mój nos, po czym odchodzi, by móc zadzwonić do naszej przyjaciółki.

Ludmiła
Po ostrej wymianie zdań z moim narzeczonym, pogodziliśmy się bardzo szybko. Oboje zrozumieliśmy, że nie warto być na siebie złym. Oczywiście wyjaśniłam jeszcze raz na spokojnie, moje zdanie na temat aktorstwa brunetowi, a on zrozumiał mnie. Stwierdziłam jasno, że już nie chcę nią być i ma to uszanować.Ważne, że wszystko pomiędzy nami jest w porządku. Nie wytrzymałabym cichych dni. To byłoby dla mnie straszne. Cierpiałabym mocno, cieszę się, że Federico jest bardzo wyrozumiały. - Już jestem. - Słyszę chrypkowaty głos bruneta, który dobiega z holu. Dopiero wrócił z pracy, a jest już po 16. Odkąd w firmie, jest Sophie, Federico musi dłużej pracować. Co mnie strasznie irytuje. Ta kobieta, nie ma za grosz wyczucia, ale Leon za miesiąc wraca, więc mam nadzieję, że wszystko wróci do normy. Jestem ciekawa, czy nasza księżniczka oczaruje wujka Leona.
- Federico, ciszej. Mała przed chwilą zasnęła. - Ganię go wzrokiem, a on przytula mnie od tyłu i całuje mnie w policzek. Już wiem, jakie szczęście, czuła moja mama przy ojcu.
- Przepraszam. - Szepcze mi delikatnie do ucha, przygryzając je delikatnie. Cudowne uczucie.
- Jak było w pracy? - Pytam odwracając się do niego i zawieszając dłonie na jego szyi.
- Dobrze, ale Sophie daje nam popalić. - Jęczy. Mogłam się domyślić, to przez wymysły tej kobiety, brunet ma bardzo mało czasu dla mnie i córeczki. Po prostu musi pracować w domu, po godzinach.
- Jak tutaj brakuje Leona. - Wzdycham cicho. Kiedy on był, nigdy nie pozwolił wziąć pracy do domu.
- Zdecydowanie. - Przytakuje mi brunet. Marzę o tym, aby nasz przyjaciel wrócił szybciej.
- Kontaktowałeś się z nim? - Pytam, mocno się w niego wtulając.
- Tak, kilka razy rozmawiałem z nim. - Oznajmia, również mnie mocno obejmując.
- Kiedy ma zamiar nas odwiedzić? - Dopytuje smutna. Mam żal do niego, że ani razu do nas nie przyjechał, od swojego wyjazdu. Rozumiem, że pracuje, ale mógłby się urwać na chwilę.
- Powiedział, że nie długo. Kiedy dzisiaj z nim rozmawiałem, wydawał się bardzo tajemniczy. - Mówi. Verdas tajemniczy? Cóż, to nowość z jego strony.
- Co masz na myśli? - Nie rozumiem, co Federico chce przez to mi powiedzieć.
- Coś czuję, że wraca, ale nie chciał to wprost mi powiedzieć. - Powiedział pewnie. Wraca? Nie.
- Obiad na ciebie już czeka. - Mówię i całuję delikatnie skrawek jego szyi.
- Federico gniewasz się na mnie? - Unoszę brwi, rozszerzając swoje usta.
- Nie, dlaczego pytasz? - Przytula mnie jeszcze mocniej.
- No wiesz, nie byłeś zadowolony z tego, że odmówiłam Alexowi. - Poruszam jeszcze raz ten temat, bo nie jestem pewna, czy brunet tak naprawdę zrozumiał mnie.
- Zrozumiałem twoją decyzję i nie powinienem na ciebie naciskać. - Mówi i całuje mnie.
- Nie robiłeś tego. - Oznajmiam z uśmiechem. Jednym słowem, dobrze, że go mam.
- Tylko powiedz mi wprost, nie chcesz być już aktorką? - Dopytuje, z uśmiechem.
- Nie czuję tej fascynacji. - Powiedziałam czule i cichutko. Już wiem, czego tak naprawdę chcę. Chcę być świetną mamą i żoną, oraz wolę zostać recepcjonistką w firmie Verdasów.
- Mogłaś mi wcześniej powiedzieć. - Mówi leciutko urażony. Wtedy jeszcze czułam, że chcę nią być.
- Wtedy sama nie wiedziałam co chciałam od życia. - Szepnęłam. Jestem kobietą zmienną.
- Proszę nie kłóćmy się już nigdy więcej. - Zaczyna brunet, tuląc się do mnie.
- Obiecuję ci to. - Mówię donośnym głosem, który tak śmiesznie brzmi.
- Wiesz na co mam teraz ochotę? - Pyta, poruszając brwiami.
- Na pyszny obiad, który dla ciebie przygotowałam. - Mówię, z wielkim uśmiechem. Wolę z nim pograć, niż tak łatwo się mu poddać. Jestem twarda, a nie słaba.
- Na moją śliczną narzeczoną. - Oznajmia i zaczyna pieścić moją szyję, na której składa mokre pocałunki. Jeny, jak mi dobrze.
- Co jeśli Eli, się obudzi? - Pytam, z przejęciem. Nie chcę, aby maleństwo się przestraszyło.
- Musi zrozumieć, że jej tatuś ma potrzeby. - Mówi, a ja śmieję się z jego głupoty. Już po chwili leżę pod nim na kanapie. Zaczął mi rozpinać bluzkę, a ja mierzwiłam jego włosy. Tak strasznie mi brakowało fizycznego zbliżenia z nim. To jest pierwszy nasz raz, od mojego porodu.

Violetta
Przed chwilą wróciłam od szczęśliwego małżeństwa, Fran i Diego są dumni z ich synka. W sumie mały Jamie, bardzo mnie zaczarował. Mały przystojniak z niego i już wiem kogo będę rozpieszczała przez najbliższe lata. Fajnie, że Jimi jest moim chrześniakiem, bo będę miała większe pole do popisu.
A co u mnie? W sumie nic się nie zmieniło. Leon nadal się do mnie nie odzywa i za kilka tygodni kończę studia. Chyba czas już na mnie bym się ustatkowała, ale z kim? Moim powołaniem jest raczej zostanie starą panną z kotami. Nie, przecież mogę poczekać, jeszcze kilka lat na tego jedynego, który sprawi, że będę przy nim zawsze szczęśliwa. Marzenia. Każdy facet to dupek, na jakiś tam sposób.
Po chwili na mojego laptopa przyszło powiadomienie z poczty. Jestem ciekawa, kto to, przecież nikt do mnie tak dawno nie pisał. Wchodzę w główną stronę poczty i wyświetla mi się wiadomość od nieznanej osoby. Jakiś wróg? Nie wiem. Szybko otwieram ją i co tam widzę zaskakuje mnie niesamowicie. Nie wierzę, ma czelność do mnie pisać.
Do : Violetta Castillo
Od : Sophie Collins
Temat : .....
~ Dzień doberek Castillo. Nie wiedziałam, że masz aż taki gust. W sumie czemu ja się dziwię, zawsze wiedziałaś jaką ligę masz wybrać. :P

Do : Sophie Collins
Od : Violetta Castillo
Temat: .....
~ Nie rozumiem, co chcesz mi przez to powiedzieć. Lepiej będzie jak dasz mi święty spokój.
Jeśli w ogóle rozumiesz, co to znaczy. Z poważaniem Violetta Castillo.

Do : Violetta Castillo
Od : Sophie Collins
Temat : ....
~ Dziewczynka nie wie? To żart? Mówię o Leonie. Seks z nim to czysta przyjemność.
Już wiem, że ten facet umie sprawić rozkosz kobiecie. ;*

Od : Violetta Castillo
Do : Sophie Collins
Temat: Kłamstwo.
~ Myślisz, że zaboli mnie to co piszesz? Wiem, że kłamiesz, a mną nie będziesz manipulować. 
Mam to gdzieś z kim się pieprzysz. Daj mi spokój.

Zdenerwowana zamykam klapę od laptopa. Jest kretynką, jeśli myśli, że uwierzę w to co pisze. Chociaż mam głęboko gdzieś Verdasa, to jednak jestem pewna, że nie mógłby się z nią przespać.
Chyba, że się zmienił, ale nie zamierzam jej wierzyć. To zwykła idiotka, a mną nie będzie pomiatała.
A może to ja ślepo wierzę, w Leona? Przecież jest do wszystkiego zdolny.

Leon
Czwartek. Najgorszy dzień tygodnia, do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Jednak ja muszę to zrobić. Dlaczego to jest tak cholernie trudne? Muszę być taki nienormalny? Idiota. Nie chcę już dłużej cierpieć, gdy nie ma jej przy mnie. Potrzebuję jej i to bardzo. I wiem, że tylko Violetta pomoże mi wrócić do normalnego życia i dzięki niej będę się uśmiechał. Tylko czemu byłem, aż taki głupi? Może moja męska duma, nie chciała jej tak po prostu wybaczyć. Pewnie również, nie chciałem się przyznać, do tego, że to ona właśnie ma rację. Nie łatwo mi się do tego przyznać, ale bardzo za nią tęsknie. Jest dla mnie jak tlen, a bez niego nie można żyć. Już postanowione wracam jak najszybciej do Nowego Yorku i nie ma odwrotu. Moje rozmyślenie przerywa głos Juliet, która jest nie zadowolona z mojej rezygnacji. No cóż. Bywa. Nie można wszystkich uszczęśliwić.
- Leonie, czy jesteś tego pewien, że chcesz odejść? - Pyta ponownie Julia. Jestem tego pewien, jak nigdy czegoś innego. Nie mam zamiaru siedzieć tutaj cierpliwie, jeszcze miesiąc.
- Jak najbardziej. Ta decyzja jest przemyślana.  - Mówię pewnie. Teraz Leon, już wie czego od życia chce. Pragnę być szczęśliwy u boku mojej kobiety. Chcę być z tą jedyną, już na zawsze.
- Nie będę cię siłą zatrzymywała. - Mówi, wzdychając. I tak wiem, że jest nie zadowolona.
- Ale musisz mi powiedzieć co skłoniło cię do powrotu. - Stawia na swoim. Mam się jej tłumaczyć z osobistych problemów? Pierwsze słyszę.
- Kobieta, co tu wiele tłumaczyć. - Szepnąłem pod nosem, odwracając od niej wzrok.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem. - Cichutko się śmieje. Jeszcze wiele o mnie nie wie.
- Chcę o nią zawalczyć. Jest dla mnie wszystkim. - Mówię, myśląc o Vilu. Tak bardzo za nią tęsknie.
- To na co czekasz. Możesz wyjechać. - Mówi uśmiechnięta.
- Dziękuje jeszcze raz za wszystko. - Oznajmiam jej, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Oby to nie było nasze ostatnie spotkanie.
- Do zobaczenia, pani Julio. - Uśmiechnięty wychodzę z jej biura. Jutro rano, wracam do NY.
****
Samolot w Nowym Yorku wylądował, około godzinę temu, a ja zamiast pójść do domu to zostawiłem walizki w hotelu i spaceruję się po parku. Zdecydowanie brakowało mi tutejszego otoczenia. Już nigdy z stąd nie wyjadę, za bardzo tęskniłbym za rodzinnym miastem. Mam cichą nadzieję, że spotkam tutaj Vilu. Tak wiele, mam jej do powiedzenia. Chcę dać jej prawdziwe szczęście, ale do końca nie jestem pewien czy będzie chciała do mnie wrócić. Za bardzo to ja ją zraniłem i dobrze o tym wiem. Idiota ze mnie i tyle w temacie. Co jeśli będzie kogoś miała? Przecież gdybym był na jej miejscu nie czekałbym na takiego dupka. Po prostu brak mi słów na moje zachowanie. Na początku lutego skończyłem 26 lat, a nadal zachowuję się jak dziecko i niestety muszę przyznać, że sam świętowałem swoje urodziny, które były najgorszymi urodzinami. Mam również wielką ochotę, na spotkanie się z moimi przyjaciółmi i z moją chrześniaczką, która ma bardzo śliczne imię. Nagle przed moimi oczami zauważałem dziewczynę. Jestem pewien, że to była Violetta. Wyglądała jeszcze piękniej, niż dziewięć miesięcy temu. Jej biała sukienka dodawała jej, dziewczęcego uroku. Nie wahając się ani minuty dłużej, przyspieszyłem kroku aby ją dogonić.
Kiedy w końcu to zrobiłem, zasłoniłem jej moją ręką oczy. Wiedziałem, że to ona. Te same perfumy.
- Zgadnij kto to? - Mruczę wprost do jej ucha. Wiem, że jest teraz podekscytowana, bo na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. To dobry znak.

___________________________*____________________________

Mam brak weny na notkę. -.-
Również muszę się przyznać, że spaprałam ten rozdział.
Wyszedł do dupy i wcale wam się nie żale.
I nie mam siły nawet na pisanie :C
Nie wiem co się ze mną dzieje.

Przepraszam, że nie komentowałam waszych blogów,

ale to od dziś się zmieni :)

Następny rozdział : Wtorek/ Środa

P.S. Oczywiście jak będzie odpowiednia ilość komów.

Dziękuje za wszystkie komentarze, jednak umiecie komentować ^^ ;* Do następnego miśki! ♥



niedziela, 9 sierpnia 2015

Chapter 24 ~ Wróć do mnie

Zbyt dumni, by do siebie wrócić.
  Zbyt zakochani, by zapomnieć.

______________________________
Rozdział dedykowany wszystkim komentującym ♥

~ 9 miesięcy później
Ludmiła
Dwa miesiące temu na świat zawitała nasza pierwsza córeczka. Tak! Mamy dziewczynkę. Federico, nie może oderwać się choć na chwilę od naszej małej księżniczki. Mówi, że bardzo mu się spodobała.
Dziewczynka ma śliczne duże czekoladowe oczy, które odziedziczyła po moim przystojniaku i blade włoski, które z biegiem czasu zamienią się w śliczne blond. Nigdy w życiu nie byłam taka szczęśliwa. Miłość do mojej malutkiej, koi moje nerwy. Nasz owoc miłości ma na imię Elizabeth. Pamiętam bardzo dokładnie mój poród, brunet przeciął pępowinę i wtedy na świat zawitała Eliza.
To była dla nas piękna chwila. Siedzę na sofie i przeglądam najnowszy magazyn Cosmopolitan'a.
Po chwili dołącza się do mnie mój mężczyzna i siada obok mnie. Coś czuję, że córeczka dała mu w kość. Eli nawet nie może spać długo w nocy, bo co godzinę się zawsze przebudza.
- Nareszcie zasnęła. - Mówi zmęczonym głosem i całuje mój polik.
- A co nasza malutka cię wymęczyła. - Śmieję się z zmęczonego tatusia. On tylko gani mnie wzrokiem. Oj. Takie są uroki rodzicielstwa. Powinien się przyzwyczaić.
- I to bardzo. Ostatnio nawet nie daję spać nam w nocy. - Jęczy. Brunet za bardzo marudzi.
- Przecież jest jeszcze taka mała. - Usprawiedliwiam naszą córeczkę. Moja Eli jest bardzo grzeczna.
- Widać, że charakter odziedziczy po tobie. - Śmieję się żartobliwie. Co ja z nim mam.
- Ej! To chyba jest twoje oczko w głowie. - Mówię z uśmiechem i wtulam się w jego ramię.
- Kocham cię. - Szepcze mi wprost do ust, a potem składa na nich krótki pocałunek.
- Ostatnio mi tego nie mówiłeś. - Udaję obrażoną. Brunet muska mój nos.
- Dowiedziałem się, że nie można tego ciągle powtarzać. - Szepcze mi wprost do ucha. Przy czym tym gestem wywołuje u mnie ciarki. 
- Dlaczego? - Dopytuję, ponieważ niczego nie rozumiem z jego tajemniczości.
- Bo traci na swojej wartości. - Mówi i wbija się w moje wargi, delikatnie je pieszcząc. 
- Jesteś wyjątkowy. - Odzywam się i wtulam się w jego tors.
- A ty tylko moja. - Oznajmia ze swoją charakterystyczną chrypką.
- Zastanawiałeś się nad datą ślubu? - Pytam. Chcę wiedzieć, kiedy będę jego żoną.
- Chciałbym abyśmy się pobrali na początku lipca, co ty na to? - Lipiec? To świetny miesiąc.
- Myślę, że to idealny termin. - Posyłam mu lubieżny uśmiech i całuję go namiętnie. Po chwili usłyszeliśmy płacz naszej córeczki, który dobiegał z jej pokoiku.
- Ona wie, w jakim momencie ma się obudzić. - Śmieję się brunet, a ja razem z nim.
- Pójdę do niej. - Oznajmiam i kieruję się w stronę schodów.
- Ubierz ją i chodźmy razem na spacer. - Proponuje mój niezawodny narzeczony.
- Dobrze. - Uśmiecham się delikatnie i znikam  w drzwiach do pokoju Elizy. Moje małe słoneczko przestało płakać gdy mnie zobaczyło i teraz słodko chichocze. Już wiem. Tęskniła po prostu za mamusią. Podchodzę do jej łóżeczka i delikatnie ją z niego wyjmuje. Na jej białe body nakładam różowe dresy. Może i jest maj, ale nigdy nic nie wiadomo. Z tą pogodą jest różnie, a ja nie chcę by zachorowała. Jestem mamą i najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo maleństwa.

****

Spacerujemy już od ponad godziny, a nasza perełka jeszcze nie zasnęła. Stale się do nas słodko uśmiecha. Moje małe szczęście. Oczywiście wózek z Eliz prowadzę ja, a Federico obejmuje mnie w tali. Cudowne słońce ogrzewa nasze roześmiane twarze. Jeszce rok temu nie podejrzewałam, że będę w związku z Fede, a co dopiero urodzę dziecko. To wszystko dzieję się niesamowicie szybko.
- Zobacz jak się ślicznie uśmiecha. - Zaczyna Federico, który nie może oderwać od niej oczu.
- Nie mogę uwierzyć, że was mam. - Szepczę szczęśliwa. Wspaniałe być kobietą, jako mama i przyszła żona świetnego mężczyzny. Czuję się przy nim naprawdę wyjątkowo.
- Ja tam bardzo się cieszę, że jesteś przy mnie. - Mówi, chyba zaczynam się powoli rumienić. To on sprawia, że każdego dnia mam ochotę żyć. Federico jest moim tlenem i wiem, że tak będzie na zawsze. Jest dla mnie kimś wyjątkowym.
- Musimy postarać się o rodzeństwo dla niej. - Odzywa się ze swoją namiętnością. Czy on czasami nie przesadza? Oczywiście, żebym chciała by miała rodzeństwo, takie jakie ja nie miałam. Tylko, że to jest za szybko. Powinniśmy pomyśleć nad tym, za dwa lata.
- Federico. - Ganię go wzrokiem. Nie chcę by się zapędzał. Na razie musimy wychować Elizabeth.
- No co. Mówię prawdę. - Uśmiecha się głupkowato. Jeny! Co ja w nim widziałam?
- Nie wiesz do czego jestem zdolny z moim przyjacielem. - Dodaje z bananem na ustach. Co z niego za zbok, ale mój. Tylko czasami mógłby zachować swoje popędy dla siebie.
- Przestań. - Syczę delikatnie. Nie chcę by takie sceny odgrywał w miejscach publicznych. Po prostu bardzo się tego wstydzę. Po chwili na naszej drodze spotykamy Alexa. Bardzo dawno go nie widziałam. Nawet głupek się do mnie nie odezwał, przez ten czas jak byłam w ciąży.
- Cześć Alex. - Mówi mój narzeczony i ściskają się dłońmi. Przyjaciele? Od kiedy?
- No witam szczęśliwą rodzinkę. Jak się macie? - Pyta, z delikatnym uśmiechem.
- Całkiem dobrze. - Odzywam się i posyłam mu szczery uśmiech.
- Wasza córeczka jest tak bardzo do was podobna. - Odzywa się, kiedy patrzy na Eliz.
- Yhm. I co z tym filmem? Znalazłeś kogoś? - Postanowiłam się jednak go o to zapytać.
- To ty nic nie wiesz? - Dopytuje, a na jego twarz wkrada się uśmiech.
- Nie powiedziałem jej. - Bełkocze. O czym on mi nie powiedział? No fajnie, że ma przede tajemnicę. Myślałam, że mi ufa. Zawiodłam się, delikatnie mówiąc.
- Kochanie, czego mi nie powiedziałeś? - Pytam i próbuję ukryć swój zawód.
- Alex postanowił poczekać na ciebie abyś tu zagrała, aż urodzisz maleństwo. - Mówi z uśmiechem.
- Naprawdę? - Dopytuję. Alex to jednak, mój przyjaciel.
- Tak, ale to wszystko dzięki Federico. - Oznajmia Scott. Nie mogę uwierzyć. Mój ideał znowu się dla mnie postarał. Rozwiał wszystkie moje wątpliwości na temat bruneta.
- Jesteście oboje cudowni, ale muszę odmówić. - Mówię speszona i delikatnie spuszczam głowę. Jest mi naprawdę wstyd. Tyle dla mnie zrobili, a ja robię im największe świństwo.
- Dlaczego? Przecież to twoje marzenie. - Dopytuje Federico, marszcząc przy tym brwi.
- Niby tak, ale wolę w pełni oddać się Eliz. - Odparłam. Nie chcę aby moją córkę niańczyły niańki.
- Skarbie... - Zaczyna, ale postanawiam mu przerwać.
- Federico nie zmienię zdania. Alex musisz mi wybaczyć. - Unoszę się. Nie chcę, aby ktoś wpływał na moją decyzję i robił mi mętlik w głowie.
- W sumie nie mam ci tego za złe. - Mówi Scott. Poczułam ulgę.
- Myślałam, że będziesz zły. - Mówię lekko onieśmielona. Dobrze, że nie jest, bo nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
- Nie. Moja dziewczyna chciała również zagrać. - Odpowiedział i delikatnie się uśmiechnął.
- Dobrze, że mnie rozumiesz. - Powiedziałam stanowczo.
- To trzymajcie się na razie. - Oznajmia i odłącza się od nas. Eliz zaczęła płakać, więc włożyłam do jej ust, różowy smoczek. Chyba pora spania zbliża się. Widać po niej, że jest już zmęczona.
- Ludmiła zawiodłaś mnie. - Słyszę chropowaty głos bruneta.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę już być aktorką. - Stawiam na swoim. Już mi się to nie podoba.
- Szkoda, że nigdy nie dowiedziałaś się ile wysiłku w to włożyłem, by Alex zaczekał. - Burczy.
- Mogłeś mi powiedzieć. - Warczę. Nie wiem co mną ponosi, ale jestem na niego również zła.
- Teraz to moja wina? - Pyta i wybucha śmiechem. Jestem aż taka śmieszna? Nie wydaje mi się.
- Nie krzycz. Chcesz, żeby się wystraszyła? - Mówię spokojnie, głaszcząc małą po główce.
- Nie miałem takiego zamiaru. - Odzywa się i odchodzi również ode mnie.
- Gdzie idziesz? - Pytam leciutko zła.
- Chcę pobyć sam. - Mówi i idzie w innym kierunku niż my. Nie zamierzam, go za coś przepraszać, jeśli nie rozumie mojej decyzji to jego problem. Nie mój. Czasami mam go już serdecznie dość, ale nie mogę z niego zrezygnować, za bardzo go kocham.


Violetta
Nie mogę uwierzyć, że od wyjazdu Leona z Nowego Yorku minęło już dziewięć miesięcy. Tak bardzo za nim tęsknie, brakuje mi jego osoby. Nie widzieliśmy się od spotkania ze sobą w klinice, kiedy to on wyjeżdżał. Kiedy wyjechał, dużo rzeczy zmieniło się w moim życiu. Po tygodniu pracy rzuciłam posadę w klinice. Dlaczego? Miałam dość wymagań Sophie. Jednoznacznie za wszelką cenę, chciała się mnie pozbyć. A teraz został mi ostatni miesiąc studiów. Już nie mogę się doczekać aż odbiorę świadectwo ukończenia. Ponad tydzień temu również odważyłam wysłać list do Leona, w którym opisałam wszystkie moje uczucia do niego, jednak nie otrzymałam od niego odpowiedzi. Wiedziałam, że jest z niego dupek. Pewnie znalazł sobie tam śliczną Włoszkę, a mnie ma już daleko gdzieś. Zresztą. Po co o nim myślisz? Przecież mnie zranił. Powinnam również dać sobie z nim spokój, przecież Leon to nie ten jedyny. Jest wielu chłopaków na tym świecie. Jednak po chwili moje rozmyślenie, muszą zostać przerwane, bo podchodzą do mnie Diego i Matt. Moi przyjaciele z roku.
 - Violu, zaczekaj. - Krzyczy lekko zdyszany brunet. Byłam aż tak zamyślona, że ich nie słyszałam?
- Cześć chłopacy. - Odzywam się z uśmiech i całuję każdego z nich w polik na powitanie. Zapomniałam również dodać, że nie jestem już zła na Diego, chociaż byłam i to bardzo.
- Co ty tak się spieszysz? - Pyta z rozbawianiem Matt, który jest moim przyjacielem.
- Jestem zmęczona. 6 godzinny wykład dał mi w kość. - Odzywam się z jękiem. Marzę tylko o gorącej kąpieli w mojej łazience. Innej opcji sobie nie wyobrażam.
- Nie było aż tak źle. - Mówi Diego i posyła mi delikatny uśmiech. Wieczny optymista się znalazł.
- Było okropnie. - Przytakuje mi Matt. On też nienawidzi tak długich wykładów.
- Jakie macie plany na dziś? - Pytam i marszczę przy tym czoło.
- Ja muszę zostać w domu z Fran, termin porodu zbliża się bardzo blisko. - Mówi szczęśliwy Verdas. Odkąd Fran jest w ciąży, brunet zrezygnował z wszelkich imprez. Wzorowy tatuś z niego.
- A ja będę podrywał panienki w klubie. - Oznajmia blondyn z szerokim uśmiechem. Matt kocha imprezować, do jego drugie imię.
- V. masz ochotę się do mnie dołączyć? - Pyta z wyczuwalną nadzieją w głosie. Będę niestety musiała powiedzieć mu nie.
- Wybacz, ale nie. Może kiedy indziej. - Posyłam mu przepraszające spojrzenie. 
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiecha się do mnie szczerze. Dobrze jest mieć takich przyjaciół.
- Matt, czemu my prędzej się z tobą nie zaprzyjaźniliśmy? - Pyta Diego.
- Sam nie wiem. Violu, co jesteś taka nie obecna? - Czy naprawdę to aż tak widać? To przez Leona.
- Moje życie bardzo się zmieniło odkąd was poznałam i się zamyśliłam. - Mówię, z uśmiechem.
- Moje również. - Przytakuje mi blondyn. Zgadzam się z nim w stu procentach.
- Słuchajcie ja się zbieram. Trzymajcie się. - Posyła nam uśmiech Verdas i zmierza w kierunku swojego samochodu. Przyjeżdża nim od miesiąca, by szybciej być w domu razem z Fran.
- Mogę cię odprowadzić do domu? - Pyta po chwili Matt. Chyba nie mam innego wyjścia.
- Myślałam, że się spieszysz na imprezę. - Chichoczę. Zawsze do imprez był pierwszy i nic się nie zmieniło. Jest tym samym Mattem, od kiedy go znam.
- To była tylko wymówka. - Śmieję się uroczo. Ma śliczny uśmiech, ale nigdy bym nie mogła się nim związać. Za bardzo jestem zakochana w kimś innym.
- Ach, tak? A do czego? - Pytam niczego nie świadoma. O jakiej wymówce on mówił?
- Do spędzenia z tobą czasu. - Oznajmił z radością. Jestem aż taka fajna? To nie możliwe.
- Czym miałabym sobie zasłużyć na twoje towarzystwo? - Pytam i delikatnie poruszam brwiami.
- Jesteś taka szczera i wiem, że nikogo nie udajesz. - Posyła mi swój nieziemski uśmiech.
- Miło mi to słyszeć. - Mówię lekko zachwycona. To świetny komplement z jego ust.
- A jutro masz może wolną chwilę? - Pyta. On nie da mi za wygraną póki się z nim nie umówię. A ja nie chcę, wolę być jego przyjaciółką. Zanim się obejrzałam, byłam pod domem moich rodziców.
- No wiesz. Na pewno będę zajęta. - Próbuję się jakoś wymigać. Nie mam ochoty z nim na randkę.
- Dlaczego trzymasz mnie na dystans? - I trafił w mój czuły punkt. Myślałam, że nie odkryje tego.
- Bo jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Mówię lekko speszona. Nie chcę go skrzywdzić.
- A jeśli ja nie chcę, być tylko twoim przyjacielem. - Oznajmia pewny i podchodzi bliżej mnie.
- Matt. Nie chcę tworzyć nowego związku z nikim. - Mruczę i odpycham go delikatnie.
- Wiem, że ktoś cię bardzo skrzywdził, ale nie możesz się zamykać w sobie. - Burczy.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Do poniedziałku. - Mówię i bez żadnego pożegnania wchodzę do domu.
Mam dość facetów i nie chcę być jak na razie z nikim.
- Violu, już jesteś? - Dobiega głos mojej mamy. Postanowiłam, że na ten rok akademicki zamieszkałam na jakiś czas z nimi.
- Tak, mamo. - Krzyczę i wesoła wchodzę do kuchni. Witam się z moją mamą całusem w polik.
- I jak było na wykładzie? - Pyta rodzicielka, wstawiając kurczaka do piekarnika.
- Strasznie nudno, nie mogłam się na niczym skupić. - Mówię naburmuszona.
-  To przez Leona? - Skąd ona to wie? No jasne. Zawsze mam przez niego takiego doła.
- Skąd wiesz? - Pytam i zaciskam usta. Jestem chyba za bardzo przewidywalna.
- Po prostu cię znam i widzę, że go bardzo kochasz. - Mówi i przytula mnie do siebie.
- No i co z tego, że go kocham? - Burczę. Nie musi mi tego mówić, skoro to wiem.
- Skarbie. Powinnaś mu to wyznać. - Szepcze i delikatnie całuje mnie w czoło.
- Powtarzałam mu to każdego dnia. Jednak on nie rozumie tego słowa. - Warczę i obrzucam mamę groźnym spojrzeniem. Coś czuję, że miesiączka zbliża się, bardzo szybko.
- To facet. Potrzebuje czasu. - Czy ona go zaczyna bronić? Co z nią jest nie tak?
- Ale ja nie zamierzam wiecznie na niego czekać. - Syczę i wychodzę z kuchni. Teraz mam tylko ochotę na ciepłą kąpiel. Nie chcę zamartwiać się już dłużej starszym Verdasem.

Francesca
 29 sierpnia odbył się nasz ślub. Pamiętam, że tamtego dnia byłam bardzo zestresowana. Dlaczego?
Miałam już na zawsze związać się z moim ukochanym. Pragnęłam tego bardzo, ale w głębi odczuwałam lekki strach. Nie wiedziałam, jak nasze życie będzie wyglądało po ślubie. Czy będę z nim szczęśliwa już na zawsze? To pytanie stale mnie dręczyło. Moja suknia ślubna była prześliczna i nawet moja ciąża nie przeszkodziła w rozmiarze sukni. W kościele mieliśmy ślub na 16, a stres i nasze emocje były wielkie. Pamiętam bardzo dobrze naszą przysięgę małżeńską.
- Ja Diego biorę Ciebie Francesco za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci.......
- Ja Francesca biorę Ciebie Diego za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci.......
To była nasza piękna i wyjątkowa chwila. Wiedziałam, że ten dzień zapamiętam na długo i tak jest.
Oczywiście naszymi świadkami była Violetta i Maxi. Leon nawet nie raczył pojawić się na ślubie, chociaż dostał od nas zaproszenie to nie przyjechał. Rozumiem, że ma tam pracę ale mógłby się zjawić w dzień tak bardzo ważny dla swojego brata. Po prostu jest dupkiem. Po chwili poczułam bardzo mocny skurcz. Zawyłam, aż z bólu. Strasznie mnie bolało. A potem już sączyły się wody płodowe. Wiedziałam, że jest już ten czas. Mój syn chcę zobaczyć mamusię. Tak, syn. Dowiedzieliśmy się z Diego, płci gdy byłam w 4 miesiącu ciąży. Potrzebuję bruneta, a go jeszcze nie ma. Ja sama nie dam rady, zadzwonić po pogotowie, aby przewieźli mnie do szpitala.
- Kochanie już jestem. - Słyszę krzyk mojego męża z korytarza. Idealnie, już jest.
- Diego. - Również zaczynam krzyczeć, a on od razu zjawia się w salonie.
- Co się stało, żabciu? - Pyta przejęty, kucając obok mnie.
- Już się zaczęło. - Oznajmiam spocona i strasznie zdenerwowana.
- Ale co? - Czy on nie rozumie mojego przekazu? Chyba go słońce przegrzało.
- Diego, ja już rodzę. -Szepczę szczęśliwa. Tak, jestem aż bardzo podekscytowana.
- Dlaczego tak szybko?
- Chyba nasz syn postanowił, przyjść na świat właśnie dziś. - Tłumaczę mu.
-  To jedziemy do szpitala. - Postanawia brunet. to dobra decyzja, nie wiem ile jeszcze będę w stanie wytrzymać. Chcę, aby maluszek był już na świecie. Razem ze mną i Diego.
- Nie ma chwili do zastawiania. - Mówię zmęczona. Te skurcze bardzo mnie wymęczyły.


Leon

Nie mogę w to uwierzyć, że jestem z dala od rodziny już 270 dni. Bardzo za wszystkimi tęsknie, ale muszę być silny. W końcu jestem mężczyzną. Tylko jakim? Chyba wiecznym dupkiem, bez uczuć. Powinienem wtedy powiedzieć Violetcie, że również ją kocham i nie pozwolić jej odejść. Skoro ją kocham, to czemu czuję do niej jeszcze złość? Sam nie mogę sobie tego wyjaśnić. W tej klinice pracuje mi się idealnie, ale nie mógłbym tutaj zostać na zawsze. Za bardzo brakuje mi moich znajomych z NY. Nawet nie byłem na święta u rodziców, ani na ślubie brata. Nie chciałem po prostu widzieć się z Vilu. W poprzednim tygodniu otrzymałem list od Violetty, ale nie byłem w stanie aby go otworzyć. Wiem, jedno muszę to w końcu zrobić. Chciałabym teraz, ale coś nadal mnie  w tym powstrzymuje. Czemu jestem aż tak nie zdecydowany? Dobra, raz kozi śmierć. Pod wpływem emocji i ekscytacji otwieram go i zaczynam się w nim zatracać.
" Kochany Leonie!
Może jesteś zdziwiony, ze piszę do ciebie ten list. Sama w ogóle nie wiem co robię. Chyba po prostu jestem głupia i nadal wierzę, że mnie kochasz. Wiem, byłam straszną idiotką, że zgodziłam się na plan Diego i Fran, ale chciałam im pomóc z całego serca. Nie mogłam patrzeć, jak oboje cierpią, bo nie mogą być razem przez twoją chorą rodzinę. Chyba wiesz, jak się czuje człowiek, który bardzo kocha swoich przyjaciół i tak jest również ze mną i z dwójką zakochanych. Myślę, że będziesz w stanie mi kiedyś wybaczyć. Chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak mam ubrać słowa, by cię nie zranić, chociaż dobrze wiem, że to zrobiłam. Chociaż nie umyślnie, ale bardziej chciałam ci powiedzieć o nas. czas, który spędzam bez ciebie płynie mi wolniej i smutniej. Każdego dnia zastanawiam się co zrobiłam nie tak. Po twoim wyjeździe czuję wielką pustkę w moim sercu. Próbowałam nawet o tobie zapomnieć, ale to mi nie wyszło. Jest mi strasznie ciebie brak, bo bardzo mi Cię brakuje. Pewnie nie domyślasz się, jak jest mi przykro, że nasza historia się skończyła. Jesteś dla mnie tlenem, a bez niego nie mogę żyć. Jeśli jeszcze mnie kochasz, to wróć do mnie. Będę tylko szczęśliwa przy twoim boku. Ciągle kochająca Vilu. <3
Czytając ten list, miałem w oczach łzy. Ja ją kocham i również jej potrzebuję. Muszę coś z tym zrobić, bo bez niej oszaleję.



__________________________*_______________________

Cześć kochani!  Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj
ale miałam mały problem z internetem w weekend, więc musicie mi wybaczyć.
Rozdział bez korekty!

Niektóre osoby bardzo mnie zawiodły. Dlaczego?
Nie komentujecie i to bardzo mnie boli. Nie mówię oczywiście o
osobach, które są na wakacjach lub pracują, ale bardzo zawiodły mnie
osoby, które nie komentują tylko u mnie, a u innych tak. I jest mi z tego
powodu Starznie przykro ;C
Za to bardzo dziękuje tym, którzy komentują :*

Dlatego jeśli nie będzie tutaj 28 komentarzy ( bez zajmowanych miejsc)
to wtedy pojawi się rozdział. Wszystko jest w waszych rękach.

I niestety nic nie powiem, co do rozdziału. Musicie mi to wybaczyć.

Do następnego! :)

Chapter 25 ~ 28 komentarzy.


sobota, 1 sierpnia 2015

Chapter 23 ~ Wyjeżdża

Czuję się jak porażka, bo wiem, że cię zawiodłam.
Powinnam zachować się lepiej, bo przecież nie chcesz kłamcy.
                                                        ~ Ariana Grande " One Last Time "



Leon
Kobieta, z którą rozmawiałem w sprawie mojego zastępstwa, wydawała się być miłą i ciepłą osobą.
Tylko troszkę była wyzywająco ubrana. Oczywiście musiałem zwrócić jej na to uwagę, a ona tylko grzecznie mnie przeprosiła, przecież pani chirurg plastyczny nie może sobie pozwolić na zaniechanie jego imienia. Co innego recepcjonistka, czy na przykład osoba, która zajmuję się reklamą kliniki. Teraz staram się tylko, aby ponieść się mojej pracy i stażowi, na który wiele lat czekałem. Może i jestem tchórzem, bo uciekam przed miłością do Violetty, ale inaczej nie umiem. Nie chciałbym patrzeć jej w oczy, w pracy. To byłoby trudne. Życie jest cholernie skomplikowane. Dlaczego nie może być w nim tylko kolorowo? Moje krótkie rozmyślania zostają zakończone, gdyż do mojego pokoju wchodzi mama. Jest szczęśliwa. Widzę to po jej oczach. Chociaż ktoś nie cierpi tak jak ja.
- Leon. Jesteś gotowy? - Pyta i siada na roku łóżka. Dobre pytanie. Czy ja jestem w ogóle gotowy?
- Na co mamo? - Dopytuję, udając niczego nie świadomy.
- Na ten wyjazd. - Mówi uśmiechnięta. - Ja ogromnie się z tego cieszę, że dostałeś taką propozycję. 
- Tak. - Odpowiadam krótko bez większego entuzjazmu. 
- Nie widzę twojej radości. Widać w twoich oczach tylko smutek. - Najgorsze jest to, że ma rację. Moja mama zna mnie za dobrze. Może dlatego właśnie jest moją rodzicielką?
- Po prostu jest mi źle. - Tłumaczę. Nie chcę, by na zapas zamartwiała się moimi problemami.
- Z powodu Diego? - Jestem aż taki przewidywalny? Zdecydowanie, tak. 
- Tak, nigdy mu tego nie wybaczę. - Powiedziałem naburmuszony. 
- Leon. - Zaczęła łagodnym tonem, jakby chciała mnie przekonać do mojej decyzji.
- Wiem co o tym sądzisz. Ja jednak mam swoje zdanie. - Mówię i drapię się po karku.
- Jesteś dorosły i nie zamierzam za ciebie decydować. - Zmarszczyłem czoło i z wielką uwagą przyglądałem się jej. Zaskoczyła mnie! 
- Dziękuje. - Szepczę delikatnie. Nie będę mógł się z nią pożegnać. To będzie trudne.
- Liczę na to, że jesteś odpowiedzialnym chłopakiem i nie zrobisz jakiejkolwiek głupoty. - Oznajmia mi poważnym tonem, a po chwili cała jej powaga znika i uśmiecha się do mnie promienie.
- Dlaczego zdecydował się o powiedzeniu prawdy? - Pytam, może to ona właśnie mi wyjaśni.
- To ty nic nie wiesz? - O czym mam niby wiedzieć? Ta rodzina, robi się coraz bardziej tajemnicza.
- Nie. Czemu? - Dopytuję. Chcę słyszeć jasne odpowiedzi.
- Jego dziewczyna Fran jest z nim w ciąży. Oczekują dziecka. - Odparła. Dziecko? Nawet nie wspomniał, że będzie ojcem. Nie wyleczył się z kłamstw.
- To wszystko jasne, gdyby nie była w ciąży to by i tak nie powiedział. - Burczę wściekły.
- Tego, akurat Leon nie wiemy. - Mówi. Ja akurat to wiem i nie musi mi mydlić oczu. Wiem jaka jest rzeczywistość oraz znam bardzo dobrze mojego brata. Po chwili do naszych uszu dobiega dźwięk dzwonka. Moja mama od razu porywa się z łóżka i wychodzi z mojego pokoju. Jestem ciekaw, kto miał zaszczyt nas odwiedzić.
- Dzień dobry. Czy zastałam Leona? - Do moich uszu dobiega damski głos. Muszę przyznać, że nigdy go nie słyszałem. Kto chce mnie tak nagle widzieć?
- Tak. Nie rozumiem po co go szukasz, Fran. - Czyli to dziewczyna Diego przyszła do mnie. Tylko po co? Nie znam jej, może chcę się wstawić za swoim chłopakiem.
- Chciałabym z nim zamienić parę zdań. - Mówi pewnie. Tylko o czym?
- Nie wiem, czy będzie chciał z tobą rozmawiać. - Odzywa się mama. Właśnie.
- Proszę pozwolić mi spróbować. - Stawia na swoim dziewczyna. Nie mam innego wyjścia, muszę wyjść z mojego pokoju i wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
- Życzę ci powodzenia. - Szepcze mama, widząc mnie, że schodzę do nich na dół.
- Leon, dobrze, że cię zastałam. - Mówi szczęśliwa. Skąd u niej ten zachwyt?
- Po co do mnie przyszłaś? Przecież prawie się nie znamy. - Burczę od nie chcenia.
- Muszę coś ci uświadomić. - Ona musiała coś brać. Niczego nie będzie mi wmawiać.
- Tylko co. Może wmówisz mi, że powinienem pogodzić się z twoim chłopakiem. - Kpię z niej.
- Nie, ja w innej sprawie. - W innej? Ta, jasne. Już jej wierzę.
- A więc słucham. - Mówię dając jej do zrozumienia, że ma mówić.
- Chcę abyś wybaczył Violetcie. - Powiedziała pewnie. A więc o to jej cały czas chodziło.
- Ona cię o to poprosiła? - Pytam z wyrzutem. Wszystkiego mogę się spodziewać, po Castillo.
- Nie. Ona ciebie potrzebuję. Tęskni bardzo za tobą. - Wyznaję z skruchą.
- Mogła nie pakować się w kłamstwa z Diego. - Warczę.
- I co by to dało? Nigdy byś się z nią nie poznał i jej nie pokochał. - Ma rację, ale nie mogę jej tego wyznać. Przegrałbym. Co by było gdybym nigdy jej nie poznał?Pewnie byłbym w związku z Camilą.
- Dobrze wiesz, że mam rację. Kiedy zaczęła brnąć w to całe kłamstwo, nie wiedziała, ze ciebie pokocha. - Unosi głos. Zdenerwowałem ją. Nic więcej już nie zrobię. Klamka zapadła. Wyjeżdżam.
- To i tak nic nie zmienia. - Mówię. Juliet czeka na mnie we Włoszech.
- Dlaczego? - Dopytuje i marszczy czoło.
- Dzisiaj wieczorem wyjeżdżam do Włoch. - Posyłam jej nie pewny uśmiech.
- Chcesz uciec? - Pyta zła. Dobre pytanie. Czy ja właściwie chcę uciec?
- Nie, dostałem tam staż w klinice. - Mówię pół prawdę. Sam nie wiem, czego tak właściwie chcę.
- Okey. Dobrze, że mogłam z tobą porozmawiać. - Odzywa się po chwili i wychodzi z domu.
- Cześć. - Pożegnałem ją i wróciłem do mamy. Chcę spędzić z nią ostatnie chwile, bo nie jestem pewny kiedy ponownie się z nią zobaczę.


Bardzo dziwnie rozmawiało mi się z Francescą. Nasza pierwsza rozmowa, a do tego pierwsze spotkanie wyglądała dość swojo. Jakbyśmy znali się całe życie. Przejrzała mnie na wylot. Wiedziała dokładnie co powinna mi powiedzieć, aby narobić mi chaosu w głowie. Sam już teraz nic nie wiem. Nie mogę nawet opisać uczuć, które teraz mi towarzyszą. Za dobrze mnie znała lub odkryła co mi siedzi w sercu. Skoro ta dziewczyna jest przyjaciółką Violetty, a dziewczyną Diego, to oboje mają szczęście, że ją mają. Jeny.Co ja wygaduję. Mam ich w czterech literach i nie obchodzi mnie z kim się przyjaźnią lub żyją. Z wielkim uśmiechem na ustach wchodzę do kliniki. Ostatni już raz. Nie wiem co będzie za dziesięć miesięcy, bo nie mogę tego zbytnio przewidzieć. Sam nie jestem pewien, czy tam po prostu już nie zostanę. Na zawsze.
- Dzień dobry panie Leonie. - Wita mnie uśmiechnięta recepcjonistka. Laura jest tak samo świetna jak Ludmiła, ale będzie u nas tylko pracować, aż blondynce skończy się macierzyński.
- Cześć Lauro. Przyszło coś do mnie? - Pytam radośnie. Nic nie może mi dzisiaj popsuć humoru.
- Niestety nie, ale ma pan gościa w gabinecie. - Mówi. Znowu? Czy nie mogę mieć dzisiaj spokoju?
- Kogo takiego?
- Ta kobieta co była wczoraj, chcę z panem rozmawiać. - Czy te wszystkie kobiety nie mają co robić?
 - Mówiłaś, że będę zajęty. - Burczę.
- Tak, ale ona powiedziała, że i tak poczeka. - Posyła mi nie pewny uśmiech.
- Dziękuje ci. - Tylko na tyle mnie stać.


- Cześć. Co ty tutaj robisz? - Pytam się blondynki, gdy tylko wchodzę do mojego biura.
- Hej. Chciałam zapoznać się bliżej z współpracownikami. Nie masz mi tego za złe? - Pyta i zalewa się ślicznym rumieńcem. Czy ona się we mnie..? Nie, to nie możliwie. Ja przecież nie mogę.
- Coś ty. Chcesz się oswoić, to normalna rzecz. - Mówię i zaciskam usta.
- Tak. Myślę, że moja praca będzie układała się tutaj pomyślnie. - Odzywa się z szerokim uśmiechem
- Gdybyś potrzebowała pomocy zwróć się do Federico. - Myślę, że brunet będzie wiedział jak się nią zająć. Nie chcę by myślała, że będzie tutaj wszystkimi rządzić.
- Szkoda, że nie będzie ciebie obok. Chętnie nauczyłabym się czegoś od ciebie. - Odzywa się i podchodzi bliżej mnie. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie chcę żadnych romansów w pracy.
- Muszę wyjechać. - Powiedziałem i delikatnie ją od siebie odepchnąłem. Nie mogę zrobić tego Violetcie, a tym bardziej sobie. Pomimo tego co zrobiła, to nadal ją kocham.
- Jesteś zajęty? - Pyta naburmuszona,
- Skąd przyszło ci do głowy takie pytanie?
- Trzymasz mnie na dystans. - Wścieka się. Nie moja wina, że coś sobie ubzdurała.
- Nie, jestem wolny. Nie chcę, aby nasza relacja była inna niż między pracownikami. - Burczę.
- Niech ci uwierzę. - Mówi bez przekonania. Ja za to w jej czyste intencje nie wierzę.
- Może masz ochotę by iść po pracy na kawę? - Dopytuje i zalotnie się uśmiecha.
- Wybacz, ale potem idę się wpakować. - Kłamię. Nie mam zamiaru się z nią spotykać.
- Zapomniałam. Lepiej będzie jak wrócę do moich obowiązków. - Czyżby nadal była zła? Przecież nie ma o co. Nie mogę tak łatwo zapomnieć o mojej ukochanej i pakować się w ramiona innej kobiety. To by było coś nie mądrego.
- To dobrze. - Mruczę. Nie powinna już więcej do mnie przychodzić.
- Do zobaczenia, Leon. - Chichoczę. Czy ona kiedyś zrozumie, że mi się nie podoba? Kobiety...

Ludmiła
- Kochanie, idziemy? - Pytam po raz kolejny mojego narzeczonego. Fede za bardzo wkręcił się w oglądanie meczu, a przez to zapomniał, że jesteśmy umówieni u mojego ginekologa. Facet...
- Ale gdzie? - Pyta. Czy on chcę mnie zdenerwować? Może tylko robi z siebie głupka. 
- Nie mów, że zapomniałeś. - Posyłam mu zabójcze spojrzenie. On nie długo doprowadzi mnie do grobu. Mimo jego zapominalstwa i tak go kocham. 
- Skądże.- Mówi przeciągliwie. Wiem, że mnie w tej chwili oszukuje. Za bardzo go znam.
- Kłamiesz. Idziemy do ginekologa. - Odzywam się naburmuszona. Zawsze o czymś pamiętał. A teraz? Trzeba mu wszystko przypominać. Ugh! Nie znoszę tego.
- No przecież, wypadło mi to z głowy. - Oznajmia i całuje mnie w policzek. Chcę odkupić swoje winy? Jeśli tak, to powoli jemu się udaje.
- Od wczoraj masz głowę w chmurach. - Szepczę cichutko, wtulając się w niego.
- Nie mogę się pogodzić z tym, że Leon wyjeżdża. - Mówi zmartwionym głosem. Jego pochopna decyzja, także mnie zaskoczyła.
- To chyba dobrze, że dostał taką okazję. - Posyłam mu delikatny uśmiech.
- No tak, ale będzie mi brakować przyjaciela. - Wiem, że Federico zawsze o wszystkim mówił sobie nawzajem z Leonem. Mogli rozmawiać ze sobą, o czym by zapragnęli.
- Ja ci nie wystarczam? - Pytam i udaję leciutką złą.
- Wiesz, że to nie prawda. On jest kolegą. - Muska moje usta. Czuję się w jak raju.
- No wiem, ja też będę za nim tęsknić. - Skierował całą swoją uwagę na mojej osobie.
- Musimy się z nim pożegnać. - Stawia na swoim. Sama chciałam to zaproponować, ale jeśli zrobił to mój ukochany to nie mam nic temu przeciwko. 
- Pojedziemy prosto po ginekologu, do niego. Dobrze? - Pytam słodkim głosem.
- Tak jest. A teraz chodźmy. - Wstaje z sofy i delikatnie prowadzi mnie za rękę do holu.
- Co ci tak śpieszno? - Śmieję się z jego zachowania. Jeszcze chwilę temu wcale by z sofy nie wstawał.
- Chcę zobaczyć moje dziecko. - Uśmiecha się. Zdecydowanie jest z niego wariat, ale mój.


Pani Ginekolog podprowadziła mnie do aparatury z USG i poprosiła aby wygodnie się ułożyła. Byłam bardzo tym podekscytowana. Może dlatego, że zaraz miałam zobaczyć z Federico naszą małą istotkę. Mój narzeczony trzymał mnie za dłoń i skurczowo ją zaciskał. Wiem, że też się boi. Cieszę się, że będę mamą, bo to jest błogosławieństwo. Nasze małe szczęście. Moje i mojego narzeczonego.
- Proszę, abyś podniosła swoją bluzkę. - Zwróciła się do mnie, delikatnie się uśmiechając. Musiałam wykonać jej polecenie, bez żadnych sprzeciwów.
- Jesteście państwo dość zdenerwowani. - Mówi i sięga po żel. Potem nałożyła go na mój brzuch.
- To jest nasze pierwsze dziecko. - Zabiera głos brunet, a ona przytakuje.
- Domyśliłam się. - Posyła nam szczery uśmiech.
- Proszę niech państwo zobaczą. Ta mała istotka to wasze dziecko. - Nakazuje nam, abyśmy zwrócili naszą uwagę, na ekran. Naprawdę! Była tam fasolka.
- Można dowiedzieć się płci dziecka? - Pyta szczęśliwy. Już wiem, kto nie może się doczekać bycia tatą. Wiem, że będzie wspaniałym ojcem.
- Jak na razie nie. Możliwe dopiero to będzie w 22 tygodniu ciąży. - Ucina jego zapał.
- Możemy prosić o zdjęcie usg na pamiątkę? - Dopytuję.
- Tak. Dziecko rozwija się prawidłowo i nie ma żadnych oznak zagrażających życiu.
- Cieszymy się bardzo. - Mówimy pełni szczęścia. Już za 7 miesięcy, fasolka będzie razem z nami.


- Cześć Leon. - Mówię radosna, kiedy razem z Federico, wchodzimy do gabinetu szatyna.
- Lu jak dawno cię nie widziałem. - Oznajmia uśmiechnięty. - Muszę ci przyznać, że z brzuszkiem ci do twarzy. - Dodaje i przytula się do mnie. Kolejna osoba, która mi to powiedziała. Może mają rację?
- Verdas. - Ganię go. Nie chcę, by wszyscy tak uważali. Przecież brzuszek nie jest na zawsze.
- Nie denerwuj się. - Uspokaja mnie. Tak dawno się z nim nie widziałam, że zapomniałam jakim jest wspaniałym człowiekiem. Po prostu ideał przyjaciela.
- Smutno mi, że wyjeżdżasz. - Szepnęłam i czułam jak łzy zaczynają mi się zbierać.
- Mi też będzie was brakować. - Mówi, a w trójkę robimy grupowego przytulasa.
- Czemu chcesz wyjechać? - Pytam. Mając nadzieję, że mi to wyjaśni. Federico nie chce mi nic powiedzieć. Mówi, że obowiązuje go tajemnica przyjacielska.
- Chcę zacząć tam staż i poznać wielu innych ludzi. - Odparł. Zachowuję się tak samo jak Fede, kiedy kłamie. Nie mówi mi prawdy, ja to czuję.
- Nie wierzę ci. - Mówię, a on wybałuszył oczy ze zdziwienia. Przejrzałam go.
- Nie chcę o tym mówić. - Posyła mi przepraszające spojrzenie. I jak mu tu nie wybaczyć?
- No dobrze. - Uśmiecham się nie mrawo.
- Mówcie jak tam wasze maleństwo? - Typowe zachowanie. Zmienia temat, ale mogę jakoś jemu to wybaczyć.
- Byliśmy dzisiaj na usg. - Chwali się Federico. Jeny ile jest w nim miłości do naszego dziecka.
- Wiadomo czy chłopiec lub dziewczynka? - Kolejny? Dlaczego tak szybko chcą poznać płeć?
- Nie. Szkoda. - Mówi bez entuzjazmu mój narzeczony.
- Ale możesz być pewien, że będziesz wujkiem. - Puszczam mu delikatnie oczko. Co wychodzi mi za pewnie przekomicznie.
- Chcemy abyś został chrzestnym. - Zabiera głos brunet. Tak. Verdas będzie się do tego nadawał.
- Ja? Na pewno?
- Tak. Ty będziesz nadawał się do tego idealnie. - Mówię i przytulam się do mojego przyjaciela.
- Pozostaje mi przyjąć to z przyjemnością. - Uśmiecha się. Czemu taki facet, jak on jest sam?
- Dziękujemy.- Mówimy z Federico.
- Szkoda, że dopiero poznasz dziecko jak będzie miało 3 miesiące. - Federico, jest jak zwykle zawiedziony tym. Chciał, aby z przyjaciół pierwszy, zobaczył bobasa właśnie szatyn.
- Może wrócę wcześniej. - Jest jakiś promyk w tunelu. Błagam niech wróci, szybciej.
- Tylko pamiętaj o nas. - Nakazuję mu, a potem w trójkę wybuchamy śmiechem.
- Nie mógłbym was zapomnieć. - Szepczę. Oni są przykładem, że przyjaciele są zawsze przy sobie w potrzebie. Chłopacy są świetnymi towarzyszami.

Francesca

Moim zdaniem Leon, nie powinien wcale wyjeżdżać. On tylko chce uciec od narastających problemów, a to nic mu nie da. Ucieczka w niczym mu nie pomoże. Tylko ukoi swój ból, na jakiś czas.
A co dalej? Niestety to nie mój problem, ale nie chcę by moja przyjaciółka cierpiała. Muszę powiedzieć o tym V. Jadę do niej od razu, kiedy przed chwilą pożegnałam się z moją siostrą. Będzie mi bardzo brakować Clary. Po 15 minutowej drodze z lotniska do domu Violetty. W końcu dotarłam pod drzwi do jej mieszkania. Czy powinnam tak po prostu jej o tym powiedzieć? Nie wiem.
Po kilku minutach namysłu dzwonię dzwonkiem,a po chwili ona mi je otwiera. Wygląda jakby przez całą noc i dzień płakała. Nie jest z nią najlepiej. 
- Violu co ty jeszcze robisz w mieszkaniu? - Pytam ze złością. Powinna zawalczyć o szatyna.
- A gdzie niby mam być? - Violetta nie wygląda najlepiej. Ma podkrążone oczy i nadal jest w piżamie. Już wiem, co miłość może zrobić z ludźmi. 
- Myślałam, że poszłaś pożegnać się z Leonem. - Oznajmiam. Na moją wiadomość przybiera zdziwioną minę. Czyli nic nie wie. Mogłam się tego spodziewać. 
- O czym ty mówisz? 
- Leon wyjeżdża na dziesięć miesięcy. Chcesz go stracić? - Nie wiedziała. Pewnie czuję się koszmarnie, w tej chwili. Tak mi przykro.
- Tchórz. Nie obchodzi mnie już on. - Wiem, że mówi tylko tak, aby zamaskować swój ból. Znam ją.
- V. nie oszukasz samej siebie.  - Przytulam jej drobne ciało do mnie. Będę przy niej. Zawsze.
- To tak cholernie boli. - Szepczę załamana. Gdybym mogła jej jakoś pomóc.
- Wiem, że cie boli. - Nie wiem co mogłabym jej więcej powiedzieć. Wolę z nią być, niż jej radzić.
- Jak mam ukoić swój ból? - Dobre pytanie. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, by jej coś poradzić.
- Ubierz się bardzo ładnie i idziemy do kliniki. - Posyłam jej delikatny uśmiech. 
- Ja nigdzie nie idę. - Upiera się. Cała Violetta. 
- Widziałam na stole twoje wypowiedzenie. Kiedy masz zamiar je zanieść? - Pytam,.
- Nie wiem.  - Wzrusza ramionami.
- Chodź obie tam pójdziemy. - Próbuję podnieść ją na duchu.
- Do trzymasz mi towarzystwa? - Pyta i widzę, że robi się szczęśliwa. W końcu.
- Tak i jeśli coś się tam stanie. Będę z tobą. - Przytulam ją do siebie.
- Dziękuje. - Mówi i kieruję się w stronę łazienki.
- Będę na ciebie czekać. - Przesyłam jej całusa w powietrzu, po chwili dziewczyn znika w drzwiach od łazienki. Mam nadzieję, że będę mogła jej pomóc. Chociaż w małym stopniu.

Violetta
Może Francesca ma rację. Powinnam zakończyć pracę w klinice jak najszybciej. Zanim rodzina Verdas, jeszcze bardziej mnie zrani. Czy zerwanie musi tak cholernie boleć? Nie mogę o nim zapomnieć, szybciej? tak byłoby dla mnie łatwiej i lepiej. Kiedy obie wchodzimy do środka kliniki, do naszych uszu dobiega muzyka i krzyki radosne. Czyżby właśnie odbywała się impreza pożegnalna Leona? Beze mnie? Mogłam się po nich właśnie tego spodziewać. Moja osoba nie może być przez nikogo nie zauważona? Wszystkie oczy są zwrócone w moją stronę, również szatyn na mnie spogląda. Czy muszę mieć aż takie szczęście? Po chwili do mnie i Fran, podochodzi zła Katarina. Jeszcze jej wykładu mi brakowało. 
- Co ty tutaj robisz? - Wiedziałam, że matka chłopaków mi nie odpuści. Katarina zawsze była zołzą i nią będzie. Za co ona mnie tak nienawidzi? Nigdy się tego nie dowiem.
- Nie przyszłam do ciebie. - Mówię wymijająco. Nie chcę z nią rozmawiać.
- Tak? - Kpi ze mnie. Mam serdecznie tego dość, nie będzie mnie już więcej poniżać.
- Jest twój mąż? - Dopytuję. 
- Jest u siebie. - Warczy i odchodzi ode mnie. Co za kobieta. Wredna małpa.


- Dzień dobry Jorge. - Mówię z uśmiechem, kiedy mężczyzna pozwolił mi wejść do siebie.
- Violetta. Nie spodziewałem się ciebie. - Uśmiecha się do mnie. Jedyna osoba z Verdasów, która jest dla mnie tak bardzo miła. Na dodatek po tym wszystkim.
- Tak, wiem. Tylko nie mogłam z tym czekać. - Mówię i spuszczam delikatnie głowę. Nie mogę się zebrać, by mu powiedzieć, że postanowiłam odejść.
- Mów o co chodzi. Zaczynam się niepokoić. - Nakazuję. On się o mnie martwi? Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze miałam pewność, że Jorge jest inny niż jego żona. Bardziej przyjazny.
- Chciałam ci to dać jeszcze dzisiaj. - Oznajmiam i na jego biurko kładę moje wypowiedzenie.
- Co mogę zrobić by cię zatrzymać? - Pyta. Co? Chcę, żebym tutaj pracowała?
- Chyba, już nic. - Szepczę cichutko, jestem cała roztrzęsiona.
- Wiem Violu, że wiele wycierpiałaś się przez moją rodzinę, ale nie rezygnuj z pracy. - Nakłania mnie na zmianę mojej decyzji. Zdecydowanie, za dużo już cierpiałam.
- Myślałam, że nie chce mnie pan widzieć. - Chlipię i pozwalam moim łzom na ucieczkę z moich oczu.
- Złotko umiem oddzielić pracę od prywatnych spraw. Zostań. - Gładzi mnie po moim ramieniu. Nie wiem, dlaczego Diego tak bardzo nienawidził ojca. Jest wspaniałym człowiekiem, bardzo ciepłym.
- Muszę się zastanowić. - Posyłam mu nie pewny uśmiech. Nie wiem czy mogę mu zaufać.
- To zrozumiałe. - Stwierdza. Jest jak mój ojciec.
- Nie mógłbym stracić tak świetnej pracownicy. - Uśmiecha się i jednoznacznie poprawia mi humor.
- Dziękuje. - Odzywam się, wstając z fotela.
- Idziesz pożegnać się z Leonem? - Pyta. Właśnie Leon. Chcę, ale nie na pewno przy wszystkich.
- Jestem tutaj nie mile widziana. - Oznajmiam z wyrzutem.
- Ja tak nie sądzę. - Odparł.
- Wiem, jak jest. Nie musi mnie pan pocieszać. - Serdecznie mu za wszystko dziękuje.
- Tylko chciałabym z nim porozmawiać na osobności. - Dodaję z nieśmiałością.
- To da się załatwić. - Uśmiecha się radośnie.  - Zaraz go zawołam.
- Jeszcze raz dziękuje. - Krzyczę do niego, kiedy zdołał wyjść.


- Mogłem się spodziewać, że to ty chcesz ze mną rozmawiać. - Wzdycha. tak bardzo mu przeszkadzam? To złe, że też pragnę się z nim pożegnać. Zapomniałam. Violetta tego nie może.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz? - Unoszę mój głos, ale na tyle by inni nie mogli nas usłyszeć. Nie chcę robić mu żadnych scen.
- Nie chciałem cię martwić. - Nie żartuj. Ty i martwienie się o mnie? To nie idzie w parze.
- Zachowałeś się jak tchórz. - Naskakuję na niego. Nie mam już żadnej litości dla niego.
- Violetta, proszę cię nie zaczynaj. - Wykrzywił się. Ja zaczynam? Niech mnie nie rozśmiesza.
- Nawet nie zamierzam. - Burczę. Nie będzie mi niczego wmawiał. Egoista!
- Dlaczego chciałaś mnie widzieć? - Teraz to już zdecydowanie przesadził.
- A co. Nie chcesz się ze mną pożegnać? - Pytam. Nadal się denerwuję. To chyba mi nie minie.
- Ja tylko wyjeżdżam na staż. - Mówi cicho. Tak on zawsze tylko.
- Uważasz, że nie powinnam wiedzieć. - Zmarszczyłam brwi. Nie będzie mi wkręcał kitu.
- Nie. Miałem do ciebie zadzwonić. - Posyła mi nie pewny uśmiech.
- Kiedy? Jakbyś był w samolocie? - Prycham. Robi z siebie głupka.
- Nie zrozum mnie źle, ale dla mnie też jest to trudna sytuacja. - Burczy. Ta, teraz to ja będę wina?
- A dla mnie to nie? - Unoszę się. Denerwuję mnie on. Lepiej by było, gdyby zniknął już z mojego życia. Zmienił się, a ja nie chcę go znać.
- Nie miałem na myśli tylko siebie. - Wywraca teatralnie oczami.
- Nie możesz zostać? - Chlipię załamana i łapię go za dłoń.
- Po co? - Mówi i zaciska usta.
- Aby odbudować naszą relację. - Szepczę zmartwiona. Już mu na mnie nie zależy. A ja głupia, łudziłam się, że mnie kocha.
- To nie jest za dobry pomysł. - Verdas zlituj się. Czy kiedyś wiedziałeś, co jest dobre dla nas?
- Proszę cię. - Błagam go. Nie chcę się zniżać do tego poziomu, ale on zmusza mnie do tego.
- Violu. Dajmy sobie od siebie odpocząć. - Mówi.
- Kocham cię.- Szepczę, ale i tak nic to nie pomaga. Nie zdołałam usłyszeć odpowiedzi, bo drzwi do gabinetu otwierają się i staje w nich kobieta. Kogoś mi ona przypomina.
- O, Leon tu jesteś. Nie wiedziałam, że tutaj się ukrywasz. - Podchodzi do niego. Już wiem kim ona jest. Ten głos, to mój koszmar z poprzednich lat. Collins.
- Co tu robisz, Sophie? - Pytam z wyrzutem. Nie spodziewałam się jej, nie tutaj.
- Pracuję. A ty,V.? - Czy ona w tym momencie ze mnie żartuję? Jeśli to prawda, to nie widzę siebie abym tutaj dłużej pracowała.
- Jak widać jeszcze tak. - Syczę w jej stronę. Wariatka. Sophie zaczyna się przymilać do Leona. Już wiem po co mu ten czas. Chcę się zabawić z tą dziwką, bo ja mu się znudziłam.
- Skąd wy się znacie? - Pyta zaskoczony Leon.
- To długa historia. - Uśmiecha się do niego idiotka. Ewidentnie jej się on podoba.
- Leon, nie wiedziałam, że jesteś taki. - Mówię z wyrzutem i z wielkim nie smakiem opuszczam ich. Jeśli Verdas, chcę ulokować swoje uczucia do niej. To jest w wielkiej dupie. Collins umie tylko sprowadzić wszystkich na dno i życzę mu powodzenia.

__________________________*__________________________

Rozdział bez korekty! :)

Hej wszystkim ! Witam was w ciepłą i pierwszą sobotę sierpnia.
Zdecydowanie czas za szybko leci :/  A nie zdążyłam niczego jeszcze
zrobić! Okey, już się nad sobą nie użalam xD

Ostatnio zauważyłam, że opuściliście się w komentowaniu i trzeba coś
z tym zrobić. Mowa tu, o małych szantażach, których dawno tu nie było.
Co nie?  Będę musiała się jeszcze nad tym zastanowić.  :)

Założyłam nowego aska, jeśli macie pytania to piszcie. LINK

Co do rozdziału, to :
- Leon pomimo namowom Violetty, postanowił wyjechać.
Coś tam było wspomniane, że jest uparty xD
- Sophie spodobał się Verdas. Co wyniknie z ich znajomości?
I czy V. będzie zadowolona, że Collins jest jej szefem. :P
- A Ludmiła była razem ze swoim narzeczonym na badaniu USG

Jak na razie to wszystko. Liczę, że wasza aktywność komentowania
podniesie się. Do następnego <3