poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter 22 ~ Zraniony

Zranione serce krwawi mocno. Ono nigdy nie zapomina.
Chociaż czas powoli je leczy,pozostaję blizna,która
pamięta.



______________________________________________________
Rozdział z dedykacją dla Tini ♥

Leon
Czy życie musi być tak skomplikowane? Nie mogę przestać zadawać, sobie w myślach tego pytania. Zawsze do naszego szczęścia, coś stanie na drodze. Dlaczego chociaż raz nie mogłem być szczęśliwi z kobietą? Może to problem leży właśnie we mnie. Chyba na taki los zasłużyłem. Nie chcę z całego serca, obwiniać Violettę o co się stało. To również i Diego przyczynił się do tego. Skoro wszystkich zaczynam obwiniać, może powinienem zacząć od siebie. Tylko co takie jest ze mną nie tak? No właśnie, ja też mam sekrety przed innymi. Moim największym sekretem, jest miłość do brązowookiej.
A teraz po tym wszystkim, nie wiem co do niej czuję. Nadal w głębi mojego serca bardzo ją kocham, ale nie mogę się z tym pogodzić, że nic mi nie powiedziała. Byłem naiwny i jak zawsze zaślepiony. Idę w stronę jej mieszkania i błagam siebie w duchu aby była w domu. Nagle w polu mojego widzenia, zauważam ją. Blondynka kieruję się w stronę apartamentu, muszę ją zatrzymać, by mi nie uciekła.
- Violetta! - Krzyczę bardzo głośno, na tyle by zdążyła mnie usłyszeć. Dziewczyna słysząc swoje imię, odwraca się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. I jak ja teraz mam to zrobić?
- Cześć. Nie mieliśmy się spotkać wieczorem? - Pyta, nadal nie mogąc przestać się uśmiechać. Za to właśnie ją kocham. Jest prosta i nigdy nie owija w bawełnę. Dlaczego nasza miłość jest tak trudna?
- Niby tak, ale to bardzo ważne. - Powiedziałem bez żadnych uczuć, a Viola podniosła brew ku górze. Jakby zastanawiała się, co mam na myśli. Leon dasz radę, musisz uwierzyć w siebie i jej powiedzieć.
- To chodźmy do domu. - Proponuję, a jej kąciki ust powiększają się.
- Nie, tutaj też jest dobrze. - Mówię, a ona tylko się uśmiecha.
- Jak uważasz. - Oznajmia, widząc po mojej minie, że nie mam ochoty wchodzić do jej mieszkania. Chociaż kilka godzin temu, wszystko było między nami okey. To teraz już nie jest. Oddaliłem się od niej, poprzez informację, którą usłyszałem z ust Diego.
- Powiedz mi, czy ty mnie kochasz? - Pytam, patrząc się w jej oczy. Z których mogę wyczytać wszystko. W tym momencie zdziwiłem ją, tym pytaniem. Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
- Tak. - Mówi to z wielką miłością. Czuję to. jednak emocje zdołają mną ponieść.
- Kłamiesz. - Syczę. Verdas co się z tobą dzieję? Nigdy dla niej taki nie byłeś.
- Leon, co w ciebie wstąpiło. Kocham cię całym moim sercem. - Oznajmia i łapie moją dłoń. W szybkim tempie wyrywam się jej. Nie chcę, by teraz mnie dotykała.
- A zależy ci na mnie? - Dopytuję zły. Nigdy nie byłem w takim stanie, jak dziś.
- Co to są za pytania? - Pyta wściekła. Już wiem, że trafiłem w sedno. Jej nie zależy na mnie.
- Odpowiedz mi. - Burczę i wypalam ją moim wzrokiem.
- Bardzo, jak na nikim innym. - Mówi cichutko, a z jej oka wypływa jedna, samotna łza.
- To czemu mi nie powiedziałaś? Zraniłaś mnie. - Krzyknąłem. Na pewno nie jestem sobą.
- O czym ty mówisz? - Jąka się. Czyżby powoli domyśliła się co mam na myśli.
- Wiem, już o wszystkim. Byłaś udawaną dziewczyną mojego brata. - Powiedziałem zirytowany.
- Leon. To nie tak, jak myślisz. - Chcę się bronić? To dobry krok, ale to nic nie da.
- To wytłumacz mi to. - Nalegam, na co ona wzdycha. Przecież o tak wiele nie proszę.
- Chciałam im tylko pomóc. Diego i Fran byli i nadal są moimi przyjaciółmi. - Wyznaje załamana. Z jednej strony jest mi jej żal, ale ta druga strona pala do niej jak na razie zawód.
- Mogłaś mi to powiedzieć, wcześniej. - Syczę, gestykulując przy tym rękoma.
- Bałam się. - Chlipie, a jej oczy robią się coraz bardziej czerwone. Nie mogę na to patrzeć!
- Czego? Mnie? - Wpadłem w wściekłość. Nigdy bym nie zrobił jej żadnej krzywdy. Ona mi nie ufa.
- Nie wiedziałam jak na to zareagujesz. - Odpowiedziała i spuściła wzrok na swoje szpilki.
- Teraz masz już dowód. - Mówię zażenowany. - Czy chciałaś mi kiedyś o tym powiedzieć?
- Tak, ale nie mogłam się zebrać. - Słyszę jej cichutki głos. Dziewczyna ledwo co powstrzymuje  swoje łzy. Nie wiedziałem, że która kol wiek dziewczyna będzie przeze mnie płakać.
- Wszystko już jasne. Nie wyobrażam sobie abyśmy byli razem. - Mówię, a ona patrzy na mnie z litością. Muszę być twardy! Nie mogę tak łatwo się jej poddać. 
- Nie skreślaj tak łatwo naszego związku. - Oznajmia nie zadowolona. Co teraz mam zrobić?
- Violetta. - Zaczynam, lecz nie dane jest mi skończyć. 
- Wiem, że jest to dla ciebie trudne, ale nie rób tego. - Błaga mnie. Czy to za wiele? Chyba nie. Chciałabym być z nią, ale coś mnie nadal powstrzymuję. Myślę, że duma. 
- Prosisz mnie o coś niemożliwego. - Odzywam się, po chwili namysłu. 
- Nie prawda. Nie zostawiaj mnie. - Bełkotała. 
- Dajmy sobie czas. - Verdas po tym wszystkim chcesz dać jej i sobie czas? Oburza się moja podświadomość. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie dla naszej dwójki.
- Tylko tyle? - Pyta.
- Właśnie, aż tyle. - Warczę i jak najszybciej odchodzę do niej. Ta rozmowa, była dla mnie bardzo trudna. Nadal się zastanawiam czy nie potraktowałem jej za ostro? Może na to nie powinna zasłużyć? Nagle moją głuchą ciszę przerywa dzwoniący iPhone. Postanawiam go odebrać, nie patrząc na to kto to może dzwonić.
- Tak, słucham. Leon Verdas. - Przedstawiam się dość oficjalnie, bo nie mam pewności kto to jest.
- Dzień dobry panie Leonie. - Słyszę kobiecy głos w słuchawce. Nie mogę w to uwierzyć.
- Pani Juliet? - Staram się upewnić.
- We własnej osobie. Moja oferta stażu jest nadal aktualna. - Nadal czeka na mnie? To nie możliwe. Nasze spotkanie w Norwegii było bardzo dawno temu, ale o mnie pamiętała.
- Tak? - Dopytuję szczęśliwy.
- Miałby pan ochotę, być stażystą przez 10 miesięcy w mojej klinice?
- Bardzo chętnie.
- Miło mi to słyszeć.
- Do zobaczenia. Widzimy się jutro we Włoszech. - Już jutro? Czy to nie jest za pochopna decyzja?
Ale przecież taka szansa już mi się nie powtórzy. Powinienem tak jechać.

Violetta
Nie spodziewałam się tego, że Leon już wie o moim sekrecie z Diego. Jestem pewna, że mój przyjaciel miał dość kłamstw i postanowił powiedzieć, swojej rodzinie prawdę, ale mógł chociaż mnie uprzedzić, o swoich zamiarach. Przygotowałabym się do rozmowy z Leonem, a tak jest tylko gorzej. Jestem przekonana, że szatyn nigdy mi tego nie wybaczy. Za bardzo go zraniłam i tylko na odczepne powiedział, żebyśmy dali sobie czas. On nie chcę mnie widzieć. Mogłam nie angażować się w związek z nim. Teraz czuję tylko ból w moim sercu, a wiem, że może go ukoić tylko czas. Gdybym miała na głowie tylko mojego przystojniaka, byłoby mi o wiele łatwiej, ale nadal nie mogę przestać myśleć o Sophie. Ona na pewno będzie chciała mnie znaleźć, a tego nie chcę. Czuję w sobie taką potrzebę, że muszę się komuś wygadać. Jedną osobą, która przychodzi mi na myśl jest Francesca. Czekam od paru minut aż mi otworzy drzwi. Możliwe jest to, że jej nie ma w domu. I co wtedy? 
- Cześć Fran.- Uśmiecham się blado w stronę dziewczyny. - Dobrze, że cię zastałam. - Mówię.
- Wchodź. - Oznajmia, widząc moją zapłakaną twarz. Musiała wyczuć, że coś się stało. 
- Nie chcę przeszkadzać. - Na prawdę nie mam ochoty widzieć się teraz z Diego, jedynie czego teraz potrzebuję to mojej przyjaciółki. Ona zawsze mi pomoże. 
- Jestem sama. Musimy porozmawiać. - Wyszeptała i gestem pokazała, abym weszła w głąb domu.
- Jeśli tak mówisz. - Posyłam jej delikatny uśmiech. 
- A Diego gdzie? - Dopytuję. Nie chcę by nam przerwał. Wolę się upewnić, że nie wróci zbyt szybko. 
- Nie wrócił od rozmowy z Leonem. - Mówi lekko zaniepokojona. Mogę to wyczuć, po mojej zachowaniu. Zawsze gdy jest zdenerwowana to pociera swoje dłonie, tak samo robi w tej chwili.
- Wiem, on też ze mną rozmawiał. - Nie mogę nic z siebie wydusić, gula w gardle bardzo mi przeszkadza. Powinnam otworzyć się do brunetki, ale za bardzo nie potrafię. 
- Diego? - Nie powiedziałam jej do końca z kim rozmawiałam. Głupia ja. 
- Nie, Leon. - Mruczę.Dziewczyna robi smutne oczy. Nie chcę by się zadręczała, w końcu w jej stanie nie za bardzo może. 
- Jest zły? - Pyta i zaciska usta. Jak cholera! Mówię sobie po cichu. 
- I to bardzo. Nie chce mnie znać. - Łkam zawiedziona. Myślałam, że szatyn mnie zrozumie.
- Kochana, wiem, że to wszystko jest przez nas. Nie potrzebnie cię poprosiliśmy. - Wyznaję. Nie może tak mówić. To ja byłam słaba, że się w to wplątałam, ale zawsze gdy ktoś potrzebuję pomocy, najpierw działam, a potem myślę. To moja natura. 
- Nawet tak nie mów. Kocham was i nie chcę zrezygnować z tak wspaniałych ludzi. - Przytulam się do niej, by choć na chwilę móc podnieść ją na duchu. Obie tego właśnie potrzebujemy. Zrozumienia. 
- Violu, ale to jednak tylko nasza wina. - Ciągnie dalej Fran. To była nasza wspólna decyzja. 
- Dzięki wam mogłam poznać Leona. - Mruczę i rumienię się przy tym gdy wypowiadam jego imię. 
- Czy ja czegoś nie wiem? - Pyta i porusza brwiami. Jestem zaskoczona, tym jak dobrze mnie ona zna.
- W ostatnim czasie zbliżyliśmy się do siebie, a teraz to już koniec. - Mówię szczerze.
- Tak mi przykro. Fajnie by było gdybyśmy obie były żonami Verdasów. - Śmieję się. Zdecydowanie umie rozwiać napiętą sytuację. 
- Coś w tym jest. - Dołączam do niej z moim śmiechem. Na co obie parskamy jeszcze bardziej. 
- Chciałam ci coś oznajmić. - Mówi i upija łyk wody. Podnoszę brew pytająco.
- Chcę abyś była chrzestną mojego dziecka. - Uśmiecha się promienienie. Spotkał mnie wieli zaszczyt.
- Fran, zaskoczyłaś mnie. - Chlipię z prawdziwego szczęścia. Myślę, że sprawdzę się w tej roli znakomicie i będę dobrą ciocią. 
- Zostaniesz nią? - Dopytuje.
- Z wielką przyjemnością.- Mówię i przytulam się do niej. - Jak się czujesz? - Pytam.
- Jak na razie dobrze. Tylko mam poranne wymioty. - Szepcze radosna. 
- Da się z tym żyć? - Pytam przez śmiech. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Może za parę lat, znajdę właściwego faceta, z którym będę chciała założyć rodzinę i wtedy będę się czuła jak przyjaciółka.
- Pewnie, jeśli masz świadomość, że pod sercem nosisz fasolkę. - Mówi i głaszczę swój brzuch. 
- Jak ci zazdroszczę. - Powiedziałam rozmarzona. 
- Ty też będziesz szczęśliwa. - Mówi pewna. Ma rację. Kiedyś będę!
- Może tak. Chcę ci powiedzieć, że Collins wróciła. - Wzdycham.
- Co ona tu robi? - Wrzeszczy. My we dwie przechodziłyśmy piekło przez tą dziewczynę. 
- Nie wiem. Boję się, że znowu nas ze sobą skłóci. - Mówię z wielką nie pewnością. 
- Nie dopuścimy do tego. Bardzo mi na tobie zależy. - Posyła mi swój ciepły uśmiech. 
- Mnie również, ale ona jest niebezpieczna. - Przyglądam się jej badawczo. 
- Nie pozwolę jej na to. - Burczy. Ja też nie dam jej za wygraną.
- Przyjaciółki? - Pytam szczęśliwa.
- Na zawsze. - Mówi, a potem obie wpadamy w wir damskich pogaduszek. Zdecydowanie w ostatnim czasie, brakowało mi przyjaciółki. Dobrze, że mam przy sobie Francesce. 

Francesca
- Kochanie, już jestem. - Słyszę głos mojego chłopka, który dobiega z przed pokoju. Na prawdę bardzo długo go nie było. Ja razem z Castillo nie potrafimy zamknąć naszych ust choćby na chwilę. Bardzo dobrze nam się ze sobą rozmawia, lecz Violetta nagle zamilkła wiedząc, że Diego jest w domu. Czy jest na niego zła? A może mi się tylko coś wydaje?
- Mamy gościa. - Krzyczę, aby mnie usłyszał. Nie muszę na niego zbyt długo czekać, bo po paru minutach pojawia się w salonie. Podchodzi do mnie i na moich ustach składa delikatny pocałunek.
- O hej Vilu. Jak się masz? - Uśmiecha się do niej. Dziewczyna odwzajemnia uśmiech, ale bardzo leciutko. Przyglądam się im z wielkim zaskoczeniem. 
- Całkiem dobrze. - Mówi i blado się szczerzy. Wiem, że nic nie jest u niej w porządku. Myślę, że nie chce powiedzieć mu o sprawie z Leonem. Ja też mu nie powiem, z tego względu, że powiedziała mi to w tajemnicy. Przyjaciółki zawsze zachowują wszystko dla siebie. 
- Wiem, że coś jest nie tak. Mów. - Nalega brunet. Nie powinienem od niej za dużo wymagać. Violetta za bardzo teraz cierpi, by móc łatwo się mu zwierzyć. 
- Nie będę wam przeszkadzać. - Zmienia temat. Cała Vilu, woli uciec od rozmowy niż się w nią zagłębić. W sumie na jej miejscu, też nie miałabym ochoty na nic. 
- Zostań, pogadamy. - Diego dałbyś już je spokój. Dziewczyna ma swoje zajęcia.
- Muszę iść. - Stawia na swoim blondynka. 
- Nie kłam, chcemy z tobą spędzić czas. - Powiedział, a Violetta się zakłopotała. Czy on nie może zrozumieć tego, że ona nie che? Nie może do niczego zmusić ją siłą.
- Może kiedy indziej. - Uśmiecha się blado i wstaje z sofy. 
- Rozmawiałem z mamą i nie ma nic przeciwko abyś nadal pracowała.  - Mówi bardzo szybko. Zaskoczył mnie. Katarina przełamała kruche lody? Z tą kobietą dzieję się coś nie tak. 
- Dzięki. - Burczy. 
- Naprawdę idziesz? - Pytam dziewczyny, a ona kiwa delikatnie głową. 
- Tak, do zobaczenia. - Przesyła nam buziaka w powietrzu i wychodzi z mieszkania. Teraz chcę być przy mojej przyjaciółce, aby nic się jej nie stało. Różnie to bywa, kiedy ktoś ma złamane serce. 
- Przestraszyła się mnie? - Pyta się mnie, w sumie sama nie wiem co mam mu powiedzieć. Wiem, że brunet potrafi również być bardzo wybuchowy, a to by Violetcie nie pomogło, a raczej zaszkodziło. 
- Nie. Ma złamane serce. - Mówię, za nim zdążę się ugryźć w język, przecież miałam mu nic nie mówić. Muszę się jakoś z tego wyplątać. 
- Kto jej coś zrobił? - Pyta zły. Czuję, że cała złość po rozmowie z jego bratem daje swe oznaki.
- Uwierz, że nie chcesz wiedzieć. - Posyłam mu delikatny uśmiech, aby załagodzić to wszystko. 
- Chcę jej pomóc. - Mówi i podchodzi bliżej mnie. 
- Już dużo zrobiłeś. - Zapewniam go. Nie chcę ,by mieszał się w sprawy uczuciowe Castillo. 
- Nie prawda. - Czy on w końcu przestanie? Kiedy mówię, że nie powinien. To musi uszanować moją decyzję, a nie się z nią spierać. 
- Właśnie, że tak. - Zaprzeczam mu. Zaczyna mnie powoli wkurzać. 
- Nie. - Burczy, a ja żeby to przerwać całuję jego usta. Może w ten sposób się uciszy. 
- Dzwoniła moja mama i mówiła, że wpadnie do nas razem z tatą. - Oznajmiłam i zawiesiłam dłonie na jego szyi. Przy tym zdążyłam również musnąć jego szyję. 
- Powinienem się bać? - Pyta przez śmiech. Wiedziałam, że ten pocałunek pomoże. Jestem genialna.
- Raczej nie. Chcą nas, tylko odwiedzić. - Uśmiecham się do niego.
- Bardzo lubię moich teściów. - Mówi, na co ja zaczynam chichotać. Jest taki kochany. 
- To mile co mówisz. - Wtulam się w niego. Jego obecność powoduje to, że zapominam o wszelkich kłopotach, mając mojego ukochanego obok siebie, mogę zrobić wszystko.
- Przekonałaś się do moich rodziców? - Ta. To bardzo trudne  pytanie.
- Twój tata zawsze mnie lubił. a twoja mama zachowuję się dość dziwnie. - Mówię całą prawdę.
- Co masz na myśli, mówiąc ''dziwnie"? - Pyta zaciekawiony.
- Czemu jest taka wściekła na Vilu? Skoro powinna być na nas?
- Kochała Violettę jak własną córkę. Tego nie wiem. - Zaczyna mi tłumaczyć. No i co z tego, że była dla niej jak córka, przecież Diego to jej rodzony syn. To jest bardzo skomplikowane.
- Pewnie była zawiedziona. - Mruczę cicho, wprost do jego ucha.
- Tylko troszeczkę, ale tym się nie zadręczaj. - Mówi do moich ust, a potem delikatnie je pieści.


- Nie musieliście robić nam takiego prezentu. - Odzywam się gdy rodzice po godzinnej rozmowie obwieszczają nam, że kupili łóżeczko dla przyszłego wnuka lub wnuczki. Zdecydowanie nie mogą się doczekać, gdy zobaczą maleństwo na świecie. Sama również się nie cierpliwie. Chciałabym mieć już obok moją maleńką miłość.
- Chcieliśmy tym wyrazić naszą wielką radość. - Mówi ojciec i przytula mnie. Tak bardzo brakowało mi ramion ojca. Tylko on potrafił, ukoić każdy mój ból. Właśnie on, a nie mama.
- Kocham was. - Jestem taka szczęśliwa. Moje życie powoli zaczyna się od nowa układać. 
- My ciebie też. - Mówią na równi. Są najlepszymi rodzicami na świecie, sama chcę być taką mamą, jaką oni byli dla mnie. Całą moją rodziną miłość, chcę przekazać mojemu potomstwu. 
- Diego, liczymy na to, że zaopiekujesz się naszą córką. - Klepię go delikatnie po plecach, mój ojciec.
- Będę się nią opiekował. - Uśmiecha się do nich szczerze. Już wiem, że będę miała w brunecie oparcie, przy dalszych miesiącach ciąży i nie zostawi mnie.
- Mamy nadzieję. - Wzrusza się mama. Ona nigdy nie wylała żadnej łzy, lecz teraz jest inaczej.
- Kiedy Clara wraca do Londynu? - Pytam. Chcę wiedzieć, do kiedy mam czas by pożegnać się z nią.
- Jutro, ma samolot powrotny. - Mówi lekko smutna mama. Wiem, że każdy wyjazd mojej siostry, bardzo przeżywa. Clara była zawsze ukochaną jej córką i nigdy mi to nie przeszkadzało. W końcu to ja byłam córeczką tatusia i nigdy nie byłam o nią zazdrosna. 
- Stęskniła się za mężem.- Dodaję ojciec. Jack jest prawdziwym szczęściarzem.
- Dobrze, że jest z nim szczęśliwa, a dużo z nim przeszła. - Mówię. Jack był typem bad boy'a, a miłość do mojej siostry zmieniła jego serce. Ich historia jest taka nie bywała. Może dlatego są wciąż razem?
- Chcemy abyście wy też byli. - Oznajmia mama i szeroko w naszą stronę się uśmiecha.
- Na pewno, będziemy. - Przekonuję ich Diego. Mój mężczyzna. 
- Wybraliście już imię? - Pyta ciekawy ojciec. Właśnie, nie myśleliśmy nad imionami. 
- Musimy najpierw poznać płeć dziecka. - Odpowiedział szybko brunet. 
- Tyle jeszcze pięknych chwil przed wami. - Wyznają. 
- One będą piękne. - Zabieram głos i wtulam się w mojego faceta. Diego jest dla mnie ideałem i nie ważne, że przez jego głupotę o mało się nie rozstaliśmy. Wiem, że cała ta historia, dała nam poważną lekcję nauki. Teraz powinno być już lepiej, bo jesteśmy razem. 

Federico
Wczorajszy wieczór spędzony w gronie mojej narzeczonej i naszych rodziców, zaliczam do najbardziej udanych. Nie mogę się doczekać aż nasza fasolka przyjdzie na świat. Dopiero nowego członka rodziny poznam i powitam w marcu. To bardzo długo, ale będę musiał to przeczekać. Jak na razie mamy sierpień i jest bardzo daleko do mojego upragnionego miesiąca. Moje rozmyślenia przerywa donośne pukanie do mojego biura. Mam nadzieję, że to będzie moja śliczna narzeczona. Kiedy osoba wchodzi do środka, orientuję się, że się myliłem. To tylko Leon, mój przyjaciel. 
- Cześć Leon. Co ty taki nie w humorze? - Pytam, widząc niemrawego kumpla. Czyżby jego tajemny związek przechodził kryzys? A może właśnie rozstał się z Violettą?
- Czy mam napisane na czole, zrań mnie? - Dopytuje zły i wygodnie rozsiada się w czarnym fotelu.
- Nie powinieneś tak myśleć. - Próbuję go jakoś podnieść na duchu, lecz nie wiem czy to mi się uda.
- Czemu by nie? Wszystkie są takie same. - Burczy zirytowany i patrzy na mnie wyczekująco.
- To nie prawda i dobrze o tym wiesz. - Posyłam mu sztuczny uśmiech. Nie może tak mówić, każda z kobiet ma coś magicznego w sobie. Nie pozwolę, aby tak wyrażał się chociażby o byle jakiej kobiecie. Bo wszystkie zasługują na szacunek.
- Zapomniałem, że ty jesteś szczęśliwy. - Gani się. Verdas! Coś ty zrobił.
- Co się stało z Violettą? - Pytam po chwili ciszy między nami.
- Ona nie była nigdy dziewczyną Diego. - Śmieję się desperacko. Czy próbuję ukryć przede mną, że jest mu źle? I tak nie zamydli mi oczu. Znam go za dobrze.
- Co? - Nie wierzę. Niech tylko powie mi, że mnie wrabia i będzie po kłopocie.
- To co powiedziałem. Po prostu wykorzystał ją dla swojej przyjemności. - On musi być chyba pod wpływem alkoholu. Nigdy nie powiedział złego słowa na Diego. Co się w takim razie zmieniło?
- Chciał chronić swój tyłek. - Mówi niewzruszony, jednak wiem, że w głębi jego serca zależy mu na jego barcie i Castillo. Chciałbym, aby w końcu mógł być szczęśliwy.
- To zrozumiałe, ale nie powinieneś być zły na Vilu. - Uprzedzam go. Chciała tylko im pomóc.
- Czemu wy tak wszyscy myślicie? - Pyta zły. Nadal jest na nią wkurzony.
- Bo wiemy, że twój brat to wszystko zaplanował. - Zaraz również ja zacznę kipieć ze złości. Leon jak już się uprze, to nie da mu się nic przetłumaczyć. To jego najgorsza wada.
- Chciałbym jej wybaczyć, ale nie mogę. Zraniła mnie. - Mówi, a w jego oczach można zobaczyć wszystkie emocje. Główną rolę gra u niego strach. Czego on tak na prawdę się boi?
- A co z Diego? - Szatyn zaciska dłonie w pięść. Mogłem nie pytać!
- Po prostu, już mu nie ufam. Chociaż, wiem, że również zachowywałem się wobec niego nie sprawiedliwie, ale to boli. - Wyznaje załamany. Verdas jest po prostu zagubiony.
- Kochasz Violettę? - Muszę o to zapytać. Chcę wiedzieć, czy mogę mu to teraz powiedzieć.
- Co to za pytanie.- Fuka. - Oczywiście, że tak. - Mówi to, z delikatnym uśmiechem.
- To zaufaj jej i waszej miłości. - Mruczę.
- Ona się wypaliła. - Oznajmia mi z wielkim pesymizmem.
- Mylisz się, mówisz tak bo jesteś na nią zły. - Burczę. On nie może się zdecydować.
- I tak nic tego nie zmieni, wyjeżdżam. - Dodaję. Zatkało mnie. Wyjeżdża? Ale gdzie?
- Co i gdzie?
- Przyjąłem ofertę stażu od Juliet Watson. Jadę do Włoch. - Szczerzy się niesamowicie.
- Będzie mi ciebie brakować. Może cię odwiedzę, jak będziemy u rodziców Ludmiły.- Mówię. - Na ile? - Staram się go dopytać.
- Jak na razie to na 10 miesięcy. Potem się zobaczy. - Mówi uradowany.
- Szkoda, że nie będziesz przy na rodzinach mojego pierwszego dziecka. - Mruczę smutny.
- Będę z tobą w duchu. Dasz radę. - Klepie mnie po plecach. Dam radę.
- Dzięki. Wyjeżdżasz, bo chcesz się odsunąć od Vilu? - Szatyn tylko marszczy brwi.
- To nie tak. Pani Juliet zadzwoniła w odpowiednim momencie, więc się zgodziłem.
- A co u ciebie słychać? - Pyta, patrząc się na mnie.
- Oświadczyłem się Ludmile. - Rozpromieniam się. Mój przyjaciel dowiedział się właśnie ode mnie, że podjąłem krok dalej w mojej relacji z Ludmiłą.
- Moje gratulacje. - Mówi i przybija mi piątkę.
- A kto będzie tutaj głównym chirurgiem? - Oby to był jakiś porządny chłopak. Mówię w duchu.
- Ojciec znalazł już zastępstwo. - Oznajmia mi. Niech tylko to nie będzie jakiś zapatrzony w siebie idiota. Bo nie wytrzymam w tej firmie.
- Kto to?
- Nie wiem, ale to kobieta. - Posyła mi wielki uśmiech. Powiada, że to kobieta. Poruszam zabawnie brwiami, w jego stronę.
- Przestań. Powinna już być. - Gani mnie No co. Może w ten sposób zapomni, choć na chwilę o Vilu. Nagle naszą rozmowę przerywa pukanie do drzwi. Czyżby to była ona?
- Dzień dobry. Ja w sprawie pracy. - Do środka gabinetu wchodzi piękna dziewczyna. Widzę w jej oczach, że spodobał się jej Verdas. Oj przeczuwam kłopoty.
- Ach tak. Pan Jorge mówił, że pani wpadnie. - Odzywam się pierwszy.
- Jak się pani nazywa? - Dopytuje Leon i poprawia swój krawat.
- Sophie Collins bardzo mi miło. - Uśmiecha się w naszą stronę.
- Nam również. - Mówimy na równi.

_______________________*_________________

Hej wam wszystkim! Witam was w ten wieczorny poniedziałek.
To nic, że jest naprawdę późno, a ja dopiero dodaję nowy
rozdział xD. Ważne, że jest 8)

Co do rozdziału :
- To widzicie Leon prosi Violettę, o przerwę w związku. Nie
zakończyli swojej historii, tylko mają przerwę xD
Sophie Collins będzie pracowała w zastępstwie za Leona.
A Verdas wyjeżdża na dziesięć miesięcy na staż. 8)
Co będzie dalej? Musicie poczekać na kolejny rozdział :*

Do nexta :***
Życzę wam miłego wieczoru <3
Bardzo dziękuje za wszystkie miłe komentarze ^^

















wtorek, 21 lipca 2015

Chapter 21 ~ Zazdrosny

Wierność potknęła się o kłamstwo. Od tamtej pory, razem z
zaufaniem, utyka na jedną nogę.

____________________________
Rozdział z dedykacją dla Leila

Diego



Zaczynam budzić się wraz z ruchami Francesci. Musiała już wstać, a teraz bardzo się kręci. W sumie to właśnie moja dziewczyna, zbudziła mnie ze snu. Spało mi się najlepiej, nie pamiętam kiedy tak dobrze spałem. To chyba przez to, że już nie mam tych strasznych wyrzutów sumienia. Dlaczego tak w ogóle wpadłem na ten chory plan z udawaną dziewczyną? Jestem beznadziejny. Mogłem nie kłamać, jednak ja zawsze postawię na swoim. Chciałem być chyba silny. Tylko mi się to nie udało. 
Czuję się teraz bardzo dziwnie. Nie wiem jak ja to wszystko powiem Leonowi, ale muszę to zrobić. Nie chcę by wszystkiego dowiedział się od mojej mamy. Czeka mnie jeszcze za niedługo spotkanie z Vilu i muszę przekonać mamę co do Castillo. Nie chcę by była na nią zła, za coś co zrobiła tylko dla nas. Violetta jest idealną przyjaciółką. Nie wiem czemu zgodziłem się zostać wczoraj na noc u rodziców razem z Fran. Rodzice prosili nas, abyśmy z nimi zamieszkali. Jednak ja nie widzę tego wspólnego mieszkania. Po prostu mnie się to nie podoba. Wolę mieszać sam z Fran i z naszym maluchem.Gdybyśmy tu zostali, na pewno nie obyłoby się bez uwag dotyczących wychowania dziecka. A tego raczej chcę uniknąć.
- Hej, kochanie! Jak spałaś? - Pytam moją śliczną i całuję ją w czoło. Jeszcze nie wyspana, wygląda bardzo uroczo. Jest najlepsza i wyjątkowa. Kocham ją bardzo mocno. 
- Dobrze. Choć bardzo nieswojo. - Mówi cichutko, jakby się bała, że ktoś oprócz mnie ją usłyszy. 
- Wiem, niczym się nie kłopocz. - Zapewniam ją. Nie chcę by się na zapas zamartwiała. 
- Tak dziwnie jest spać u twoich rodziców. - Śmieję się radośnie. Muszę przyznać jej rację. 
- Tylko, że w moim królestwie. - Posyłam jej uśmiech. nawet kiedy się wyprowadziłem rodzice nic w nim nie zmienili. Jest taki sam, zanim się przeprowadziłem. 
- Masz idealny pokój. - Wymamrotała. Widzę w jej oczach, szczęście. Dobrze, że czuję się przy mnie bezpieczna. Wiem, że zaopiekuję się nią i dzieckiem, jak najlepiej umiem. 
- Musimy wstawać. - Mówię i przerywam tą naszą poranną sielankę.
- Dlaczego? - Pyta smutno i dotyka mojego torsu. Ma tak bardzo delikatne dłonie, że wywołuje u mnie dreszcze. 
- Zaraz będzie śniadanie. - Posyłam jej uśmiech. Ona tylko przytakuje.


W cudownych humorach oboje schodzimy na dół. Nie wiemy, czego mamy dalej się spodziewać. Moi rodzice są strasznie zmieni. Tak jak ja! Widać, po kimś musiałem to odziedziczyć. Francesca jest ubrana w śliczną niebieską sukienkę, która podkreśla jej ciemne oczy, na nogach ma zwykłe czarne baletki a na włosy wsunęła opaskę. Cały strój komponuję się bardzo dobrze. Według mnie we wszystkim jej ładnie i nie ważne co ubierze i tak będzie śliczna. W jadalni są już rodzice i moja siostra. Jednak dalej nie ma Leona. Co się z nim dzieje?  - Dzień dobry. - Mówimy na równi z Francescą, a mama tylko posyła nam ciepły uśmiech.
- Cześć. - Szepczę ojciec, który jak co dzień rano przegląda gazetę.
- Siadajcie bo wystygnie nam. - Oznajmia mama, a my tylko kiwamy głowami, że rozumiemy.
- A Leon? - Dopytuję. Chcę wiedzieć, co się dzieje z moim bratem
- Co,Leon? - Pyta niczego nie świadoma rodzicielka.
- Nie będzie jadł? - Jestem zadziwiony, że nie martwi się o niego.
- Nie wrócił wczoraj na noc. Musiał nieźle zabalować na randce. - Śmieję się ojciec, a razem z nim Fran. Mama tylko gromi go wzrokiem.
- Widzę jemu się powodzi. - Mówię ze śmiechem, za co dostaję w bok od mojej dziewczyny.
- Nie masz na co narzekać. - Mamrocze brunetka.
- Diego, a wy będziecie mieć dzidziusia? - Słyszę cichutki i bardzo dziewczęcy głos mojej siostrzyczki.
- Tak, skarbie. Czemu pytasz? - Posyłam jej uśmiech, który ona odwzajemnia.
- Będę mogła się z nim bawić? - Pyta wstydliwie. No co to za pytanie pewnie, że będzie mogła.
- Jak tylko będziesz miała na to ochotę. - Mówi Fran i wtula się we mnie.
- Myśleliście już nad datą ślubu? - Wiadomo moja kochana mama, chcę pewnie nam go zaplanować.
- Nie, ale chcielibyśmy jak najszybciej. - Oznajmiam pewny.
- To zrozumiałe. - Odzywa się mój ociec.
- A kiedy na świat przyjdzie mała istotka? - Victoria, chyba nie może się już doczekać, kiedy po raz pierwszy zobaczy małe dziecko. W sumie ja też.
- W maju. - Zabiera głos Francesca i posyła mojej rodzinie delikatny uśmiech.
- Bardzo fajny miesiąc. - Mówi przekonana mama. Może dlatego, że sama ma w tym miesiącu urodziny. Na pewno już się jej spodobało, bycie babcią.
- Mamo, nie mów nic Leonowi. Chcę mu sam to powiedzieć. - Proszę ją błagalnie. Wolę sam mu o tym powiedzieć. Nie chcę aby tą wiadomość przekazał mu ktoś inny.
- Rozumiem. - Przytakuje mi. Już wiem, że mogę liczyć na jej milczenie.


Violetta


- Leon, kiedy wyjdziesz ? Czekam już bardzo długo. - Krzyczę pod drzwiami łazienki. Jestem nerwowa, przez niego mogę się spóźnić na dzisiejsze spotkanie z kimś dla mnie ważnym. Och! Ile facet może siedzieć w łazience. Ja przynajmniej wyrobiłam się w dwadzieścia minut. Nie to co on.
- Daj mi jeszcze pięć minut. - Słyszę jego głos. No świetnie! 
- I ani minuty więcej. - Warczę złośliwie. To wszystko przez to, że wstaliśmy bardzo późno. Patrzę na zegarek na moim nadgarstku, który wskazuje, że za piętnaście minut będzie 10. Leon, błagam wychodź. Nie wiem jakbyśmy mieli mieszkać razem, chyba bym zaczekała się na śmierć.
- Gdzie ci się tak spieszy? - Po chwili wychodzi z łazienki. Uśmiecha się do mnie, jednak nie jestem w nastroju, żeby go odwzajemnić. Coś czuję, że nadchodzi miesiączka.
- Jestem umówiona, na mieście. - Mruknęłam. Niech wie, że Castillo to twarda szybko.
- Chwilka. - Oznajmia i ponowie wchodzi do środka pomieszczenia. Nie, no. Ja z nim nie wytrzymam. Co z niego za specyficzny facet. Po prostu za bardzo kocha, chyba swój wygląd.
- Kazałeś bardzo długo na siebie czekać. - Marudzę zmęczona wołaniem jego.
- Wybacz, złotko. - Mówi czule i muska mój polik. Nie wiem co sprawił, ale cała złość na jego osobę, przechodzi w mgnieniu oka. Leon, to mój mężczyzna.
- To co idziemy? - Pytam zalotnie. Verdas tylko się do mnie uśmiecha. Za bardzo kocham go.
- Tak. - Szepczę mi do ucha. 
Gdy wychodzimy z mojego mieszkania, Leon od razu łapię mnie za rękę i splata ze swoją. Myślałam, że chciał nas związek trzymać w tajemnicy. Przecież tak mówił. Może zmienił nagle swoje zdanie. Wiem jedno, szatyn jest idealnym mężczyzną. Bardzo go pokochałam, a moje uczucia do niego się umocniły. Wszystkie chwile z nim, są zbyt piękne. To dzięki niemu, na mojej twarzy widnieje zawsze uśmiech. Dawno nie kontaktowałam się z Fran i Diego. Muszę koniecznie się z nimi spotkać.
- Kochanie. - Głos mojego faceta wybudza mnie z moich rozmyślań. Na pewno musiał coś mi ważnego mówić. Jednak ja za bardzo pochłonęłam się w myślach. 
- Mówiłeś coś? - Pytam pół szeptem, obudza jakby z jakiegoś transu. 
- Pytałem czy idziesz do firmy.
- Mówiłam ci już, że jestem umówiona. - Burczę. Ile razy trzeba mu to powtarzać. Ewidentnie mnie nie słuchał. Typowy facet! Nienawidzę osób, którym trzeba coś zawsze powtarzać dwa razy. 
- Z kim? - Mogę wyczuć w jego głosie nutkę złości. Czyżby był zazdrosny? O mnie.
- Nie musisz być zazdrosny.  - Cicho się śmieję, a szatyn patrzy na mnie nie wzruszony. 
- Nie jestem. - Zaprzecza. Mógłby przynajmniej przy mnie nie udawać. 
- Ach tak? To mogę iść? - Odchodzę od niego, ale Verdas łapie mnie za nadgarstek. 
- No może troszkę jestem. Z kim idziesz? - Dopytuje. Wiedziałam, kipi od niego zazdrością.
- Idę się spotkać z moją mamą. - Oznajmiam szczęśliwa. Już mam pewność, że na sto procent mnie kocha. Mogę teraz skakać z radości. Mam obok cudownego mężczyznę. 
- Musiałaś robić z tego taką tajemnicę. - Wzdycha. Oj, nic się nie stało.
- Nie, ale chciałam zobaczyć twoją reakcję. - Uśmiecham się.
- Kocham cię. - Szepczę mi wprost w moje usta, a potem składa na nich słodki pocałunek. 
- Ja ciebie też. - Mówię, gdy odrywa się ode mnie. Widzę, że delikatnie się uśmiecha. To dobry znak.
- Najchętniej bym cię nigdzie nie puścił. - Przytula mnie do siebie i bardzo mocno trzyma mnie w uścisku. Wiem, że to co mówi to czysta prawda. Boję się bardzo go zranić, a wiem, że kiedyś to zrobię
- Leon, muszę iść. - Oznajmiam radośnie.
- No dobrze. - Zgadza się z wielkim trudem i wpuszcza mnie z uścisku.
- To pa. - Całuję go na pożegnanie i odchodzę w stronę miasta. 


- Cześć mamo. - Witam się z kobietą, gdy wchodzę do kawiarni. Ona uśmiecha się do mnie szeroko.
- Wreszcie jesteś. Długo kazałaś na siebie czekać. - Mruczy. Ciekawa jestem czy jak ona była w moim wieku to była aż tak punktualna? Zresztą, to nie ważne.
- To przez Leona.- Uśmiecham się pod nosem, wspominając jego imię.- Potem ci wszystko powiem.
- Dobrze, że przyszłaś. - Szepnęła i spuściła głowę na dół. Już wiem, że coś jest nie tak. Tylko co?
- Mów, po co mnie wezwałaś. - Nalegam. Chcę mieć to za sobą.
- Sophie przyjechała do Nowego Yorku. - Czy ja dobrze usłyszałam? Sophie? Tutaj? To nie możliwe. Mój koszmar z młodych lat powrócił. Jestem przekonana, że przyjechała ponownie mnie zniszczyć. Suka! Nienawidzę jej. Niech tylko się do mnie zbliży, to nie ręczę za siebie. Mogłabym zrobić jej krzywdę, której by nie chciała. Zastanawia mnie fakt, po co tu wróciła?
- Skąd wiesz i co ona tutaj robi? - Pytam wściekła. Collins zepsuła mój idealny dzień.
- Jej mama już mi się pochwaliła i nie wiem. - Mruczy. Wiedziałam jej mamuśka, zawsze chwaliła swoją córeczkę. Jako dziecko traktowała ją wyjątkowo i przez to była samolubna i wredna.
- Na długo ma zostać? - Dopytuję. Czuję jak cała w środku drżę ze strachu. Sophie jest do wszystkiego zdolna i nikt mi oczu nie zamydli. Zdołałam się przekonać na własnej skórze.
- Violu, kochanie nie martw się. - Próbuję mnie pocieszyć, jednak na marne. Od kiedy się o tym dowiedziałam, teraz co raz bardziej będę się obawiała.
- Wiesz co ona mi zrobiła. - Syczę. Błagam niech nie pojawi się w moim życiu.
- Córciu. - Szepczę mama i gładzi mnie po dłoni.
- Tylko mi nie mów, że powinnam jej wybaczyć. - Wybucham. Nie mogę tak w sobie tego trzymać.
- Tego nie powiedziałam. - Usprawiedliwia się.
- Ona znowu będzie chciała mnie upokorzyć. - Chlipię załamana. Nigdy nie byłam taka nie pewna, jak dzisiaj. Już wiem, co tamta kobieta może we mnie wywołać.
- Tego nie wiemy. - Upomina mnie. Nie może mi zagwarantować, że nie chcę się znowu zemścić.
- Jestem tego pewna. - Oznajmiam. Kpię z mojej mamy w podświadomości.
- Nie myśl już o tym. Mów co z Leonem. - Próbuję wyciągnąć ode mnie informacje. Nie chcę mi się.
- Nie mam na to ochoty. Idę. - Mówię szybko i odchodzę od stolika.
- Violetta, nie możesz tak żyć. - Uświadamia mi, lecz ja to wiem.
- To moje życie i nie pozwolę, aby Collins ponownie je zrujnowała. - Warczę i przytulam się do niej. Tak bardzo brakowało mi ciepła, mojej mamy. To do niej biegłam szybko z jakimś problemem. Na odchodzę całuję jej polik i z uśmiechem na ustach opuszczam kawiarnię.

Federico


Dzisiaj od samego rana, chodzę bardzo zdenerwowany, a zarazem podekscytowany. Nie wiem, że sam wpadłem na to i zdecydowałem się zrobić krok dalej w związku z Ferro. Robię to wszystko z miłości do niej. Za bardzo się w niej zadurzyłem, dlatego chcę ją uszczęśliwić. Inni mogę pomyśleć, że zwariowałem, ale to prawda. Dla Ludmiły, chcę tylko szczęścia. Gdybym jej nie kochał, nie robiłbym tego wszystkiego, co mam zaplanowane. 
- Federico! jakie mamy dzisiaj święto? - Podchodzi do mnie uśmiechnięta blondynka i swoje ręce zarzuca na mojej szyi. Jest za ciekawska, ale tylko moja.
- Przekonasz się. - Mówię i całuję ją. nasz pocałunek jest bardzo delikatny. 
- Nie lubię, gdy jesteś taki tajemniczy. - Mówi lekko zła, nic na to nie poradzę. Zdecydowanie hormony dają już jej znać. Codziennie zmienia swój humor. Jest to troszkę irytujące. 
- To jest kolejna niespodzianka. - Uśmiecham się szeroko, upewniając się, że niczego nie podejrzewa.
- Kocham twój uśmiech. - Cicho chichocze. Za to ja uwielbiam ją całą.
- Idż, ubierz się w sukienkę. - Nakazuję, a ona przybiera minę typu co. Bez zbędnych jej pytań zaczynam jej to tłumaczyć. 
- To jest rodzinna kolacja, moi rodzice też będą. - Mówię, przy tym poprawiając swój czarny krawat.
- Było mi powiedzieć to od razu. - Szepcze. Co to za kobieta. Na jej słowa wywracam oczami. 
- Zmykaj. - Poganiam ją, bo wiem, że w każdej chwili mogą pojawić się moi rodzice. 


Po trzydziestu minutach, w całym domu rozlega się dźwięk dzwonka. To oznaka, że już przyszli. Strasznie się denerwuję, a przy tym pocą mi się ręce. Podchodzę do drzwi dość pewnie i otwieram je. Za nimi stoją państwo Pasquarelli. Moi rodziciele. 
- Już jesteście? - Pytam zaskoczony. Są ubrani bardzo elegancko. Mama ma sukienkę w krwistą czerwień, a ojciec ma krawat pod kolor jej sukni. 
- Tak. Ojciec mówił, że będzie lepiej jak będziemy szybciej. - Uśmiecha się do mnie, a ja całuję ją w policzek. Bardzo dawno ich nie widziałem. Powinienem odwiedzać ich częściej. 
- A gdzie twoja dziewczyna? - Dopytuje ojciec i rozgląda się po pomieszczeniu. 
- Ludmiła. Chodź do mnie, na chwilkę. - Wołam ją, a tuż po chwili zjawia się obok mnie.
- Tak, kochanie? - Pyta i przytula się do mnie. 
- Poznaj moich rodziców. To Bianca i Liam Pasquarelli. - Mówię, a moja dziewczyna wita się z nimi uśmiechem. Myślę, że od razu powinni ją polubić. 
- Miło mi państwa poznać. - Podchodzi do nich i ściska ich dłonie.
- Nam również. - Oznajmia mama. Coś czuję, że przypadła jej do gustu Lu.
- Jak rozwija się nasz wnuk? - Pyta ojciec i głęboko wzdycha.
- Bardzo dobrze, ale nie mamy pewności, że to chłopak. - Mówię, a oni lustrują mnie. Za bardzo są pewni. Ja myślę, że to powinna być córeczka. Aby była tylko tatusia.
- Na pewno, urodę odziedziczy po mamie. - Chwali blondynę mój staruszek. Ludmiła jest śliczną dziewczyną, o nie bywałej urodzie. Ma piękne brązowe oczy, w które codziennie patrzę.
- Niech pan, nie przesadza. - Odpowiedziała mu Lu. On nie przesadza, ma rację.
- Mów mi tato, przecież będziemy rodziną. - Tato, nie wiedziałem, że jesteś aż taki szybki w relacjach. Mam pewność, że Ferro spodobała się ojcu i wie, że będzie dla mnie świetną żoną. 
- Jeśli tata sobie życzy. - Mówi pewnie. Jednak zgodziła się na nazywanie mojego ojca, tatą.
- Chodźmy do jadalni, musicie poznać rodziców Ludmiły. - Nalegam, a już po chwili wszyscy kierujemy się w stronę jadalni. Kolację czas zacząć.


Cała kolacja przebiegła w bardzo miłym towarzystwie jak i w atmosferze. Nasi rodzice polubili się. Wiedziałem, że tak będzie, bo są wspaniałymi ludźmi bez żadnych konfliktów. Nawet zaczęli planować przyszłość dla ich wnuka lub wnuczki. Ludmile uśmiech wcale nie schodził z twarzy.
Teraz muszę się odważyć. Jak nie dzisiaj, to już nigdy. Raz się żyję, więc chcę spróbować. 
Uklęknąłem przed Ludmiłą na jedno kolano, a ona przybrała zdziwione spojrzenie, a na jej twarz wkradły się rumieńce. To utwierdza mnie w tym, że dobrze robię chcąc się jej oświadczyć.
- Kochanie, co się dzieje? - Pyta niczego nie świadoma, ale jest lekko zdenerwowana.
- Chcę was moi kochani, wziąć dzisiaj za świadków tego pięknego wydarzenia. - Zaczynam mówić, nie zważając na pytanie mojej dziewczyny. - Jacob, pozwolisz mi? - Pytam ojca Lu, a on kiwa głową.
- Chcę poprosić ciebie Ludmiło o rękę. Wyjdziesz za mnie? - Zapytałem patrząc w jej oczy i przy okazji wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni. Widziałem, że się wzruszyła, bo uroniła łzę.
- Jestem taka szczęśliwa. - Oznajmia radosna, ale przy tym płaczę.
- Skarbie, odpowiedz mi. - Nalegam. Jestem już niecierpliwy.
- Wyjdę za ciebie. - Mówi, a przy tym uśmiecha się uroczo.
- Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam życia bez ciebie. - Dotykam jej policzka.
- Ja również. - Mruczy i całuję mnie. Zagłębiam się w tym pocałunku. Nasi rodzice klaszczą i płaczą z wzruszenia. Między nami jest prawdziwa miłość i wierzę w to z całego serca.

Leon


- Diego, co ty tutaj robisz? - Pytam się, widząc jak mój brat wchodzi do mojego gabinetu. Przed tym mocno trzaskając drzwiami. Jest zdenerwowany, widzę to po jego wyrazie twarzy. Może się dowiedział, że ja i Violetta mieliśmy romans jak jeszcze była z nim w związku.
- Musimy pogadać, jak bracia. - Mówi poważnie i siada w wygodnym fotelu. Pogadać? Ciekawe o czym. Błagam, niech mi tylko nie mówi, że wie o nas. 
- A nie rozmawiamy? - Pytam śmiejąc się. Chciałem rozluźnić napiętą sytuację między nami.
- Nie. Usiądź. - Posyła mi nie pewnie uśmiech. Już wiem, że coś się stało.
- Zaczynam się ciebie bać. - Spojrzał na mnie z rozbawieniem. Chyba taki śmieszny to nie jestem.
- Yhm.- Przytakuje krótko. - Chodzi o Violettę. - Mówi cicho, na co ja wzdycham. Wiedziałem.
- Mogłem się domyślić. Diego to nie moja wina, to wszystko wyszło tak po prostu. - Zaczynam się mu tłumaczyć. Nie mogę być tym złym bratem. Nie. Będę miał potem cholerne wyrzuty sumienia.
- Chwila. O czym mówisz? - Pyta nie wiedząc o co może mnie chodzić. No przecież mu tłumaczę.
- O Violetcie wiem, że nie jesteście razem. - Burknąłem.
- Tylko, że to tak nie wygląda. My nigdy nie byliśmy razem. - Teraz to ja zaczynam go powoli nie rozumieć. Jednak nie chodzi o mnie i Castillo. Diego też ma sekret, a myślałem, że jestem w tym sam.
- Nie rozumiem. - Mówię zgodnie z prawdą. Naprawdę, chciałbym go zrozumieć.
- Violetta była moją udawaną dziewczyną. - Ledwo przechodzi mu przez gardło. Ja chyba się przesłyszałem. Oni nigdy nie byli w związku. Jestem cholernie wściekły.
- Co? Jak mogłeś? - Warczę w jego stronę. Za bardzo chciałem być idealnym bratem. Już wiem, że nie warto. Diego nie jest moim bratem. Jest podłym człowiekiem.
- Zrobiłem tylko to, po to by chronić Fran. To wszystko przez matkę. - Jęczy. Mam to w czterech literach. Kiedyś byliśmy nie rozłączni i o wszystkim sobie mówiliśmy. A teraz? Wszystko się zepsuło.
- Czemu mi nic o tym nie powiedziałeś? - Oschle zwracam się do niego. W moich oczach można zobaczyć zawód do niego. Zranił mnie, ale nie tylko on, bo i Violetta. Nic mi nie powiedziała.
- A co to by zmieniło? - Pyta, smutnym głosem. Ma rację, ale to nie zmienia faktu, że mam go dość.
- Pomógłbym wam. Ty i Violetta wybraliście kłamstwo. Nie chcę was znać. - Burczę. Myślałem, że mnie i ją łączy magiczna więź. Zawiodłem się na niej i nie widzę już przyszłości dla nas. To boli. Czy każda kobieta musi mi sprawiać cierpienie? Wszystkie są takie same.
- Leon, nie oceniaj tak Vilu. - Broni jej Diego.
- Nie, Diego. ja miałem wyrzuty sumienia wobec ciebie, a ty ze mnie zadrwiłeś. - Śmieję się sceptycznie. On lekko posmutniał.
- O czym ty...? - Nie dokańcza, bo w porę mu przerywam.
- Nie ważne. - Mówię wymijająco i kieruję się do wyjścia.
- Gdzie idziesz ? - Słyszę jego głos. To akurat nie powinno go obchodzić. 
- To nie twoja sprawa. - Syczę zły.
- Właśnie, że moja. - Odpyskuje mi. 
- Muszę to wszystko wyjaśnić z Violettą. - Odpowiedziałem.
- Nie rób nic głupiego. - Krzyczy. Teraz czas na rozmowę z Castillo. Chcę poznać jej wersję i może to będzie nasze ostatnie spotkanie. 


____________________*_________________________________

Hej, wszystkim ! Witam was w ten piękny wtorek. Prawda, że jest
piękny ? Mniejsza z tym. Myślę, że rozdział przypadnie wam do 
gustu. Mi w miarę się podoba xD


Wiem, że rozdział miał być w niedzielę, jednak z dwóch przyczyn nawet
nie mógł się pojawić wczoraj. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi xD

Następny rozdział pojawi się w niedzielę. Jadę w
ten weekend nad morze i nie wiem czy będę miała tam dostęp do
internetu. Także się zobaczy ;)

Co do rozdziału :
Leon dowiedział się prawdy od swojego brata i jest zły na niego
i Violettę. Kto się spodziewał tego ? :P
Czeka teraz poważna rozmowa między Leonettą.
Federico się oświadczył ♥
Rodzice Diego planują ślub <3
Ciekawe czy im to wyjdzie.

Życzę wam miłego dnia <3
Do następnego :)



poniedziałek, 13 lipca 2015

Chapter 20 ~ Kusząco

" Trzy osoby mogą dochować tajemnicy, jeśli dwie 
z nich nie żyją. "



_______________________________________
Rozdział z dedykacją dla Gabuu Verdas ♥

Diego

Powolnym spacerem razem z Francescą, zmierzamy do domu moich rodziców. Z każdym metrem zbliżania się do ich posiadłości, czuję narastający strach. Moje ręce zaczynają mi się pocić. To wszystko jest takie trudne, czemu nie mogę przyznać się do tego, że popełniłem błąd. Jestem cieniasem. Nie umiem się przeciwstawić rodzicom, a szczególnie matce. Ale to koniec. dzisiaj poznają prawdę. Do środka wchodzę sam, jak na razie postanowiłem, że Francesca poczeka na zewnątrz.
- Mamo, jesteś ? - Krzyczę a echo rozchodzi się po holu. Czy jej nie ma ? Oby nie.
- Jesteśmy z obje z tatą. - Słyszę jej głos, który dobiega z salonu.
- To nawet lepiej. - Mówię, gdy wchodzę do salonu i siadam na fotelu na przeciwko ich.
- Chciałem porozmawiać. - Wypalam szybko. Mogłem to bardziej przewidzieć.
- Kiedy to usłyszycie, to jestem pewien, że wydziedziczycie mnie. - Dodaję. Matka spogląda na ojca z niepokojem, a potem na mnie.
- Spokojnie. Najpierw powiedz co się stało. - Odezwał się tata, cichym głosem.
- Oszukiwałem was, dość dłuższy czas. - Wyjąkałem. Ledwo co przeszło mi przez gardło.
- Co ? - Nie dowierzają oboje.
- To nie koniec. Nigdy nie kochałem Vilu i nawet nie pomyślałbym o ślubie z nią. - Warczę zły.
- Czy chcesz nam powiedzieć, że byłeś z nią w związku nie kochając jej ? - Burczy tato.
- Vilu wie ? - Dopytuje mama. Czy tak bardzo jej zależy na dziewczynie?
- To nie tak. - Powiedziałem, a oczy otworzyły im się szczerzej ze strachu.
- Ona o tym wiedziała. - Bełkoczę cicho.
- Nie wierzę. - Matka kręci głową, a ojciec próbuje ją uspokoić.
- Po prostu była moją udawaną dziewczyną.- Wyznaję. - Ja kocham nadal Fran. - Zwierzyłem się.
- Ty jesteś moim synem ? - Krzyczy zła.
- Mamo. - Proszę ją błagalnym spojrzeniem. Nie chcę aby to tak wyglądało.
- Nic nie mów. - Wycedziła przez zęby.
- Ja nie chciałem. - Mówię z chrypką.
- Tylko mi nie mówi, że to po prostu ci wyszło. - Wyczułem w jej głosie nutkę złośliwości.
- Tego nie powiem. - Krzyczę również wściekły.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Szepnęła Fran, która się pojawiła w salonie.
- Mówiłem, żebyś zaczekała. - Posyłam jej delikatny uśmiech.
- Usłyszałam krzyki i przyszłam.  - Mówi i spuszcza głowę na dół.
- I będę ojcem. - Dodaję niewzruszony. Widzę na twarzy ojca cień uśmiechu.
- Jak mogliście być tak nie odpowiedzialni ? - Zmierzyła nas wzrokiem. Była bardzo chłodna.
- Powinniście uważać, bardziej. - Burknął ojciec.
- Mamo, poczekaj. - Krzyczę, gdy ta kieruje się do swojej sypialni.
- Skrzywdziłeś mnie. - Mówi chłodno i odchodzi. Nie spodziewałem się tego. 

Katarina

Czuję się fatalnie. Myślałam, że wiem wszystko o moim synu. Tylko, że on miał mnie w czterech literach. Po prostu zakpił ze mnie. To moja wina. gdybym im wtedy pozwoliła się spotykać, może byłoby teraz dobrze i lepiej. Nic nie poradzę na to, że muzyka jest mi obca, za bardzo mnie zraniła.
Aż nie mogę się do tego przyznać. To jest zbyt bolesne. Pewnie wyglądam jak straszydło. 
- Kochanie. Nie pij. - Z rozmyślań wyrywa mnie głos, mojego męża. Jorge uważa, że alkohol nie załatwi wszystkich problemów. Tylko, że ono mi pomaga, utajam tak mój ból.
- Alkohol może mi tylko pomóc. - Syczę w jego stronę. Wszystkie chwile złe powracają do mnie jak bumerang. Dlaczego to tak boli?
- To nie prawda. Nie płacz. - Podchodzi bliżej i przytula mnie do siebie.  Tak bardzo tego potrzebowałam. Zapomniałam, że tylko Jorge potrafi ukoić mój ból. Zawsze był przy mnie.
- Tylko, że nie mogę. Czuję się oszukana. - Warczę, a cała złość przepełnia mnie. 
- Rozmawiałem z nimi. Moim zdaniem też powinnaś, ale na spokojnie. - Szepcze do mojego ucha.
- Wybaczyłeś im ? - Pytam. Czy tylko ja umiem wybaczać?
- Kate, ja nigdy nie miałem problemu z akceptacją muzyki. Uwielbiam Fran. - Posyła mi dość nie pewnie swój uśmiech. Ma rację, on nigdy nie miał problemu. Tylko ja.
- Chodzi mi o Violettę. - Burczę. Myślałam, że była wobec mnie szczera.
- Dziewczyna chciała pomóc przyjaciołom, zrozum. - Nie mogę, chociażbym chciała. Nie chcę jej widzieć, ani znać. Jestem przekonana, że powinna zostać zwolniona z pracy, ale ani Jorge, ni Leon, na coś takiego się nie zgodzą. Trudno będzie mi ją widywać, może dam radę.
- Nie chcę tego słyszeć. - Krzyczę przez łzy, które wypływają mi z oczu.
- Nie możesz być zła na cały świat. - Warczy, a ja wzdycham. Właśnie, że mogę.
- Jorge, ty nic nie rozumiesz. Myślałam, że jest szczerą dziewczyną i nie ma sekretów. - Chlipię.
- Widać się pomyliłam. - Dodaję i spuszczam głowę na dół. To wszystko tak boli. Nie jestem dobrą mamą i nigdy nią nie będę.
- Zejdź do nich. Tylko o to cię proszę. - Całuję delikatnie moją skroń. 
- Jeśli chcesz. - Posyłam mu uśmiech. 
- Nie. To zależy od ciebie. - Wyznaje po chwili.
- Pójdę, bo nie chcę by mój syn ode mnie odszedł. Kocham go. - Mamroczę pod nosem.
- Jesteś świetną mamą. - Chwali mnie. Tylko ja wiem, że to nie prawda. mam za dużo sekretów, przed moimi dziećmi.




- Nie wychodzie. Zostańcie. - Odzywam się widząc moje syna w drzwiach z Fran. Moje serce nie może rozpaść się na drobne kawałki. 
- Dlaczego mamo ? Przecież, nas tu nie chcesz. - Bąka. W jego oczach, widzę również cierpienie.
- Zasługujecie na poznanie prawdy. - Mruczę ledwie słyszalnie. 
- To nie ma sensu. - Krzyczy i gwałtownie odsuwa się od brunetki. 
- Diego, posłuchajmy co ma twoja mama do powiedzenia. - Odzywa się pierwszy raz, dziewczyna.
- Dziękuje, Francesco. - Uśmiecham się delikatnie.
- To mów, nie mamy zbytnio czasu. - Szepcze i łapie dłoń dziewczyny.
- Synu, przestań. Myślałam, że moja tajemnica nigdy nie będzie musiała ujrzeć światła dziennego. Jednak bardzo się myliłam. - Wyznaję i schodzę ze schodów. Teraz jestem twarzą w twarz z nimi. 
- O czym mówisz ? - Pyta mój syn.
- Nie przerywaj mi. Muzyka od 40 lat jest mi wrogiem. Nienawidzę jej. - Warczę wściekle. Cholerne wspomnienia. Myślałam, że nigdy już do nich nie wrócę. Byłam w błędzie. 
- W wieku 5 lat straciłam przez nią moją mamę i starszą siostrę. - Nie mogę się rozczulić. 
- Przecież mówiłaś, że babcia Rose umarła po twoich 20 urodzinach, a rodzeństwa niby nie miałaś. - Diego, nie może uwierzyć w to co słyszy. Gdybym powiedziała im to szybciej, nie byłoby takiego problemu ani żadnych kłamstw. Wiem, że to moja wina i nikogo nie mogę obwiniać. 
- Nie chciałam, abyś ty lub Leon poszli w ślady przodków. - Odpowiadam z czystą prawdą. Chociaż wiem, że gdyby sięgnęli po gitarę to by wiedzieli jak na niej zagrać. 
- Jak kto się stało ? - Pyta zaskoczona. Właśnie widzę, że jest zwykłą dziewczyną. 
- Fran. Moja mama była wrodzoną pianistką, a moja siostra śpiewała. Obie, wyleciały w podróż aby dawać koncerty. Jednak nie wróciły. Samolot, którym wracały wybuchł. Byłam załamana i zła. Nienawidziłam nikogo, kto kochał muzykę. Straciłam moją jedyną rodzinę. - Zalewam się potokiem łez. Diego podchodzi bliżej mnie i przytula się do mnie. Mój syn.
- Mamo. Przepraszam. - Szepcze brunet, całej tej sytuacji przygląda się jego dziewczyna z wielkim uśmiechem. Sama się tego nie spodziewałam, że Diego mi wybaczy. 
- Nic mi nie jest. Francesco, już wiesz skąd moja nienawiść do ciebie ? - Pytam i zaciskam usta. 
- Rozumiem, bardzo mi przykro. - Stwierdza i posyła mi uśmiech.
- To ja powinnam powiedzieć, przepraszam.  - Przyznaję się do swojego błędu. 
- Wybaczam pani. - Oni oboje mi wybaczyli. Cudni, ludzie. 
- Możesz mi mówić mamo. - Uśmiecham się a moje łzy znikają. 
- Nie jesteś zła ? - Czyżby mi nie wierzył. Teraz mam ochotę skakać ze szczęścia, lecz mi nie wypada. 
- Przeszło mi. Który to już miesiąc ? - Dopytuję i patrzę na ich wymalowane twarze.
- To dopiero drugi tydzień. - Chichoczę radosna. 
- Będę babcią. Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że to Leon będzie pierwszym tatą. - Śmieję się.
- Jesteś najlepszą mamą. - Diego zdecydowanie przesadza. Nie jestem.
- Popełniłam wiele błędów. - Przyznaję.
- Chciałaś nas chronić rozumiem.  - On mnie rozumie. Chyba się przesłyszałam. 
- Kochani, kiedy planujecie ślub ? - Dopytuję. Wołałabym aby zrobili to jeszcze przed narodzinami dziecka. Będzie im wtedy łatwiej. 
- Nie ustaliliśmy. - Odzywają się oboje. 
- To zaczynamy przygotowania. Chętnie wam pomogę. - Klaszczę w dłonie. 
- A co z Violettą ? - Pyta, Diego.
- Nie chcę o niej słyszeć. - Warczę, mój humor znowu się popsuł.
- Mamo ! - Krzyczy za mną, kiedy udaję się do kuchni. Nie mogę podjąć za szybko decyzji. To trudne. Niby dziewczyna niczemu nie zawiniła, ale nie mogę wszystkim wybaczyć. Z resztą Violetta, nie jest moją rodziną i nigdy już nie będzie, więc nie muszę niczego robić. Teraz mam ochotę napić się whisky. 



Ludmiła

- Cześć skarbie. Tak szybko wstałeś ? - Pytam, gdy widzę mojego faceta. Był już ubrany i gotowy do pracy. Perfekcjonista, a mój ideał. Podchodzę do niego od tyłu i zawieszam moje dłonie, gładząc przy tym jego tors. Całuję jego policzek. 
- Chciałem przed pracą, zrobić tobie śniadanie. - Odparł i słodko się do mnie uśmiechnął. 
- Nie musiałeś. Poradziłabym sobie. - Przyznaję, przecież to tylko ciąża, nie jestem chora.
- Tylko, że chciałem. Siadaj i zajadaj, bo ostygnie. - Nakazuje. Nie chciałam się mu sprzeciwiać. 
- Dziękuje, misiu. - Posyłam mu buziaka w powietrzu. 
- Tak przy okazji, to ślicznie wyglądasz w mojej koszuli. - Wyznał, a ja spłonęłam rumieńcem. 
- Co dzisiaj będziesz robić popołudniu ? - Dopytuje. dzisiaj zobaczę mojego dzidziusia.  
- Mieliśmy iść do ginekologa, nie pamiętasz ? - Zaciskam usta. Powinien pamiętać, chyba, że zapomniałam mu powiedzieć. To już moja wina.
- Skarbie, a nie da się przenieść wizyty na jutro ? - Jęczy. Pasquarelli, zawodzisz.
- Czemu, pytasz. - Próbuję zachować grobowa minę. 
- Chciałbym gdzieś cię zabrać wieczorem. - Uśmiecha się. Nagle załagodził mój ból.
- To trudna decyzja. - Wyznaję szczerze. 
- Zgódź się. - Po raz kolejny nalega. Nie mogę mu odmówić.
- No dobrze. A powiesz mi gdzie idziemy ? - Posyłam mój uśmiech, a on to odwzajemnia.
- To niespodzianka. - Popija kawę.
- Ale, Federico. - Burczę. Teraz wymiguje się tym, że to ma być niespodzianka.
- Nic ci nie powiem. Do zobaczenia. - Całuje mnie.
- Pa. - Mówię, a on wychodzi z mieszkania.


- Już jestem. Jesteś gotowa ? - Słyszę głośny głos Federico'a. Aż trudno mi uwierzyć, że cały dzień przeleżałam na kanapie, oprócz tego, że musiałam zrobić obiad.
- Kochanie, nie chcę mi się iść. - Jęczę, a brunet wzdycha. Wiem, że jestem nie możliwa.
- No proszę, zrób to dla mnie. - Ukazuje mi rząd białych zębów.
- No okey. Podniosę się z tej wygodnej sofy, tylko dla ciebie. - Chichoczę zadowolona.
- To co możemy iść ? - Dopytuje, raczej nie powinnam zmienić zdania.
- Naprawdę ? Chcesz mnie wymęczyć ? - Żartuję. Zrobiłam się za bardzo leniwa.
- Pojedziemy samochodem. Lepiej ? - Wybełkotał. On ma na mnie focha. Za bardzo go znam.
- I to jak. - Szepnęłam. Chcę aby między nami było najlepiej. Nie zniosę żadnych kłótni.
- Należy mi się małe podziękowanie. - Wskazuje na swoje usta, kiedy obje jesteśmy w samochodzie.
-  To się zobaczy. - Uśmiecham się zadziornie.
- Nie. Teraz. - Syczy i podsuwa mi swoje wargi.
- Zadowolony ? - Śmieję się.
- Bardzo. - Mówi i oblizuje usta. Wariat.


- Federico, gdzie my jesteśmy ? - Pytam z sarkazmem, choć dobrze wiem gdzie się znajdujemy. Nie rozumiem, tylko po co mnie tutaj zabrał.
- Na lotnisku. - Uśmiecha się. Jest nadzwyczajnie spokojny.
- Tak, wiem. Tylko po co ? - Pytam, gdy oboje wysiedlimy z auta. Chłopak obejmuje mnie w tali.
- To dla ciebie niespodzianka. - Wyszeptał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie powiesz mi ? - Udaję złą. Może mi ta gra troszkę pomoże.
- Poczekaj, zaraz powinni się zjawić. - Zaniemówiłam. Na kogo my tutaj czekamy?
 - Kogo masz na myśli ? - Unoszę brwi i mruczę z niezadowolenia.
- Jaka ty jesteś niecierpliwa. - Uśmiechnął się przebiegle, a ja zaśmiałam się.
- Po prostu boję się tego, co wymyśliłeś. - Odezwałam się.
- To nic strasznego. - Wydukał i dotknął mojego ramienia.
- Nie uspokoiłeś mnie. - Śmieję się sceptycznie.
- Nie ? A mam to zrobić ? - Dopytał po chwili. Czyżby ma ochotę na coś więcej.
- Jeśli możesz to tak. - Uśmiecham się, a nagle czuję jak pieści moje podniebienie.
- John popatrz jak oni cudnie, razem wyglądają.  - Słyszę nagle głos mojej mamy. Chyba się coś mi przyśniło. To nie możliwe. Ona tutaj nie może być.
- Masz rację. - Mój ojciec też jest ? Osuwam się od bruneta i obracam się. To jednak oni.
- Mama i tata ? Co wy tu robicie ? - Spytałam poważnym tonem.
- Federico nas zaprosił. - Odzywa się tata. Czyli to wszystko sprawka Federico.
- Chciałam zobaczyć moją córeczkę. - Oznajmia mama i przytula mnie do siebie.
- Do twarzy ci z brzuszkiem. - Bardzo nie śmieszny żart, panie Ferro.
- Tato ! - Ganię go. Ja i duży brzuszek? To nie idealne połączenie.
- Mówię prawdę. - Oznajmił rodziciel zachrypniętym głosem.
- Dziękuje, że tutaj jesteście. - Posyłam im uśmiechy.
- Podziękuj swojemu chłopakowi. - Mówi mama. Mogłam się tego spodziewać. Federico dał mi niesamowitą niespodziankę.
- Bardzo ci dziękuje. - Muskam jego usta.
- To co możemy jechać ? - Pyta, Fede.
- Tak. - Mówią razem.
- Jednak przyjechaliście. - Słyszę cichy głos bruneta, który podszedł do mojego taty.
- Nie mogliśmy przegapić tak pięknego dnia dla was. - Odpowiedział mu. Jaki znowu dzień ? Czy Federico o czymś mi nie powiedział. Troszkę się boję, ale wiem, że Pasquarelli nic głupiego nie wymyśli.

Leon


- Leon, gdzie się wybierasz ? - Pyta moja matka. Czyżby płakała? Może po prostu czymś się, wzruszyła, ale ona nigdy nie płakała. Na żadnym filmie, nie wylała ani jednej łzy.
- Jestem umówiony.- Odpowiedziałem, zapinając moją koszulę. -Muszę już iść. - Odzywam się.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać. - Obok mamy staje ojciec, który całuje ją w czoło.
- Coś się stało ? Nie wyglądasz najlepiej. - Podchodzę bliżej mamy, a ona przytula się do mnie.
- Proszę zostań. - Łka cicho. Choćbym chciał nie mogę. Violetta na mnie czeka.
- Mamo. Mam randkę. - Powiedziałem, muskając delikatnie jej policzek.
- Nic nie mówiłeś. Kto to ? - Docieka ojciec.
- Potem wam wszystko powiem. - Mówię wymijająco. Mam nadzieję, że nie będę więcej się o to wypytywać. Gdyby się dowiedzieli, że ja i Vilu, to coś więcej, to by było źle.
- Dobrze. To jutro porozmawiamy. - Stwierdziła. Coś musiało się stać, ale nie chcę psuć sobie humoru przed wieczorem, z Violettą. Nie chciałem powiedzieć rodzicom z kim się spotykam. Oskarżyli by mnie o zdradę brata. Mam dość bycia tym ich idealnym synkiem. Dlaczego, Diego nie mógł nim być?


- Cześć kochanie. - Witam się z blondynką. Dzisiaj wygląda rewelacyjnie. Niczego w jej wyglądzie nie brakuje. Violetta uśmiecha się i podchodzi bliżej mnie.
- Tęskniłam. - Wyznaje i zarzuca ręce na moją szyję. Nie czekając dłużej, na jej ruch, całuję ją.
- Czekałem na ciebie bardzo długo. - Mruknąłem do jej ucha. - Aż za długo. - Dodałem z wielkim uśmiechem. Przy niej czuję się swobodnie. Jestem szczęśliwy i to mi wystarcza.
- Dziękuje, że zaprosiłeś mnie na randkę. - Posłała mi cudowny uśmiech. Szybko wtuliła się we mnie
- Nie ma za co, mała. - Powiedziałem uwodzicielsko, a jej policzki przybrały kolor czerwony.
- Bardzo cię kocham. - Szepcze cicho.
- Nie bo ja bardziej.- Dotknęła swoją ciepłą ręką, mojego policzka i uśmiechnęła się do mnie czule.
- Mamy się oto kłócić. - Pyta z wyrzutem. Castillo to tylko droczenie. Nie mam ochoty na kłótnie.
- Nie. Musimy już jechać. - Szczerzę się do niej, jak jakiś głupiec.
- Dobrze. - Przytakuje i oboje opuszczamy jej apartament. To będzie świetna randka.


Przez całą drogę, z miłą przyjemnością słuchało mi się opowiadań Violetty o jej dzieciństwie. Chociaż iż była jedynaczką, nigdy tego nie odczuła. To nie bywałe. zawsze myślałem, że jedynaki są samolubne, a tutaj bardzo miłe zaskoczenie. Miłość do blondynki, sprawia, że coraz bardziej zadurzam się w niej. Nigdy z nikim, nie czułem się tak jak z Vilu.
- Czy my nie mieliśmy jechać do restauracji ? - Pyta zaskoczona, uświadamiając sobie, że nie ma tutaj żadnej restauracji. Chciałem być bardziej oryginalny, dlatego przygotowałem własną restaurację. Violetta powinna być zadowolona, że tak bardzo się staram.
- Jesteśmy. - Powiedziałem. Ona tylko posłała mi niepewne spojrzenie.
- Wygląda dość unikatowo. - Śmieję się, a ja razem z nią. Ma rację.
- Tak, miało być. - Chwytam ją w talii i prowadzę w stronę stolika, który znajduję się nad brzegiem plaży. To wyjątkowe miejsce, jest wokoło oświetlone lampionami.
- Nie wierzę. - Szepczę, rozpromieniona wygląda wyjątkowo. Pojedyncza łza spływa po jej policzku.
- Podoba ci się ? - Pytam szarmancko.
- Jest idealnie. - Mruczy i rozgląda się dokładnie po miejscu, gdzie dokładnie się znajdujemy.
- Czy przypadkiem nie chciałaś mi podziękować ? - Dopytuję. Bardzo liczę na gorące podziękowanie z jej strony. Szczerze mówiąc, stęskniłem się za jej malinowymi ustami.
- Zapomniałam. Dziękuje. - Posyła mi przepraszające spojrzenie, a potem całuje mój policzek.
- Nie oto mi chodziło. - Burczę, ona tylko wywraca oczami i całuje moje wargi.
- Zrozumiałaś. - Odzywam się i dostaję od niej w nok. Ma dziewczyna siłę.
- Idiota. - Odpowiada z sarkazmem. Jestem zadowolony, że mogę spędzać z nią takie chwile.
- Tylko twój. - Mruczę, przyglądając się jej zarysom twarzy. Ma niebywałą urodę. Taką kobiecą.
- Mój. - Chichocze patrząc w moje oczy.
- Jedz, póki ciepłe. - Nakazuję, a oboje zabieramy się za posiłek.
- Sam gotowałeś ? - Pyta po chwili.
- Tak. Starałem się. - Odpowiadam z delikatnym uśmiechem. Oby jej tylko smakowało.
- Smakuje mi bardzo. - Tak bardzo się cieszę. Udało mi się. Verdas może będziesz mistrzem w gotowaniu. Śmieję się sceptycznie, w duchu.
- Mogę cię o coś spytać ? - Nie wiem czy ten temat przypadkiem jej nie urazi, ale warto spróbować. Violetta przytakuje. Wzdycham cicho, aby dodać sobie odwagi.
- Kochasz jeszcze Diego ? - Wydymam usta. V. przestaje konsumować i spogląda na mnie.
- Leon, to ciebie kocham. Diego nic dla mnie nie znaczy. - Delikatnie gładzi moją dłoń. Upewniła mnie. Wiem, że teraz jestem ważny tylko ja.
- Wierzę ci. - Czule całuję jej rękę.
- A wiesz kto ma najprzystojniejszego mężczyznę ? - Pyta i wygodnie rozsiada się na moich kolanach. Czy powinienem w tej chwili być zazdrosny? Podoba się jej inny facet?
- Ludmiła. - Burczę i udaję niezadowolonego.
- Nie, głuptasie. Ja. - Wtula się we mnie. Mogłem się domyślić. Co za idiota ze mnie.
- Słodka jesteś. - Dotykam jej nosa, na co ona śmiesznie go marszczy.


- Kochanie, na co masz ochotę ? - Pytam pocierając ją opuszkiem palca, po policzku. Kilka minut temu wróciliśmy z naszej randki, a teraz jesteśmy w domu Violetty.
- Na wspólną kąpiel. - Przygryzła wargę i szybko wbiła się w moje usta. Słodko.
- Brzmi kusząco. - Zamruczałem do jej ucha, a potem odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho.
- No to co zgadzasz się ? - Porusza zabawnie brwiami, już wiem co chodzi jej po małej główce.
- Z taką niegrzeczną dziewczyną, czemu by nie.- Klepię ją delikatnie w pośladek. Słyszę jej słodki chichot, łapie mnie za dłoń i prowadzi do jej łazienki. Nigdy nie brałem z żadną kobietą kąpieli. To będzie mój pierwszy raz i szczerze nie mogę się jej doczekać. Violetta jest cudowną kobietą.
Odkręciłem kran. Bardzo mocny strumień wody zaczął wypełniać całą wannę, do tego wlałem aromatycznego płynu, który pachniał niebywale. Odwróciłem się w stronę szatynki, która zdziwiła mnie, była już rozebrana i w pełni gotowa na kąpiel. Rumieni się podczas, gdy ja wpatruję się w jej śliczne ciało. Jest tylko moja. To dodaje mi odwagi. Ściągam w szybkim tempie koszulkę, a potem spodnie. Zostaję tylko w bokserkach. Widzę w oczach błysk, podoba się jej. To dobrze. Podchodzi do mnie i wtula się we mnie. Po chwili chwyta za moją dolną bieliznę i ją ściąga. Już wiem, że jest pewna na kąpiel. Podałem jej rękę, zachęcając by weszła, przy tym pomogłem jej wejść. Nie czekając ani minuty dłużej, usadowiłem się wannie za nią, na co ona słodko zachichotała. Violetta oparła się swoimi plecami, a mój tors. W ten sposób mogłem poczuć jej bliskość obok siebie. Castillo wtuliła się we mnie chętnie, a ja objąłem ją mocno.  Postanowiłem delektować się tą naszą wspólną chwilą.


____________________________*________________________

Hej moi kochani ! Jak wam mijają wakacje ? Bo mi cudownie.
Szkoda, że ten czas tak szybko leci -.-   No, ale cóż. Bywa.

Rozdział dodaję wyjątkowo w poniedziałek. Musicie mi to wybaczyć.
Ale całą sobotę i niedzielę, miałam zajętą. 

Dziękuje bardzo wszystkim komentatorom. Jestem z was bardzo
dumna. Jest mi miło, że tak dużo osób skomentowało 19 rozdział.
Jesteście wielcy ♥

Co do rozdziału, to :
Nikt się nie spodziewał takiej reakcji mamy chłopaków ?
Czuje tylko urazę do Violetty, właśnie czemu do niej ? xD
Federico zaprasza rodziców Ludmiły, tylko dlaczego ?
Coś czuję, że może wiele osób to zgadnąć ;P
Leon i Vilu ♥ Spędzają razem czas.
Nacieszcie się nimi bo to nie potrwa tak długo ;).

Przy okazji zapraszam na nowego bloga, którego prowadzę
z cudowną Vicky Victorious <3
http://leonetta-odwzajemniona-milosc.blogspot.com









niedziela, 5 lipca 2015

Chapter 19 ~ Poradzimy sobie

" Cisza wokół mnie, zapada zmrok, a ja nadal w nią wsłuchuję
się. Serce swoim rytmem mocno upewnia mnie, że 
warto wierzyć w ludzi. "


Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie ślad. Bardzo
mi na tym zależy i motywuje.
________________________________________
Rozdział z dedykacją dla Rachel

Francesca

Budzę się cała zalana zimnym potem. Cholera ! Dlaczego śnił mi się koszmar ? Boję się, że może właśnie on się spełnić. W tym całym popieprzonym śnie, zostawił mnie Diego, bo nie chciał mnie znać. Wyparł się ojcostwa i zostawił mnie samą. Dość. Nie powinnam się w ogóle bać. To był tylko koszmar i on nie może się spełnić. Za bardzo Verdas mnie kocha, a ja jego. Nigdy bym sobie nie wyobraziła życia bez niego. Z wielką trudnością sięgam po mojego iPhone'a. Odblokowuję ekran, a światło razi mnie w oczy, zbyt mocno. Jest szósta rano. Nie mogę w to uwierzyć, spałam tylko całe sześć godzin. Wzdycham głęboko i z niechęcią wstaję z łóżka. W mojej łazience załatwiam wszystkie poranne czynności i ubieram się w wcześniej przygotowany zestaw. Radosna wchodzę do kuchni, gdzie do mojego nosa, nalatuje zapach świeżo parzonej kawy. Od razu na myśl, przychodzi mi moja siostra, która wczoraj przyjechała do mnie z Londynu i zrobiła mi wielką niespodziankę.
- Cześć siostra. - Witam się z nią uśmiechem.
- Hej. Zrobiłam nam śniadanie.- Odpowiada. - Jak spałaś ? - Pyta pełna troski.
- Nie będę przed tobą ukrywać, że nie za dobrze. - Szepnęłam. Byłam wdzięczna jej, że sama zaczęła temat. Ona zawsze jest moją podporą.
- Moja biedulka. Nie stresuj się spotkaniem z Diego. Będzie dobrze. - Pociesza mnie. W sumie nie wiem, czego mam się spodziewać, bardzo boję się tego spotkania.
- Clara, twój mąż musi cię bardzo kochać. - Odparłam, w jej oczach mogłam dostrzec iskierki. Widzę, że małżeństwo jej służy.
- I tak jest. - Uśmiecha się promienie.
- Brakowało mi ciebie. - Mówię prawdę. Jestem bardzo zżyta z Clarą. Jest dla mnie jak druga mama, którą jeszcze mam.
- Wiem. Ja też za tobą tęskniłam. - Stwierdziła. Mimowolnie wtulam się w nią.
- Zrobiłaś mi bardzo miłą niespodziankę. Dlaczego nie przyjechał z tobą Jack ? - Dopytuję.
- Fran ! Ma ważne interesy. Londyn go wzywa. - Śmieję się desperacko. Cały Nelson, praca tylko mu w głowie.  Jak zawsze.
- Zapomniałam. Wieczny patriota. - Mruknęłam, popijając kawę.
- Muszę ci powiedzieć, że zastanawiamy się nad dzieckiem. - Oznajmia ochoczo. Naprawdę mnie zaskoczyła. Chcą mieć dziecko, to coś niebywałego.
- Najwyższa pora. - Uznaję. Są małżeństwem od dwóch lat, więc powinni mieć już szkraba.
- Jack też tak uważa. Mamy już stałe prace, a w naszym życiu potrzeba maluszka. - Patrzy na mnie, z niebywałą radością. Clara ma słabość, do małych dzieci, ja również.
- Będziemy razem mamami. - Posłała mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam.
- Czekamy tylko na odpowiedni moment. - Uśmiechnęła się, pokazując swoje dołeczki.
- Idealnie. - Klaszczę delikatnie w dłonie. A ja jestem bardzo ciekawa mojej ciąży, jeśli wszystko dobrze pójdzie z Diego, to oboje wybierzemy się do ginekologa.
- Rodzice wiedzą już o ciąży ? - Wiedziałam, że to pytanie w końcu padnie z jej ust.
- Nie, mam zamiar im o tym powiedzieć. - Odparłam, wzruszając przy tym ramionami.
- Pamiętaj, zawsze będę po twojej stronie. - Jej dłoń, dotyka mojej. Wiem, że jej wsparcie jest teraz dla mnie bardzo ważne.
- Cieszy mnie to. - Odezwałam się.
- Kiedy masz zamiar powiedzieć o tym Diego'u ?
- Dzisiaj. Muszę do niego napisać. - Odpowiadam. Biorę do ręki mój telefon, odblokowuję ekran i zaczynam pisać wiadomość, do mojego chłopaka.
~ Kochanie spotkajmy się w parku. Muszę z tobą
pilnie porozmawiać. To bardzo ważne. - Nie ot zrymuję od niego odpowiedzi, za pewne jeszcze śpi.
- Załatwione. - Uśmiecham się do niej.
- Francesca, nie będzie ci przeszkadzać jak zostanę u ciebie do jutra ? - Nie no Clari, teraz to palnęłaś głupotę. Jest moją siostrą, więc to oczywiste, że powinna zostać.
- Nie, możesz zostać. - Odezwałam się, nie co ciszej.
- To dobrze. Lubię twoje mieszkanie. - Zaśmiała się.
- Nie mogę w to uwierzyć, że tu jesteś. Rodzice na pewno się ucieszą. - Mamroczę.
- Ja też za tobą tęskniłam młoda. - Odparła, na co ja zmierzyłam ją wzrokiem.
- Ej. To tylko trzy lata różnicy. - Burczę zła. Chciałam się jej odgryźć.
- Nie gniewaj się. - Delikatnie gładzi moje ramiona, że nie mam serca z kamienia, żeby być na nią zła. Zresztą to nie w moim stylu.

Violetta 


Obudziłam się, gdy do mojej sypialni zaczęły wpadać promienie słoneczne, jakby chciały muskać moje ciało. Było mi bardzo gorąco. Do tego, Leon owinął się jak bluszcz wokół mojego ciała i nie chciał mnie puścić, byłam w mocnym uścisku. Wczorajszy wieczór był bardzo miły i nie mogę nadal w to uwierzyć, że Verdas wyznał mi swoją miłość. To takie piękne, że aż nie realne. Jestem nim oczarowana, świetny z niego facet z wielką romantycznością. Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek będę tak szczęśliwa jak teraz. Boję się teraz tylko tego, że coś między nami może się nagle popsuć. Nie powiedziałam mu prawdy i jak na razie nie mam zamiaru mu mówić. Zranię go, wiem ale nie chcę robić tego teraz, w tym czasie kiedy wszystko między nami jest dobrze. Moje zachowanie jest zupełnie niewłaściwe w stosunku do niego, ale robię to tylko dla nas. Tylko co z Diego ? Jeśli, Leon jest nadal pewny, że jestem w związku z jego bratem, to czemu to robi ? Myślałam, że kocha brata i nie chcę go zawieść, jednak chyba nie zwrócił na niego większej uwagi. Jak na razie nie będę się tym przejmować, bo to jest sprawa między braćmi. Po chwili czuję, jak szatyna uścisk się rozluźnia. To oznacza tylko jedno. Obudził się.
- Jak się spało ? - Pytam się, patrząc na jego twarz. Jego włosy są w całkowitym nie ładzie. Co jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga.
- Bardzo dobrze, bo z tobą. - Oznajmił, uśmiechając się coraz szerzej.
- Tak bardzo cię kocham. - Szepnęłam lekko zarumieniona. Wpatrywałam się w jego oczy bez przerwy. Ma tak śliczne, że nie mogę oderwać moich oczu. Szmaragdowe. Nagle czuję, jego zimne wargi na moich ustach, jego język dotykał mojego. Uśmiechał się przy pocałunku.
- Muszę cię o coś zapytać. - Powiedział z chrypką w głosie. Jest mi zdecydowanie za dobrze.
- To zrób to. - Mówię całkiem pewna, tego co mówię. Te chwile, zapamiętam na bardzo długo.
- Zerwiesz z Diego, dla mnie ? - Dopytuje. Fakt, szatyn na pewno by tego chciał.
- Leon. Zrobię to bardzo szybko. - Powiedziałam ziewając i przecierając moje zasapane jeszcze oczy.
- Nie chcę go ranić, ale to ciebie kocham. - Zamruczał mi do ucha, co wywołało u mnie, bardzo przyjemny dreszcz. Oj, Verdas co ty ze mną robisz.
- Wiem to. Nie jesteś taki. - Posyłam mu buziaka. Szatyn lekko się śmieje. Uwielbiam jego uśmiech.
- Jesteś najlepsza. - Oznajmia i całuje mój policzek, który pod jego wpływem robi się ciepły.
- Może jesteś głodny ? - Pytam, zaciskając usta.
- I to bardzo. - Powiedział, śmiejąc się cicho.
- Wezmę prysznic i przyrządzę nam coś do jedzenia. - Całuję go jeszcze raz w usta i zgrabnym krokiem wychodzę z sypialni, Czuję jego wzrok, na moich pośladkach.


- Smakowało ci ? - Pytam, pełna nadziei, że powie tak, gdy widzę jak naleśniki znikają z jego talerza.
- Świetnie gotujesz. - Chwali mnie. W końcu jestem w tym mistrzynią. Śmieję się sceptycznie.
- Co dzisiaj będziesz robić ? - Dopytuję. Mam z nim związane bardzo ciekawe plany.
- Muszę, niestety jechać do pracy. Operacje na mnie czekają. - Odpowiedział. Nie no, dlaczego. Jestem bardzo wkurzona. Miało być tak idealnie.
- Wielka szkoda, bo myślałam, że dzisiaj zostaniesz u mnie. - Mówię smętnym głosem. Niech wie, jak mi zależało na tym. Jednak co dobre, szybko się kończy.
- Chodź tutaj do mnie. - Posyła mi uśmiech i zachęca abym usiadła na jego kolana. Z wielką przyjemnością to robię i wtulam się w niego.
- Chciałam spędzić z tobą trochę czasu. - Powiedziałam spokojnym głosem, aby ruszyć jego sumienie.
- Kochanie, nadrobimy to jeszcze.- Posyła mi uśmiech. Tak, łatwo powiedzieć.
- Obiecujesz ?
- Tak. Tylko się nie smuć. - Uciszył mnie. Obiecał, teraz musi dotrzymać obietnicy.
- No dobra, ale będę i tak tęsknić. - Dotykam jego policzka. Jest taki ciepły.
- Tak bardzo chciałbym zostać, lecz nie mogę. Obowiązki mnie wzywają. - Mruknął pod nosem.
- Jutro się spotkamy ? - Pytam i jeszcze bardziej wtulam się w niego.
- Jutro to ja zabieram cię na randkę. - Odpowiedział. Błagam, niech on tylko ze mnie nie żartuje. Ja i On ? Randka. Ja chyba śnię.
- Naprawdę ?
- Tak. Przygotuj się na 16. - Mamroczę mi w ucho.
- Kocham cię. - Krzyczę do niego kiedy jest już gotów by wyjść z mojego mieszkania.
- Ja ciebie też, mała. - Uśmiecha się do mnie, szelmowsko i znika za drzwiami.. Jest kochany.

Federico

Obiecałem sobie samemu, że za wszelką cenę spełnię marzenia mojej księżniczki. Chcę, aby była szczęśliwa ze mną. Dlatego, zrobię z niej wielką i wspaniałą aktorkę. Zasługuje na to. W końcu jest matką mojego dziecka i przyszłą moją żoną. Po narodzinach dziecka, planuję wziąć z nią ślub. Byśmy mogli być państwem Pasquarelli. Z tego względu stoję pod apartamentem, przyjaciela Ludmiły. Alex Scott na pewno mi pomoże. Przekonałem się do niego. Jest fajnym człowiekiem.
- Alex, miło mi cię widzieć. - Uśmiecha się. On przyjmuje, na twarz wymalowane zdziwienie. No tak. Sam byłbym zaskoczony, moją obecnością.  
- Mnie ciebie również. Co cię do mnie sprowadza ? - Pyta i patrzy na mnie wyczekująco.
- Musimy pogadać. Mam do ciebie malutką prośbę. - Zaproponowałem. Nie chcę, na początku się zdradzać. Muszę mieć jego akceptację. 
- Wchodź.  - Oznajmia pewny, bez wahania wchodzę do środka. Wnętrze, zaskakuje mnie i to bardzo. Mieszka z klasą.
- Nieźle się urządziłeś. - Twierdzę, a ten tylko przytakuje. 
- Moja dziewczyna, zaprojektowała całe wnętrze. - On powiedział dziewczyna ? Czyli, bardzo się wobec niego myliłem. Ma kogoś.
- Dziewczyna ? - Udaję zaskoczonego. Przecież nigdy o niej nie wspomniał.
- Tak. Vanessa, jest urodzoną projektantką. - Uśmiecha się. Widać, że jest zakochany.
- Czy twoja propozycja dla Ludmiły jest nadal aktualna ? - Przechodzę do sedna, nie mam zamiaru u niego wiekować. Czeka na mnie praca. 
- Tak, ale z tego co mi wiadomo to jest w ciąży. - Poinformował mnie. To wiem, obym zdołał go przekonać. Ferro, musi mieć tą rolę. 
- No tak, chciałem cię prosić o to, byś poczekał z nagrywaniem 9 miesięcy. - Mówię.
- Federico, nie mogę ci niczego obiecać. - Mruknął. On musi poczekać.
- Alex, zrozum mnie, że chcę spełnić jej marzenia. - Odzywam się zdesperowany. Jest ostatnią deską ratunku.
- Jesteś niesamowity, tyle dla niej robisz. - Zachwyca się. Alexander nie po to tu przyszedłem.
- A więc ? - Próbuję z niego wymusić odpowiedz. Ile można, na nią czekać. 
- Dobrze, ale tylko tyle mogę poczekać. - Burczy. Udało się. 
- Dzięki, że mnie rozumiesz. - Klepię go po plecach.
- Do zobaczenia. - Rzuca na pożegnanie. 


- Leon ? Co ty taki szczęśliwy ? - Zatrzymuję mojego przyjaciela, który idzie szybkim krokiem przez hol. Jestem ciekaw, jak mu poszła rozmowa z Castillo. Myślę, że po jego zadowoleniu, wszystko się udało. Bo raczej nie maskuje swojej przegranej. 
- Jestem z Violettą. - Odpowiada radośnie i uśmiecha się. Wiedziałem.
- Moje gratulacje. Diego już wie ? 
- Jeszcze nie, ale V. obiecała, że z nim pogada. - Westchnąłem. Zrani go. Jak mógł tak potraktować brata, jednak nie mam zamiaru się w to wtrącać. To jego interes. 
- Verdas w coś ty się wpakował. - Komentuję, tylko na tyle mnie stać. 
- Sam kazałeś mi wyznać moje uczucia. - Mówi podirytowany, ma rację. Po co się w to wtrącałem.
- Ale nie kosztem swego brata. - Próbuję się wybronić. To nie moja wina, że ta cała sytuacja jest popieprzona. Gdyby załatwił to normalnie, nie byłoby problemu. 
- Daj spokój. - Uznaje. Pewnie, nie chcę zniszczyć sobie humoru. 
- Czyli jesteście razem w tajemnicy ? - Musiałem się upewnić. 
- Na razie musimy się ukrywać, ale nie długo to się zmieni. - Oby. Wiem, że jest to trudne, ale razem muszą przez to przetrwać. Wierzę w to, że wszytko się u nich ułoży. 
- Oby i powodzenia. - Westchnąłem, ciepło się do niego uśmiechając. 
- Przyda się, bo idę operować. - Pan chirurg, wreście w swoim świecie. 
- Miłej pracy. - Odezwałem się. W przerwie na lunch, muszę skontaktować się z Lu, by zapytać czy czuję się w porządku. Bardzo martwię się o nią i o nasze maleństwo. 

Diego


Od trzydziestu minut czekam na moją ukochaną. Spóźnia się. W głębi serca czuję, że nie powinienem się martwić, bo niedługo tu przyjdzie. Tylko z drugiej strony czuję obawę. Muszę być dobrej myśli, przecież nic nie mogło się jej stać. Za bardzo ją kocham, bym mógł j stracić. Jest dla mnie, bardzo ważna. Nagle czuję na moich ramionach, chłodne dłonie. To na pewno Francesca Przyszła.
- Cześć skarbie. Przepraszam,że musiałeś długo czekać. - Szepnęła, całując mnie w prawy policzek. Wygląda dziś, niebywale wyjątkowo. Jakoś inaczej.
- Nic się nie stało. Ważne, że przyszłaś. - Rozłożyłem swoje ramiona, by mogła się we mnie wtulić.
- Tęskniłam i to bardzo. - Przyznaje. Bardzo mi jej brakowało. Ostatnio widzieliśmy się trzy dni temu.
- Ja bardziej. - Uśmiecham się i rozluźniam uścisk, aby mogła się z niego wydostać. 
- Nie bo ja. Muszę ci coś powiedzieć. - Sądząc po jej tonie, musi być to bardzo ważne.
- Dobra maleńka. Teraz powiedz mi co cię gryzie. - Łapię jej dłonie, chcąc dodać jej otuchy. 
- Diego, nie jest to dla mnie łatwe, by wprost ci powiedzieć. - Powiedziała.
- Uwierz w siebie. Dasz radę. - Uśmiecham się do niej, a ona przytakuje.
- Jestem w ciąży. W drugim tygodniu. - Zastygłem w bezruchu. Ciąża. Popatrzyła na mnie z nie spokojem. Powinienem się cieszyć ?
- Co ? Jesteś w ciąży ? - Pytam, nie mogąc uwierzyć w to co do mnie mówi.
- Jeśli nie chcesz, to jestem w stanie zaakceptować ten fakt. - Łka cicho. Idioto coś ty zrobiłeś. Twoja maleńka, przez ciebie płacze. Tak być nie może. Bądź mężczyzną.
- Słońce, coś ty za głupoty wygadujesz. - Starłem płynącą łzę z jej policzka.
- Myślałam, że to źle, bo będziemy rodzicami tak wcześnie. Na dodatek zabiorę nam wielu imprez. - Mówi z wielkim żalem. Nie mogę pozwolić na to by się zadręczała.
- Nie mów, tak. Dziecko, to jest nasza wspólna sprawka. - Pogłaskałem ją po włosach, dociskając jej twarz do mojego torsu. To nic, że pomoczy mi moją koszulkę. 
- Nie wiem jak ja mogłam tak o tobie pomyśleć. - Syczy. Czyżby była zła na siebie ?
- Nie obwiniaj się. Już jest dobrze. - Uspokajam ją. Nie może się denerwować. 
- Całe nasze życie się zmieni. Boje się, że sobie nie poradzę. - Mamroczę, z zachrypniętym głosem. 
- Masz mnie. O nic się nie martw. - Cichutko mówię.
- To jest dla nas trudna sytuacja. - Jęknęła nie zadowolona. 
- Fakt, jest. Poradzimy sobie. - Powiedział, nie winie się uśmiechając.
- Diego jak ty sobie to wyobrażasz, nie jesteśmy nawet małżeństwem i ja nie mam pracy, bo jeszcze studiuję. Jak o tym powiemy twoim rodzicom ? 
- Jesteśmy dorośli. Nikt nas nie może upomnieć. - Burczę. Moi rodzice, nie mogą zabronić mi szczęścia, jeśli nawet to zrobią to odsunę się od mojej rodziny. Dla Fran i dziecka.
- Tak myślisz ? - Próbuje się upewnić.
- Pewnie. A teraz chodź. - Pocałowałem ją w nos, potem potarłem o niego swoim. 
- Tylko gdzie ? - Pyta zdziwiona.
- Do moich rodziców, powiem im wszystko razem z tobą. - Stawiam na swoim. 
- Jesteś pewny ?
- Mam dość sekretów. - Syczę zły. Nie chcę się już ukrywać. To już koniec udawanej dziewczyny. Nie wiem czego mogę się spodziewać po moich rodzicach, ale nie mogę się bać.

________________*________________________*___________

Witam was wszystkich w upalną niedzielę lata. Wiem, że rozdział
miał pojawić się wczoraj, ale nie mogłam jak go dokończyć.
Wczorajszy dzień spędziłam na plaży.

Dziękuje wszystkim osobom, które skomentowały poprzedni rozdział :)
Jeśli pod tym rozdziałem, będzie tak słabo z komentowaniem. To zastanowię
się nad sensem istnienia bloga, ponieważ jest duża ilość obserwatorów, a mało
komków ;/

Osoby, które nie skomentowały trzech poprzednich rozdziałów nie mają zajętych
miejsc. Nie mogę zbyt długo na nie czekać. -,-

Co do rozdziału. To wyszedł jaki wyszedł.
Leon i Violetta spędzają uroczy poranek. Siostra Fran wspiera ją. Fede zaczął działać
i chcę spełnić marzenie Ludmiły. Diego cieszy się z ciąży i idą do jego rodziców.
Co będzie dalej ? Przekonacie się w kolejnym rozdziale xD

Życzę wam miłych wakacji i do nexta ♥

Całuję was wszystkich :*