czwartek, 18 sierpnia 2016

Chapter 27 ~ Księżniczko

Tłumię strach. Kiedy podejmuję decyzję, udaję, że on nie istnieje.




Diego
- O czym chcesz rozmawiać? - Pytam widząc mojego brata, w moim gabinecie. Wrócił. Pytanie, kiedy i dlaczego? Po co? Wyraźnie dał nam znać, że jego rodzina nic dla niego nie znaczy.
- Dobrze, wiesz o czym. - Odpowiada spokojnym tonem, w jego głosie można wyczuć wydech. 
- To ty jesteś na mnie zły, a nie odwrotnie. - Uprzedzam Leona. Niech wie, że ja nie żywię urazy.
- Diego.. - Wymawia moje imię, które oboje bardzo dobrze znamy, ale on zawsze lubił każdą poważną rozmowę tak zaznaczyć, by jego rozmówca czuł od niego przyjacielski gest.
- Leon, to ty musisz to zrozumieć. - Zaczynam podniosłym tonem. Nie ja całe życie będę winny.
- Dasz mi w końcu dojść do słowa? - Pyta z lekką nutką złości, którą od razu opanowuje.
- A nie mówisz.-Oznajmiam z sarkazmem. - No dobra. - Mówię widząc jego wyraz twarzy.
- Chciałbym cię z całego serca przeprosić, za moje zachowanie.  Nie powinienem ta reagować.
Kretyn ze mnie i tyle, ale jednak mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. - Odpowiada ze skruchą.
- Ja ci dawno wybaczyłem, tylko czekałem aż wrócisz. - Lekko uśmiecham się w jego stronę.
- Naprawdę? - Pyta niedowierzająco.
- Czemu mi nie wierzysz? Ja nie żywię długo urazy. - Wyznaję z nadal goszczącym u mnie uśmiechem.
- Myślałem, że mi tego nie wybaczysz. - Burczy pod nosem szatyn.
- Nie jestem taki straszny. Jesteś dla mnie bardzo ważny, bracie. - Klepię po po ramieniu.
- Ty dla mnie też, Diego. - Uśmiecha się szczerze.
- Nie wiesz jak bardzo cieszę, że cię widzę. Jak było we Włoszech? - Pytam z ciekawością. Chcę wiedzieć co działo się tam u mojego brata.
- Świetnie mi się tam pracowało. Zaproponowali mi nawet tam pracę na stałe, bo spodobała im się
moja sumienna praca względem ich kliniki. - Oznajmia z radością. Widać ma szczęście w życiu.
- To dobra nowina. Mam nadzieję, że przyjąłeś ofertę. - Mówię z wielkim oczekiwaniem na to co powie.
- Niestety nie. - Kręci przecząco głową. Dlaczego? Czy on nie rozumie, jak wielką szansę stracił?
- Jak to? To dobra dla Ciebie propozycja. - Mówię niezadowolony.
- Violetta. Nie mogę jej zostawić na dłużej, a bynajmniej już nie chcę, być tak daleko od niej oddalony. Nie zniósłbym tego dłużej. - No i mamy powód. Miłość. To ona zrobiła z moim bratem tyle.
- Wróciliście do siebie? - Pytam z nadzieją, że odpowie twierdząco.
- Tak, aktualnie od wczoraj jesteśmy znów razem. - Uśmiecha się jak głupi. Zakochany, po prostu.
- Moje gratulacje, co się tym nie chwaliłeś? - Udaję z lekka obrażonego.
- Najpierw chciałem się pogodzić z własnym bratem. - Mruczy pod nosem.
- Kurcze..Jak ja się cieszę, waszym szczęściem. - Mówię jak najbardziej szczerze.
- Opowiadaj jak tam twoje maleństwo. - Śmieję się Leon.
- Dopiero co przyszło na świat, ale czuję że będzie moim oczkiem.
- Chłopiec czy dziewczynka? - Dopytuje.
- Leo, oczywiście że chłopiec. Podtrzymanie rodu Verdasów musi być. - Śmieję się głośno a on dołącza do mnie jak za dawnych lat.
- Hah, no pewnie, że tak. A imię jakie nadaliście?
- James. I chciałabym cię prosić w moim i Fran imieniu abyś został ojcem chrzestnym maluszka.
- Jesteście pewni? - Chyba go zaskoczyliśmy, nie chyba a na pewno.
- Jak niczego bardziej. - Odpowiadam pewny.
- To z wielką przyjemnością. I przepraszam, że nie pojawiłem się na ślubie ale obowiązki wzywały.
- Nic się nie stało. Rozumiem. - Uśmiecham się delikatnie.
- To ja będę leciał. - Mówi Leon i podaje mi dłoń na pożegnanie, którą ja ściskam.
- No dobra. Trzymaj się i zajrzyj do nas z Vilu.
- Na pewno zajrzymy.


Violetta
Z śnieżnobiałej komody wyciągam czarne pudełko, w którym jest moja ulubiona biżuteria, którą dostałam kiedyś od Leona. Na pewno będzie dzisiaj idealnie pasować, do naszej wspólnej randki. W końcu po tak długim czasie rozstania, odczuwam, że zaczynam ponownie się odradzać w jego miłości. Chcę go kochać, jak jeszcze nigdy nikogo innego, bo wiem i to czuję, że Leon Verdas jest tym jedynym, z którym chcę wiązać swoją przyszłość. Wierzę z całego serca, że teraz się nam ułoży i będziemy ze sobą bardzo szczęśliwi i nikt na drodze do tego szczęścia nam nie stanie. Tylko w jego ramionach znajduję ukojenie i to Leon jest sensem mojego życia, dla którego chcę żyć. Ale czy aby na pewno będziemy tak szczęśliwi? Bo zakochana w nim będę na wieczność. Wiem, że mój ukochany jest mi przeznaczony i prędzej czy później znów stanęlibyśmy na tej samej drodze. Wiele błędów popełniłam w życiu, ale powrót do Leona nim nie jest i nigdy nie będzie. Kończę moje błogie rozmyślania zapinając kolię na szyi i zmierzam ku wyjścia, by w parku spotkać się z szatynem..

***
Idąc parkową ścieżką zauważam moją miłość, która niecierpliwie czeka tyłem odwrócona do mnie.
Zgaduję, że już znudziło mu się to wyczekiwanie na mnie, ale on dobrze wie, że zawsze muszę wyglądać dobrze. Ubrałam się na tą okazję w białą sukienkę do kolana, która jest z krótkim rękawem. Gdy wychodziłam z mieszkania to było chłodno, więc zarzuciłam na siebie czerwoną jeansową kurtkę. Gdy już podchodzę do niego, to obraca się a w jego oczach pojawiają się iskierki. Podoba mu się. To dobry znak. Jak najbardziej dla mnie. Ja uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech. Czuję jak motylki latają mi w brzuchu. Cudowne uczucie. Kwitnę w tej miłości, dokładnie przy nim. Leon podaję mi moje ulubione kwiaty, a ja z radości wtulam się do ciała mężczyzny. Pachnie najlepiej na świecie. Uwielbiam wpajać się jego zapachem. Po krótkim czasie odrywam się od jego ciała.
- Dzień dobry proszę pana. - Mówię zalotnym głosem. Wiem, że taka gra mu się podoba.
- Witam piękną panią. Czy my się już nie znamy? - Pyta przenikliwym spojrzeniem, aż ciarki mnie przechodzą. Tak na mnie on działa. Ach.
- Nie przypominam sobie. - Odpowiadam z głupim uśmieszkiem.
- A może jednak? - Zbliża swoją twarz do mojej, a potem usta do moich. Całując mnie delikatnie, doprowadza do szału.
- Mmm. - Udaje mi się tyle powiedzieć, gdy się od siebie odrywamy. - To zdecydowanie mężczyzna mojego życia. - Dodaję, uśmiechnięta.
- Jest Pani pewna? - Pyta z szerokim uśmiechem. Jak ja kocham jego uśmiech. Szaleję za nim!
- Ależ tak, proszę Pana, jak niczego innego. - Odpowiadam bez wahania.
- Kochana moja. - Mówi i przytula moje kruche ciało do swojego.
- Tylko twoja, kochanie. - Odpowiadam.
- Gotowa ślicznotka na uroczy wieczór w cudownej restauracji z takim mężczyzną? - Pyta, unosząc w śmieszny sposób swoje brwi. jak zawsze, urokliwy.
- Jak najbardziej.Zawsze o tym marzyłam. - Mówię pełna zachwytu.
- To idziemy księżniczko. - Chwyta mnie za dłoń i splata ze swoją. To teraz kierujemy się na moją randkę z facetem marzeń. Cudownie.

___________________________________________________


Hej kochani!
Jak miło jest mi was powitać takim zwrotem, po tak długim czasie.
Ogromnie się za wami stęskniłam.
I mam nadzieję, że znajdzie się kilka osób, które poczytają do końca to opowiadanie.
Musiał minąć prawie rok bym zrozumiała, że ważny jest dla mnie blog i Wy.
Bo Wy go stanowicie. Rozdział może i krótki ale jest.
Chcę się postarać by kolejny rozdział był w następnym tygodniu.
Bardzo mocno was ściskam <3
Do następnego :)
Czekam na wasze komentarze.

Madzia Vilovers

środa, 17 sierpnia 2016

Odchodzę?

Na wstępie powiem, cześć wam wszystkim i przepraszam za tak długą nie obecność.


Wszystko się zmienia!!!

Nie wiem co mam sama powiedzieć na moje usprawiedliwienie. Dawno nie było tutaj żadnego posta, choć
poprzednio obiecałam, że będzie. Wena i inspiracja na pisanie kolejnych rozdziałów szybko przez te miesiące mi się wypaliła. Nie miałam nawet ochoty by wejść na bloggera i poczytać inne cudowne blogi z pięknymi opowiadaniami. Nie wiedziałam co się dzieję, ale w moim życiu wiele się zmieniło. Wiem, że wiele osób czytelników moich zawiodłam, ale najbardziej chyba moją cudowną Wiktorię. Zachowałam się bardzo dziecinnie, zostawiając bloga bez większej odpowiedzi, gdzie jestem.
Potrzebuję teraz czasu i waszego zrozumienia, bo wiem, że jesteście wspaniałymi ludźmi i zrozumiecie. 
Chciałabym tutaj wrócić, bo powoli moja siła do pisania powraca, ale nie wiem czy wy jeszcze czekacie na rozwinięcie poprzedniego opowiadania, które mam w planach dokończyć. Jeśli chcecie czytać dalej mnie zostawcie mały znak, że jeszcze jesteście ze mną i czekacie, aż tutaj wrócę. W tym poście nie chcę wam obiecywać, że za nie długo pojawi się masa rozdziałów bo ponownie was zawiodę, chcę liczyć na wasze wsparcie, bo dzięki wam to wszystko tutaj osiągnęłam. Jesteście moją motywacją i to się nie zmieni. Bardzo dziękuję za wasze wszelkie wiadomości pytające o to czy zamierzam wrócić. Jesteście najlepsze <3
A rozdział 27 pojawi się już jutro, jeśli będziecie tylko chcieli.

Przepraszam was jeszcze raz...
Madzia Vilovers, ściskam mocno

niedziela, 13 września 2015

Ważne



Hej wam wszystkim. Jak większość osób mogła zauważyć bardzo długo nie było tutaj
rozdziału i nawet jednej notki informacyjnej. Dlaczego nie ma rozdziału?                    
 1. Czuję jak moja wena powoli zaczyna się wypalać i jest to niestety bardzo dla mnie
przytłaczające. To znaczy, że pomysły na kolejne rozdziały są mierne, ale wierzę, że wena 
nie długo wróci z szybką prędkością
2. Mam coraz mniej czasu, przez szkołę. Teraz niektórzy sobie pomyślą, że się szkołą, ale to prawda. Jestem teraz w trzeciej gimnazjum i codziennie rano mam kółka przygotowawcze do egzaminów, a do tego dochodzi zwykła nauka.
3. Mam małe problemy w życiu osobistym i wolę o nich nie mówić.
4. Ważną sprawą jest również wasze komentowanie. Rozumiem, że większość nie ma czasu lub była nie w formie, ale ja nie o tym. Niektórzy komentują bardzo chamsko, to znaczy, że nie skomentują wcześniej, a potem tylko pytają kiedy next.. Takie zachowanie, jest bardzo nie na miejscu.
                     
 Dziękuje wszystkim osobom za wielką wyrozumiałość i chcę podziękować kilku dziewczynom za pamięć na gg. Dziękuje wam dziewczyny <33  Jesteście bardzo kochane.
 Wiem, że codziennie obiecałam, że powinien pojawić się, a go nie było to bardzo przepraszam :)
 Rozdział 27 pojawi się już w następnym tygodniu. Również przepraszam za to, że nie komentowałam waszych blogów, ale od dziś postaram się chociaż skomentować krótko ;* Aby nie było wam przykro.

      Życzę wam wszystkim miłego wieczoru! :)

środa, 26 sierpnia 2015

Chapter 26 ~ Ukochana

Kochać i tracić, pragnąć i żałować. Padać boleśnie i
znów się podnosić.

Rozdział z dedykacją dla Tini ♥
____________________________________________

Violetta
Nie mogę w to uwierzyć, że Leon we własnej osobie stoi przede mnę.  Raczej mam halucynacje lub coś sobie wyobraziłam. Widać, już ze mną jest coraz gorzej, ale przecież po co miałabym to robić?
To na pewno jest on. Nic się nie zmienił przez ten czas, może troszkę dorosnął. Te jego szmaragdowe oczy są nadal tak zniewalające, a jego uśmiech robi ze mną wszystko czuję, że jest to na pewno prawdziwa miłość i nie wiem czy jeszcze jest przez z niego odwzajemniana. Wiem, jedno nie przyjechał tutaj bez powodu. Może właśnie postanowił pogodzić się z bratem, bo co jest mi wiadomo, miał zostać we Włoszech jeszcze miesiąc, a jest jednak prędzej. W takim razie coś musi być na rzeczy, bo nie ma innej opcji. Nie zastanawiając się dłużej postanawiam się wtulić w jego ramiona, których tak bardzo mi brakowało. Tęsknota, zdecydowanie mnie dobijała. Przytulając się do niego, czuję jak jego serce szybko bije. Może jest jeszcze jakaś dla nas szansa? Nie mogę go odpuścić, nie teraz, bo nie chcę dać wolnej ręki Sophie. Chcę być tą jedyną, tylko dla Leona i niczego więcej nie pragnę. Wiem na pewno, że wrócił w pewnym stopniu dzięki mojemu listowi.
- Leon? - Upewniam się, po oderwaniu się od jego silnych ramion. Zdecydowanie mogłabym się od niego nie odrywać, ale jednak to zrobiłam. Było mi przy nim, tak bezpiecznie. Uśmiecham się.
- Tęskniłem, za tym twoim uśmiechem. - Oznajmia, z nutką erotyzmu. Czuję, że zaraz zapadnę się pod ziemię, a moje policzki będą tak bardzo czerwone. Zapomniałam, że był najlepszy w komplementach.
- Ja też za tobą tęskniłam. - Mówię delikatnie się uśmiechając, gdy moje emocje się zmniejszają.
- Już nic nie mów. - Nie rozumiem jego. Czemu mam nic nie mówić? Jednak potem robi się to dla mnie takie proste. Podchodzi bliżej mnie i koniuszkiem palca gładzi mój podbródek, wywołując u mnie ponowną falę emocji. Zbliża coraz bliżej swoje usta i składa na nich namiętny pocałunek. Już wiem, że również brakowało mi jego słodkich ust. Leon jest moim facetem marzeń.
- Leon, ja. - Próbuję coś powiedzieć, po oderwaniu, ale jednak nie jest mi to dane. Dlaczego?
- Zanim coś mi więcej powiesz, to chodź. -  Mruczy mi do ucha. Czyżby miał coś specjalnie zaplanowane? Jestem bardzo ciekawa. Gdy mam otworzyć usta, on już mnie uprzedza.
- Nie pytaj, tylko mi zaufaj. - Szepcze szczęśliwy. Nic innego mi nie zostało, jak go posłuchać.
- Dobrze. - Mówię cichutko, z delikatną chrypką, nie wiem czego powinnam się po nim spodziewać.

***
Po trzydziestu minutowej jeździe z Verdasem, jego autem. Mogę stwierdzić, że nie jeździ ze mną dość szybko. Za co w duchu mu dziękuje. Nienawidzę jak faceci, lubią się popisywać przed dziewczynami, tym co potrafią swoimi zabawkami. Wolę bezpieczeństwo i to jest dla mnie priorytetem i myślę, że dla Leona też jest to ważne. Nadal nie mogę stwierdzić w jakim kierunku jedziemy, bo nigdy nie byłam w tej części Nowego Yorku, może jest tak, że chce coś mi ciekawego pokazać, a ja nie powinnam się o nic martwić. W czasie jazdy między nami panuje cisza. W sumie, to i dobrze. Wolę tą ciszę, niż zbędną rozmowę. Szatyn przełamał barierę i bez nieśmiałości swoją rękę, trzyma na moim udzie. Ponownie wywołuje u mnie falę ciepła. Czemu tylko przy nim mogę być szczęśliwa? Chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi na to pytanie. W końcu docieramy na metę, naszej podróży. Co my robimy na tak śliczny osiedlu?
- Zdradzisz mi, dlaczego tutaj jesteśmy? - Pytam, po chwili zachwytu.
- Potem ci wszystko wytłumaczę. - Mówi i puszcza do mnie oczko. Nie moja wina, że chcę wiedzieć, dlaczego tutaj mnie przywiózł, przecież są tutaj najnowsze apartamenty. Dalej nic nie mówiąc, szatyn łapie mnie za dłoń i ciągnie do środka budynku, po wpisaniu kodu przez Leona możemy wejść. Skąd on zna tutaj kody? Może mieszka, tutaj jego znajomy? Tyle pytań, a zeru odpowiedzi.  Nienawidzę tego. Potem wsiadamy do windy i wychodzimy z niej dopiero na 5 piętrze. O co tutaj chodzi?
Leon razem ze mną podchodzi do drzwi, numer 28. 28? Czyżby jakaś szczególna liczba? To nie to.
Po odtworzeniu drzwi, zamiast pozwolić mi samej wejść, to bierze mnie na ręce. Teraz to już go całkiem nie rozumiem. Po przejściu przez próg, opuszcza mnie na dół. Nikogo w tym mieszkaniu nie ma. W salonie przeważa biel, wymieszana z szarością. Właściciel mieszkania zdecydowanie   urządzał go w stylu skandynawskim.
- Do kogo należy to mieszkanie? - Pytam po chwili. Chcę wiedzieć. Czy to źle? Raczej, nie.
- Do nas, skarbie. - Oznajmia z radością, a potem całuje mnie w policzek. Chyba się przesłyszałam. Kupił nam mieszkanie? Skąd u niego była ta pewność, że do niego wrócę?
- Jak to do nas? Przecież nie wróciliśmy do siebie. - Mówię zszokowana, bo nie wiem co mam myśleć po tym pocałunku. Może, szatyn uważa inaczej.
- Ja jestem innego zdania. - Stawia i muska szybko moje usta. Szaleniec kochany.
- Musimy sobie wiele wyjaśnić zanim będziemy ponownie razem. - Oznajmiam mu.
- Masz rację, musimy ze sobą porozmawiać. - Przytakuje mi. Nie chcę, abyśmy wrócili do siebie chociaż bez krótkiej rozmowy, której teraz tak bardzo potrzebuję.
- Dlaczego postanowiłeś wrócić? - Postanowiłam pierwsza zrobić ten krok. Bardzo mnie to ciekawi.
- Wróciłem, aby odzyskać twoją miłość. - Mówi, z delikatnym uśmiechem. Wiem, że mówi prawdę.
- Aż tak bardzo ci zależy? - Pytam, z głupkowatym uśmiechem, siadając na jego kolanach.
- Zależy mi cholernie. Nie chcę cię ponownie stracić. - Mruczy i przytula mnie do siebie.
- Proszę cię tylko o jedno nie rozdrapujmy starych ran. Dobrze? - Nie chcę abyśmy wracali do spraw z kilkadziesiąt miesięcy. Chcę żyć z nim, chwilą,
- Nie mam takiego zamiaru.  - Oznajmia obejmując mnie w talii. Czuję, że ponownie się do siebie bardzo zbliżamy. Już zapomniałam, jak to jest czuć się kochanym.
- Widziałeś już swoją chrześniaczkę? - Pytam i muskam jego szyję, która tak ładnie pachnie.
- Nie, ale mam zamiar ją odwiedzić razem z tobą. - Bardzo miło zrobiło mi się na sercu.
- Zmieniłeś się. - Mówię z wielkim uśmiechem. Widzę to w jego oczach.
- Dużo rzeczy zrozumiałem będąc we Włoszech. Violetta zostaniesz ponownie moją dziewczyną?
- Chcę i to bardzo. - Mówię, delikatnie szepcząc do jego ucha.
- Kocham cię, mała. - Oznajmia i puszcza do mnie oczko. W końcu po długim czasie, powiedział, że mnie kocha. Myślałam, że nigdy nie doczekam takiego monumentu. Jednak marzenia się spełniają.

Leon
Z mojego błogiego snu, budzę się po godzinie dziewiątej, mając w objęciach cały mój świat. Tak. Violetta Castillo jest dla mnie wszystkim i dużo dla mnie znaczy. Budząc się obok niej, czuję, że jestem szczęśliwym mężczyzną, który już ma wszystko. Ukochana jest dla mnie życiem i dzięki niej wiem, że zaznam szczęście. Oczywiście planuję przyszłość z nią. W sumie mam wiele planów, co do niej. Violetta nawet gdy śpi, to wygląda tak bardzo uroczo. Zbliżam się do jej twarzy by móc ucałować jej czoło. Wczoraj rozmawialiśmy bardzo długo do późnego wieczora i opowiedziałem jej o wszystkim. Chcę być dla niej szczery i to samo wymagam od niej. Chociaż czuję, że jest taka mała sprawa, o której na pewno mi nie powiedziała. Może jeszcze nie był na to gotowa? Albo to ja sobie ponownie coś ubzdurałem, głupi ja. Całując ją, chyba musiałem ją obudzić, chociaż tego nie chciałem. No cóż, to samo wyszło. Jej czekoladowe oczy, rozpromieniają się na mój widok. 
- Już wstałaś? - Pytam, mrucząc i delikatnie się uśmiechając.
- Tak, wolałam popatrzeć na moje słodziaka. - Uśmiecha się również, niebywale ślicznie.
- Czyżby jest to mowa o mnie? - Poruszam śmiesznie brwiami, aby jeszcze bardziej  rozluźnić  sytuację. Chcę być dla niej bardzo troskliwy i czuły, by nie zranić jej uczuć do mnie.
- No pewnie, że tak. - Wzdycha i muska moje usta. Mmm, jaka przyjemność. Czułość to jej drugie imię. Vilu wie, jak sprawić mężczyźnie rozkosz. Mnie osobiście wystarczą tylko jej usta.
- Czy ty mnie prowokujesz? - Pytam i ponownie poruszam brwiami. Na co ona odpowiada mi śmiechem. Cudownie się uśmiecha. Jej uśmiech, to wielka dla mnie radość.
- Ależ skąd. - Mówi i jej ręka zjeżdża coraz niżej za mój tors. Intrygantka. Wiem, że na pewno chciała mnie sprowokować swoim wdziękiem. W tej koszuli nocnej wygląda kusząco.
- Coś ci nie mogę uwierzyć. - Odpowiadam ze śmiechem. Kochana.
- Idę się wykąpać, idziesz ze mną? - Pyta, muskając mój tors. Błagam niech przestanie, bo nie będę mógł się już jej oprzeć. Niestety będę jej musiał odmówić, obowiązki mnie wzywają.
- Nie, muszę sprawdzić pocztę. - Mówię to z wielką trudnością. Tak bardzo chciałbym, ale praca czeka. Mówi się trudno, na pewno będzie jeszcze taka okazja, niebawem. 
- Szkoda, ale zrobisz śniadanko? - Pyta, ze smutną minką. 
- Dla ciebie wszystko. - Całuję jej dłoń, a ona wstaje z łóżka i zgrabnym ruchem, kręcąc tyłeczkiem, idzie w stronę łazienki. Ona chyba chce ponownie mnie uwieźć. 
***
- Smakowało ci śniadanie? - Pytam, gdy widzę, że moja ukochana zjadła naleśniki z owocami.
- Było wyśmienite. Już wiem, że świetnie gotujesz. - Mówi, z uśmiechem. Moja miłość do niej, z każdym dniem się umacnia. Czemu byłem takim dupkiem zostawiając ją? Idiota ze mnie.
- Gotować dla ciebie to czysta przyjemność. - Oznajmiam, z całą prawdą. Po co mam to kryć.
- Masz dzisiaj jakieś plany? - Pyta po chwili. Znając mnie mój grafik jest zapełniony, ale dla niej zawsze znajdę czas, bo jest dla mnie bardzo ważną osobą, w życiu. 
- Tak, idę porozmawiać z Diego. A ty? - Pytam zaciskając usta. Bardzo boję się ponownej rozmowy z nim. Oby wybaczył mi moje chłopięce zachowanie. Już wiem, że Violetta w niczym nie zawiniła.
- Wykład na mnie czeka. - Mówi, wzdychając. Chyba nie za bardzo, chcę się jej na niego iść. 
- Zapomniałem, moja studentko. - Oznajmiam z głupkowatym uśmiechem. 
- Ale mam nadzieję, że przyjdziesz po mnie. - Mruczy słodkim głosem. I jak jej odmówić? 
- Oczywiście. A Diego dzisiaj będzie na zajęciach? - To ważne, bo nie wiem gdzie mam się udać, by z nim móc porozmawiać. Chcę go przeprosić za moje zachowanie, które było kretyńskie.
- Nie, jest w pracy. - Oznajmia z figlarnym uśmiechem, coś czuję, że dzisiejsza noc będzie nie przespana. Bo Violi, zbiera się chyba na amory.
- To będę musiał iść do firmy, zresztą muszę spotkać się też z rodzicami. - Wzdycham krótko.
- A co będziemy robić wieczorkiem? - Pyta, siadając mi na kolanach. Wiedziałam, że się o to spyta.
- A co moja księżniczka sobie życzy? - Zarzucam kosmyk jej włosów, który zakrywa jej twarz.
- Chcę spędzić z tobą miły czas. - Mruczy mi do ucha. Chyba wiem, co ma na myśli.
- To idziemy na randkę. - Mówię z rozbawieniem.  Moja niegrzeczna dziewczynka.
- Powiadasz, że idziemy na randkę? - Muska moją szyję, wywołując u mnie dreszcz.
- Tak, śliczna. - Uśmiecham się promiennie w jej stronę. 
- To, o której mam być gotowa skarbie? - Pyta, z wielkim uśmiechem. Jej perliste zęby są zbyt piękne
- Bądż w parku o 16. - Mówię, po chwili zastanowienia. Ta godzina będzie idealna.
- Na pewno będę, a teraz muszę iść. - Mówi smutnym głosem. Już wiem, że wolałaby zostać ze mną.
- Musisz? - Pytam ze smutkiem. Chciałbym, aby została, no ale studia wzywają.
- Wykład czeka. - Przypomina mi nagle. Tak wiem, Violu. Po chwili wstaje z moich kolan.
- Czemu idziesz tak skąpo ubrana? - Pytam, w wyrzutem. Powinna ograniczyć sukienki na wykłady.
- Nie przesadzaj, zazdrośniku. - Mówi czule i składa na moich ustach pocałunek, po czym wychodzi zabierając ze sobą torebkę i telefon.

Diego
Dzisiejszą noc spędziłem niespokojnie, jak i również nie przespanie. Dlaczego? Mój kochany synuś, całą noc nam płakała, bo miał kolkę. Nie chciałem obciążać Fran, więc postanowiłem, że to ja będę przy nim całą noc. By moja żona, mogła się wyspać, po porodzie. Zresztą dla mojej rodziny zrobię wszystko, co będę w stanie. James usnął nam dopiero po godzinie 9, kiedy powinienem przygotowywać się do pracy, kiedy Violetta odeszła jest coraz ciężej w pracy, bo muszę pracować za dwie osoby. Teraz muszę wykonywać dwie reklamy, bo szanowana pani Sophie, zażyczyła sobie, że mają być gotowe na dziś. Mam dosyć tej kobiety, ale co mam na to poradzić. Skoro Leon z ojcem ją zatrudniali, to chyba wiedzieli co robią. Po chwili do mojego gabinetu, dobiega pukanie do drzwi, a po chwili do środka wchodzi blondynka. Jeszcze jej mi tutaj brakowało, wzdycham na jej widok.
- Diego, reklamy są już gotowe? - Pyta, z chytrym uśmiechem. Ona doprowadziły mnie kiedyś do szału.
- Nie jestem robotem. - Burczę wściekły.
- Powinnieś starać się. - Obdarowuje mnie złym spojrzeniem.
- Sophie. - Próbuję ją uspokoić, lecz na marne. Jej oczy robią się ciemniejsze. Uraziłem ją?
- Nie pozwalaj sobie. Nie jesteśmy ze sobą po imieniu. - Syczy zła.
- Mój ojciec powinien cię już dawno zwolnić. - Mówię ze śmiechem.
- Jesteś śmieszny. Życzę ci miłej pracy. - Tak, lepiej będzie jak już pójdziesz damo. Ona wie, jakich sposobów ma użyć, by się nad kimś wyżyć. Nie dziwię się Violi, że zrezygnowała z pracy. Tylko, że ja nie mogę bo mam rodzinę, na utrzymaniu i nie tak łatwo będzie mi znaleźć nowa pracę. Nagle do moich drzwi dobiega ponowne pukanie. Błagam w duchu, aby to nie była ona. Jednak osoba, która tutaj wchodzi bardzo mnie zaskakuje. Nie spodziewałem się tutaj jego.
- Leon? - Pytam nie dowierzając, że to on.
- Diego musisz mnie wysłuchać. - Stawia na swoim.
- Chyba nie mam innego wyjścia. - Mówię, z delikatnym uśmiechem.
____________________________*________________________

Hej wam wszystkim. Dzisiejszy rozdział, bardzo kolorowy <3
Leonetta wróciła do siebie ;*
I Leon będzie rozmawiał z Diego?
Myślicie, że się pogodzą?

Muszę wam przyznać, że ten rozdział pisało mi się
bardzo szybko ;*

Następny rozdział : Sobota/ Niedziela
Wszystko zależy od was czy się wyrobicie z komentowaniem :)
Rozdział 27 = 30 komentarzy ( bez liczenia zajmowanych miejsc) 
Myślę, że dacie razem.

I jak wasze wrażenia po koncertach z VL?
Podzielcie się nimi w komentarzach ;*