niedziela, 28 czerwca 2015

Chapter 18 ~ Moja dziewczyna

Miłość, która jest gotowa nawet oddać, życie
nie zginie.

Rozdział z dedykacją dla Maggie


~ miesiąc później ( sierpień )
Leon
Od feralnego zdarzenia z Camilą minął miesiąc. Nie chcę do tego wracać ale odmówiłem jej ponownego związku. To nie dla mnie. Może dlatego, że moją głowę zaprząta jedna ważna dla mnie kobieta. Violetta, jest moją ukochaną i nic tego nie zmieni. Dlaczego wtedy w parku oddałem pocałunek rudowłosej ? Ponieważ, zaskoczyła mnie tym okazaniem uczucia i nie wiedziałem, co w tej sprawie mam zrobić. Sumienie nadal cholernie mnie gryzie. Jak ja mogłem zrobić coś takiego na oczach, kogo tak naprawdę kocham ? Skąd wiem, że V. widziała mój pocałunek z Torres ? Camila sama miała odwagę mi to powiedzieć. Jest mi strasznie głupio. Pewnie Castillo myśli, że chciałem się nią tylko zabawić. A to nie jest prawda. Kocham ją. Nigdy nie chciałbym dla niej czegoś złego. Za bardzo mi na niej zależy, by jej nie chronić. Tylko mała różnica zdań, nas od siebie oddaliła, a potem już było coraz gorzej. Może mój przyjaciel, pomoże mi. Chociaż mógłby być jeszcze na mnie zły. Z tego powodu, że wiedział o tym co zrobiłem Violetcie. Bez większej pewności, podchodzę do jego drzwi i pukam. Słyszę chrypkowate proszę i wchodzę do środka.
- Cześć Fede, musisz mi pomóc. - Oznajmiam kumplowi i siadam w fotelu na przeciwko jego.
- Ja nic nie muszę. - Odpowiada niewzruszony. Czyli nadal jest zły. Zachowuje się gorzej niż jakaś damulka. Powinien się już uspokoić. Ile razy mam za coś przepraszać ?
- Czemu jesteś taki ? - Pytam, chcąc poznać dlaczego tak o mnie myśli. Jestem tego bardzo ciekaw.
- Jak mogłeś miesiąc temu zranić V. - Wyrzuca nagle z siebie, więc o to nadal mu chodzi. Każdy człowiek popełnia błędy, nawet ja. Tylko, że on pewnie tego nie rozumie.
- Będziesz mi wypominać moje czyny sprzed miesiąca. - Unoszę się. Nie będzie mnie poniżał. To wszystko jest takie bezsensowne. Wolałbym, żeby przestał walić te swoje humorki.
- Przepraszam. Nie powinienem. -  Mruczy pod nosem i podaje mi dłoń w geście przeprosinowym, którą od razu ściskam. Nie chcę stracić kumpla.
- Nic się nie stało. Lepiej mów jak było u przyszłych teściów. - Próbuje zmienić temat i myślę, że na bardziej przyjemny. W moim głosie można wyczuć, delikatny śmiech.
- Zazdrościsz mi ? Było świetnie. - Oznajmia. Na pewno pani Maria ugościła go jak mogła.
- Dumny z ciebie tatuś ? - Próbuję się go podpytać. Zawsze mówił, że to ja zostanę pierwszym ojcem, a jednak się pomylił. To on będzie tatą.
- I to jak. Na dodatek maluszek rozwija się prawidłowo. - Uśmiecha się. Jest szczęśliwy, to dobrze. Chociaż mu, w życiu coś się udało. Nie to co mi.
- To mogę się ciebie poradzić ?
- Pewnie. - Szepnął pod nosem. Poczułem ulgę, mogę mu się wygadać.
- Jak mam odzyskać zaufanie Violetty ? - Pytam, a potem zaciskam usta w jedną linię.
- Może najpierw zdobądź odwagę na szczerą rozmowę. Kochasz ją ? - Federico, co to za pytania. Odpowiedz jest bardzo prosta. Kocham ją, gdyby tak nie było. Nie chciałbym walczyć o nią.
- Jestem zakochany w niej po uszy. - Odpowiedziałem roześmiany. Szalenie kocham tą blondynkę.
- Miło mi to słyszeć. Może w końcu będziesz szczęśliwy. -
- Świetny z ciebie kumpel. Będę leciał. -
- Trzymam za ciebie kciuki. - Słyszę jego donośny krzyk, kiedy wychodzę z jego biura. Czas zacząć panie Verdas, musisz pokazać jej, że ci na niej zależy.



Mam już mały pomysł jak zadowolę Castillo. Jeśli kobietę się kocha, to robi się wszystko by ją uszczęśliwić i taki mam zamiar. Muszę najpierw wybrać się do mojego ulubionego jubilera. Tylko po co ? To zostawię jak na razie dla siebie.  Po kilku minutach drogi, udaję mi się dotrzeć pod wcześniej wymieniony budynek. Teraz, czas na zakupy.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc ? - Pyta się młoda kobieta, która tutaj pracuje. Swoim perłowym uśmiechem, przekonuje mnie do tego, abym tutaj zrobił mały zakup.
- Szukam świetnego prezentu dla idealnej kobiety. - Stwierdziłem. Musi być błyskotliwy.
- Musi pan ją bardzo kochać. - Odparła z uśmiechem.
- I to bardzo. - Przytakuję kobiecie.
- Proponowałabym zakup naszyjnika od Swarovskiego. Chyba, że cena panu nie odpowiada.
- Cena się nie liczy. Wezmę go. - Odpowiedziałem. Jeśli ta biżuteria podoba się kobietom, to nic na to nie poradzę. Zresztą pieniądze nie mają dla mnie większej istoty. Jestem świetnym chirurgiem.
- To trafiony zakup. - Uznała. Tak wiem. Swarovski, to nie byle kto.
- I oby taki pozostał. - Dużo optymizmu mi nie zaszkodzi. Potrzebuję tego, teraz.


Od trzech godzin siedzę w moim gabinecie i wypełniam mniej ważne dokumenty. Nudzi mi się i wcale się sobie nie dziwię. Jestem chirurgiem i kocham stać przy stole operacyjnym a nie być księgowym. Tylko na dziś, nie było zapowiedzianych żadnych operacji. W ciągu tych godzin, miałem dwie konsultacje chirurgiczne. Dlaczego wybrałem taki zawód ? Bo chcę pomagać kobietom, aby chciała poczuć się piękne i dowartościować ich ogólne piękno, które mają w sobie. One nie umieją ich odnaleźć. Umówiłem się z Violettą na spotkanie w moim gabinecie. Powinna już tu przyjść. Nagle słyszę pukanie do drzwi. To pewnie ona, podpowiada mi podświadomość. Mówię ciche proszę i jak na zawołanie do środka wchodzi blondynka.
- Leon, dlaczego chciałeś mnie widzieć ? - Spytała wchodząc do środka. Wyglądała prześlicznie.  Koronkowa sukienka od Zary, idealnie podkreśla jej urodę. Czego można chcieć więcej. Ideał.
- Chciałbym cię przeprosić. - Stwierdziłem z kamiennym wyrazem twarzy. Na początku muszę udawać niewzruszonego. Żadnych emocji.
- Nie masz za co. - Bąka, odwracając swój wzrok od mojego. Nie mówi prawdy.
- Ja uważam inaczej i nie zbywaj mnie. Dobrze ? - Syczę, stawiając na swoim. Chcę, by mnie wysłuchała i nie musi przede mną nic kryć.
- Jeśli tak mówisz. - Powiedziała cicho i usiadła na fotelu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam nic wspólnego z Camilą. - Mruczę z zakłopotaniem. W sumie nie wiem jak na to zareaguje. Boje się i to cholernie.
- Dlaczego mi się tłumaczysz ? Przecież to twoja sprawa. - Odezwała się. Panno Castillo, za dobrze panią znam. Na co ja śmieję się gardłowo.
- Przede mnę nie musisz udawać. - Komentuję. Jej zachowanie jest poniekąd dziecinne. Czy nie może mi powiedzieć wprost co myśli ? Już wiem, dlaczego pomiędzy nami nie ma zbytnio zrozumienia. Violetta nie potrafi być szczera.
- Niczego nie udaję. To twoje życie. - Warknęła, widzę w jej oczach iskierki złości. Marszczy przy tym uroczo nos.
- Dobra zagrywka z twojej strony. - Westchnąłem zrezygnowany.
- To ja powinnam przeprosić za moje zachowanie w twoim samochodzie. - Mówi pobłażliwie. Coś się zmieniło ? Pewnie, zrozumiała swój błąd. Nic nie szkodzi, przecież mogę poczekać.
- To już jest nie ważne. - Syczę, przez zaciśnięte zęby. Wkurza już to mnie.
- Dla mnie tak. Zachowałam się jak ostatnia kretynka. - Powiedziała chłodno. I do kogo mieć tutaj pretensje, bo już nie wiem.
- Nie musisz mnie przepraszać. Musimy porozmawiać ale o czymś innym. - Przybliżam się do niej. Jej kosmyki włosów zarzucam za jej ucho.
- Lepiej będzie jak pójdę do siebie. Wybacz. - Mówi speszona. Jeny. Nie mogę jej połapać. Raz udaję nie dostępną, a nie kiedy jest inaczej.
- Ale Violetta ! - Krzyczę, lecz na marne. Nie chcę mnie słuchać. Tylko, że zrobię co w mojej pomocy, by choć przez chwile posłuchała tego, co mam jej do powiedzenia.



W końcu po godzinach pracy, udaje mi się wejść do biura V. i Diego'a. Muszę zostawić dla niej prezent. Wiem, że musiała wyjść na godzinę z pracy aby załatwić ważne sprawy. A ja tą chwilę idealnie wykorzystałem. Nasza rozmowa w moim biurze, wyglądała dość nie swojo. Widocznie oddaliliśmy się od siebie. Nie wiem, czy ta cała relacja jest tylko przeze mnie. Przecież nie żywię do niej żadnej urazy. Jak na razie. Czuję się jak jakiś agent. Nigdy nie musiałem zakradać się do gabinetów. To wszystko należy do mnie i nie długo na pewno przejmę klinikę. Z wielkim uśmiechem na ustach, zostawiam małe, czerwone pudełeczko na jej biurko, z karteczką oświadczającą, że zostawił to dla niej tajemniczy wielbiciel. Nie chcę zdradzać się kim jestem. Wolę, aby go nosiła z nie wiedzą, że dostała go ode mnie. Zostały mi jeszcze dwie godziny pracy. Muszę szybko spiąć moje cztery litery, abym wieczorem mógłbym zajrzeć do jej mieszkania.

Francesca
Od siedmiu dni wiem, że jestem w ciąży. Nie mogę pojąć tego, jak mogło to się stać. Przecież razem z moim chłopakiem zabezpieczaliśmy się. O mojej ciąży jak na razie wie tylko Violetta. Nie chcę martwić Diego'a na zapas. Verdas nawet nie wie jak ma powiedzieć sowim rodzicom, że kocha nadal mnie, a co dopiero miałby powiedzieć na to, że będzie tatą. Mogę mieć stu procentową pewność, żby się ucieszył. Razem z Leonem idealnie wychowali Victorię. Umówiłam się z moją przyjaciółką na spotkanie, tylko dlatego by pomogła mi rozwiązać tą całą sytuację. Czekam na najgorsze. W końcu w kawiarence pojawia się radosna Castillo. Ona zawsze wie co robić. 
- No hej. Już jestem. - Oznajmia zdyszana. Musiała iść tu w szybkim tempie. 
- Cześć. Mogłaś tak łatwo zwolnić się z pracy ? - Pytam, delikatnie chichocząc. 
- Okłamałam szefa. Mam ważne interesy na mieście. Muszę wyrobić się w godzinę. - Oznajmia pewna. Nie wierzę w to co zrobiła. Skłamała, specjalnie dla mnie. Prawdziwa z niej przyjaciółka.
- Oj Castillo. Nie myślałam, że ty jesteś taka nie grzeczna. - Stwierdziłam spokojniejszym tonem, nie mogę się zbytnio denerwować. 
- Byłaś już u ginekologa ? Co powiedział ? - Z ust Violetty padają te o to właśnie pytania. Ja biedna muszę jej wszystko wyśpiewać. 
- Płód rozwija się prawidłowo. To dopiero drugi tydzień. - Odezwałam się dumnie i pogłaskałam się po brzuszku. Będę mamą. 
- Fran, nie wiesz jak się cieszę. Już kolejna osoba jest w ciąży. - Mówi zadowolona. Nie rozumiem jej, czemu tak bardzo cieszy się z ciąży. Przecież nigdy nie była mamą.
- Tylko, że ja tutaj nie widzę powodów do szczęścia.  - Nic na to nie poradzę, że zawsze mam czarne myśli. Już taka jestem i zawsze mam wszelakie wątpliwości. 
- Przestań być pesymistką. - Syknęła rozzłoszczona blondynka. 
- Wiem, że muszę powiedzieć o tym Diego, ale nie umiem. Zawsze kiedy chcę zacząć z nim rozmowę i tchórzę. Tak jest od tygodnia. Musisz mi pomóc. - Składam dłonie jak do pacierza. V. jest moją ostatnią deską ratunku.
- Francesca, zdobądź w sobie odwagę. - Słyszę w jej głosie znaczącą motywację.
- To wiem. Tylko jak ? - Musi mi pomóc, bo sama nie dam sobie rady.
- Zaproponuj spotkanie, na przykład jutro. - Proponuje Vils. Myślę, że powinnam jej zaufać.
- Dopiero ? - Pytam. Jestem raczej z osób bardzo nie cierpliwych.
- Jeśli chcesz sobie wszystko poukładać w głowie, to tak zrób. - Twierdzi Castillo.
- Ufam tobie i wiem, że dobrze mi podpowiadasz. - Odparłam.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się do mnie. Jej przyjacielska natura, bardzo mi sprzyja. 


Federico

Moja kochana Ludmiła, jest dopiero w początku drugiego miesiąca a już ma swoje małe humorki. Jeśli tak na razie, wyglądają początki, to ja dziękuje. Blondynce towarzyszą emocje, nad którymi nie potrafi zapanować. Kiedy oznajmiała mi, że jest w ciąży to myślałem, że ten czas będzie dla nas usłany różami. Lecz jest inaczej. Codziennie czegoś ode mnie wymaga. W sumie nie mogę narzekać. Będę autorytetem dla mojego potomka. To wzbudza we mnie radość. Będę musiał wytrzymać te siedem miesięcy. Dam radę, przecież jestem facetem.
- Kochanie czy mógłbyś przynieść mi do salonu truskawki. - Słyszę donośny krzyk mojej dziewczyny, który dobiega z salonu. Ferro ma teraz dogodne życie. Nic nie robi, tylko całymi dniami leży.
- Tak. Zaraz przyniosę. - Odkrzyknąłem, muszę sprostać jej wymaganiom. Nie chcę aby się na mnie zawiodła. Robię wszystko ile mam sił.
- Jesteś kochany. - Uśmiecha się pod nosem, gdy wchodzę z miską świeżych owoców.
- Proszę. - Podaję jej również z uśmiechem. Widzę zadowolenia na jej twarzy i to mi się podoba.
- Skarbie, zapomniałam o bitej śmietanie. - Mówi speszona.
- Nic nie szkodzi. Pójdę po nią, a ty tutaj odpoczywa. - Stwierdziłem. Nie chcę by się przemęczała.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz ? - Pyta, kiedy ponownie wracam i zajmuję miejsce obok niej.
- Po prostu kocham cię. - Odparłem i całuję jej czoło.
- Ja na twoim miejscu dawno bym zwiała. - Śmieję się, a do tego zajada truskawki.
- Nie oceniaj się tak. To normalne. - Odpowiedziałem. Nic tutaj nie jest z jej winny.
- Wiem, tylko źle mi z tym, że tak bardzo cię wykorzystuję. - Mówi smutna. Blondynka nigdy nie zważa na moje słowa. Przecież nic mi się nie stało, że podałem jej kilka rzeczy.
- Nie robisz tego specjalnie. - Głaszczę ją po brzuchu. Chciałbym znać już płeć, chociaż jest to teraz najbardziej nie możliwe. To dopiero drugi miesiąc.
- Zastanawiałeś się nad imionami ? - Pyta. No właśnie, imiona. Nie chciałem naciskać. Dobrze, że sama poruszyła ten temat.
- A ta działka należy do mnie ? - Na mojej twarzy pojawia się cień uśmiechu.
- Tak, chciałabym abyś to ty wybrał. - Oznajmia pewna. No po prostu kocham ją.
- Jesteś pewna ? - Muszę się upewnić, by mieć pewność, że mówi to nie tylko z emocji.
- Tak. - Słyszę w jej głosie stu procentowe przekonanie.
- Dobrze. Chłopczyk mógłby mieć na imię Jonathan, a dla dziewczynki Elizabeth.
- Śliczne imiona. Wiedział, że wybierzesz piękne imiona, godne naszego dziecka. - Rozczula się i całuje mnie w usta. Malinowe.
- Słodka jesteś. - Przyznaję. Moja słodycz.
- Otworzysz ? - Pyta Lu, kiedy w naszym mieszaniu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Bez zastanowienia podchodzę do drzwi. Tej osoby to tutaj bym się nie spodziewał. Co on tu robi ?
- Po co tu przyszedłeś ? - Pytam wściekle. Nie chcę mieć już z nim żadnych problemów.
- Ty tak zawsze witasz gości ? - Prycha. To są jakieś żarty. Ten gość wkurza mnie do kwadratu.
- Tych nie miłych. Zawsze. - Uśmiecham się kpiąco. Niech wyczuje sarkazm.
- Bardzo śmieszne. Jest Lu ? - Czy on nie zna granic, nie będzie mi się po domu pałętał.
- Może i jest. Tylko nie wiem czy chcę się z tobą widzieć. - Warczę wściekle i jeśli bym mógł to zabiłbym go spojrzeniem od razu.
- Mam do niej pilną sprawę. - To do niego nie podobne. Jakie znowu sprawy.
- Nie zostawię was samych. - Fukam. W tym domu to ja jestem mężczyzną i muszę bronić mojej księżniczki. Najbardziej na świecie.
- Możesz być przy tej rozmowie. - Zaproponował spokojnie, coś mi tutaj nie pasuje.
- Wybaczyłeś mi to pobicie ? - Pytam przez śmiech.
- Już dawno. Zresztą może sam bym tak zareagował, gdybym miał taką dziewczynę.
- No dobra. Przekonałeś mnie. Wchodź, zanim się rozmyślę. - Ostrzegam. Niech lepiej nie zmarnuje, swojej jedynej szansy. Bo potem nie będzie już odwrotu.
- Cześć Ludmiła. - Powiedział Scott z uśmiechem.
- No hej ALex. Co ty tu robisz ? - Pyta zszokowana blondynka, nie spodziewała się go. Nie tutaj.
- Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia. - Mruczy. Tej jego propozycji bardzo się obawiam.
- Przekonamy się. - Bąkam pod nosem. Nie dam nikomu skrzywdzić mojej dziewczyny.
- Federico. No mów o co ci chodzi. - Gani mnie wzrokiem. No co ? Nic takiego nie robię.
- Chciałbym abyś zagrała w moim filmie. - Czy ja się nie przesłyszałem, ten fagas chce, aby Lu była aktorką ? Chyba mu się w głowie, poprzewracało.
- Zagrała ? - Nie dowierza, w sumie ja też nie.
- Jesteś śliczna, więc się na dajesz i masz do tego talent. - Próbuje ją przekonać. Facet nie wie, że ona jednak mu odmówi.
- Nie mów mi, że jesteś reżyserem. - W moim głosie da się wyczuć notkę zwątpienia.
- Skończyłem studia o tym kierunku. - Zapewnia. Profesjonalista się znalazł.
- Z wielką chęcią bym się zgodziła, ale jestem w ciąży. - Mówi radosna. Bardziej woli być mamą.
- Gratuluję wam, to wielka szkoda. - Oj jakże jest mi też przykro. Niestety odwrotnie.
- Przepraszam cię bardzo. - Czy Lu właśnie żałuje. To nie możliwe.
- Nie przepraszaj, ale i tak zapraszam cię na plan. Musisz mi odwiedzić. - W końcu ja jej twarzy widnieje szczery uśmiech. Za pewne aktorstwo, to jej wielkie marzenie.
- No dobrze. - Odparła bez emocji.
- To trzymaj się i nie zapomnij. - Całuję ją w policzek i wychodzi z mieszkania. Ile bym dał, by spełnić jej najskrytsze marzenia.


Violetta
Gdy wróciłam z spotkania z Francescą, w moim gabinecie zauważyłam czerwone pudełeczko. Było takie śliczne, że nie wiem jak mam opisać uczucia, które przy tym mi towarzyszyły. Przede wszystkim, byłam bardzo podekscytowana. Pierwszy raz ktoś wobec mnie zdobył się na taki gest. W środku znajdował się naszyjnik od Swarovsiego. Zawsze o takim marzyłam. Mój tajemniczy wielbiciel zna mnie bardzo dobrze. Od popołudnia nie zdejmuję go. Za bardzo mi się podoba, aby go zdjąć. Kiedy wróciłam z pracy, wzięłam sobie długą kąpiel z winem. Było mi za dobrze.  Całym sercem trzymam kciuki za Fran, musi się jej udać. Diego ją kocha i nigdy z niej nie zrezygnuje. W tej chwili chętnie obejrzałabym jakiś film, godny polecenie, lecz nie mogę nadal się zdecydować. Nagle w moim apartamencie rozbrzmiewa dźwięk dzwonka. Podchodzę do drewnianej konstrukcji i z wielką przyjemnością otwieram ją. Jeszcze jego mi tu brakowało. Po co on w ogóle tu przyjechał. Mam już go serdecznie dość. 
- Leon, co ty tutaj robisz ? - Spytałam od razu, bez przywitania się, chociażby dlatego, że kultura osbista tego wymaga. Widocznie, nie poznałabym jej zbytnio za dobrze. 
- Przyszedłem do ciebie, bo to nie może czekać. - Stwierdził. Naprawdę to coś jest tak ważne.
- Coś nie tak w firmie ? - Pytam, bawiąc się palcami z nerwów.
- Z pracą wszystko dobrze. Muszę porozmawiać z tobą. - Wyszeptał. Powinnam w tej chwili bać się. Jednak tak nie jest. To dziwne 
- Wchodź, nie będziemy rozmawiać na klatce. - Proponuję, nie chcę aby moi sąsiedzi wiedzieli o moich problemach. Skoro są plotkarscy.
- Chcę być wobec ciebie szczery. - Wyjaśnił, delikatnie spuszczając głowę. 
- Nie wiem o czym mówisz. - Zaśmiałam się nerwowo. 
- Wiele rzeczy działo się w ostatnim czasie między nami. Ten pocałunek z Camilą nic dla mnie nie znaczył. Wiesz dlaczego ?- Pyta, kręcę głową na znak "nie"  - Nie kocham jej. To było zwykłe cmoknięcie.  - Fuknął. Verdas jakie to miłe.
- To czemu oddałeś pocałunek ? - Ciągnę dalej, jeśli zdobył się na szczerość, to niech wszystko mi wyjaśni.
- Nie wiedziałem co wtedy robię. Wiem, że jestem dupkiem. - Mówi i łapie moją dłoń.
- Każdy się myli. - Chcę go jakoś oswoić. Nie mam do niego żadnych pretensji. Jest dobrze.
- To mnie wcale nie usprawiedliwia. - Delikatnie się uśmiechnął.
- Chcesz mnie pocieszyć ? - Chichoczę. Te jego gesty są tak urocze.
- Możliwe. Widzę, że biżuteria się spodobała. - Zauważa. Czyżby to on był nim ?
- Mogłam się domyślić. To ty jesteś tym wielbicielem. - Oznajmiałam, patrząc na niego.
- A co ? Nie odpowiadam ci ? - Śmieję się gardłowo. Cały on. Lubi prawić niespodzianki.
- Nie. Jest bardzo przystojny. - Czy ja próbuję z nim flirtować ? Co jest z tobą Castillo ?
- Miło mi. - Uśmiecha się, ma bardzo perliste zęby.
- Skąd wiedziałeś, że kocham Swarovskiego ? - Pewnie w moim oczach może ujrzeć iskierki.
- Tajemnica. Mam być zazdrosny ? - Przysuwa się blisko mnie. Nie wiem co powinnam zrobić.
- Niby czemu ? - Jednak się od niego nie odsunęłam. Brnę w to dalej.
- Jesteś taka piękna.  Kocham cię. - On to powiedział. Te piękne dwa słowa, których nigdy od niego nie usłyszałam, ale dzisiaj jest inaczej.
- Ty powiedziałeś to ? - Nie mogę w to uwierzyć. Leon Verdas mnie kocha.
- Tak. Kocham cię. - Pieści moje podniebienie.
- Ja ciebie też, bardzo kocham. - Całujemy się do utraty tchu. Potem Verdas ściąga gumkę z moich włosów, a one opadają na moje ramiona. Pełni namiętności, kierujemy się w stronę sofy. Coś czuję, że to będzie bardzo miły wieczór. W późniejszym tempie, wiadomo  do czego doszło pomiędzy nami. Od teraz mam nadzieję, szatyn będzie mnie nazywał " moja dziewczyna "

_____________________________*_____________________________*_______________
Witajcie !  Moi kochani, chciałam wam zrobić wielką niespodziankę.
Za pomocą Maggie uświadomiłam sobie, że marzycie o tym aby
V. i Leon byli razem. Więc ich związek zaczyna się rodzić w tym
rozdziale ♥. Jeśli wszystkich zadowoliłam to się bardzo cieszę :)

Dziękuje, również za wszystkie komentarze <3
Pamiętajcie, bardzo was kocham ^^
Chociaż wiem, że długo mnie nie było xD

Związek L. i V. niby kwitnie, ale nie długo wyjdą wszystkie
sekrety na jaw. Ktoś ucierpi i to bardzo ;/
Francesca jest w ciąży. To coraz bardziej komplikuje sprawy
związane z fałszywym związkiem Diego'a i Violetty.
Co będzie z nimi dalej ? Zostawię sobie w małym sekrecie.

Federico cudowny tatuś prawda ? Miał odwagę przeprosić Alex'a.
Czy uważacie, że ma szczere intencje ? Wyobrażacie sobie, Lu
jako aktorkę !? xD

To koniec notki, teraz czekam na waszą opinię :)
Postanowiłam, że miejsca nadal będę zajmować :P
I zobaczę pod tym rozdziałem co będzie.

Kocham was bardzo ♥ Madzia :*

+ zapraszam do zakładki bohaterzy abyście poznali Alex'a i Davida.
http://violetta-love-new-story.blogspot.com/p/bohaterzy.html











niedziela, 21 czerwca 2015

Chapter 17 ~ Moja skromnisia

Nie sztuka pokochać, znacznie trudniej wytrwać.
                ~ Elizabeth Taylor


Rozdział z dedykacją dla Sydney ♥!

Ludmiła

Zostałam mamą, to bardzo piękny dar. Te magiczne słowa są dla mnie czymś wyjątkowym. Chcę dać
mojemu dziecku szczęście, bezpieczeństwo i bezwarunkową miłość. Takie warunki, jakie i ja miałam w swoim dzieciństwie. Muszę powiedzieć o tym Federico, tylko nie wiem jak. To jest bardzo ciężka decyzja, którą podejmę. Mam nadzieję, że wszystko w końcu się ułoży. Wiem, że będę na pewno szczęśliwa. Na początku macierzyństwo mnie troszkę przerastało, ale teraz jest inaczej. Chcę kochać to co rodzi się we mnie. Nigdy nie pomyślałabym, że w wieku 24 lat zostanę mamą. Na pewno muszę się umówić na wizytę z moją panią ginekolog, by sprawdzić czy płód rozwija się dobrze.
Muszę zadzwonić do mojej mamy i obwieścić jej, że będzie babcią.
- Cześć, mamo. Jak tam u was ? - Pytam radosna, energia rozpiera mnie od środka, może dlatego, że będę mamą i wzorcem do naśladowania.
- Jakoś leci, a u ciebie słodko ?
- Mamo, twoje obawy się sprawdziły. Będziesz babcią. - Chichoczę uroczo. To wszystko jest nie do pomyślenia.
- Nie mogę w to uwierzyć. Sprawiłaś mi piękny prezent. Rozumiem, że Federico cieszy się ?
- Jeszcze z nim nie rozmawiałam. - Mówię cichutko.
- Córciu, zrób to jak najszybciej. Będzie się na pewno cieszył.
- Boję się jego reakcji. Przecież jesteśmy młodzi.
- Ja zaszłam w ciąże mając 23 lata i ojciec był szczęśliwy.
- Dobrze. Porozmawiam z nim. Trzymaj się.
- Całuję cię mocno.


Moja mama zawsze wie, co ma powiedzieć. Już taka jest i nic tego nie zmieni. Sama dosłownie  przechodziła to co ja. Tylko ona była już po ślubie z moim ojcem. Dlatego ciąża, nie była u nich zaskoczeniem. A ja ? Co mam powiedzieć. Cholernie boję się reakcji mojego chłopaka, ale jak mówią starch ma wielkie oczy. Nagle do salonu, jak na zawołanie wchodzi brunet, jak zwykle z wielkim uśmiechem. Czy w życiu aż tak bardzo mu się powodzi ? najwyraźniej.
- Kochanie, co tak sama siedzisz ? - Pyta i kładzie się na sofie obok mnie.
- Myślę sobie. - Mówię krótko.
- A zdradzisz mi chociaż o czym ? - Czy on musi być aż tak upierdliwy. Wiem, że muszę mu to powiedzieć. Tylko nie wiem jak to zacząć.
- Muszę coś ci bardzo ważnego powiedzieć. - W końcu odważyłam się. Ferro gratulację oby tak dalej.
- A czy to jest, teraz takie ważne ? - Nie błagam. Jak ja tu mam być poważna ? Skoro to on zachowuje się jak dziecko.
- Dlaczego pytasz.
- Po prostu powinienem iść dokończyć projekt w pracy. - Mówi, ziewając. Zabolało i to bardzo.
- Wszystko jasne. Projekt ważniejszy. - Warknęłam wściekle. Choć w moim stanie, nie powinnam się denerwować.
- Nic z tych rzeczy. To ciebie kocham, słońce. - Całuje mnie w skrawek dłoni. Rumienię się przez jego gest.
- Ta informacja dotyczy nas dwojga i zmieni całe nasze życie. - Mówię tajemniczym głosem, widzę po jego minie, że przejmuje się i to bardzo.
- Jesteś chora ? Kochanie, bardzo martwię się o ciebie. - Słyszę w jego głosie niepokój.
- Nie jestem chora. - Mówię pewnie. Nie chcę mieć przed nim, żadnych tajemnic.
- No to co jest ? Powiedz śmiało. - Próbuje dodać mi otuchy, lecz to nie jest takie proste.
- Federico, my zostaniemy rodzicami. - Uśmiecham się w jego stronę, a brunet nadal milczy.
- Nie mogę w to uwierzyć. To nie dzieje się na prawdę.- Czy on nie chce dziecka ? Powinnam się bać lub pakować walizki ?
- Cieszysz się czy nie ? - Próbuje to z niego wyciągnąć a Federico ani drgnie.
- Ogromnie. To co czuję, jest teraz nie do opisania. Będę tatą, takim idealnym. - Brunet piszczy i okręca mnie na rękach wokół jego osi. Jak ja mogłam w niego zwątpić ?
- Mam nadzieję. - Radość uwalnia się ze mnie.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham ? - Spytał i uśmiechnął się delikatnie.
- Wiele razy, ale możesz mi to mówić częściej. - Odpowiedziałam siadając na jego kolanach.
- Moja skromnisia. - Całuje mnie w szyję i głaszcze moje udo. Jestem kochana.
- Zapomniałeś dodać, że na dodatek gaduła. - Śmieję się. zawsze mi to powtarza a dzisiaj jednak zapomniał. Jestem jego gadułą.
- Uwielbiam cię. - Smyra mnie swoim nosem o mój. Co wzbudza we mnie narastające podniecenie.
- Chciałabyś mieć córeczkę czy syna ? - Nagle pada o to właśnie pytanie z jego ust.
- Dla mnie liczy się tylko to by było zdrowe. - Mówię i przy tym zadziwiam bruneta.
- A ja, w głębi serca chcę córkę. - Oj Feduś, nie wiem czy twoje marzenie może się spełnić.
- Zadziwiłeś mnie. Większość mężczyzn, marzy o synie. - Tłumaczę mu.
- Ja jestem wyjątkowy. - Uśmiecha się szeroko.
- I tylko mój. - Dodaje, zaciągając się jego perfumami.
- Wiem to. - Słyszę z jego ust pomruk. Jest mu dobrze.
- Wiesz co ? Muszę pochwalić się Vils. - Oznajmiam, zeskakując z jego kolan.
- To leć, tylko ucałuj ją ode mnie. - Grozi mi.
- Mam być zazdrosna ? - Pytam, chichocząc.
- Nie, to tylko przyjacielski gest. - Odpowiadam, przesyłam mu całusa i wychodzę z mieszkania.


W czasie drogi zdążyłam skontaktować się z moją przyjaciółką. Obiecała, że będzie w naszej ulubionej kawiarni, do której nie mam aż tak daleko. Na szczęście. Zadyszana wpadam z wielkim hukiem do kawiarni, na co zwracam swoją uwagę wszystkich klientów. A nie chciałam. Nie no, szlak.
Moją przyjaciółką zauważam w kącie kawiarenki, która również śmieję się ze mnie.
- Cześć kochana. Jak się czujesz ? - Podchodzę do niej i całuję jej ciepły policzek.
- Bardzo dobrze V. - Oznajmiam.
- Moim zdaniem, coraz bardziej promieniejesz. - Ażebyś wiedziała tego powód, to byś nie była zdziwiona. Nie na co dzień słyszy się, że zostaję się rodzicielką.
- Mam d tego powody. Za to ty, nie wyglądasz najlepiej. - Mówię to za nim zdążę ugryźć się w mój nie wyparzony jęzor. Federico ma rację, jestem straszną gadułą.
- Szkoda mówić. - Macha ręką. Castillo i tak będziesz musiała się mi wygadać. Nie ma innej opcji.
- Zamówię nam coś do picia i obie sobie pogadamy. - Podchodzę do baru i zamawiam nam dwie kawy latte a do tego szarlotkę. Kocham to ciasto i mogłam jeść je latami.


- No to V. Słucham cię, uważnie. - Mówię, gdy kelnerka odchodzi od naszego stolika z przyniesionym wcześnie zamówieniem.
- Może zacznijmy od ciebie. - Violetta, używasz starych sztuczek i tak nie dam się nabrać.
- Pamiętaj i tak się nie wymigasz. - Kiwnęła, kiedy oderwała usta od brzega filiżanki.
- Nie mam innego wyjścia. - Wzdycha cicho.
- Gdy teraz usłyszysz to co powiem, to spadniesz z krzesła. - Uśmiecham się tajemniczo. Blondynka, nie rozumie moich skromnych gestów.
- Już się boje. - Mówi sarkastycznym głosem. Oj nie ładnie.
- Będę mamą. - Odrzekłam, przyglądając dokładnie się jej wyrazowi twarzy.
- Wkręcasz mnie ? Prawda. - Nie no, Castillo teraz to palnęłaś głupotę.
- No coś ty. Nie mogłabym. - Szepnęłam, a jej źrenice rozszerzyły się. Pewnie ją  by to przerastało.
- W takim razie, gratuluję mamusiu. - Uśmiecha się.  Wiem, że jej gratulacje są prawdziwe.
- Dziękuje, słońce. - Upijam łyka latte.
- Powiedz jak zareagował na to Pasquarelli. - Czyżbyś była aż taka ciekawa ? Muszę jej powiedzieć.
- Ucieszył się, chociaż powiem ci, że strasznie się bałam jego reakcji. - Wyznaję.
- Nie dziwię się. A jak się miewasz ? - Prawdziwa z niej przyjaciółka.
- Jestem szczęśliwa. - Mówię krótko ale z sensem.
- To dobrze. - Mruknęła. Widzę po Violetcie, że musi ją coś gryźć. Chcę jej pomóc, więc musi mi się wyżalić. Chcąc czy nie i tak to zrobi.
- Teraz twoja kolej. - Uniosła wzrok sponad kubka kawy.
- Nie wiem czy powinnam to mówić. - Jest nie pewna, ale powinna wiedzieć, że mi można zaufać. Lecz może coś innego jest na rzeczy.
- Obiecuję milczeć jak grób. - Przyrzekam jej. Dosłownie przewidziałam to, o co by na pewno poprosiła.
- Zakochałam się w Verdasie. - Przyznaje z trudem. Nie przesłyszałam się ? Prawda ?
- Leonie ? - Dopytuje. Muszę mieć stu procentową pewność.
- No tak. - Leniwie zmarszczyła brwi.
- To cudownie. Jak to się stało ?
- Podczas tego wyjazdu do Norwegii, poczułam coś wyjątkowego do niego. - Jakie jest to piękne. Moja przyjaciółka pokochała mojego przyjaciela. Czego mogę chcieć więcej ? Chyba tylko, ich szczęścia i wspólnej miłości.
- Musisz mu to powiedzieć. Skończ szybko tą szopkę z Diego. -Zaskoczyłam ją. Wiedziałam od dawna, że Vils nie kocha młodszego Verdasa. Czekałam na to aż się przyzna.
- Skąd wiesz ? - Pyta desperacko i chwyta się a głowę.
- Domyśliłam się i widziałam nie dawno Diego'a jak całował się z Fran. - Bąknęłam pod nosem. Castillo powinna uwierzyć, że to nie jej winna.
- Nie jesteś na mnie zła ? - Ojeju V. Nie mogłabym być na ciebie.
- Wiem, że chciałaś mu pomóc, ale teraz zadbaj o siebie. - Głaszczę jej zimną dłoń. Próbując nakłonić ją do wyznania wszystkiego Leonowi.
- Ludmiła muszę już iść. - Mówi i wyciąga na stół banknot.
- Tylko pamiętaj, o tym co mówiłam. - Mruknęłam i przyjęłam jej pieniądz, by móc zapłacić za nasze zamówienie.Muszę trzymać za nią kciuki, a uda się jej.


Camila


Nie uważam siebie za nienormalną dziewczynę. Chciałam zabić się z miłości. To nic wielkiego i tak nikt by za mną nie płakał. Jestem zołzą i właśnie dlatego nie mam przyjaciół. Cieszę się, że w trudnym momencie mojego życia, była jednak ze mną Natalia. To ona pomogła mi wstać i również sprowadziła szatyna z Norwegii. Będę jej wdzięczna, do końca mego życia. A ja teraz siedzę sobie na sofie z zielonookim i prowadzę z nim szczerą rozmowę. Taką, której mi brakowało.
- Leon, bardzo ci dziękuje za to, że jesteś ze mną. - Posyłam mu szczery uśmiech. Od tak dawna z nim nie przebywałam sam na sam.
- Chcę ci pomóc. - Odpowiada i całuje delikatnie moje czoło. Czuję się tak bezpiecznie w jego ramionach. Jak nigdy indziej.
- Dlatego dziękuje. - Mówię i wtulam się w niego. 
- Patrze teraz na ciebie i widzę inną dziewczynę. Zmieniłaś się. - Szepnął z wielkim nie dowierzaniem.
- David, mi bardzo pomógł. - Oznajmiam. Chcę aby szatyn wiedział, że nie był tylko jedynym facetem w moim życiu. 
- Jest twoim przyjacielem ? - Spytał. 
- Od dziecka i zawsze mnie wspierał. - Mówię a na moją twarz wdziera się lekki uśmieszek. 
- Jednym zdaniem fajnie, że masz takiego przyjaciela. - Jestem zaskoczona. Czy on powiedział, że toleruje Davida ? Myślałam, że łatwo zdobędę szatyna, jednak się pomyliłam.
- Tylko teraz zobaczę go, dopiero za dwa miesiące. - Smutno mi z tego powodu, bo bardzo mi jego brakuje.
- Dlaczego ?
- Jest w trasie koncertowej. - Duma rozpiera mnie od środka. Nascimento wydał już trzy krążki, a na dodatek pracuje nad czwartym. Jest świetny w tym co robi.
- Um, piosenkarz. - Mruknął pod nosem, Verdas.
- Najlepszy. - Próbuję go wychwalić jak z najlepszej strony.
- Idziemy się gdzieś przejść ? Mam dość siedzenia w domu. - Słyszę krótki jęk zielonookiego. 
- Musimy koniecznie iść do parku. - Oznajmiam radosna.


Promienie słoneczne ogrzewają moją twarz. Z wielkim uśmiechem wystawiam radośnie twarz w jego stronę. Kocham lato. Do tego iż spędza się tak cudowne popołudnie w wyjątkowym towarzystwie. Mój plan idzie w dobrą stronę, jestem dość miła. Czuję, że Verdas nie długo wróci do mnie i będziemy razem szczęśliwi. Mężczyzna wziął mnie pod ramię. Zawsze wierzę w to, że cel uświęca skutki. Moim skutkiem, jest obecność Leona, przy mnie.
-Miło mi, że zabrałeś mnie na spacer. - Uśmiechnęłam się szeroko do niego i przytuliłam się do jego ramienia, jeszcze bardziej.
- Przewietrzenie mózgu wpływa dobrze na samopoczucie. - Cóż za mądrości panie Verdas. Nie znałam jeszcze pana, od tej strony.
- Za mądry jesteś i czy ty przypadkiem martwisz się o mnie ? - Pytam z wielką nadzieją w głosie. Gdyby powiedział tak, czułabym się jak w niebie. 
- W sumie gdyby nie patrzeć, łączyło nas coś więcej niż przyjażń. Niczego tak łatwo się nie zapomina.
- Masz rację. - Powiedziałam i zaparzyłam się na małżeństwo, które szło z wózeczkiem. Kiedyś w przyszłości będę miała dzieci.
- Camila, mogę cię o coś zapytać. - Pyta mnie, ja tylko przytakuję. - Ostrzegam, że jest to bardzo delikatna sprawa. - Dodaje, z lekkim uśmiechem. 
- Wal śmiało. Nie przejmuj się mną. - Śmieję się a on razem ze mną.
- Dlaczego chciałaś skończyć ze swoim życiem ? Od problemów nie da się uciec. - Mówi szorstko. O tym chciał rozmawiać. Mogłam się tego spodziewać. No nic. Muszę być teraz szczera, bo stale nie mogę uciekać.
- Wiem i przepraszam. - Spuszczam delikatnie głowę. Wstydzę się i to bardzo.
- Byłem aż tego wart ? - Słyszę chichot szatyna. I to bardzo, żebyś wiedział.
- Może uznasz mnie za idiotkę, ale nie widziałam świata po za tobą. Nie rozumiałam, dlaczego mnie nie chcesz. - Odpowiedziałam cichutko, jestem dla niego zbyt głupia. Nie umiem sobie radzić z sobą.
- To nie jest głupie. - Zaprzecza temu, co przed chwilą powiedziałam.
- Mówisz tak, aby tylko mnie pocieszyć. - Mruknęłam pod nosem. Jednak Leon, usłyszał to.
- Nie. Uwierz, że nawet ja bym się tak desperacko zachował. - Westchnęłam. Jego intencje są tak czyste jak łza. 
- Dobrze, że potrafisz mnie zrozumieć. - Nie kryję zadowolenia i całuję go w policzek.
- Zawsze jestem taki. - Mówi dumnie. Nasza relacja poprawiła się.
- Leon, chciałabym odbudować to co zniszczyło się pomiędzy nami, tylko prze ze mnie. 
- O czym mówisz ? - Czy on udaje w tej chwili głupiego ? Właśnie wyznaję mu miłość.
- Nie bądż głupi. Kocham cię i chcę być na zawsze z tobą szczęśliwa. - Zbliżyłam swoje usta do jego i złożyłam na nich delikatny pocałunek, który oddał. W oddali zauważyłam, że przyglądała się nam Castillo. W sumie to dobrze, bo wie kto rządzi. Camila Torres znowu wkracza do gry.
- Co to miało znaczyć ? - Pyta oszołomiony.
- Kocham cię. Chciałbyś wrócić do mnie ? - Tak ważne pytanie, a nadal nie znam na nie odpowiedzi.
Wierzę w Leona i naszą przyszłość, musi tylko powiedzieć, że on mnie też kocha.

Violetta

L e o n  V e r d a s  to kretyn. Myślałam, że mnie kocha. Byłam naiwna i za bardzo mu uwierzyłam. On nigdy mnie nie kochał. Po prostu, bawił się moimi uczuciami. Czuję się jak ostatnia idiotka na ziemi. Wierzyłam głupia, w każde jego czułe słówka, a Leon to wykorzystywał. Szukał tylko rozrywki, którą byłam ja. Kocham go bardzo, ale po tym co zobaczyłam, już nie jestem pewna swoich uczuć.
Mam mętlik i to przez niego. Skrzywdził mnie. Może nie kochał mnie ? Skoro z jego ust nie usłyszałam tego pięknego słowa. Jak ja mogłam oddać mu swój wianuszek. Teraz tylko cierpię, jeszcze bardziej. Już wiem, czemu niby tak bardzo przejął się losem Torres. Zależało mu na niej, a mnie miał w czterech literach. Mogłam to przewidzieć, że wybierze ją. Przecież jest sto razy ładniejsza ode mnie i niczego jej nie brakuje. Wiem, że nigdy już nie będę mogła być szczęśliwa u boku szatyna. Czas już na mnie. Muszę raz na zawsze, odsunąć się od rodziny Verdas. Czułam jak po mojej całej twarzy, spływają słone łzy. Nie zważam na to jak wyglądam, nie mam dla kogo być piękną. Nagle czuję jak zderzam się z czyimś ciałem. Słyszę znajome głosy. To oni, Ferro i Pasquarelli patrzą na mnie z politowaniem. Nie chcę być tak traktowana.
- Violu, co się stało ? - Spojrzała na mnie blondynka, widząc moją zapłakaną twarz.
- Wszystko jest w porządku. - Odpowiadam wymijająco. Nie chcę zbędnych pytań.
- Powiedziałaś mu ? - Czyżby się domyśliła, że chodzi w tej chwili o Verdasa. Przecież obiecałam, że powiem mu prawdę. Pewnie myśli, że mnie odrzucił.
- Nie chcę mu przeszkadzać w jego szczęściu. - Sztucznie się uśmiechnęłam. Jestem doskonałą aktorką. Oby tylko w to uwierzyła.
- W jakim ? - Dopytuje tym razem brunet.
- Wrócił do Torres. Wiedziałam, że mnie nie kocha, a ja głupia w to wierzyłam. - Mówię załamanym głosem, cały świat w jednej chwili mi się załamał. Jestem tylko pionkiem w grze.
- Nie mów tak o sobie. Verdas jest tutaj dupkiem. - Próbuje mnie pocieszyć, ideał Ludmiły. Szkoda, że tylko ja nie umiem sobie znaleźć odpowiedniego faceta dla siebie.
- Fede, zapomniałam ci pogratulować. Dbaj o Lu i opiekuj się maleństwem. - Oznajmiam mu i szybko odchodzę od dwójki zakochanych. 
- Violetta ! - Słyszę ich krzyki, lecz to na nic. Idę przed siebie. Chcę raz na zawsze zapomnieć o tym, co widziałam kilka minut temu. To tak bardzo bolało.



______________*_________________*____________

Hej kochani ♥! Witam was po dwutygodniowej przerwie.
Wiem, że rozdziału nie było z powodu mojej nie chęci ;/
W poprzednią niedzielę, wybiła odpowiednia ilość komentarzy
lecz złapałam brak chęci -,- W ogóle przychodzę do was, dzisiaj 
z rozdziałem, który jest krótki. Ale wiem, że mi to wybaczycie :)

Następne rozdziały, będą pojawiać się regularnie :)
Tak myślę ^^

Jak widzicie, Lu jednak jest w ciąży. Federico jest szczęśliwy.
Więc u nich nic nie zapowiada czarnych chmur xD Chyba :P
Czy wy też czujecie do, że Leon może wrócić do Torres ?
Jak na razie tego nie odczuwam, ale może :P
Na dodatek Vils. widziała ich pocałunek i powiedziała Ferro,
że kocha starszego Verdasa. Co dalej będzie ? Tylko ja wiem ^^

Proszę was o to, abyście wracali pod zajęte miejsca przeze mnie.
Bo inaczej ich już nie będzie -,- Taka zła ja xD
Ale długo też nie zamierzam czekać....

Rozdział 18 = w kolejną sobotę ^.^
Do nexta :*

Kocham was bardzo mocno ♥!






sobota, 6 czerwca 2015

Chapter 16 ~ Nic więcej

Czasami rzeczywiście wystarcza jeden pocałunek. Jedno "Kocham Cię",nawet takie 
tylko wyszeptane. Jedno nieśmiałe "Dziękuje". Jedna szczera opinia. To tak bardzo
łatwo uczynić kogoś szczęśliwym.
Dlaczego więc tego nie czynimy ?





Rozdział z dedykacją dla Natalka Turska ♥

Leon

Zaspanym wyrazem twarzy, spojrzałem na zegarek. Była już dziewiąta godzina. Dzisiaj spałem zazwyczaj długo niż zawsze, może przez to, że upojną noc spędziłem z cudowną kobietą. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że oddała mi wianuszek. To wiele musiało znaczyć lub po prostu chciała się ze mną zabawić. Gdyby nawet wygrała opcja druga, nie miałbym szans na związek z Vils. Nasze życie wyglądałoby bardzo inaczej. Musielibyśmy się ukrywać przed całą moją rodziną. Moje niezdecydowanie niszczy wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć. W głębi mojego serca, pragnąłem przeżyć namiętne chwile z Castillo. Marzenie się ziściło, a ja chcę je stracić ? Za łatwo się poddaję. Powinienem walczyć o swoje, póki jeszcze jest do zdobycia, ale nie umiem. Na swoje nagie ciało zakładam bokserki,podkoszulkę i dresy. Jest mi w nich od razu wygodnie. Siadam na łóżko, zbliżam się do niej i całuję jej włosy. Nie reaguje, musi mieć twardy sen. To nawet dobrze. Nie chcę jak na razie z nią rozmawiać. Skrzywdziłbym ją. W pewnej chili słyszę, charakterystyczny dzwonek mojego iPhone'a oznaczający, że dostałem wiadomość. Błagam, tak z samego rana. 

Wiadomość Sms
Od : Natalia
~ Hej Leon. Przepraszam, że tak rano do ciebie piszę ale nie mogłam
wytrzymać tych nerwów. Wybacz mi. Camila chciała się zabić z twojego
powodu. Odpisz jak najszybciej.

Wiadomość Sms
Do : Natalia
~ Cholera ! Zgłupiała ? Czym chciała się zabić i co mam niby zrobić ?
Nie przeszkadzasz. Dobrze, że napisałaś :)

Wiadomość Sms
Od : Natalia
~ Nie wiem, co jej strzeliło do głowy. Zażyła za dużo tabletek nasennych.
Jest teraz w szpitalu. Lekarze mówią, że powinieneś wrócić i na jakiś
czas się nią zaopiekować.

Wiadomość Sms
Do : Natalia
~ Przyjadę tak szybko jak będzie to możliwe. Nie chcę aby wywinęła, kolejny
raz podobny numer. Postaram się być dla niej opiekuńczy. Może tak jej chociaż
pomogę. Do zobaczenia. Całuję cię mocno :*


Rudowłosa całkowicie oszalała. Jak ona mogła to zrobić ? Chciała sobie odebrać życie, z mojego powodu. Jest bezmyślna. Chociaż całe szczęście, że udało się ją uratować. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby naprawdę coś się jej stało. Mogłem inaczej się z nią rozstać. Tylko co to by dało ? Nic.
Ona już taka jest. Na pewno do niej nie wrócę. Za bardzo mnie zraniła, bym mógł od nowa rozpocząć z nią związek. Przez pewien czas, tylko się nią zaopiekuję.
- Leon. Słuchasz mnie ?! - Castillo opiera się swoją dłonią na moim ramieniu. Słyszę jej delikatny szept, który wydaje mi się być szeptem. Jak zwykle, za późno zaczynam kontaktować.
- Nie, przepraszam. Coś mówiłaś ? - Pytam również cicho i zaciskam usta w jedną linię. Vils wzdycha
- Dziękuje ci za wczoraj. - Całuje mój policzek, który robi się od razu ciepły. Muszę to jakoś przerwać, ale jak ? Przecież nie chciałem jej zranić.
- Musimy się zbierać. - Odpowiedziałem chłodno. Verdas jednak to zrobisz, chociaż tak bardzo tego nie chciałeś. Jak mam się nauczyć, nie krzywdzić ludzi ? Nie wiem.
- Zmieniasz temat. - Zauważyła blondynka. Jej ton też robi się lodowaty. Tak nie miała być.
- Potrafię załagodzić sytuację. - Warknąłem pod nosem, czując moją narastającą złość na wszystko. Odruchowo łapie ją za dłonie.
- Jaką ? Bo jeśli między nami to jesteś w błędzie. - Fuknęła i wyrwała dłonie z mojego ucisku.
- Camila próbowała się zabić. Muszę wrócić do Nowego Yorku. - Mówię spokojnie. Może to
pomoże ? Czyżbym chciał zmienić opinię w jej oczach ? Na to wygląda.
- Chcesz mnie zostawić po wspólnej nocy ? - Słyszę w jej głosie złość i zawód. Uświadomiłem sobie, że to był cios poniżej pasa.
- Violu, to nie tak. - Próbuje się wymigać. Nie chcę by tak to wyglądało.
- A jak mam to rozumieć ?
- Po prostu Camila mnie potrzebuje. - Gwałtownie uniosłem ton głosu, mrużąc przy tym oczy.
- Wszystko już jest dla mnie jasne. Wybrałeś ją. - Wyszeptała. Zauważyłem pojedynczą łzę, która spływała po jej bladym policzku.
- Nikogo nie wybrałem. - Warczę. Tak to jest z kobietami. Przyzwyczaiłem się. Wieczne pretensje.
- Jeśli teraz do niej pojedziesz, możesz zapomnieć o nas. - Stawia jasno. Nie mogę, chociażbym bardzo chciał. czy ona nie rozumie, że jeśli nie pojadę to Camila zrobi to po raz kolejny.
- Jakich nas. Łączy nas tylko jeden sex. Nic więcej. - Wypalam, zamiast wcześniej ugryźć się w język. To ja. Najpierw mówię a potem myślę.
- Nie wiedziałam, że taki jesteś. - Szepnęła z wyrzutem.
- Zresztą. Nasz związek nie miałby przyszłości, a nie chcę potajemnie się spotykać przed moim bratem. Kocham go i nie chcę go skrzywdzić.
- Moje uczucia to możesz ?
- Przestań. Gdybym ci powiedział, że chcę z tobą być ale musisz zostawić dla mnie mojego brata. Co byś zrobiła ? Zgodziłabyś się ? - Jestem ciekaw co teraz powie. Już wróżę sobie, co by powiedziała.
- Raczej nie. - Mówi cicho i spuszcza głowę.
- To w ogóle o czym mówimy ? - Mam pretensje. Na mnie mogła naskakiwać, a ja na nią już nie. To absurd. Wiem, że targają mną emocje, ale ona też nie jest bez winny. Z jej strony słyszę tylko ciszę.
- Wiedziałem, że nic nie powiesz. Radzę ci się ubierać bo za dwie godziny mamy lot do Nowego Yorku. - Kobieta. Wymaga tylko od nas a od siebie nie. Typowa z niej woman.
- Jesteś dupkiem. - Castillo jakie obraźliwe słowa do mnie. Czy mama nie uczyła, że to nie ładnie. Wkurzona powędrowała do łazienki.
- Przynajmniej szczerym. - Krzyczę tak by usłyszała i pod nosem chichoczę.


Castillo od naszej rozmowy w pokoju hotelowym nie odezwała się do mnie ani słowem. Czyżby była to cisza przed burzą ? Za pewne. Jest na mnie zła, za to, że muszę wrócić do Nowego Yorku ? Chcę pomóc Torres, aby znalazła sens swojego życia. Czy to złe ? Jednak dobrze się stało, że między mną a Violettą zaszła taka sytuacja. Już wiem, że nie mogę na niej polegać. Jej fochy, najmniej mnie teraz obchodzą. Liczy się teraz, zdrowie Camili. Dlaczego ? Nie chcę być do niej przywiązany przez całe moje życie. Chciałbym ułożyć je od nowa, z kimś innym i wyjątkowym. Przed moją wyobraźnią stoi Castillo. Czy ona jest tą jedyną ? Wątpię. Tylko czy teraz tak myślę sercem czy rozumem ? Mam za wielką dumę, by pierwszy podać jej dłoń. Zresztą to nie ja zawiniłem, więc się o nic nie będę starać. W końcu miło jest czuć, że ktoś cię jednak Kocha. Nie wykorzystuje. Lot, był koszmarny. Bardzo źle mi się leciało, od ponad kilku dobrych lat. Z reguły jestem gadułą a moja sąsiadka nie była skłonna do rozmowy. Natomiast kiedy dzwoniła do mnie Natalia, Vils skupiała całą swoją uwagę, na obserwowaniu mojej twarzy.  Czułem się wtedy dość niezręcznie. Teraz moim audi podjeżdżam pod apartament Castillo. Proszę niech tylko nie robi żadnych scen, bo nie wytrzymam, a jej zachowanie mam głęboko gdzieś.
- Może byś się ze mną pożegnała ? - Pytam, drwiąc z niej. Niech wie, że Leon jest mężczyzną.
- Nie zasługujesz na to. - Warczy wściekle i patrzy na mnie wzrokiem, takim jakby chciała mnie zabić.
- Porozmawiamy jak ochłoniesz. - Sumuję i nerwowo stukam palcami w kierownicę.
- Wtedy nie będę miała dla ciebie czasu. - Syczy i dumna wchodzi do apartamentu. Vils, ze mną się nie zaczyna.

Violetta


D u p e k. Myśli, że będę na każde jego zawołanie, to się grubo myli. Mam serdecznie dość, jego stałych wątów do mnie. Nie widzi, że między nami tak się dzieje również przez niego. Leon Verdas, widzi tylko czubek własnego nosa.  Cholerny mężczyzna, musiał mi tak bardzo zawrócić w głowie. Gdyby nie on, wszystko byłoby dla mnie łatwe. Dlaczego tak szybko oddałam się mu ? Czemu z tym nie poczekałam. Niby to sobie w kółko wypominam, ale jednak tego nie żałuję.  Jest ze mną coś nie tak ? Po tym wszystkim, nie wiem jak mam się do niego zachować. W tej chwili przydałaby się nam rozmowa,tylko jak z nim spokojnie rozmawiać ? Verdas, pewnie teraz siedzi przy łóżku szpitalnym i trzyma za rączkę Torres. Jak o tym pomyśli, to robi mi się nie dobrze. Nagle słyszę dzwonek do mich dzrwi. Podchodzę do nich i otwieram drewnianą konstrukcję. Myślałam, że to szatyn. Pomyliłam się. To moja mama. Radosna, jak zawsze. Jeszcze jej mi tu brakowało.
- Mama ?! Co ty tutaj robisz ? - Pytam zaskoczona. Czy nie mogła wybrać bardziej lepszego terminu na odwiedziny ? Musiała, akurat dziś, kiedy jestem nie w sosie.
- Przyszłam do ciebie. Własna matka nie może odwiedzić swojej córki ? - Chichocze. Nie mam ochoty na żadne żarty, w przeciwieństwie do niej. 
- Nie, oczywiście, że możesz. Tylko skąd wiedziałaś, że wróciłam szybciej ?
- Zadzwoniłam do Katariny. Wszystko mi opowiedziała. Teraz tylko czekam na twoje
wyjaśnienia. - Wyszeptała. Katarina, czy i ty musisz lubić moją mamę ?
- Nic nie ma do wyjaśnienia. - Odpowiadam krótko. 
- A ja myślę,że jest. Możemy pogadać ? - Tylko o czym my będziemy ? Jeśli myślisz, że o moim życiu, to jesteś w błędzie. Nie mam zamiaru nic mówić.
- Tak. Tylko zrobię nam coś do picia. Co chciałabyś wypić ? - Uprzejmość, to moja druga strona.
- Może być kawa. - Uśmiecha się do mnie i wygodnie rozsiada się na sofie. To będzie milutki wieczór.
Wędruje do kuchni, gdzie tam przyrządzam dwie latte. Nasze ulubione i z uśmiechem wracam do mamusi.
- Mów, jak tam było w tej Norwegii ? - Pyta z niecierpliwiona. Chyba zaczyna coś podejrzewać.
- Bardzo miło. - Krótko, a jakże piękna odpowiedź.
- Tylko tyle ? Liczyłam na więcej opowieści. - Mruknęła. Mamo, nie bądź aż tak ciekawska.
- Nie ma co za wiele mówić. Byłam tam z Leonem, a ludzie są przemili.
- Byłaś z bratem Leona ? Ciekawe. - Porusza zabawnie brwiami i upija kawę. O fuj, nie mogła się powstrzymać ? 
- Mamo, bądź poważna. Ja i Leon ? Naprawdę ? - Śmieję się sama z siebie. Tylko umiem, zaprzeczyć sobie. Głupia jest i tyle.
- Widziałam, jak podczas kolacji zerkał na ciebie. I wcale, nie przyjacielsko. - Szepnęła z wielkim uśmiechem. Tylko niech mi nie mówi, że chce nas ze sobą swatać. Bo nie wytrzymam.
- Mamo, nadal jesteś moją przyjaciółką ? - Pytam cichutko. Co chcę jej teraz powiedzieć jest bardzo ważne. I wiem, że moja mama nigdy mnie nie wyda.
- Tak. Kocham cię, córeczko. - Gładzi mnie delikatnie po ramieniu. Mam już pewność.
- Muszę coś ci powiedzieć. Ja zakochałam się w Leonie. - Szepczę onieśmielona. Zdradziłam jej, mój wielki sekret, który ujrzał światło dzienne. 
- To cudownie. Moja malutka córeczka, pokochała kogoś. - Tuli mnie do siebie. Jest taka szczęśliwa ? czy tylko udaje, by mnie pocieszyć. 
- Mamo, możesz przestać. To nie jest takie proste. - Mówię załamana.
- Jest. Musisz skończyć z Diego.  - Oznajmia chłodno. Wiem, tylko nie mogę. Mam umowę. 
- Dla Leona ? - Próbuję się upewnić, czy właśnie o to jej chodzi. 
- No tak. - Oznajmia radosna. Tak szybko, mamusiu mnie nie zeswatasz.
- Nie warto. Dzisiaj się oboje posprzeczaliśmy. - Udaję nie wzruszoną a w głębi jest mi z tego powodu bardzo źle. To boli. 
- Miłość nie jest usłana różami, ma też kolce, które bolą. - Stwierdziła.
- Nie mówmy już o mnie. - Mówię wymijająco. Nie chcę już wlec tego tematu.

Angeles Castillo po dwóch godzinach, odwiedzenia swojej córeczki, wróciła do swojego domu. Rodzicielka może mieć rację, ale nie jestem pewna czy chciałabym być tak na poważnie z Leonem. Miłość niby nie jest prosta, ale po dzisiejszej kłótni z nim, oddalił mnie od siebie. Niby jestem na jakiś sposób przywiązana do Diego, lecz tego nie odczuwam. Nie chcę już o tym myśleć. Teraz chciałabym bardzo, wykąpać się w cieplutkiej wodzie. To jest myśl. Odpocznę sobie w wannie.

Federico

Kolejny jakże nudawy dzień. Trzeba zacząć pracę. Poniedziałek, to jedyny dzień tygodnia, którego szczerze nienawidzę. Na pewno nie jestem jedyny, który tego nie lubi. Znam wiele osób, które krzywią się na słowo Monday. Ślęczę już od trzech godzin przed macbook'iem pro i tłumaczę ważne umowy dla firmy. Teraz co tylko mi trzeba - to kawa. Mogła by być nawet zwykła. Moją twarz oświetla słoneczko, które przedostaje się do gabinetu przez okno. Jest tak ciepło, że tylko marzą mi się wakacje. Nagle słyszę pukanie do drzwi. Mówię ciche proszę, a do biura wchodzi mój przyjaciel. Ta dawano go nie wdziałem.Muszę się go wypytać , jak minął mu weekend z panią Castillo. Przeczuwam, że za pewnie miło. W końcu zauważam, że Verdas w rękach ma dwie kawy.
Najlepszy z niego kumpel, wie czego potrzebuje.
- Siemka. Jak było w Norwegi ? Ciepło czy zimno. - Śmieję się ironicznie. Szatyn udaje, że nie wie o co może mi chodzić. Jak zwykle.
- Nie bądź taki mądry. - Odpowiedział siadając w fotelu obok mnie. Wcale taki nie jestem.
- Nie powiesz nic kumplowi ? Czuję się urażony. - Mam prawo być na niego zły. Podczas jego pobytu w innym kraju, dzwoniąc do niego, też nic nie powiedział.
- Lepiej usiądź. - Nakazuje. Powinienem się bać ? Czy coś mu tam nie wyszło ?
- Aż tak żle ? - Pytam smutno. Czego mam się spodziewać ? Sam, nie wiem.
- Nie. Weekend minął mi cudownie z Violettą. Było tak magicznie. - Mówi rozmarzony. Widzę po nim, że to co czuje do Vils to prawdziwe uczucie, a nie przelotne zauroczenie.
- Zamoczyłeś ? - Śmieję się głośno. Zielonooki uderza mnie w bok. Auć to bolało.
- Przestań. Ja tylko zbliżyłem się do niej intymnie. - Czyli zgadłem. Wylądowali razem w łóżku, robi się ciekawie.
- Verdas, szalejesz. - Gwiżdżę, aby bardziej mu dopiec. Lubię gdy się wkurza.
- Tylko na jej punkcie. - Oznajmił szczęśliwy. To ona sprawia, że jest taki zakochany.
- Powiedziałeś, że ja kochasz ?
- Nie. Pokłóciliśmy się. - Robi mu się smutno. Boli go. Widzę. Każda kłótnia, przynosi mu cierpienie. A tak, nie powinno być.
- O co poszło ? - Dopytuję i zaciskam usta.
- Camila próbowała się zabić i musiałem wrócić wcześniej. - Co ? Nie mogę uwierzyć ? Co ta dziewczyna z sobą wyprawia. Niszczy się.
- Zrobiłeś najgłupszą rzecz. - Komentuję. Nie mógł zostawić Torres, a zająć się Vils ? Nie rozumiem go.
- A co miałem zrobić ?
- Walczyć o Castillo. - Warczę w jego stronę. Nie patrzy na mnie. Czyżby zabolało ?
- Jak ona sama nie wie co chce. - Z takim pesymizmem, to on nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy. Ja o moją Lu, mam zamiar zawsze walczyć.


Razem z Leonem idziemy przez park po moja dziewczynę, która prosiła mnie abym po nią przyszedł.
Gdy będę szedł na lunch z Verdasem. Domyślam się, że chce po przesłuchać z wyjazdu. Tylko znając szatyna, nic jej nie powie. Moim zdaniem, nie powinien dłużej się ukrywać z uczuciami do blondynki. Kocha ją. Ja gdybym był an jego miejscu, walczyłbym o nią. Violetta jest wspaniałą dziewczyną i zasługuje na mojego przyjaciela. Jest nie śmiały i to go hamuje. Również to, że boi się kolejnego upadku w związku. A zbudować relację z kimś innym jest ciężko. Próbuję go zrozumieć, ale nie mogę. Nie jestem tego samego zdania, co on w tej kwestii. Idziemy prosto przed siebie i to co widzimy o mało mnie nie wytrąca z równonogi.  Cham, nie będzie się dobierał do mojej dziewczyny. Alex, jest dla niej za tępy. Nawet taki koleś jak on, nie będzie mi obejmował dziewczyny. Wkurzyłem się na maxa, że nie zważałem na słowa Leona bym się uspokoił. Nikt nie będzie mieszał mnie z błotem i nie pozwolę panoszyć się temu całemu francuzowi. Nie mam stalowych nerwów, by móc patrzeć na to spokojnie. Podszedłem do nich szybko i jednym zamaszystym ruchem uderzyłem Alex'a. On tylko jęknął z bólu. Nie słuchając Lu, biłem go dalej.
Niech idiota spada. Gdyby nie pomoc mojego przyjaciela, nawalałabym go dalej. Jednak Leon mnie odciągnął, mówiąc, że nie warto. Posłuchałem go z uporem. Roztrzęsiona blondynka zadzwoniła po pogotowie, które zabrało Scott'a do szpitala. Co ja najlepszego zrobiłem ?

Ludmiła


Jak Federico mógł uderzyć Alex'a ? W głowie mi się to nie mieści. Myślałam, że już przerabiałam z nim ten temat. Jednak on, nic nadal nie rozumie. Gorzej z nim, jak z dzieckiem. Jego zazdrość nie jest na miejscu. Całym moim sercem kocham tylko jedynego faceta i jest nim Pasquarelli. Tylko gdy się coś do niego mówi, to brunet udaje, że nic nie słyszy. 
- Co ty zrobiłeś ? - Naskakuję na bruneta. Czy on jest nie poważny. 
- Kochanie,jja przepraszam. - Nie wie co ma powiedzieć. Typowy facet. Coś zrobi a nie wie, jak to naprawić. Dobrze, że z nami jest jeszcze Verdas, który na pewno mi pomoże.
- Mnie nie musisz przepraszać. - Krzywię się. On tylko potakuje.
- Wiem. - Spuszcza głowę. Nie umie trzeźwo myśleć. za bardzo daje się ponosić. Gdyby nie Leon, mogłoby to się bardziej żel skończyć.
- Co w ciebie wstąpiło ? - Krzyczę. Jestem cholernie na niego zła. 
- Sam nie wiem, to było silniejsze ode mnie. Nie chciałem, zrobić mu krzywdy. - Wyszeptał, opadając już z sił. Normalnie w to nie wierzę.
- Wierzę ci, ale musimy pojechać do szpitala. - Próbuję go przekonać. Niech załatwi to sam z Alexem.
- Nigdzie nie jadę. - Upiera się. 
- Ile razy będziesz się jeszcze upierać ? - Pytam wściekle, on patrzy na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- Stary Lu ma rację. Załatw to jak mężczyzna. - Klepie go na pocieszenie Leon. Wiedziałam, że mi zaradzi. To wspaniały chłopak.
- Pod warunkiem, że wrócisz do domu, słońce. - Gładzi mnie czule po policzku. Jego dotyk, jest tak kojący. Uwielbiam gdy tak robi.
- Zrobię dla ciebie wszystko. Leon uważaj na niego. - Nakazuję szatynowi.
- Będę go chronił jak oka w głowie.
- Dziękuje. - Całuję jego policzek w podzięce i odchodzę pd nich. Muszę się uspokoić, bo czuję jak robi mi się słabo. Czy to o czym myślę, może się spełnić ?

Przed powrotem do mieszkania, postanowiłam wstąpić do apteki by kupić test ciążowy. Muszę sprawdzić, czy jestem. Według mojej mamy i moich  objawów powinnam być. Tylko takiej myśli, staram się do siebie nie dopuszczać. To za prędko. Nie jestem gotowa na bycie mamą. Chciałabym być w ciąży, ale dopiero po ślubie z tym jedynym. Jeśli okażę się, że będę rodzicielką, wszystkie moje plany pójdą w zapomnienie. Przed piętnastoma minutami zrobiłam test i boję się jego wyników. Od tego czasu, nie spojrzałam na niego. Czułam w sobie, narastającą adrenalinę. To czekanie, przybijało mnie jeszcze bardziej. Pragnęłam dowiedzieć się już tak ważnej rzeczy. Starałam się panować nad moimi emocjami, lecz moja ciekawość była silniejsza. Spojrzałam na test a co tam zobaczyłam, przeraziłam się. Nie mogę. Jjja, będę mamą to pewne. Co powie na to Federico ? Jak zareaguje, że będzie tatą ? Teraz marzę tylko o tym, aby wszystko potoczyło się dobrze. Chcę jak najlepiej dla mnie i mojego dzidziusia. Jeśli Pasquarelli, nie będzie go chciał uszanuję, jego decyzję, bo go kocham. Moje życie zmieni się o 180 stopni. Czy jestem na to gotowa ?


_________*_________*________________________

No hej kochani ! Witam was w tą piękną sobotę :)
Pogoda mi dopisuje jak i mój humor. A wam ?

Chcę na początku, wszystkim podziękować. Jesteście
kochani, moje misiaki <3 Tyle miłych komentarzy, 
wywołało uśmiech na mej twarzy. Gracias ♥

Rozdział 16 nie powinien się dzisiaj pojawić bo nie 
było odpowiedniej ilości. No ale cóż. Poznajcie moją
litość xD 

Jak widzicie w tym rozdziale troszkę się po kompilowało ;/
I to wszystko przez Verdasa -,- Jest za dobry xD
Federico jest za bardzo zazdrosny i nie wytrzymał emocji :P
Poniosło go, tylko z jakim skutkiem dla niego ?
Niektórzy mogli zgadnąć. Mama Ferro miała rację.
Jest w ciąży. Ale czy aby na pewno ? ^^

Kochani następny rozdział, czyli  17 nie pojawi się w
następną sobotę. Z tego względu,że od czwartku będę
na wycieczce i nie będę mogła jak dodać next'a.
Jeśli tylko chcecie, aby następny chapter pojawił się
w niedzielę, 14 czerwca to musi tutaj być co najmniej
28 komentarzy. Gdy ich nie będzie next pojawi się dopiero 
za dwa tygodnie. Mówi się trudno -,-

Do zobaczenia :) Życzę wam miłego dnia ~ Madzia *.*