* Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.Twoje słowa jak szept przychodzą.
Tak długo jak jesteś ze mną tej nocy jest dobrze.
_______________________________
Rozdział z dedykacją dla Blair Blanco i Maybe No ?
Leon
Jadę zakorkowaną ulicą Nowego Yorku. Do firmy jest naprawdę dość daleko. A z tego co mówił Diego,bardzo mnie tam potrzebują więc muszę tam być. Po sytuacji sprzed kilku minut trochę ochłonąłem. Lecz może Torres ma rację. Nie widzę świata po za pracą. Ale ja po prostu kocham swoją pracę,lubię patrzeć na szczęśliwe kobiety,które są po operacjach plastycznych. Mijam wszystkie auta i już jestem na przecznicy gdzie znajduję się Bellezza Clinic. Wychodzę z auta i już po chwili znajduję się w obracanych drzwiach firmy. W środku panuję głucha cisza i ciemność. Jedynie delikatne światło bije z biura mojego brata. A tam słyszę głosy,na pewno moich rodziców i Diego. Ale po co miałem się tutaj zjawiać w trybie natychmiastowym. Wchodzę w głąb i widzę na dodatek siedząco Vilu,która najprawdopodobniej nie może wytrzymać z bólu. Co tutaj się do cholery stało ? Czyżby ktoś zrobił jej krzywdę ? Muszę się tego dowiedzieć.
- No co tam ? Dlaczego Violetta tak cierpi ? - Pytam rozwścieczony. Może dlatego,że przerwali mi romantyczne chwili z moją dziewczyną.
- Może trochę ochłoń.- Uprzedza mnie rodzicielka. Ma rację. Jestem nie do wytrzymania.
- Już dawno to zrobiłem.- Burczę. -Po co po mnie dzwoniliście ? - Pytam.
- Vilu skręciła kostkę i boimy się,że to coś poważnego. Możesz na to rzucić okiem.- Pyta mnie brat.
- Tak. Zobaczę co jest nie tak.-
- Tylko bądź delikatny,nie chcemy abyś zrobił jej krzywdę.
- Nikomu jeszcze jej nie wyrządziłem. Więc spokojnie.- Zbliżyłem się do niej i chwyciłem ją za obolałą nogę.Jęknęła cicho. Boli ją to.
- Możesz poruszyć nogą ? - Pytam się.Patrzę w jej czekoladowe oczy i widzę tylko strach.
-W zasadzie to tak. Tylko co chwile mam jakieś dziwne skurcze.- Szepcze,a jej głos brzmi jakby za chwilę miała się na dobre rozpłakać. Szkoda mi jej.
- No co tam ? Dlaczego Violetta tak cierpi ? - Pytam rozwścieczony. Może dlatego,że przerwali mi romantyczne chwili z moją dziewczyną.
- Może trochę ochłoń.- Uprzedza mnie rodzicielka. Ma rację. Jestem nie do wytrzymania.
- Już dawno to zrobiłem.- Burczę. -Po co po mnie dzwoniliście ? - Pytam.
- Vilu skręciła kostkę i boimy się,że to coś poważnego. Możesz na to rzucić okiem.- Pyta mnie brat.
- Tak. Zobaczę co jest nie tak.-
- Tylko bądź delikatny,nie chcemy abyś zrobił jej krzywdę.
- Nikomu jeszcze jej nie wyrządziłem. Więc spokojnie.- Zbliżyłem się do niej i chwyciłem ją za obolałą nogę.Jęknęła cicho. Boli ją to.
- Możesz poruszyć nogą ? - Pytam się.Patrzę w jej czekoladowe oczy i widzę tylko strach.
-W zasadzie to tak. Tylko co chwile mam jakieś dziwne skurcze.- Szepcze,a jej głos brzmi jakby za chwilę miała się na dobre rozpłakać. Szkoda mi jej.
- To da się nam szybko to załatwić. Przepiszę ci tylko maść przeciwbólową i dzięki niej powinna być wszystko w porządku.- Uśmiecham się do niej,próbując ją trochę rozweselić. Może mi się to uda.
- Bardzo ci dziękuję.- Całuję mój polik. Robię się lekko zawstydzony. Jest taka delikatna. Cudowna.
- No to ktoś mi powie co tu się stało ? - Pytam i odwracam się w stronę mojej rodziny.
- Violetta wychodziła z firmy i chciałem ją lekko przestraszyć.- Mówi cicho Diego i spuszcza głowę.
- Następnym razem nie rób takich głupot.- Ostrzegam go. Takie zabawy,nie kończą się za dobrze.
- Tak wiem. To było nie odpowiedzialne.- Mówi Diego i delikatnie spuszcza głowę w dół.Czuję się jak jego ojciec,Choć różnica między nami wynosi tylko dwa lata.To nie tak dużo,ale mój brat zawsze zachowywał się nierealnie.
~ Następny dzień.
Violetta
Jest godzina 9:00,a ja dopiero wchodzę do pracy. Szef dał mi wolne ze względu na moją kostkę. Ale wczoraj zrobiłam sobie okład i wsmarowałam maść od Leona. Ten upadek zapamiętam do końca życia. Na szczęście z moją kostką jest już wszystko w porządku i mogę normalnie chodzić. Idę w kierunku recepcji i zamiast zastać tam Ludmiłę,stoi tam Leon. Jest ubrany w nienaganny garnitur.
A krawat dodaje mu większej przystojności. Nagle zauważa mnie i posyła mi uśmiech,który szybko odwzajemniam.
- Jak noga ? - Pyta zmartwionym głosem. Martwił się. Jak mi ciepło jest na sercu.
- Już z nią lepiej. Przydaje mi się do biegania.- Zaśmiałam się.
- Biegasz ? - Pyta zaskoczony.
- Tak,zawsze rano przed pracą. Lubię sobie pobiegać.- Mówię z rozbawieniem.Dzisiaj zrobiłam sobie urlop od biegu,ale tylko dlatego,że nie chciałam przemęczyć mojej nogi.
- Też biegam rano. Dziwne,że jeszcze się nie spotkaliśmy.- Biega. Zadziwił mnie tym bardzo,ale się w ogóle temu nie dziwię. Widać,że ćwiczy stąd jego mięsie.
- No tak.- Stwierdziłam. Mamy wspólną pasję. Bieganie. To coś nowego.
- A gdzie biegasz ? - Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.
- Po głównym palcu.- Odpowiadam.
- To dlatego się jeszcze nie spotkaliśmy.- Mówi.Patrzymy na siebie,a już po chwili wybuchamy śmiechem. Przy nim nie da się normalnie zachowywać.
- Głównie teraz załatwiam ważne sprawy.- Widzę,że w jego oczach pojawiają się dwa małe iskierki. Czyżby coś podejrzewał. Jeśli tak. To firmie,prezent dla nowego szefa nie wypali. A szkoda.
- Mówisz ważne sprawy ? Czy związane z przyjęciem niespodzianką dla mnie ? - Pyta podejrzliwe.A jednak trafił w sedno sprawy. No cóż. Tak bywa. Jest sprytny,to się szybko o tym dowiedział.
- Skąd ty to wiesz ?
- Wszyscy o tym mówią. Pamiętaj,nie lubię jakiś tłoków. Wolę ten sukces oblać tylko z pracownikami firmy i z nikim innym. A wino uwielbiam czerwone.- Mówi,gestykulując przy tym rękami. Co śmiesznie wygląda.- Będzie takie ?- Pyta i przy tym lubieżnie się uśmiecha,muszę stwierdzić,że bardzo ładny ma uśmiech.
- Wszyscy o tym mówią. Pamiętaj,nie lubię jakiś tłoków. Wolę ten sukces oblać tylko z pracownikami firmy i z nikim innym. A wino uwielbiam czerwone.- Mówi,gestykulując przy tym rękami. Co śmiesznie wygląda.- Będzie takie ?- Pyta i przy tym lubieżnie się uśmiecha,muszę stwierdzić,że bardzo ładny ma uśmiech.
- Każde.- Staram się być w miarę poważna.Śmieje się,to znak,że przyjął to jako żart. Wymijam go bez słowa i wchodzę do gabinetu.
~*~
Wychodzę z kliniki.Już dość się napracowałam.Zdziwiło mnie bardzo dzisiejsze zachowanie Ferro. Nawet nie wpadła do mnie na kawę. Co jest to bardzo dziwną rzeczą. Może się na mnie obraziła ?
Tylko pytanie jest,za co ? Nagle widzę ją jak siedzi na murku w parku. Nie wygląda najlepiej. Płacze.
Jest smutna,ktoś musiał sprawić jej ogromną przykrość. Dlaczego tak sądzę ? Zdążyłam ją poznać i wiem,że na co dzień jest twardą kobietą. Nie daje się łatwo ponieść łżą. A teraz wygląda okropnie.
- Cześć Lu.Co się dzieje ? - Pytam smutna.
- Nie nic.- Cała Lu. Chcę uniknąć tematu. Jesteśmy przyjaciółkami od nie dawna,ale rozumiemy się jak nikt inny. Powinna się przede mną otworzyć.
- Laska,czemu płaczesz ? - Ponawiam moje pytanie.
- Faceci są beznadziejni.- Mówi z łamiącym głosem. Jak mi jej szkoda. Cierpi,widzę to.
- Mówisz tak bo ? - Dociekam. Chcę jej pomóc. To tyle.
- Bo mnie rani.Nie widzi,jak przez niego jestem cała czerwona.- Odpowiada mi,cała drżąca.
- To wszystko wina Federico.- Sumuję i siadam obok niej.Blondynka wtula się we mnie.
- Gdyby się tak wcześniej nie zachowywał umówiłam bym się z nim.- Mówi przez łzy,które lecą jej strumieniami i delikatnie spadały jej na bluzkę.
- Co ? - Pytam zaskoczona. Nie wierzę w to,co słyszę.
- To co słyszysz.- Jej rozpacz sięga wysokiego progu. Jest w fatalnym stanie.
- Jak to umówiła ?
- Zaprosił mnie na randkę.- Udaje jej się to powiedzieć. Chociaż w gardle ma gulę.
- I nie mów mi tylko,że nie przyjęłaś propozycji.- Zaczęłam dość poważnie.
- Właśnie się zdziwisz bo mu odmówiłam.
- Ale jak to ? Przecież nie dawno mówiłaś mi,że go kochasz ?
- Lecz wszystko się zmieniło.Przez niego.- Mówi wściekle. Nie chciałam bym być w skórze Federico.
- A może się zmienił.Uważam,że powinnaś dać mu szansę.- Gładzę jej ramię by dodać jej trochę otuchy. Niech walczy o niego. Może jej to pomoże.
- Tak myślisz ? - Roś miewa się. To dobry znak.
- Tak i tylko dla ciebie to zrobił.
- Spróbuję z nim porozmawiać.Kochana z ciebie przyjaciółka.- Mówi uradowana. I na jej twarzy wreście mogę dostrzec cień uśmiechu. Jest wspaniała.
- Miło mi to słyszeć.- Posyłam jej uśmiech.
Tylko pytanie jest,za co ? Nagle widzę ją jak siedzi na murku w parku. Nie wygląda najlepiej. Płacze.
Jest smutna,ktoś musiał sprawić jej ogromną przykrość. Dlaczego tak sądzę ? Zdążyłam ją poznać i wiem,że na co dzień jest twardą kobietą. Nie daje się łatwo ponieść łżą. A teraz wygląda okropnie.
- Cześć Lu.Co się dzieje ? - Pytam smutna.
- Nie nic.- Cała Lu. Chcę uniknąć tematu. Jesteśmy przyjaciółkami od nie dawna,ale rozumiemy się jak nikt inny. Powinna się przede mną otworzyć.
- Laska,czemu płaczesz ? - Ponawiam moje pytanie.
- Faceci są beznadziejni.- Mówi z łamiącym głosem. Jak mi jej szkoda. Cierpi,widzę to.
- Mówisz tak bo ? - Dociekam. Chcę jej pomóc. To tyle.
- Bo mnie rani.Nie widzi,jak przez niego jestem cała czerwona.- Odpowiada mi,cała drżąca.
- To wszystko wina Federico.- Sumuję i siadam obok niej.Blondynka wtula się we mnie.
- Gdyby się tak wcześniej nie zachowywał umówiłam bym się z nim.- Mówi przez łzy,które lecą jej strumieniami i delikatnie spadały jej na bluzkę.
- Co ? - Pytam zaskoczona. Nie wierzę w to,co słyszę.
- To co słyszysz.- Jej rozpacz sięga wysokiego progu. Jest w fatalnym stanie.
- Jak to umówiła ?
- Zaprosił mnie na randkę.- Udaje jej się to powiedzieć. Chociaż w gardle ma gulę.
- I nie mów mi tylko,że nie przyjęłaś propozycji.- Zaczęłam dość poważnie.
- Właśnie się zdziwisz bo mu odmówiłam.
- Ale jak to ? Przecież nie dawno mówiłaś mi,że go kochasz ?
- Lecz wszystko się zmieniło.Przez niego.- Mówi wściekle. Nie chciałam bym być w skórze Federico.
- A może się zmienił.Uważam,że powinnaś dać mu szansę.- Gładzę jej ramię by dodać jej trochę otuchy. Niech walczy o niego. Może jej to pomoże.
- Tak myślisz ? - Roś miewa się. To dobry znak.
- Tak i tylko dla ciebie to zrobił.
- Spróbuję z nim porozmawiać.Kochana z ciebie przyjaciółka.- Mówi uradowana. I na jej twarzy wreście mogę dostrzec cień uśmiechu. Jest wspaniała.
- Miło mi to słyszeć.- Posyłam jej uśmiech.
Francesca
Choroba. Jeden z podstawowych pojęć medycznych. Dlaczego te głupie przeziębienie musiało dopaść mnie ? Nienawidzę,być chora. To zawsze wszystko komplikuję. Póki mam jeszcze w miarę dobrą pamięć,to na prawdę nie pamiętam,kiedy ostatnio byłam chora. Mój układ odpornościowy miałam najlepszy,ale choroba i tak mnie złamała. Nic na to nie poradzę. Wczoraj wieczorem był u mnie lekarz,po którego oczywiście zadzwonił Diego. Mój kochany mężczyzna. Tak się o mnie martwi. Doktor przepisał mi antybiotyk i w najbliższych dnia mam cały czas leżeć w łóżku. Co jest dla mnie wielkim kłopotem. Bo miałam zarabiać na przyszły rok studiów. Ale zostały mi jeszcze 2,5 miesiąca do kolejnego roku studenckiego. Ostatni rok. I w końcu będę mogła pracować na mojej wymarzonej uczelni,o której marzyłam od wieków. Będę pracować jako wykładowca nowojorskiej wyższej uczelni muzycznej i artystycznej. Tak dobrze słyszeliście. Mam już załatwioną posadę. Nie każdemu zdarza się otrzymać tak wielką szansę. Juilliard School to moja przyszłość. Jestem tym tak podekscytowana,że aż nie mogę o tym mówić. Tylko warunkiem są dobre oceny,ale z tym nie mam problemu.Tak moje rozmyślania,przerwał Diego,który wszedł radosny do mojej sypialni z tacką,na której miał zupę. Podejrzewam,że to na pewno rosół.
- No jak tam czujesz się kochanie ? - Pyta chłopak,tace kładzie na stolik,który znajduje się obok łóżka. Swoją dłonią dotyka mojego czoła. Jakie to przyjemne uczucie.
- Nie za dobrze. Ale bywało gorzej.- Mówię cichutko,a on skrada mi całusa. Chichoczę uroczo.
- Moje bidulka.- Diego obejmuje mnie ramieniem,a moja głowa ląduje na jego idealnym torsie.
- Jesteś kochany.- Całuję mnie w czoło.
- Tak dla ciebie zrobiłem rosół. Powiadają,że on pomaga.
- Dziękuję.- Gładzę go po ramieniu.
- Nie gadaj,tylko wcinaj. Póki jest jeszcze ciepła.- Pogania mnie.Ideał.Ale tylko mój.
- Jak ty mnie rozpieszczasz.- Mówię szczęśliwa.On tylko się śmieje.
- Pamiętasz,że bardziej rozpieszczam cię w łóżku.- Mówi łobuzersko,pocierając mój nos o jego.
- Nie możemy,jestem chora.- Poprawiam kołdrę,okrywając się nią jeszcze bardziej.
- Przecież wiem słoneczko.
- Chciałam aby już było tak na zawsze.- Na mojej twarzy wkradł się promienny uśmiech.Marzenia.To coś wspaniałego.
- Czyli jak ? - Pyta całkiem nieświadomy.
- Ty i Ja,razem mieszkający,w przyszłości szczęśliwa rodzina z kilkoma pociechami.- Nadal uśmiech nie znika mi z twarzy.
- Nie za daleko wybiegasz w przyszłość ? - Śmieję się.Czuję się urażona.
- Śmiejesz się ze mnie.- Mówię wściekła,widzę,że jest zakłopotany.No jestem ciekawa jak z tego wybrniesz Verdas.
- Nie ja tylko próbuję cię zrozumieć skąd taka szybka decyzja u ciebie.- Odpowiada,delikatnie muskając mój polik.
- Po prostu. Lubię tak sobie od czasu pomyśleć. Nie chciałbyś mieć ze mną dzieci ? - Zapytałam go.
- Kochanie,każdy facet o tym marzy.- Powiedział półszeptem i odgarnął mi mój kosmyk włosów za ucho.Uśmiechnął się do mnie.
- To w czym jest problem ? - Dalej drążę ten temat.Nie chcę aby miał jakieś sekrety przede mną. Szczerość,to sobie obiecaliśmy.
- Moi rodzice.- Westchnęłam.naszemu szczęściu mają przeszkodzić jego rodzice ? Może ma rację.Ale trzeba z tym skończyć.
- Wiecznie młoda nie będę. Może czas byś już powiedział im prawdę.- Mówię zgryźliwie.
- Wiesz jak oni na to zareagują ?
- Pomyślałeś,do czego możesz to doprowadzić ? - Pytam z wyrzutem.
- No tak,ale...- Widzę,że chce coś powiedzieć,lecz ja jestem szybsza i mu przerywam.
- Nie ma żadnego ale. Postaw się też na miejscu Violetty. Nie może znaleźć sobie miłości,bo jest przypięta do ciebie.
- Skarbie. Obiecuję ci,ze po staram się to wszystko szybko odwołać.- Mówi,a moje kąciki ust unoszą się ku górze.Myślę,że mówi prawdę.
- Mam nadzieję.- Odpowiadam mu tym samym.
- Kocham cię.- Mówi po chwili.
- Ja ciebie też kocham.- Wtulam się w jego tors,zaciągając się jego perfumami.Miłość to wspaniałe uczucie,prawie nie do opisania.
Ludmiła
A może Violetta ma rację,powinnam dać szansę Federicowi i zobaczyć czy przetrwa próbę.
Chcę go najpierw sprawdzić,czy istnieje dla niego choć cień szansy na randkę ze mną. Jeśli tak to zobaczymy czy tych spotkań może być więcej ? Czy zasługuje na mnie ? Chcę się przekonać. Od wielu lat marzyłam aby choć na chwilę ze mną pobył sam na sam. A wczoraj sama dałam mu kosza. Czy można powiedzieć,że jestem nie zdecydowana ? Chyba tak. Przecież jestem kobietą zmienną. Zmieniam zdanie nawet w ciągu dnia i to kilkakrotnie. Idę do niego,aby z nim na poważnie o tym porozmawiać. Chcę wiedzieć na czym stoję. A może to była kolejna jego zagrywka z jego strony ?
Docieram pod jego dom i jestem zszokowana czym co widzę. Przecieram oczy,myśląc,że może mam jakieś złudzenia. Lecz jest to czysta cholerna prawda. Jestem wyprana z emocji. Osoba,która zawładnęła moim sercem i o tym nie wie,całuję się z jakąś tępą dziwką. Szmaciarz jeden.
Nie zmienił się wcale,jest gnojkiem bez uczuć. Zranił mnie. Znów zacznę przez niego bać się kochać.
A było tak dobrze. Dlaczego jeden głupi błąd,potrafi nam tak namieszać w życiu ? Nienawidzę całego świata. A przede wszystkim jego. Federico Pasquarelli to zwykły dupek i dziwkarz.
O nie zauważa mnie. Co teraz powinnam robić ? Myśl szybko Lu. Ucieczka,tak to jedyne dobre rozwiązanie. Widzę jak biegnie w moją stronę i krzyczy moje imię. Nie zważam na nic,biegnę ile tchu mam w sobie. Nie chcę słuchać tych jego zakłamanych wyjaśnień. Na dziś mam tego dość. W końcu udaję mi się go spławić. Ale przecież będę musiała się z nim kiedyś spotkać. Dobrze,że dzisiaj jest piątek. Odpocznę sama w moim apartamencie lub pojadę do rodziców na weekend do Mediolanu. Chyba mi to dobrze zrobi.
*_*
Na początku chciałabym wam wszystkim podziękować za tak bardzo miłe i motywujące komentarze.Bardzo was kocham.Jesteście najlepszymi czytelnikami.
Rozdział akurat w miarę mi się podoba.A wam ?
Chcę od razu wszystkich poinformować o tym,że jeżeli ktoś nie będzie wracał pod rozdziałem.
To od następnego rozdziału,nie ma zajętego miejsca ;*
Jak widzicie Fede to przeklęty dupek,nie jest aż tak święty jak jego przyjaciel Leon.
Chcę od razu wszystkich poinformować o tym,że jeżeli ktoś nie będzie wracał pod rozdziałem.
To od następnego rozdziału,nie ma zajętego miejsca ;*
Jak widzicie Fede to przeklęty dupek,nie jest aż tak święty jak jego przyjaciel Leon.
A może nasz lekarz też coś ma za uszami ? Lu znienawidziła Federa,ale kto powiedział,że
będzie łatwo.Wszystko zaczyna się komplikować.A to jest dopiero początek :P
Czy Lu wyjedzie do swoich rodziców ? Również się przekonacie w siódemce <3
* Demi Lovato - Nightingale
Im będzie więcej komentarzy,tym szybciej będzie next !