Zranione serce krwawi mocno. Ono nigdy nie zapomina.
Chociaż czas powoli je leczy,pozostaję blizna,która
pamięta.
______________________________________________________
Rozdział z dedykacją dla Tini ♥
Leon
Francesca
Federico
Leon
Czy życie musi być tak skomplikowane? Nie mogę przestać zadawać, sobie w myślach tego pytania. Zawsze do naszego szczęścia, coś stanie na drodze. Dlaczego chociaż raz nie mogłem być szczęśliwi z kobietą? Może to problem leży właśnie we mnie. Chyba na taki los zasłużyłem. Nie chcę z całego serca, obwiniać Violettę o co się stało. To również i Diego przyczynił się do tego. Skoro wszystkich zaczynam obwiniać, może powinienem zacząć od siebie. Tylko co takie jest ze mną nie tak? No właśnie, ja też mam sekrety przed innymi. Moim największym sekretem, jest miłość do brązowookiej.
A teraz po tym wszystkim, nie wiem co do niej czuję. Nadal w głębi mojego serca bardzo ją kocham, ale nie mogę się z tym pogodzić, że nic mi nie powiedziała. Byłem naiwny i jak zawsze zaślepiony. Idę w stronę jej mieszkania i błagam siebie w duchu aby była w domu. Nagle w polu mojego widzenia, zauważam ją. Blondynka kieruję się w stronę apartamentu, muszę ją zatrzymać, by mi nie uciekła.
A teraz po tym wszystkim, nie wiem co do niej czuję. Nadal w głębi mojego serca bardzo ją kocham, ale nie mogę się z tym pogodzić, że nic mi nie powiedziała. Byłem naiwny i jak zawsze zaślepiony. Idę w stronę jej mieszkania i błagam siebie w duchu aby była w domu. Nagle w polu mojego widzenia, zauważam ją. Blondynka kieruję się w stronę apartamentu, muszę ją zatrzymać, by mi nie uciekła.
- Violetta! - Krzyczę bardzo głośno, na tyle by zdążyła mnie usłyszeć. Dziewczyna słysząc swoje imię, odwraca się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. I jak ja teraz mam to zrobić?
- Cześć. Nie mieliśmy się spotkać wieczorem? - Pyta, nadal nie mogąc przestać się uśmiechać. Za to właśnie ją kocham. Jest prosta i nigdy nie owija w bawełnę. Dlaczego nasza miłość jest tak trudna?
- Niby tak, ale to bardzo ważne. - Powiedziałem bez żadnych uczuć, a Viola podniosła brew ku górze. Jakby zastanawiała się, co mam na myśli. Leon dasz radę, musisz uwierzyć w siebie i jej powiedzieć.
- To chodźmy do domu. - Proponuję, a jej kąciki ust powiększają się.
- Nie, tutaj też jest dobrze. - Mówię, a ona tylko się uśmiecha.
- Jak uważasz. - Oznajmia, widząc po mojej minie, że nie mam ochoty wchodzić do jej mieszkania. Chociaż kilka godzin temu, wszystko było między nami okey. To teraz już nie jest. Oddaliłem się od niej, poprzez informację, którą usłyszałem z ust Diego.
- Powiedz mi, czy ty mnie kochasz? - Pytam, patrząc się w jej oczy. Z których mogę wyczytać wszystko. W tym momencie zdziwiłem ją, tym pytaniem. Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
- Tak. - Mówi to z wielką miłością. Czuję to. jednak emocje zdołają mną ponieść.
- Kłamiesz. - Syczę. Verdas co się z tobą dzieję? Nigdy dla niej taki nie byłeś.
- Leon, co w ciebie wstąpiło. Kocham cię całym moim sercem. - Oznajmia i łapie moją dłoń. W szybkim tempie wyrywam się jej. Nie chcę, by teraz mnie dotykała.
- A zależy ci na mnie? - Dopytuję zły. Nigdy nie byłem w takim stanie, jak dziś.
- Co to są za pytania? - Pyta wściekła. Już wiem, że trafiłem w sedno. Jej nie zależy na mnie.
- Odpowiedz mi. - Burczę i wypalam ją moim wzrokiem.
- Bardzo, jak na nikim innym. - Mówi cichutko, a z jej oka wypływa jedna, samotna łza.
- To czemu mi nie powiedziałaś? Zraniłaś mnie. - Krzyknąłem. Na pewno nie jestem sobą.
- O czym ty mówisz? - Jąka się. Czyżby powoli domyśliła się co mam na myśli.
- Wiem, już o wszystkim. Byłaś udawaną dziewczyną mojego brata. - Powiedziałem zirytowany.
- Leon. To nie tak, jak myślisz. - Chcę się bronić? To dobry krok, ale to nic nie da.
- To wytłumacz mi to. - Nalegam, na co ona wzdycha. Przecież o tak wiele nie proszę.
- Chciałam im tylko pomóc. Diego i Fran byli i nadal są moimi przyjaciółmi. - Wyznaje załamana. Z jednej strony jest mi jej żal, ale ta druga strona pala do niej jak na razie zawód.
- Mogłaś mi to powiedzieć, wcześniej. - Syczę, gestykulując przy tym rękoma.
- Bałam się. - Chlipie, a jej oczy robią się coraz bardziej czerwone. Nie mogę na to patrzeć!
- Czego? Mnie? - Wpadłem w wściekłość. Nigdy bym nie zrobił jej żadnej krzywdy. Ona mi nie ufa.
- Nie wiedziałam jak na to zareagujesz. - Odpowiedziała i spuściła wzrok na swoje szpilki.
- Teraz masz już dowód. - Mówię zażenowany. - Czy chciałaś mi kiedyś o tym powiedzieć?
- Tak, ale nie mogłam się zebrać. - Słyszę jej cichutki głos. Dziewczyna ledwo co powstrzymuje swoje łzy. Nie wiedziałem, że która kol wiek dziewczyna będzie przeze mnie płakać.
- Wszystko już jasne. Nie wyobrażam sobie abyśmy byli razem. - Mówię, a ona patrzy na mnie z litością. Muszę być twardy! Nie mogę tak łatwo się jej poddać.
- Cześć. Nie mieliśmy się spotkać wieczorem? - Pyta, nadal nie mogąc przestać się uśmiechać. Za to właśnie ją kocham. Jest prosta i nigdy nie owija w bawełnę. Dlaczego nasza miłość jest tak trudna?
- Niby tak, ale to bardzo ważne. - Powiedziałem bez żadnych uczuć, a Viola podniosła brew ku górze. Jakby zastanawiała się, co mam na myśli. Leon dasz radę, musisz uwierzyć w siebie i jej powiedzieć.
- To chodźmy do domu. - Proponuję, a jej kąciki ust powiększają się.
- Nie, tutaj też jest dobrze. - Mówię, a ona tylko się uśmiecha.
- Jak uważasz. - Oznajmia, widząc po mojej minie, że nie mam ochoty wchodzić do jej mieszkania. Chociaż kilka godzin temu, wszystko było między nami okey. To teraz już nie jest. Oddaliłem się od niej, poprzez informację, którą usłyszałem z ust Diego.
- Powiedz mi, czy ty mnie kochasz? - Pytam, patrząc się w jej oczy. Z których mogę wyczytać wszystko. W tym momencie zdziwiłem ją, tym pytaniem. Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
- Tak. - Mówi to z wielką miłością. Czuję to. jednak emocje zdołają mną ponieść.
- Kłamiesz. - Syczę. Verdas co się z tobą dzieję? Nigdy dla niej taki nie byłeś.
- Leon, co w ciebie wstąpiło. Kocham cię całym moim sercem. - Oznajmia i łapie moją dłoń. W szybkim tempie wyrywam się jej. Nie chcę, by teraz mnie dotykała.
- A zależy ci na mnie? - Dopytuję zły. Nigdy nie byłem w takim stanie, jak dziś.
- Co to są za pytania? - Pyta wściekła. Już wiem, że trafiłem w sedno. Jej nie zależy na mnie.
- Odpowiedz mi. - Burczę i wypalam ją moim wzrokiem.
- Bardzo, jak na nikim innym. - Mówi cichutko, a z jej oka wypływa jedna, samotna łza.
- To czemu mi nie powiedziałaś? Zraniłaś mnie. - Krzyknąłem. Na pewno nie jestem sobą.
- O czym ty mówisz? - Jąka się. Czyżby powoli domyśliła się co mam na myśli.
- Wiem, już o wszystkim. Byłaś udawaną dziewczyną mojego brata. - Powiedziałem zirytowany.
- Leon. To nie tak, jak myślisz. - Chcę się bronić? To dobry krok, ale to nic nie da.
- To wytłumacz mi to. - Nalegam, na co ona wzdycha. Przecież o tak wiele nie proszę.
- Chciałam im tylko pomóc. Diego i Fran byli i nadal są moimi przyjaciółmi. - Wyznaje załamana. Z jednej strony jest mi jej żal, ale ta druga strona pala do niej jak na razie zawód.
- Mogłaś mi to powiedzieć, wcześniej. - Syczę, gestykulując przy tym rękoma.
- Bałam się. - Chlipie, a jej oczy robią się coraz bardziej czerwone. Nie mogę na to patrzeć!
- Czego? Mnie? - Wpadłem w wściekłość. Nigdy bym nie zrobił jej żadnej krzywdy. Ona mi nie ufa.
- Nie wiedziałam jak na to zareagujesz. - Odpowiedziała i spuściła wzrok na swoje szpilki.
- Teraz masz już dowód. - Mówię zażenowany. - Czy chciałaś mi kiedyś o tym powiedzieć?
- Tak, ale nie mogłam się zebrać. - Słyszę jej cichutki głos. Dziewczyna ledwo co powstrzymuje swoje łzy. Nie wiedziałem, że która kol wiek dziewczyna będzie przeze mnie płakać.
- Wszystko już jasne. Nie wyobrażam sobie abyśmy byli razem. - Mówię, a ona patrzy na mnie z litością. Muszę być twardy! Nie mogę tak łatwo się jej poddać.
- Nie skreślaj tak łatwo naszego związku. - Oznajmia nie zadowolona. Co teraz mam zrobić?
- Violetta. - Zaczynam, lecz nie dane jest mi skończyć.
- Wiem, że jest to dla ciebie trudne, ale nie rób tego. - Błaga mnie. Czy to za wiele? Chyba nie. Chciałabym być z nią, ale coś mnie nadal powstrzymuję. Myślę, że duma.
- Prosisz mnie o coś niemożliwego. - Odzywam się, po chwili namysłu.
- Nie prawda. Nie zostawiaj mnie. - Bełkotała.
- Dajmy sobie czas. - Verdas po tym wszystkim chcesz dać jej i sobie czas? Oburza się moja podświadomość. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie dla naszej dwójki.
- Tylko tyle? - Pyta.
- Właśnie, aż tyle. - Warczę i jak najszybciej odchodzę do niej. Ta rozmowa, była dla mnie bardzo trudna. Nadal się zastanawiam czy nie potraktowałem jej za ostro? Może na to nie powinna zasłużyć? Nagle moją głuchą ciszę przerywa dzwoniący iPhone. Postanawiam go odebrać, nie patrząc na to kto to może dzwonić.
- Tak, słucham. Leon Verdas. - Przedstawiam się dość oficjalnie, bo nie mam pewności kto to jest.
- Dzień dobry panie Leonie. - Słyszę kobiecy głos w słuchawce. Nie mogę w to uwierzyć.
- Pani Juliet? - Staram się upewnić.
- We własnej osobie. Moja oferta stażu jest nadal aktualna. - Nadal czeka na mnie? To nie możliwe. Nasze spotkanie w Norwegii było bardzo dawno temu, ale o mnie pamiętała.
- Tak? - Dopytuję szczęśliwy.
- Miałby pan ochotę, być stażystą przez 10 miesięcy w mojej klinice?
- Bardzo chętnie.
- Miło mi to słyszeć.
- Do zobaczenia. Widzimy się jutro we Włoszech. - Już jutro? Czy to nie jest za pochopna decyzja?
Ale przecież taka szansa już mi się nie powtórzy. Powinienem tak jechać.
Violetta- Tylko tyle? - Pyta.
- Właśnie, aż tyle. - Warczę i jak najszybciej odchodzę do niej. Ta rozmowa, była dla mnie bardzo trudna. Nadal się zastanawiam czy nie potraktowałem jej za ostro? Może na to nie powinna zasłużyć? Nagle moją głuchą ciszę przerywa dzwoniący iPhone. Postanawiam go odebrać, nie patrząc na to kto to może dzwonić.
- Tak, słucham. Leon Verdas. - Przedstawiam się dość oficjalnie, bo nie mam pewności kto to jest.
- Dzień dobry panie Leonie. - Słyszę kobiecy głos w słuchawce. Nie mogę w to uwierzyć.
- Pani Juliet? - Staram się upewnić.
- We własnej osobie. Moja oferta stażu jest nadal aktualna. - Nadal czeka na mnie? To nie możliwe. Nasze spotkanie w Norwegii było bardzo dawno temu, ale o mnie pamiętała.
- Tak? - Dopytuję szczęśliwy.
- Miałby pan ochotę, być stażystą przez 10 miesięcy w mojej klinice?
- Bardzo chętnie.
- Miło mi to słyszeć.
- Do zobaczenia. Widzimy się jutro we Włoszech. - Już jutro? Czy to nie jest za pochopna decyzja?
Ale przecież taka szansa już mi się nie powtórzy. Powinienem tak jechać.
Nie spodziewałam się tego, że Leon już wie o moim sekrecie z Diego. Jestem pewna, że mój przyjaciel miał dość kłamstw i postanowił powiedzieć, swojej rodzinie prawdę, ale mógł chociaż mnie uprzedzić, o swoich zamiarach. Przygotowałabym się do rozmowy z Leonem, a tak jest tylko gorzej. Jestem przekonana, że szatyn nigdy mi tego nie wybaczy. Za bardzo go zraniłam i tylko na odczepne powiedział, żebyśmy dali sobie czas. On nie chcę mnie widzieć. Mogłam nie angażować się w związek z nim. Teraz czuję tylko ból w moim sercu, a wiem, że może go ukoić tylko czas. Gdybym miała na głowie tylko mojego przystojniaka, byłoby mi o wiele łatwiej, ale nadal nie mogę przestać myśleć o Sophie. Ona na pewno będzie chciała mnie znaleźć, a tego nie chcę. Czuję w sobie taką potrzebę, że muszę się komuś wygadać. Jedną osobą, która przychodzi mi na myśl jest Francesca. Czekam od paru minut aż mi otworzy drzwi. Możliwe jest to, że jej nie ma w domu. I co wtedy?
- Cześć Fran.- Uśmiecham się blado w stronę dziewczyny. - Dobrze, że cię zastałam. - Mówię.
- Wchodź. - Oznajmia, widząc moją zapłakaną twarz. Musiała wyczuć, że coś się stało.
- Nie chcę przeszkadzać. - Na prawdę nie mam ochoty widzieć się teraz z Diego, jedynie czego teraz potrzebuję to mojej przyjaciółki. Ona zawsze mi pomoże.
- Jestem sama. Musimy porozmawiać. - Wyszeptała i gestem pokazała, abym weszła w głąb domu.
- Jeśli tak mówisz. - Posyłam jej delikatny uśmiech.
- A Diego gdzie? - Dopytuję. Nie chcę by nam przerwał. Wolę się upewnić, że nie wróci zbyt szybko.
- Nie wrócił od rozmowy z Leonem. - Mówi lekko zaniepokojona. Mogę to wyczuć, po mojej zachowaniu. Zawsze gdy jest zdenerwowana to pociera swoje dłonie, tak samo robi w tej chwili.
- Wiem, on też ze mną rozmawiał. - Nie mogę nic z siebie wydusić, gula w gardle bardzo mi przeszkadza. Powinnam otworzyć się do brunetki, ale za bardzo nie potrafię.
- Diego? - Nie powiedziałam jej do końca z kim rozmawiałam. Głupia ja.
- Nie, Leon. - Mruczę.Dziewczyna robi smutne oczy. Nie chcę by się zadręczała, w końcu w jej stanie nie za bardzo może.
- Jest zły? - Pyta i zaciska usta. Jak cholera! Mówię sobie po cichu.
- I to bardzo. Nie chce mnie znać. - Łkam zawiedziona. Myślałam, że szatyn mnie zrozumie.
- Kochana, wiem, że to wszystko jest przez nas. Nie potrzebnie cię poprosiliśmy. - Wyznaję. Nie może tak mówić. To ja byłam słaba, że się w to wplątałam, ale zawsze gdy ktoś potrzebuję pomocy, najpierw działam, a potem myślę. To moja natura.
- Nawet tak nie mów. Kocham was i nie chcę zrezygnować z tak wspaniałych ludzi. - Przytulam się do niej, by choć na chwilę móc podnieść ją na duchu. Obie tego właśnie potrzebujemy. Zrozumienia.
- Violu, ale to jednak tylko nasza wina. - Ciągnie dalej Fran. To była nasza wspólna decyzja.
- Dzięki wam mogłam poznać Leona. - Mruczę i rumienię się przy tym gdy wypowiadam jego imię.
- Czy ja czegoś nie wiem? - Pyta i porusza brwiami. Jestem zaskoczona, tym jak dobrze mnie ona zna.
- W ostatnim czasie zbliżyliśmy się do siebie, a teraz to już koniec. - Mówię szczerze.
- Tak mi przykro. Fajnie by było gdybyśmy obie były żonami Verdasów. - Śmieję się. Zdecydowanie umie rozwiać napiętą sytuację.
- Coś w tym jest. - Dołączam do niej z moim śmiechem. Na co obie parskamy jeszcze bardziej.
- Chciałam ci coś oznajmić. - Mówi i upija łyk wody. Podnoszę brew pytająco.
- Chcę abyś była chrzestną mojego dziecka. - Uśmiecha się promienienie. Spotkał mnie wieli zaszczyt.
- Fran, zaskoczyłaś mnie. - Chlipię z prawdziwego szczęścia. Myślę, że sprawdzę się w tej roli znakomicie i będę dobrą ciocią.
- Zostaniesz nią? - Dopytuje.
- Z wielką przyjemnością.- Mówię i przytulam się do niej. - Jak się czujesz? - Pytam.
- Jak na razie dobrze. Tylko mam poranne wymioty. - Szepcze radosna.
- Da się z tym żyć? - Pytam przez śmiech. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Może za parę lat, znajdę właściwego faceta, z którym będę chciała założyć rodzinę i wtedy będę się czuła jak przyjaciółka.
- Pewnie, jeśli masz świadomość, że pod sercem nosisz fasolkę. - Mówi i głaszczę swój brzuch.
- Jak ci zazdroszczę. - Powiedziałam rozmarzona.
- Ty też będziesz szczęśliwa. - Mówi pewna. Ma rację. Kiedyś będę!
- Może tak. Chcę ci powiedzieć, że Collins wróciła. - Wzdycham.
- Co ona tu robi? - Wrzeszczy. My we dwie przechodziłyśmy piekło przez tą dziewczynę.
- Nie wiem. Boję się, że znowu nas ze sobą skłóci. - Mówię z wielką nie pewnością.
- Nie dopuścimy do tego. Bardzo mi na tobie zależy. - Posyła mi swój ciepły uśmiech.
- Mnie również, ale ona jest niebezpieczna. - Przyglądam się jej badawczo.
- Nie pozwolę jej na to. - Burczy. Ja też nie dam jej za wygraną.
- Przyjaciółki? - Pytam szczęśliwa.
- Na zawsze. - Mówi, a potem obie wpadamy w wir damskich pogaduszek. Zdecydowanie w ostatnim czasie, brakowało mi przyjaciółki. Dobrze, że mam przy sobie Francesce.
Francesca
- Kochanie, już jestem. - Słyszę głos mojego chłopka, który dobiega z przed pokoju. Na prawdę bardzo długo go nie było. Ja razem z Castillo nie potrafimy zamknąć naszych ust choćby na chwilę. Bardzo dobrze nam się ze sobą rozmawia, lecz Violetta nagle zamilkła wiedząc, że Diego jest w domu. Czy jest na niego zła? A może mi się tylko coś wydaje?
- Mamy gościa. - Krzyczę, aby mnie usłyszał. Nie muszę na niego zbyt długo czekać, bo po paru minutach pojawia się w salonie. Podchodzi do mnie i na moich ustach składa delikatny pocałunek.
- O hej Vilu. Jak się masz? - Uśmiecha się do niej. Dziewczyna odwzajemnia uśmiech, ale bardzo leciutko. Przyglądam się im z wielkim zaskoczeniem.
- Całkiem dobrze. - Mówi i blado się szczerzy. Wiem, że nic nie jest u niej w porządku. Myślę, że nie chce powiedzieć mu o sprawie z Leonem. Ja też mu nie powiem, z tego względu, że powiedziała mi to w tajemnicy. Przyjaciółki zawsze zachowują wszystko dla siebie.
- Wiem, że coś jest nie tak. Mów. - Nalega brunet. Nie powinienem od niej za dużo wymagać. Violetta za bardzo teraz cierpi, by móc łatwo się mu zwierzyć.
- Nie będę wam przeszkadzać. - Zmienia temat. Cała Vilu, woli uciec od rozmowy niż się w nią zagłębić. W sumie na jej miejscu, też nie miałabym ochoty na nic.
- Zostań, pogadamy. - Diego dałbyś już je spokój. Dziewczyna ma swoje zajęcia.
- Muszę iść. - Stawia na swoim blondynka.
- Nie kłam, chcemy z tobą spędzić czas. - Powiedział, a Violetta się zakłopotała. Czy on nie może zrozumieć tego, że ona nie che? Nie może do niczego zmusić ją siłą.
- Może kiedy indziej. - Uśmiecha się blado i wstaje z sofy.
- Rozmawiałem z mamą i nie ma nic przeciwko abyś nadal pracowała. - Mówi bardzo szybko. Zaskoczył mnie. Katarina przełamała kruche lody? Z tą kobietą dzieję się coś nie tak.
- Dzięki. - Burczy.
- Naprawdę idziesz? - Pytam dziewczyny, a ona kiwa delikatnie głową.
- Tak, do zobaczenia. - Przesyła nam buziaka w powietrzu i wychodzi z mieszkania. Teraz chcę być przy mojej przyjaciółce, aby nic się jej nie stało. Różnie to bywa, kiedy ktoś ma złamane serce.
- Przestraszyła się mnie? - Pyta się mnie, w sumie sama nie wiem co mam mu powiedzieć. Wiem, że brunet potrafi również być bardzo wybuchowy, a to by Violetcie nie pomogło, a raczej zaszkodziło.
- Nie. Ma złamane serce. - Mówię, za nim zdążę się ugryźć w język, przecież miałam mu nic nie mówić. Muszę się jakoś z tego wyplątać.
- Kto jej coś zrobił? - Pyta zły. Czuję, że cała złość po rozmowie z jego bratem daje swe oznaki.
- Uwierz, że nie chcesz wiedzieć. - Posyłam mu delikatny uśmiech, aby załagodzić to wszystko.
- Chcę jej pomóc. - Mówi i podchodzi bliżej mnie.
- Już dużo zrobiłeś. - Zapewniam go. Nie chcę ,by mieszał się w sprawy uczuciowe Castillo.
- Nie prawda. - Czy on w końcu przestanie? Kiedy mówię, że nie powinien. To musi uszanować moją decyzję, a nie się z nią spierać.
- Właśnie, że tak. - Zaprzeczam mu. Zaczyna mnie powoli wkurzać.
- Nie. - Burczy, a ja żeby to przerwać całuję jego usta. Może w ten sposób się uciszy.
- Dzwoniła moja mama i mówiła, że wpadnie do nas razem z tatą. - Oznajmiłam i zawiesiłam dłonie na jego szyi. Przy tym zdążyłam również musnąć jego szyję.
- Powinienem się bać? - Pyta przez śmiech. Wiedziałam, że ten pocałunek pomoże. Jestem genialna.
- Raczej nie. Chcą nas, tylko odwiedzić. - Uśmiecham się do niego.
- Bardzo lubię moich teściów. - Mówi, na co ja zaczynam chichotać. Jest taki kochany.
- To mile co mówisz. - Wtulam się w niego. Jego obecność powoduje to, że zapominam o wszelkich kłopotach, mając mojego ukochanego obok siebie, mogę zrobić wszystko.
- Przekonałaś się do moich rodziców? - Ta. To bardzo trudne pytanie.
- Twój tata zawsze mnie lubił. a twoja mama zachowuję się dość dziwnie. - Mówię całą prawdę.
- Co masz na myśli, mówiąc ''dziwnie"? - Pyta zaciekawiony.
- Czemu jest taka wściekła na Vilu? Skoro powinna być na nas?
- Kochała Violettę jak własną córkę. Tego nie wiem. - Zaczyna mi tłumaczyć. No i co z tego, że była dla niej jak córka, przecież Diego to jej rodzony syn. To jest bardzo skomplikowane.
- Pewnie była zawiedziona. - Mruczę cicho, wprost do jego ucha.
- Tylko troszeczkę, ale tym się nie zadręczaj. - Mówi do moich ust, a potem delikatnie je pieści.
- Nie musieliście robić nam takiego prezentu. - Odzywam się gdy rodzice po godzinnej rozmowie obwieszczają nam, że kupili łóżeczko dla przyszłego wnuka lub wnuczki. Zdecydowanie nie mogą się doczekać, gdy zobaczą maleństwo na świecie. Sama również się nie cierpliwie. Chciałabym mieć już obok moją maleńką miłość.
- Chcieliśmy tym wyrazić naszą wielką radość. - Mówi ojciec i przytula mnie. Tak bardzo brakowało mi ramion ojca. Tylko on potrafił, ukoić każdy mój ból. Właśnie on, a nie mama.
- Kocham was. - Jestem taka szczęśliwa. Moje życie powoli zaczyna się od nowa układać.
- My ciebie też. - Mówią na równi. Są najlepszymi rodzicami na świecie, sama chcę być taką mamą, jaką oni byli dla mnie. Całą moją rodziną miłość, chcę przekazać mojemu potomstwu.
- Diego, liczymy na to, że zaopiekujesz się naszą córką. - Klepię go delikatnie po plecach, mój ojciec.
- Będę się nią opiekował. - Uśmiecha się do nich szczerze. Już wiem, że będę miała w brunecie oparcie, przy dalszych miesiącach ciąży i nie zostawi mnie.
- Mamy nadzieję. - Wzrusza się mama. Ona nigdy nie wylała żadnej łzy, lecz teraz jest inaczej.
- Kiedy Clara wraca do Londynu? - Pytam. Chcę wiedzieć, do kiedy mam czas by pożegnać się z nią.
- Jutro, ma samolot powrotny. - Mówi lekko smutna mama. Wiem, że każdy wyjazd mojej siostry, bardzo przeżywa. Clara była zawsze ukochaną jej córką i nigdy mi to nie przeszkadzało. W końcu to ja byłam córeczką tatusia i nigdy nie byłam o nią zazdrosna.
- Stęskniła się za mężem.- Dodaję ojciec. Jack jest prawdziwym szczęściarzem.
- Dobrze, że jest z nim szczęśliwa, a dużo z nim przeszła. - Mówię. Jack był typem bad boy'a, a miłość do mojej siostry zmieniła jego serce. Ich historia jest taka nie bywała. Może dlatego są wciąż razem?
- Chcemy abyście wy też byli. - Oznajmia mama i szeroko w naszą stronę się uśmiecha.
- Na pewno, będziemy. - Przekonuję ich Diego. Mój mężczyzna.
- Wybraliście już imię? - Pyta ciekawy ojciec. Właśnie, nie myśleliśmy nad imionami.
- Musimy najpierw poznać płeć dziecka. - Odpowiedział szybko brunet.
- Tyle jeszcze pięknych chwil przed wami. - Wyznają.
- One będą piękne. - Zabieram głos i wtulam się w mojego faceta. Diego jest dla mnie ideałem i nie ważne, że przez jego głupotę o mało się nie rozstaliśmy. Wiem, że cała ta historia, dała nam poważną lekcję nauki. Teraz powinno być już lepiej, bo jesteśmy razem.
Federico
Wczorajszy wieczór spędzony w gronie mojej narzeczonej i naszych rodziców, zaliczam do najbardziej udanych. Nie mogę się doczekać aż nasza fasolka przyjdzie na świat. Dopiero nowego członka rodziny poznam i powitam w marcu. To bardzo długo, ale będę musiał to przeczekać. Jak na razie mamy sierpień i jest bardzo daleko do mojego upragnionego miesiąca. Moje rozmyślenia przerywa donośne pukanie do mojego biura. Mam nadzieję, że to będzie moja śliczna narzeczona. Kiedy osoba wchodzi do środka, orientuję się, że się myliłem. To tylko Leon, mój przyjaciel.
- Cześć Leon. Co ty taki nie w humorze? - Pytam, widząc niemrawego kumpla. Czyżby jego tajemny związek przechodził kryzys? A może właśnie rozstał się z Violettą?
- Czy mam napisane na czole, zrań mnie? - Dopytuje zły i wygodnie rozsiada się w czarnym fotelu.
- Nie powinieneś tak myśleć. - Próbuję go jakoś podnieść na duchu, lecz nie wiem czy to mi się uda.
- Czemu by nie? Wszystkie są takie same. - Burczy zirytowany i patrzy na mnie wyczekująco.
- To nie prawda i dobrze o tym wiesz. - Posyłam mu sztuczny uśmiech. Nie może tak mówić, każda z kobiet ma coś magicznego w sobie. Nie pozwolę, aby tak wyrażał się chociażby o byle jakiej kobiecie. Bo wszystkie zasługują na szacunek.
- Zapomniałem, że ty jesteś szczęśliwy. - Gani się. Verdas! Coś ty zrobił.
- Co się stało z Violettą? - Pytam po chwili ciszy między nami.
- Ona nie była nigdy dziewczyną Diego. - Śmieję się desperacko. Czy próbuję ukryć przede mną, że jest mu źle? I tak nie zamydli mi oczu. Znam go za dobrze.
- Co? - Nie wierzę. Niech tylko powie mi, że mnie wrabia i będzie po kłopocie.
- To co powiedziałem. Po prostu wykorzystał ją dla swojej przyjemności. - On musi być chyba pod wpływem alkoholu. Nigdy nie powiedział złego słowa na Diego. Co się w takim razie zmieniło?
- Chciał chronić swój tyłek. - Mówi niewzruszony, jednak wiem, że w głębi jego serca zależy mu na jego barcie i Castillo. Chciałbym, aby w końcu mógł być szczęśliwy.
- To zrozumiałe, ale nie powinieneś być zły na Vilu. - Uprzedzam go. Chciała tylko im pomóc.
- Czemu wy tak wszyscy myślicie? - Pyta zły. Nadal jest na nią wkurzony.
- Bo wiemy, że twój brat to wszystko zaplanował. - Zaraz również ja zacznę kipieć ze złości. Leon jak już się uprze, to nie da mu się nic przetłumaczyć. To jego najgorsza wada.
- Chciałbym jej wybaczyć, ale nie mogę. Zraniła mnie. - Mówi, a w jego oczach można zobaczyć wszystkie emocje. Główną rolę gra u niego strach. Czego on tak na prawdę się boi?
- A co z Diego? - Szatyn zaciska dłonie w pięść. Mogłem nie pytać!
- Po prostu, już mu nie ufam. Chociaż, wiem, że również zachowywałem się wobec niego nie sprawiedliwie, ale to boli. - Wyznaje załamany. Verdas jest po prostu zagubiony.
- Kochasz Violettę? - Muszę o to zapytać. Chcę wiedzieć, czy mogę mu to teraz powiedzieć.
- Co to za pytanie.- Fuka. - Oczywiście, że tak. - Mówi to, z delikatnym uśmiechem.
- To zaufaj jej i waszej miłości. - Mruczę.
- Ona się wypaliła. - Oznajmia mi z wielkim pesymizmem.
- Mylisz się, mówisz tak bo jesteś na nią zły. - Burczę. On nie może się zdecydować.
- I tak nic tego nie zmieni, wyjeżdżam. - Dodaję. Zatkało mnie. Wyjeżdża? Ale gdzie?
- Co i gdzie?
- Przyjąłem ofertę stażu od Juliet Watson. Jadę do Włoch. - Szczerzy się niesamowicie.
- Będzie mi ciebie brakować. Może cię odwiedzę, jak będziemy u rodziców Ludmiły.- Mówię. - Na ile? - Staram się go dopytać.
- Jak na razie to na 10 miesięcy. Potem się zobaczy. - Mówi uradowany.
- Szkoda, że nie będziesz przy na rodzinach mojego pierwszego dziecka. - Mruczę smutny.
- Będę z tobą w duchu. Dasz radę. - Klepie mnie po plecach. Dam radę.
- Dzięki. Wyjeżdżasz, bo chcesz się odsunąć od Vilu? - Szatyn tylko marszczy brwi.
- To nie tak. Pani Juliet zadzwoniła w odpowiednim momencie, więc się zgodziłem.
- A co u ciebie słychać? - Pyta, patrząc się na mnie.
- Oświadczyłem się Ludmile. - Rozpromieniam się. Mój przyjaciel dowiedział się właśnie ode mnie, że podjąłem krok dalej w mojej relacji z Ludmiłą.
- Moje gratulacje. - Mówi i przybija mi piątkę.
- A kto będzie tutaj głównym chirurgiem? - Oby to był jakiś porządny chłopak. Mówię w duchu.
- Ojciec znalazł już zastępstwo. - Oznajmia mi. Niech tylko to nie będzie jakiś zapatrzony w siebie idiota. Bo nie wytrzymam w tej firmie.
- Kto to?
- Nie wiem, ale to kobieta. - Posyła mi wielki uśmiech. Powiada, że to kobieta. Poruszam zabawnie brwiami, w jego stronę.
- Przestań. Powinna już być. - Gani mnie No co. Może w ten sposób zapomni, choć na chwilę o Vilu. Nagle naszą rozmowę przerywa pukanie do drzwi. Czyżby to była ona?
- Dzień dobry. Ja w sprawie pracy. - Do środka gabinetu wchodzi piękna dziewczyna. Widzę w jej oczach, że spodobał się jej Verdas. Oj przeczuwam kłopoty.
- Ach tak. Pan Jorge mówił, że pani wpadnie. - Odzywam się pierwszy.
- Jak się pani nazywa? - Dopytuje Leon i poprawia swój krawat.
- Sophie Collins bardzo mi miło. - Uśmiecha się w naszą stronę.
- Nam również. - Mówimy na równi.
- Nie powinieneś tak myśleć. - Próbuję go jakoś podnieść na duchu, lecz nie wiem czy to mi się uda.
- Czemu by nie? Wszystkie są takie same. - Burczy zirytowany i patrzy na mnie wyczekująco.
- To nie prawda i dobrze o tym wiesz. - Posyłam mu sztuczny uśmiech. Nie może tak mówić, każda z kobiet ma coś magicznego w sobie. Nie pozwolę, aby tak wyrażał się chociażby o byle jakiej kobiecie. Bo wszystkie zasługują na szacunek.
- Zapomniałem, że ty jesteś szczęśliwy. - Gani się. Verdas! Coś ty zrobił.
- Co się stało z Violettą? - Pytam po chwili ciszy między nami.
- Ona nie była nigdy dziewczyną Diego. - Śmieję się desperacko. Czy próbuję ukryć przede mną, że jest mu źle? I tak nie zamydli mi oczu. Znam go za dobrze.
- Co? - Nie wierzę. Niech tylko powie mi, że mnie wrabia i będzie po kłopocie.
- To co powiedziałem. Po prostu wykorzystał ją dla swojej przyjemności. - On musi być chyba pod wpływem alkoholu. Nigdy nie powiedział złego słowa na Diego. Co się w takim razie zmieniło?
- Chciał chronić swój tyłek. - Mówi niewzruszony, jednak wiem, że w głębi jego serca zależy mu na jego barcie i Castillo. Chciałbym, aby w końcu mógł być szczęśliwy.
- To zrozumiałe, ale nie powinieneś być zły na Vilu. - Uprzedzam go. Chciała tylko im pomóc.
- Czemu wy tak wszyscy myślicie? - Pyta zły. Nadal jest na nią wkurzony.
- Bo wiemy, że twój brat to wszystko zaplanował. - Zaraz również ja zacznę kipieć ze złości. Leon jak już się uprze, to nie da mu się nic przetłumaczyć. To jego najgorsza wada.
- Chciałbym jej wybaczyć, ale nie mogę. Zraniła mnie. - Mówi, a w jego oczach można zobaczyć wszystkie emocje. Główną rolę gra u niego strach. Czego on tak na prawdę się boi?
- A co z Diego? - Szatyn zaciska dłonie w pięść. Mogłem nie pytać!
- Po prostu, już mu nie ufam. Chociaż, wiem, że również zachowywałem się wobec niego nie sprawiedliwie, ale to boli. - Wyznaje załamany. Verdas jest po prostu zagubiony.
- Kochasz Violettę? - Muszę o to zapytać. Chcę wiedzieć, czy mogę mu to teraz powiedzieć.
- Co to za pytanie.- Fuka. - Oczywiście, że tak. - Mówi to, z delikatnym uśmiechem.
- To zaufaj jej i waszej miłości. - Mruczę.
- Ona się wypaliła. - Oznajmia mi z wielkim pesymizmem.
- Mylisz się, mówisz tak bo jesteś na nią zły. - Burczę. On nie może się zdecydować.
- I tak nic tego nie zmieni, wyjeżdżam. - Dodaję. Zatkało mnie. Wyjeżdża? Ale gdzie?
- Co i gdzie?
- Przyjąłem ofertę stażu od Juliet Watson. Jadę do Włoch. - Szczerzy się niesamowicie.
- Będzie mi ciebie brakować. Może cię odwiedzę, jak będziemy u rodziców Ludmiły.- Mówię. - Na ile? - Staram się go dopytać.
- Jak na razie to na 10 miesięcy. Potem się zobaczy. - Mówi uradowany.
- Szkoda, że nie będziesz przy na rodzinach mojego pierwszego dziecka. - Mruczę smutny.
- Będę z tobą w duchu. Dasz radę. - Klepie mnie po plecach. Dam radę.
- Dzięki. Wyjeżdżasz, bo chcesz się odsunąć od Vilu? - Szatyn tylko marszczy brwi.
- To nie tak. Pani Juliet zadzwoniła w odpowiednim momencie, więc się zgodziłem.
- A co u ciebie słychać? - Pyta, patrząc się na mnie.
- Oświadczyłem się Ludmile. - Rozpromieniam się. Mój przyjaciel dowiedział się właśnie ode mnie, że podjąłem krok dalej w mojej relacji z Ludmiłą.
- Moje gratulacje. - Mówi i przybija mi piątkę.
- A kto będzie tutaj głównym chirurgiem? - Oby to był jakiś porządny chłopak. Mówię w duchu.
- Ojciec znalazł już zastępstwo. - Oznajmia mi. Niech tylko to nie będzie jakiś zapatrzony w siebie idiota. Bo nie wytrzymam w tej firmie.
- Kto to?
- Nie wiem, ale to kobieta. - Posyła mi wielki uśmiech. Powiada, że to kobieta. Poruszam zabawnie brwiami, w jego stronę.
- Przestań. Powinna już być. - Gani mnie No co. Może w ten sposób zapomni, choć na chwilę o Vilu. Nagle naszą rozmowę przerywa pukanie do drzwi. Czyżby to była ona?
- Dzień dobry. Ja w sprawie pracy. - Do środka gabinetu wchodzi piękna dziewczyna. Widzę w jej oczach, że spodobał się jej Verdas. Oj przeczuwam kłopoty.
- Ach tak. Pan Jorge mówił, że pani wpadnie. - Odzywam się pierwszy.
- Jak się pani nazywa? - Dopytuje Leon i poprawia swój krawat.
- Sophie Collins bardzo mi miło. - Uśmiecha się w naszą stronę.
- Nam również. - Mówimy na równi.
_______________________*_________________
Hej wam wszystkim! Witam was w ten wieczorny poniedziałek.
To nic, że jest naprawdę późno, a ja dopiero dodaję nowy
rozdział xD. Ważne, że jest 8)
Co do rozdziału :
- To widzicie Leon prosi Violettę, o przerwę w związku. Nie
zakończyli swojej historii, tylko mają przerwę xD
Sophie Collins będzie pracowała w zastępstwie za Leona.
A Verdas wyjeżdża na dziesięć miesięcy na staż. 8)
Co będzie dalej? Musicie poczekać na kolejny rozdział :*
Do nexta :***
Życzę wam miłego wieczoru <3
Bardzo dziękuje za wszystkie miłe komentarze ^^
To nic, że jest naprawdę późno, a ja dopiero dodaję nowy
rozdział xD. Ważne, że jest 8)
Co do rozdziału :
- To widzicie Leon prosi Violettę, o przerwę w związku. Nie
zakończyli swojej historii, tylko mają przerwę xD
Sophie Collins będzie pracowała w zastępstwie za Leona.
A Verdas wyjeżdża na dziesięć miesięcy na staż. 8)
Co będzie dalej? Musicie poczekać na kolejny rozdział :*
Do nexta :***
Życzę wam miłego wieczoru <3
Bardzo dziękuje za wszystkie miłe komentarze ^^