Miłość może czasem ranić. Ale to jedyna rzecz.
Jaką znam.
Jaką znam.
_______________________________
Rozdział z dedykacją dla Rosalie ;*
Mojego kochanego aniołka ♥!
Leon
~*~
Przepraszam cię Rosalie,że dedykuję ci takie moje wypociny.
Ale naprawdę nie miałam pomysłu na dziesiąty rozdział :P
Taka tam dramatyczna końcówka :P
Jak potoczą się losy Cami i Lajona przekonacie się w najbliższym rozdziale XD
No i taka słit scenka z Violą i Leonem :)
Przypominam o konkursie :) Dostałam już cztery prace ale czekam na więcej ;)
Dzisiaj bez szantażu,ale liczę,że wiele osób się wykaże i napisze np.Super.
To będzie dla mnie bardzo dużo znaczyć ;)
Do następnego,Misiaki ♥!
P.S. - Przepraszam was za wszelkie błędy,poprawię je potem ;)
Rozdział z dedykacją dla Rosalie ;*
Mojego kochanego aniołka ♥!
Leon
Pod końcem czerwca,jak i zawsze o tej porze świeciło słońce,które mnie zbudziło swoimi promieniami. Przez co marszczyłem w pewien sposób śmiesznie nos. Zawsze mi to przeszkadzało.
Nie miałem zbytniej ochoty aby otworzyć oczy. Czułem,że jest mi bardzo nie wygodnie i wiedziałem,że na pewno nie śpię w swoim ciepłym łóżeczku. To do jasnej cholery gdzie ja jestem ? Może pora otworzyć oczy,aby się przekonać. Mówiłem sam do siebie w myślach. W końcu udaję się to zrobić. Rozglądam się po pomieszczeniu w którym się znajduję i sumuje,że dosłownie nie jestem u siebie w domu. Zdezorientowałem się,że wczoraj wieczorem oglądaliśmy maraton filmowy u Federico,zasnąłem więc dlatego tu jestem. Jednak chyba nie sam. Przeszło mi przez myśl. Odwracam głowę w lewą stronę,a obok mnie śpi smacznie Violetta,jest wtulona w moje ciało. Jak ślicznie śpi,taki widok mógłbym mieć codziennie,jednak nie jest to takie proste. Nagle słyszę jak po schodach schodzi ktoś,odwracam w tamtą stronę wzrok i widzę promiennie uśmiechniętą Ludmiłę,która jest tylko ubrana w koszulę mojego kumpla,o dużo za wielka jak dla niej. Posyłam również jej uśmiech. Odciągam ciało Violi od mojego i z wielkim trudem udaję mi się wydostać.
- Hej,jak się spało ? - Pyta pełna energii,musiała się wyspać w sumie się jej nie dziwię. Spała w łóżku a nie na twardej kanapie,na dodatek w pozycji siedzącej.
- Nie za wygodnie,ale nie narzekam.- Mówię.
- Nie za wygodnie,ale nie narzekam.- Mówię.
- Słodko spaliście.- Stwierdza Lu i posyła mi uśmiech. Kolejnej osobie muszę to tłumaczyć. Mam dość.
- Ludmiła,błagam cię.- Mówię i posyłam jej proszące spojrzenie. Lepiej aby trzymała język za zębami.
- No co ? Ja tylko mówię prawdę. jak mi nie wierzysz to zapytaj się swojego kumpla.- Oznajmia z uśmiechem wiedząc i tak,że jej chłopak potwierdzi ją w tym przekonaniu. Jestem przegrany.
- Już wolę go nie pytać.- Wzdycham,a blondynka powraca do robienia śniadania.
- Chcesz mi pomóc ? - Dopytuje. Nigdy tak naprawdę nie gotowałem. Posiłki w domu przygotowywała nam gosposia lub mama. Więc raczej jej odmówię,nie chcę jej robić przykrości ale to dla mnie za trudne zadanie. Może kiedyś się nauczę.
- Nie za bardzo umiem.- Oznajmiam a ta tylko przytakuję. Rozumie mnie bogu dzięki.
- Okey,niech ci będzie.- Bąknęła pod nosem.
- Jak ci się układa z Federico ? - Spytałem,a ona spojrzała na mnie.
- Jest świetnie. Nigdy jeszcze nie był tak bardzo kochany. Popatrz co mi dał.- Wskazuję na bransoletkę,którą ma na prawym nadgarstku. Rzeczywiście jest ładna.
- Ma świetny gust.- Przyznaję jej rację. Lu tylko posyła mi uśmiech.
- Nie zaprzeczę. Widzę,że coś cie gryzie. Mów o co chodzi.- Nalega. Zapomniałem,że ciekawość to jej niezbędna cecha.Wzdycham krótko.
- Chodzi o tą sprawę z odwołanym przyjęciem u nas. Chcę znaleźć tą osobę,która to zrobiła. Musi ponieść konsekwencję.- Mówię stanowczym głosem. Nadal jestem strasznie zły,za co co się wczoraj stało. Ludmiła przybrała smutną minę.
- W jaki sposób chcesz to zrobić ? - Pyta. Sam nie wiem co powinienem zrobić,jestem w czarnej dziurze.
- Nie wiem,ale ta osoba musiała zrobić to w firmie.- Nadal się zastanawiam kto maiłby motyw,by zwalić całą winę na Violettę. Czy osoba w firmie z całego serca jej nie na widzi ? Te pytania krążyły mi cały czas w głowie.
- Wezwij najlepszego informatyka. Szybko odnajdzie ci to czego szukasz.- Mówi. tak to jest to. Lu ma rację,muszę to zrobić i to jeszcze dzisiaj.
- Jesteś boska ! - Oznajmiam i przytulam się do niej.
- Ej Verdas łapy precz od mojej ślicznej dziewczyny.- Mówi Fede. Oj jaki zazdrosny. Z resztą sam bym był gdybym miał tak piękną dziewczynę,jak Ferro.
- Cześć kochanie.- Odpowiada mu Lu i całuję go bardzo namiętnie w usta. Zazdroszczę im i to bardzo. Mają prawdziwe szczęście,że są razem i teraz powinni pielęgnować ten związek.
- Nigdy bym ci jej nie odbił. To twoja dziewczyna.- Oznajmiam i przybijam piątkę z przyjacielem.
- Trzymam cię za słowo.- Mówi i ledwo próbuję wstrzymać się od zaśmiania.
- Musisz mi pomóc.- Stwierdzam dość krótko.
- Ale w czym ? - Pyta nie mając pojęcia o co może mi chodzić.
- Później ci opowiem.- Odpowiadam i powracam się do wgapiania się w zakochanych.
- Chodzi o tą sprawę z odwołanym przyjęciem u nas. Chcę znaleźć tą osobę,która to zrobiła. Musi ponieść konsekwencję.- Mówię stanowczym głosem. Nadal jestem strasznie zły,za co co się wczoraj stało. Ludmiła przybrała smutną minę.
- W jaki sposób chcesz to zrobić ? - Pyta. Sam nie wiem co powinienem zrobić,jestem w czarnej dziurze.
- Nie wiem,ale ta osoba musiała zrobić to w firmie.- Nadal się zastanawiam kto maiłby motyw,by zwalić całą winę na Violettę. Czy osoba w firmie z całego serca jej nie na widzi ? Te pytania krążyły mi cały czas w głowie.
- Wezwij najlepszego informatyka. Szybko odnajdzie ci to czego szukasz.- Mówi. tak to jest to. Lu ma rację,muszę to zrobić i to jeszcze dzisiaj.
- Jesteś boska ! - Oznajmiam i przytulam się do niej.
- Ej Verdas łapy precz od mojej ślicznej dziewczyny.- Mówi Fede. Oj jaki zazdrosny. Z resztą sam bym był gdybym miał tak piękną dziewczynę,jak Ferro.
- Cześć kochanie.- Odpowiada mu Lu i całuję go bardzo namiętnie w usta. Zazdroszczę im i to bardzo. Mają prawdziwe szczęście,że są razem i teraz powinni pielęgnować ten związek.
- Nigdy bym ci jej nie odbił. To twoja dziewczyna.- Oznajmiam i przybijam piątkę z przyjacielem.
- Trzymam cię za słowo.- Mówi i ledwo próbuję wstrzymać się od zaśmiania.
- Musisz mi pomóc.- Stwierdzam dość krótko.
- Ale w czym ? - Pyta nie mając pojęcia o co może mi chodzić.
- Później ci opowiem.- Odpowiadam i powracam się do wgapiania się w zakochanych.
~
Po zjedzeniu pysznego śniadania,które przygotowała nam Ludmiła. Chcąc odpocząć po posiłku,usiedliśmy wszyscy na kanapie,rozmawiając na przeróżne tematy. My z Federico zaczęliśmy wymieniać zdania co do piłki nożnej. Ferro znudziła się naszą rozmową i poszła pograć na swoim laptopie. W sumie gdybym był dziewczynę,również znudziłoby mnie słuchanie o bardzo nudnym sporcie jak dla kobiet. Nadal mnie dziwi gdzie tą Castillo wywiało od razu po śniadaniu. Mówiła,że idzie do toalety a nadal z niej nie wraca. Utopiła się ?- Przeszło mi przez myśl. Lecz bardzo szybko odsunąłem od siebie tą myśl. W pewnej chwili chciałem zadzwonić do ojca i powiedzieć,ze raczej dzisiaj nie będzie mnie w pracy. Desperacko zacząłem szukać mojego telefonu po kieszeniach,jednak na marne. Znowu go zgubiłem ? Co nie dawno kupiłem nowy,a musiałem już go zgubić. Niech to szlak. Może moi przyjaciele go widzieli a ja po prostu nie potrzebnie panikuję. Muszę się tylko ich spytać.
- Widzieliście może mój telefon ? - Jestem lekko poddenerwowany,bo jeśli się nie znajdzie. To znowu moja część wypłaty pójdzie na nowe cudeńko. A tego bym nie chciał. Federico tylko wzrusza ramionami na znak,że nie wie. A Ludmiła śmieję się podejrzliwe. Pytam ją wzorkiem typu o co jej chodzi a ta wskazuję na pojawiającą się w salonie Violettę z moim telefonem. O nie tak się nie będę bawić. Dam jej porządną nauczkę,ze nie tyka się własności Leona Verdasa.
- Violetta lepiej będzie jak mi to oddasz.- Mówię z przebiegłym wzrokiem. Ona tylko się śmieję i potrząsa głową,na nie.
- A jak nie ? - Pyta z cwaniackim uśmiechem. Oj już wiem co zrobię.
- To wtedy spotka się słodka zemsta z mojej strony.- Odzywam się do niej. Udaje nie wzruszoną,oj pani Castillo,już z panią nie będzie dobrze i ja o to zadbam.
- Nie boję się ciebie.- Mówi i powraca się do wgapiania w mój telefon.
- To zaraz się przekonamy.- Odpowiadam dość pewny siebie i podchodzę bliżej niej. Violetta cofa się do tyłu zahaczając się o kant stolika,upada na podłogę. Mam wielką ochotę na głośne śmianie się,jednak tego nie robię. Blondynka wybucha głośnym śmiechem razem z Federico. Kładę się na nią i zaczynam ją bardzo mocno gilgotać. Widzę,że już nie może się powstrzymać od śmiania się.
- Leon błagam przestań.- Mówi pomiędzy moimi czynami.
- Jeśli mi oddasz mojego iPhone'a. - Posyłam jej zwycięski uśmiech.
- Oddam tylko przestań.- Wyznaję.
- Ale kary i tak nie unikniesz.- Uśmiecham się chytrze i ponownie zaczynam ją gilgotać. Ta przyjmuję wyraz twarzy niezadowolonej i bardzo złej na mnie.
- Obiecałeś mi coś.- Mówi naburmuszona.
- Nie bądź zła.- Odpowiadam i całuję jej polik niebezpiecznie blisko ust. Co ja robię ?
- Nie będę.- Powiedziała w miarę spokojna. W końcu wstaję jej i powracam do rozmowy z kumplem.
Zostaję z nimi jeszcze z około dwadzieścia minut,żegnam się z wszystkimi i kieruję się w stronę domu rodzinnego. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą. Czuję taką wielką potrzebę,pomocy Vilu,że aż nie umiem tego opisać. To tylko przyjacielski gest. Przecież nic nie jest narzeczy. Błagam siebie w duchu abym się nie mylił. Jeżdżąc moim samochodem audi A4,udaje mi się w bardzo szybkim czasie pokonać zakorkowany Nowy York. nie mogę uwierzyć w to jak bardzo zaprzyjaźniłem się z Violettą. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie,które nie należało do najmilszych teraz mógłbym zrobić dla niej wszystko. To bezwarunkowa przyjaźń. po chwili znajduję się pod domem rodziców. Z wielką radością wchodzę na posesje,stwierdzam,że nie będę dzwonił i po prostu wchodzę do środka.
- Cześć mamo. jak się czujesz ? - Pytam moją rodzicielką gdy widzę ją leżącą na sofie.
- Głowa mnie tylko boli,ale wszystko jest w porządku.- Wyznaje cichutko i wstaję do pozycji siedzącej. Bez zastanowienia siadam obok niej i całuję ją w polik. Moja biedna mama.
- To dobrze.- Odpowiadam.
- Nie mogę sobie wyobrazić jak Violetta mogła być tak nie odpowiedzialna.- Odzywa się po chwili,dając mi tym znać,że nie zapomniała o wczorajszym bankiecie. Smutno mi,że tak nadal o Violettcie myśli. Czy moi rodzice nigdy nie umieją zaakceptować faktu,że człowiek się myli ?
- Mamo to nie ona to zrobiła.- Oznajmiam,chcąc usprawiedliwić blondynkę.
- A kto ? Masz inne wyjaśnienie ? - Pyta złośliwe. Błagam daj się przekonać do tego,że to nie ona zrobiła. Chciała,żeby to zabrzmiało w miarę przyzwoicie,jednak tak nie było.
- Nie,ale postaram się znaleźć odpowiednią za to osobę. Jestem umówiony z informatykiem.
- Mądry i kochany mój synuś.- Mówi i delikatnie gładzi mnie po policzku. Tak zależy ci na tej dziewczynie ? - Pyta i oczekuję mojej odpowiedzi.
- Mamo.- Wzdycham krótko.
- Wiem,że zaprzyjaźniłeś się z nią bardzo i wiem,że to dziewczyna Diego. Nie musisz mi tego stale powtarzać.- Śmieje się cicho.
- Nie będziesz na nią zła ? - Bardzo ważne pytanie. Czy tylko usłyszę taka odpowiedz,jaka by mnie zadowalała ? Chyba nie,ale nadzieja umiera ostatnia.
- A mam inne wyjście.- Szepnęła całując moje czoło. Mama chyba zebrała się na jakieś czułości.
- Kocham cię i będę już leciał.- Odpowiadam jej tym samym. Moje uczucia są do niej ciągle nie zmienne,kocham moją rodzicielkę.
- Ja ciebie też synku.- Mówi,a już po chwili wychodzę z domu.
- Widzieliście może mój telefon ? - Jestem lekko poddenerwowany,bo jeśli się nie znajdzie. To znowu moja część wypłaty pójdzie na nowe cudeńko. A tego bym nie chciał. Federico tylko wzrusza ramionami na znak,że nie wie. A Ludmiła śmieję się podejrzliwe. Pytam ją wzorkiem typu o co jej chodzi a ta wskazuję na pojawiającą się w salonie Violettę z moim telefonem. O nie tak się nie będę bawić. Dam jej porządną nauczkę,ze nie tyka się własności Leona Verdasa.
- Violetta lepiej będzie jak mi to oddasz.- Mówię z przebiegłym wzrokiem. Ona tylko się śmieję i potrząsa głową,na nie.
- A jak nie ? - Pyta z cwaniackim uśmiechem. Oj już wiem co zrobię.
- To wtedy spotka się słodka zemsta z mojej strony.- Odzywam się do niej. Udaje nie wzruszoną,oj pani Castillo,już z panią nie będzie dobrze i ja o to zadbam.
- Nie boję się ciebie.- Mówi i powraca się do wgapiania w mój telefon.
- To zaraz się przekonamy.- Odpowiadam dość pewny siebie i podchodzę bliżej niej. Violetta cofa się do tyłu zahaczając się o kant stolika,upada na podłogę. Mam wielką ochotę na głośne śmianie się,jednak tego nie robię. Blondynka wybucha głośnym śmiechem razem z Federico. Kładę się na nią i zaczynam ją bardzo mocno gilgotać. Widzę,że już nie może się powstrzymać od śmiania się.
- Leon błagam przestań.- Mówi pomiędzy moimi czynami.
- Jeśli mi oddasz mojego iPhone'a. - Posyłam jej zwycięski uśmiech.
- Oddam tylko przestań.- Wyznaję.
- Ale kary i tak nie unikniesz.- Uśmiecham się chytrze i ponownie zaczynam ją gilgotać. Ta przyjmuję wyraz twarzy niezadowolonej i bardzo złej na mnie.
- Obiecałeś mi coś.- Mówi naburmuszona.
- Nie bądź zła.- Odpowiadam i całuję jej polik niebezpiecznie blisko ust. Co ja robię ?
- Nie będę.- Powiedziała w miarę spokojna. W końcu wstaję jej i powracam do rozmowy z kumplem.
Zostaję z nimi jeszcze z około dwadzieścia minut,żegnam się z wszystkimi i kieruję się w stronę domu rodzinnego. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą. Czuję taką wielką potrzebę,pomocy Vilu,że aż nie umiem tego opisać. To tylko przyjacielski gest. Przecież nic nie jest narzeczy. Błagam siebie w duchu abym się nie mylił. Jeżdżąc moim samochodem audi A4,udaje mi się w bardzo szybkim czasie pokonać zakorkowany Nowy York. nie mogę uwierzyć w to jak bardzo zaprzyjaźniłem się z Violettą. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie,które nie należało do najmilszych teraz mógłbym zrobić dla niej wszystko. To bezwarunkowa przyjaźń. po chwili znajduję się pod domem rodziców. Z wielką radością wchodzę na posesje,stwierdzam,że nie będę dzwonił i po prostu wchodzę do środka.
- Cześć mamo. jak się czujesz ? - Pytam moją rodzicielką gdy widzę ją leżącą na sofie.
- Głowa mnie tylko boli,ale wszystko jest w porządku.- Wyznaje cichutko i wstaję do pozycji siedzącej. Bez zastanowienia siadam obok niej i całuję ją w polik. Moja biedna mama.
- To dobrze.- Odpowiadam.
- Nie mogę sobie wyobrazić jak Violetta mogła być tak nie odpowiedzialna.- Odzywa się po chwili,dając mi tym znać,że nie zapomniała o wczorajszym bankiecie. Smutno mi,że tak nadal o Violettcie myśli. Czy moi rodzice nigdy nie umieją zaakceptować faktu,że człowiek się myli ?
- Mamo to nie ona to zrobiła.- Oznajmiam,chcąc usprawiedliwić blondynkę.
- A kto ? Masz inne wyjaśnienie ? - Pyta złośliwe. Błagam daj się przekonać do tego,że to nie ona zrobiła. Chciała,żeby to zabrzmiało w miarę przyzwoicie,jednak tak nie było.
- Nie,ale postaram się znaleźć odpowiednią za to osobę. Jestem umówiony z informatykiem.
- Mądry i kochany mój synuś.- Mówi i delikatnie gładzi mnie po policzku. Tak zależy ci na tej dziewczynie ? - Pyta i oczekuję mojej odpowiedzi.
- Mamo.- Wzdycham krótko.
- Wiem,że zaprzyjaźniłeś się z nią bardzo i wiem,że to dziewczyna Diego. Nie musisz mi tego stale powtarzać.- Śmieje się cicho.
- Nie będziesz na nią zła ? - Bardzo ważne pytanie. Czy tylko usłyszę taka odpowiedz,jaka by mnie zadowalała ? Chyba nie,ale nadzieja umiera ostatnia.
- A mam inne wyjście.- Szepnęła całując moje czoło. Mama chyba zebrała się na jakieś czułości.
- Kocham cię i będę już leciał.- Odpowiadam jej tym samym. Moje uczucia są do niej ciągle nie zmienne,kocham moją rodzicielkę.
- Ja ciebie też synku.- Mówi,a już po chwili wychodzę z domu.
Natalia
Federico
Moje życie to jeden wielki błąd. Czy nie mogłabym mieć normalnego życia ? Ciągle tylko planuję z Camilą jakieś intrygi. A chciałabym normalnie w końcu żyć. Być inna,bardziej wolna i niezależna od nikogo. Tylko kto by mnie pokochał ? Taka dziewczyna jak ja nie zasługuje na miłość drugiej osoby. Za dużo wyrządziłam krzywd innym. Stałam się inna kiedy poznałam Camillę i zostałam wykorzystana przez chłopaka. Chciałam się zemścić na cały świat i pomogła mi w tym moja przyjaciółka. Do dziś żałuję popełnionych moich błędów. Może czas pójść inną drogą ? Tą bardziej szczęśliwą. Zagapiając się na papiery, które mam w ręku,czuję jak zderzam się z męskim ciałem. Chyba ten koleś musi pakować.- Podpowiada mi moja podświadomość. Wszystkie kartki wylatują mi z rąk. Czuję się dość niezręcznie w tej sytuacji. Schylam się na chodnik by pozbierać porozrzucane kartki,chłopak czyni to samo co ja. W końcu patrzę się na jego twarz,wydaję mi się być znajomym. Lecz nadal nie wiem skąd mogę go znać.
- Bardzo cię przepraszam. Powinnam uważać jak chodzę.- Mówię lekko zawstydzona moją niezdarnością. Dlaczego muszę mieć taką cechę ? Przez nią tylko spaliłam się jak burak,jeszcze na dodatek przy tak świetnym chłopaku.
- Nie przejmuj się tak. Sam miałem głowę w chmurach. Już jest dobrze.- Próbuje mnie pocieszyć. Od razu uspokajam się z tą myślą.
- No nie wiem. Nic już nie jest dobrze.- Odpowiadam załamana. On tylko patrzy się na mnie zdziwiony. Same głupoty wygaduję.
- Nie mów tak. Czy my kiedyś już się nie spotkaliśmy ? - Pyta,spoglądając na mnie.
- Dobry żart.- Odpowiadam i śmieję się cichutko. Na pewno się nie poznaliśmy,jeśli to ma być jakiś denny tekst na podryw,to mu się nie udał.
- Ja pytam na poważnie. Byłaś może na urodzinach Diego ? - Drąży temat. Muszę sobie przypomnieć,czy w tym roku byłam na imprezie urodzinowej u młodszego Verdasa.
- Tak byłam z przyjaciółką .- Oznajmiam i pokazuję mu moje perłowe ząbki.
- No właśnie więc stąd cię kojarzę. Jestem Maxi.- Podaję mi dłoń.
- Nie zaprzeczam. A ja Natalia.- Ściskam rękę chłopaka.
- Masz może ochotę na kawę w miłym towarzystwie ? - Pyta z nutką śmiechu. Jak mu się oprzeć ?
-Z wielką chęcią,tylko miałam zanieść te dokumenty Camili.- Mówię. Maxi tylko uśmiecha się do mnie lekko.
- To na co czekasz. zanieś je i możemy iść.- Odpowiada.
- To poczekaj na mnie. zaraz wracam.- Mówię i wymijam go. Zaniosę te papiery Cami i pójdę na kawę z fajnym chłopakiem. Czego mogę chcieć więcej ?
~
W ciągu trzydziestu minut udało nam się dotrzeć do najlepszej kawiarni w mieście. Podczas naszej drogi,udało mi się zamienić z nim kilka słów. Dlaczego ? Nie mogłam się przy nim wysłowić. Zachowałam się jak ostatnia kretynka,ale już taka jestem. Jesteśmy już w tej kawiarni,a ja nadal do niego nie zagadałam. Naprawdę jest mi trudno się przełamać.
W ciągu trzydziestu minut udało nam się dotrzeć do najlepszej kawiarni w mieście. Podczas naszej drogi,udało mi się zamienić z nim kilka słów. Dlaczego ? Nie mogłam się przy nim wysłowić. Zachowałam się jak ostatnia kretynka,ale już taka jestem. Jesteśmy już w tej kawiarni,a ja nadal do niego nie zagadałam. Naprawdę jest mi trudno się przełamać.
- Zastanawia mnie fakt czemu nadal milczysz odkąd tutaj jesteśmy ? - Pyta. A jednak wpadł na ten sam tok myśli co ja. I co ja mam tu teraz powiedzieć. Prawdę ? Nie,nie zrobię tego.
- Nie mam ochoty na nic.- Szepczę cichutko. Odwracając wzrok od niego.
- Przepraszam nie potrzebnie zaproponowałem ci wyjście.- Westchnął a przy tym zamknął oczy,jakby chciał się zapaść pod ziemie. Jednak mu się to nie udało.
- To nie to. Bardzo ci dziękuję. Ostatnio nikt nie ma ochoty ze mną rozmawiać.- Mówię zrozpaczona,brunet gładzi mnie po ramieniu,aby dodać mi otuchy.
- Dlaczego ? Ja mógłbym przez cały czas z tobą gawędzić.- Oznajmia radośnie. Zrobiło mi się naprawdę miło i leciutko uniosłam kąciki moich ust.
- Mówisz tak,żeby mnie pocieszyć ? - Dociekam. Maxi tylko wywraca oczami. Nie myślał tak.
- Wcale tego nie miałem na myśli.- Oddycham z ulgą słysząc jego zapewnienia. Teraz wiem,że jest fajnym mężczyzną.
- Chciałabym móc wyjechać gdzieś daleko.- Odzywam się rozmarzona.
- Chciałabyś ? - Pyta z nutką nadziei. Co ma na myśli ?
- No tak. Dawno nigdzie nie byłam. Chciałabym odwiedzić Paryż.- Odpowiadam szczęśliwa. Przecież każdy może marzyć,to nic złego.
- Twoje marzenie może się teraz spełnić.- Mówi czarująco. Czyżby coś mi proponował ? To niemożliwe,a takie prawdziwe.
- Nie mówisz tego na poważnie ? - Uśmiechnęłam się do niego w bardzo tajemniczy sposób. Nigdy tego nie robię,przy nikim. Tylko Maxi sprawił,że moje życie znowu zaczyna nabierać barw.
- A czy wyglądam na niepoważnego. Leć ze mną,mam dwa bilety i nie mam z kim lecieć.- Na mojej twarzy pojawiają się gorące rumieńce,których brunet nie zdążył zauważyć. Co za szczęście.
- No nie wiem.- Odpowiadam nie pewnie. Czy powinnam zgodzić się na jego zaproszenie ?
- Nie daj się prosić. Sama powiedziałaś mi gdy tutaj szliśmy,że bardzo chciałabyś zmienić swoje życie i odciąć się od intryg Cami. Proszę cię,leć ze mną. Daj sobie pomóc.- Namawiał mnie chłopak.
- Nigdy nie miałam zaufania do chłopaków.- Wyznaję mu i delikatnie spuszczam głowę,by nie patrzeć mu prosto w oczy,bo za bardzo mnie to krępuje.
- Może teraz jest ten moment byś to zrobiła. Uwierz mi w czyste moje intencje.
- Jeśli tak ładnie prosisz. Zgoda pojadę z tobą.- Zapewniłam go.
- Dziękuje.- Mówi i uśmiecha się do mnie. Bardzo szybko odwzajemniam ten uśmiech.
Violetta
Nie patrząc na ekran mojego iPhone'a,odebrałam go bezmyślnie. Nawet teraz nie wiem kto do mnie dzwonił. Jeny dlaczego jestem taka szybka ?
- Halo ?
- Cześć Vilu ! - Po drugiej stronie słuchawki odzywa się szczęśliwa Cauviglia.
- No hej Fran. Co tam ? - Pytam.
- A wszystko okey. Masz może jakieś plany na dziś ?
- Nie mam i muszę ci powiedzieć,że się bardzo nudzę.
- No to zapraszam cię na zakupy a potem możemy wskoczyć po jakiś zimny deser. Co ty na to ?
- Kusząca propozycja.- Odzywam się po chwili.
- Skusisz się ?
- A jakbym śmiałą ci odmówić.
- To za dwadzieścia minut będę u ciebie.
- No okey. Czekam.
- Do zobaczenia.- Rozłączam się i kieruję się do mojego pokoju,aby wybrać odpowiedni strój na wyjście z Fran.W końcu decyduję się,że ubiorę się w : biały t-shirt z nadrukiem w czarne serce,który sięga mi do pępka,jeansowe spodenki z wysokim stanem a do tego converse. Dla podkreślenia mojego makijażu,robię kreskę nad okiem czarnym eyeliner'em. Stwierdzam,że wyglądam naprawdę bosko. Więc mogę tak iść na miasto. Gdy kończę przygotowania,słyszę dzwonek do drzwi. To pewnie Francesca. Cała w skowronkach zbiegam na dół i otwieram drewnianą konstrukcję. Nie myliłam się. To moja czarnowłosa przyjaciółka.
- Jaką śliczną masz koszulkę.- Mówi z zachwytem brunetka. Zamiast się ze mną najpierw przywitać,to ona chwali mój ubiór. Cała Fran. Zawsze tak robi.
- A dziękuję ty również wyglądasz świetnie.- Odpowiadam jej tym samym i uśmiecham się w jej stronę.
- Dzięki.- Całuje mój polik i razem odchodzimy spod mojego domu w kierunku miasta.
- To opowiadaj co u ciebie ? - Pytam bardzo ciekawa.
- Po staremu. Próbowałam namawiać Diego aby skończył z tym ukrywaniem się przed rodzicami ale na marne.- Wzdycha głośno. Współczuję tylko jej. Dlaczego tak porządni ludzie jak państwo Verdas nie mogli zaakceptować iż Fran studiuję muzykę. Jest to dla mnie niepojętne.
- Francesca,może on potrzebuje czasu na przemyślenie parę spraw.- Próbuję wybronić przyjaciela.
- To wiem,ale zrozum,że to dla mnie też jest bardzo trudna sytuacja.- Żali się.
- Poczekaj cierpliwe.- Uspokajam ją. Z natury jest bardzo wybuchową osobą,a teraz jest to jej znacznie nie potrzebne.
- Postaram się poczekać. Na dodatek czuję się śledzona.- Mruknęła wstydliwe. Czy ona powiedziała,że jest śledzona ? W jakim celu ktoś mógłby ją śledzić. Muszę jej pomóc.
- Mam się bać o ciebie ? - Pytam przestraszona tym co powiedziała mi przed chwilą Fran.
- Nie,to nic takiego.- Próbuję się wymigać. Za dobrze ją znam.
- Może powinnaś powiedzieć o tym Diego ?
- Nie,Vilu to tylko mi się zdawało.- Unosi się dość zdenerwowana. Coś musi być na rzeczy.
- Jeśli tak mówisz.- Mówię,nie chcąc prowadzić z nią zawziętej dyskusji.
~
Razem z Fran wędrowałyśmy po całym centrum handlowym od dwóch godzina. Szczerze mam dosyć chodzenia. jak każda dziewczyna lubię trochę zaszaleć na zakupach ale dzisiaj nie mam na nie humoru. Przez tą całą sprawę z bankietem,nie umiem się na niczym skupić. To wszystko przez to.
Z moją przyjaciółką miałyśmy już po dwie torby.
- Teraz Violu ostatnim naszym przystankiem będzie Victoria's Secret.- Mówi uradowana a w jej oczach pojawia się błysk.
- A czy to konieczne ? - Jęknęłam,bo bardzo nie chciało mi się tam iść.
- Nie,ale musimy ślicznie wyglądać dla naszych facetów.- oznajmia.
- Chyba chciałaś powiedzieć,że musisz ładnie wyglądać dla Diego.- Mówię sarkastycznie, ona tylko przewraca oczami. Niech nie robi mi tu żadnych min.
- Słońce przecież ty kiedyś też znajdziesz tego jedynego. Więc nie marudź tylko choć.
W sklepie wybrałam sobie jedną bieliznę,która bardzo mi się spodobała,ale Fran nieźle zaszalała bo kupiła aż z trzy. Wiadomo co będzie robić z brunetem w nocy. Śmieję się cicho. Teraz obie kierujemy się do najlepszej kawiarni na deser lodowy. To będzie dla mnie niezapomniane wyjście. Dzięki niej trochę się rozerwałam.
~
- Mam nadzieję,że będą ci smakować.- Oznajmia pełna radości Francesca i podaje mi lody w pucharku. Wszystko wygląda w miarę smakowicie i oby tak smakowało.
- Zobaczymy.- Uśmiecham się złośliwe w jej stronę,ta tylko udaje niewzruszoną.
- I ? - Pyta bardzo krótko. Muszę przyznać,że jem wyjątkowo dobry deser.
- Jakie są pyszne. Masz gust kochana.- Uśmiechnęłam się czule.
- To wiem.- Mruknęła cicho. Jednak i tak usłyszałam.
- Uwielbiam twoją skromność.- Śmieję się,a moja przyjaciółka razem ze mną.
- Wspaniała z ciebie przyjaciółka.- Odzywa się po chwili. Fran. Wspaniałą z niej dziewczyna.
- Z ciebie również.- Odpowiadam i powracam do jedzenia lodów.
Od ponad czterech godzin siedzę w gabinecie u Leona i razem z panem Davidem,który jest najlepszym informatykiem w NY próbujemy znaleźć tą osobę,która wysłała odwołanie zaproszenia na bankiet i podała się za Vilu. Jestem w stu procentach pewien,że odnajdziemy ją. Jestem bardzo zaskoczony zachowaniem Verdasa co do Castillo. Jest trochę dziwny,bo za wszelką cenę chcą ją wybronić. Czy możliwe jest to,że zakochał się w dziewczynie swego brata ? Tego nie jestem w stanie stwierdzić. Nagle David klaska ucieszony w dłonie,czyżby wiedział kto to jest ? Również w tej samej chwili do biura wchodzi poddenerwowany Leon. Jestem bardzo ciekaw kim jest ta osoba,ale zarz na pewno się przekonam.
- To kim była ta osoba ? - Pytam bardzo poważnie. Mężczyzna uśmiecha się przebiegle.
- Ta wiadomość może pana Leona nieco wkurzyć.- Odpowiada. Do cholery jasnej kto to jest ? Te same pytanie uciążliwie chodzi mi po głowie.
- Niech pan przejdzie do rzeczy.- Rozkazuje z podniesionym głosem Leon. Wkurzył się.
- Jest to kobieta. Bankiet zniszczyła Camilla Torres.- Mówi powoli abyśmy oboje zrozumieli.
- Co ? - Mówi załamanym głosem Verdas. Ta żmija wszystko zniszczyła. Leon musi podjąć drastyczne kroki. Za dobrze znam mojego kumpla i przeczuwam,koniec ich miłości. Może to i dobrze,Verdas zasługuje na wzajemną miłość. Jestem szczęśliwy,że w końcu Leon przejrzy na oczy i zrozumie jaka jest Torres.Zawistna i zazdrosna.
~*~
Przepraszam cię Rosalie,że dedykuję ci takie moje wypociny.
Ale naprawdę nie miałam pomysłu na dziesiąty rozdział :P
Taka tam dramatyczna końcówka :P
Jak potoczą się losy Cami i Lajona przekonacie się w najbliższym rozdziale XD
No i taka słit scenka z Violą i Leonem :)
Przypominam o konkursie :) Dostałam już cztery prace ale czekam na więcej ;)
Dzisiaj bez szantażu,ale liczę,że wiele osób się wykaże i napisze np.Super.
To będzie dla mnie bardzo dużo znaczyć ;)
Do następnego,Misiaki ♥!
P.S. - Przepraszam was za wszelkie błędy,poprawię je potem ;)