sobota, 30 maja 2015

Chapter 15 ~ Francuz

Czy kiedykolwiek byłeś zakochany ? Możesz wtedy dotknąć
księżyca,możesz nawet sięgnąć gwiazd. Nie ważne czy są 
blisko czy daleko.


_____________________________
Rozdział z dedykacją dla Maggie ♥

                                                 Rozdział będzie zawierał + 18.  Czytasz na swoją
                                                                     własną odpowiedzialność.




Ludmiła

Nie wierzę,że spotkałam właśnie jego. Mężczyznę,który kiedyś totalnie zawrócił mi w mojej głowie.
Dla,którego byłam w stanie porzucić moją rodzinę.  A teraz właśnie on stoi przede mną dwa metry. 
Alexander Scott. Nigdy bym się go nie spodziewałam na Manhattanie. Zawsze podważał nadzwyczajność tego miasta. Przystojny i elegancki jak zwykle. Wszystkie dziewczyny w liceum, szalały właśnie za nim. Oprócz mnie.  Może wtedy byłam inna. Jeśli nigdy nie leciałam na jego buźkę to dlaczego zawrócił mi w głowie ? Był idealnym przyjacielem. Takim jakim mogłabym go sobie wymarzyć. Byliśmy nie rozłączni. Zawsze razem. Podstawówka, gimnazjum i liceum. Po maturze nasze drogi się rozeszły. On wyjechał do Francji a ja tu zostałam. Był wtedy dla mnie trudny okres. Przyjaciel w innym kraju i rodzice,którzy już na stałe przeprowadzali się do Włoch.
Było ciężko, ale dałam radę gdy poznałam Leona i mojego chłopaka. Zapomniałam na zawsze o Alex'ie. Teraz te wszystkie chwile wróciły do mnie. Musiał wrócić ? Nie mógł zostać w tej swojej Francji. Przecież zawsze, uważał ją za swoją ojczyznę. Może dlatego,że jego matka była francuską. 
- Tak to ja. Wypiękniałaś przez te pięć lat. - Zaskakujący z niego facet. Komplementuje mnie. To jego najmocniejsza strona. Umie prawić komplementy. Jestem ciekawa, dlaczego przyjechał do NY.
- Dziękuje. Co ty tutaj robisz ? - Pytam, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Mój tata nie żyje. Wczoraj odbył się jego pogrzeb. - Mówi smutno, a w jego tęczówkach mogę zobaczyć ból i cierpienie. Utracił kogoś bliskiego. Kogoś, kogo kochał.
- Przyjmij ode mnie kondolencje. Dlaczego tak szybko odszedł ? - Pytam, a w moim gardle zbiera się chrypka. Nie mogę się rozpłakać. Chociaż bardzo znałam pana Scott'a , nie mogę sobie pozwolić na łzy. To nie dla mnie.
- Był chory na nowotwór. Był za złośliwy. - Ledwo co mówi. Śmierć jego ojca, musiała na niego bardzo wpłynąć. Wiem tyle,że był z nim zżyty. Czemu ludzie, tak szybko odchodzą ?
- Współczuję. - Wtulam się delikatnie w jego ciało. Od razu uderza mnie piękna woń perfum.
- Kochanie, może przedstawisz mnie koledze ? - Odsuwam się od przyjaciela i patrzę się na mojego chłopaka. Nie jest zbytnio zadowolony z mojej relacji z Alex'em, ale musi zaakceptować to,że się z nim tylko przyjaźnie.
- Tak. Przepraszam, skarbie. - Mówię z skruchą w głosie. Obym brzmiała całkiem poważnie.
- Alex, poznaj mojego chłopaka. Federico to jest Alex. - Dodaję, już nieco radosna.
- Miło mi cię poznać. - Alex, podaje dłoń mojemu chłopakowi.
- Mnie również. - Ściska jego dłoń Pasquarelli.
- Może pójdziemy na kawę ? Opowiem ci wszystko. - Proponuje brunet. Czy powinnam się zgodzić ? Przecież, tak dawno go nie widziałam. Pięć lat,to strasznie dużo.
- Fede, masz ochotę iść z nami ? - Pytam szybko. On tylko wzrusza ramionami.
- Nie. Muszę iść do firmy pomóc Diego. - Coś czuję,że nie mówi prawdy. Tylko z drugiej strony po co miałby kłamać ?
- Okey. To do zobaczenia. - Całuję Federico z wielką namiętnością.
- Kocham cię. - Mówi na odchodne brunet i odchodzi od nas.
- Od kiedy wyjechałeś wiele się zmieniło. - Uśmiecham się przyjaźnie w stronę francuza.
- Właśnie zauważyłem. - Śmieję się gardłowo. Cały Alex.


Od ponad godziny jesteśmy z Alexandrem w naszej ulubionej kawiarni za czasów młodzieńczych. 
Nie uwierzycie mi jak bardzo chciałabym,czasami do nich wrócić. Lecz to teraz jest już niemożliwe.
W tamtym okresie nie musiałam się martwić, czy starczy mi na życie. W tej chwili jest inaczej. Dużo się w moim życiu zmieniło. Z nieśmiałej dziewczyny, stałam się bardziej pewną tego co chcę. Czasami uważam,że życie jest niesprawiedliwe. Scott wiele przeżył. Jego zawody zawsze przeważały, nigdy nie miał łatwo. Sam dążył do celów, a kiedy je spełniał był prze szczęśliwy.
- Lu, czemu tak szybo zamilkłaś ? - Pyta i zaciska usta w jedną linię. Pewnie, czeka na moje wyjaśnienia. 
- Zamyśliłam się. Przepraszam. - Odpowiadam dosyć nieśmiało i upijam łyka kawy.
- Nie masz za co. - Uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam ten szczery uśmiech.
- Szkoda,że tak wspaniały człowiek jakim był Jacob odszedł z tego świata.
- Też nie mogę w to uwierzyć. Chociaż zawsze miałem żal do moich rodziców, za to,że się rozwiedli. Teraz tak tego nie postrzegam. - Bałam się poruszyć temat jego ojca, ale przyjął to ze spokojem. Ulżyło mi. Jak mówią " kamień spadł mi z serca ".
- Zmieniłeś się. I to bardzo. - Chichoczę cicho aby rozluźnić naszą napiętą rozmowę.
- Wiem. Moje życie mnie tego nauczyło. - Fuknął pod nosem.
- Jesteś tak silny. Podziwiam cię za to,że jesteś taki jak teraz. - Nie kryję tego. Uważam,że powinien wiedzieć, co o nim sądzę.
- Miło mi. Nawet pogodziłem się z moją przyrodnią siostrą. - Oznajmia radośnie. Tyle w nim pogody ducha, chociaż tyle razy dostał kopa w tyłek.
- Miałeś ją ? - Pytam zdziwiona. Nic o tym nie wiedziałam albo mi nie powiedział.
- Moja mama po rozstaniu z ojcem. Zakochała się powtórnie i w wieku osiemnastu lat zostałem bratem. Byłem zły na rodzicielkę,że dopuściła się tego. - Wspomina. Jest teraz dorosłym mężczyzną i pewne rzeczy, akceptuje się z czasem.
- Wiele przeszedłeś. Jak ma na imię ?
- Claire. Ma sześć lat i jest bardzo śliczna. - Mówi dumnie. W jego oczach, zauważam szczęście, kiedy opowiada o dziewczynce. Musi ją bardzo kochać.
- Twoja mama była obecna na pogrzebie ? - Kolejne pytanie pada z moich ust. Jestem przekonana,że Vanessa uczestniczyła w pogrzebie byłego męża.
- Była ze swoim obecnym mężem i malutką. - Wyznał i upił latte.
- Przecież twoi rodzice pozostali w dobrych kontaktach. Zapomniałam.
- Dość o mnie lepiej opowiedz co u ciebie. - Uśmiecha się promiennie. Co u mnie ?
- Jak wiesz zostałam tutaj sama. Mama z tatą wyjechali do Mediolanu a dziadkowie dawno nie żyją.
- Nie jesteś samotna. - Mówi z przekonaniem. Wiem,że nie jestem. Lecz nie mam bliskiej rodziny.
- Mam cudownego chłopaka i to on dodaje mi skrzydeł. - Jestem pewna,że moja miłość do Włocha jest prawdziwa. Kocham go całym moim sercem.
- Nie wiesz jak bardzo cieszę się, z twojego szczęścia. - Odpowiedział i ścisnął moją dłoń.
- Przepraszam cię bardzo muszę iść do toalety. - Mówię,kiedy czuję,że robi mi się strasznie nie dobrze. Czyżbym się czymś zatruła ?
- Coś się stało ? - Pyta z wielką opiekuńczością.
- Jest mi nie dobrze. - Uciekam do toalety. Tam w jednej z łazienek wymiotuję. Czy to jest tylko zatrucie ? Może moja mama ma rację i jestem jednak w ciąży. Muszę kupić sobie test ciążowy i sprawdzić. Po dziesięciu minutach wracam do mojego przyjaciela.
- Wszystko,okey ? - Pyta trokliwie. Widać,że ma wspólną cechę z Fede. Są za bardzo opiekuńczy.
- Tak. Muszę iść do domu. Federico pewnie już się o mnie martwi.
- Rozumiem. Spotkamy się kiedyś ?
- No pewnie. Mój numer masz to dzwoń. - Odpowiadam i wychodzę z gracją z kawiarni. Muszę odpocząć za wiele pracuję.


Spokojnym tempem kieruję się w stronę mieszkania. Chcę jak najszybciej odpocząć. Dzisiejszy dzień jest dla mnie za dużym przeżyciem. Fajnie,że spotkałam Alex'a. Dobrze,że niektórych przyjaciół się nie zapomina. Chwytam za klamkę drewnianej konstrukcji i wchodzę do środka apartamentu. W przedpokoju rozbieram moje baleriny i z uśmiechem wchodzę w głąb domu, w poszukiwaniu Federico'a. Mojego najukochańszego mężczyzny, przy którym czuję się najbezpieczniej.
- Skarbie, jesteś w domu ? - Krzyczę na cały głos. Muszę się upewnić,że jednak jest.
- Tak. W salonie. - Odpowiada mi a jego głos dobiega z wymienionego wcześniej pomieszczenia. Gdy wchodzę do pokoju dziennego, chłopak leży na sofie i zawzięcie czyta lekturę.
- Dlaczego skłamałeś przy Alex'ie ? - Pytam bez owijania w bawełnę. Na szczerości musimy zbudować nasz związek. Inaczej nie mamy przyszłości.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Udaje głupiego. Niech mi powie co ma na myśli. A nie bawi się.
- Nie udawaj. Nie miałeś wcale pracy,prawda ? - Warczę wściekle. Niosą już mną emocje. Za bardzo wczuwam się w kochaną dziewczynę. Ta,która kocha na zabój.
- Nie, nie miałem. - Fuknął pod nosem. Zmienił pozycję na siedzącą i odłożył na bok książkę.
- To czemu poszedłeś ? - Spytałam chłodno. Nie rozumiem jego zachowania. Kompletnie.
- Nie chciałem wam przeszkadzać. Widocznie się dobrze z nim bawiłaś. - Warczy wściekle. Czuję jakby wbił mi nóż w plecy. To zabolało. Muszę to zmienić, więc podchodzę do niego i siadam na jego kolanach. Chcę mu udowodnić,że jest dla mnie wszystkim.
- Misiu popatrz na mnie. Nikt nie jest lepszy od ciebie. - Mówię z wielkim uśmiechem i patrzę się w jego brązowe, a zarazem śliczne tęczówki.
- Tylko tak mówisz, aby mnie pocieszyć. - Wzdycham głośno. Jak mu tu przemówić do jego
rozumu ? Jest za bardzo uparty. 
- To nie prawda. Kocham cię i dlatego ci to mówię. - Głaszczę go po jego policzku.
- To czemu czuję zagrożenie ze strony Alex'a ? - Nie spodziewałam się,że to powie. Czemu miałby się tak czuć ? Między nami jest miłość. A ja i Alex to najlepsi przyjaciele z czasów dzieciństwa.
- Nie musisz być o mnie zazdrosny. To ciebie całuję nie jego. - Muskam jego usta. Czuję,że pocałunek oddaje z wielką przyjemnością. Rozmowa jest dla mnie bardzo ważna.
- Kocham cię. - Słyszę to z jego ust. tak piękne słowa, które powtarza mi co jakiś czas.
- A ty jesteś dla mnie bardzo ważny. - Smyram moim nosem o jego. Wygląda to zabawnie.
- Ty dla mnie. - Ukazuje mi swoje urocze dołeczki. Jest wyjątkowy.
- Masz może ochotę na małe co nie co ? - Pytam z chytrym uśmieszkiem. Powoli zaczynam odpinać guziczki od mojej granatowej koszuli. Widzę jak jego oczy się świecą, gdy pokazuję mu mój koronkowy stanik.
- Czy ty proponujesz mi coś bardzo niegrzecznego ? - Zaczyna całować moją szyję.
- Nie,wiesz. - Mówię sarkastycznie i popycham go na sofę.


Camila

Przez te całe dwa tygodnie bez życia z Leonem spędziłam świetnie z Davidem. Nie żałuję tego,że całą moją uwagę poświęciłam Nascimento. Każdego dnia spędzałam z nim bardzo upojne noce i ich nie mogę zapomnieć. Były za cudowne. Teraz całe dnie siedzę sobie sama w domu. Z tego względu,że chłopak wyjechał na miesięczny tournee. Nie traktuję go na poważnie. Brakowała mi mężczyzny, więc wykorzystałam David'a. Był na każde moje zawołanie. Spodobało mi się to.
Teraz muszę się tylko skupić na  L e o n i e . Chcę go ponownie uwieźć. Muszę go odzyskać, więc do tego będzie mi potrzebna pomoc mojej przyjaciółki Nati. Na pewno mi nie odmówi. Włączam mojego Macbook'a pro i loguję się na pocztę gmail.  

Adresat : Natalia Navarro
Nadawca : Camila Torres
~ Hejka, Honey ! Czemu od dawna się do mnie nie odzywasz ?
Coś jest nie tak ?

Adresat : Camila Torres
Nadawca : Natalia Navarro
~ Nic się nie stało. Wszystko jest w porządku. Jak byś chciała wiedzieć
to mam chłopaka i to jemu poświęcam czas :*

Adresat : Natalia Navarro
Nadawca : Camila Torres
~ Skarbie coś ty taka zła. Musisz mi pomóc zdobyć od nowa Verdas'a

Adresat : Camila Torres
Nadawca : Natalia Navarro
~ Nie ma mowy. Uszanuj to,że on nie chce już z tobą być. W niczym
ci już nie pomogę. Lepiej będzie jak o mnie zapomnisz !

I ona śmie nazywać się moją przyjaciółką ? To niech ona o mnie zapomni. Dziwka. Nie umie pomóc
swojej przyjaciółce i widzi tylko swój czubek nosa. Jest żałosna. Tyle tylko powiem. Jej nowy chłopak, całkowicie ją zmienił. Odkąd zaczęła się z nim spotykać nie ma dla mnie czasu. Ponte, nie jest bogatym mężczyzną, a nawet nie jest na poziomie. Kiedyś Navarro upierała się tylko na facetów z pieniędzmi i nienawidziła ładniejszych dziewczyn. Zmieniła się. Już nie jest tą samą Natalią. Jeśli chodzi o Verdasa, to mam już mały plan. Wróci do mnie, biedaczek. Postaram się o to. Muszę wyjść za niego za mąż. Chcę być panią Verdas. Bo tylko ja zasługuję, na noszenie tego nazwiska. Nie pozwolę tej smarkuli zająć mojego miejsca. Camila Torres właśnie zaczyna wkraczać do akcji.


Violetta

Obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające przez nie zasłonięte okno do naszego pokoju hotelowego. Orientuję się,że dzisiaj w nocy musiałam zasnąć w objęciach Leona. Dlaczego tak 
myślę ? Może dlatego,że leżę wtulona w nagą klatkę piersiową. Verdas jest tak umięśniony,że aż mi gorąco - na samą myśl o nim. Czy moje zachowanie jest w ogóle taktowne ? Zamiast powiedzieć mu wprost,że go kocham to bawię się w głupie gierki. Czemu to robię ? Czy nawet wobec niego nie potrafię być szczera ? Mam w głowie tyle pytań, a na żadne nie znam odpowiedzi.  Najgorsze jest to,że nawet dopuszczam do siebie myśli,że między nami wieczorem do czegoś doszło. On śpi bez koszulki a ja w skąpej białej koszuli nocnej. Po wczorajszym pocałunku, nic nie pamiętam co się działo. Nic a nic i trochę to mnie dołuje. Włosy chłopaka były w całkowitym nie ładzie,jakby kilka godzin wcześniej przeżył stosunek. Muszę od niego wyciągnąć,czy między nami nic nie było. Oby tak.
Nie wybaczyłabym sobie,gdyby się jednak okazało,że przespałam się z nim. Z rozpromienionym spojrzeniem patrzę się bezustannie, na śpiącego Leona. Wygląda idealnie, nawet jeśli śpi. Po chwili czuję na sowim ramieniu dłoń szatyna. Głaszcze mnie czule. Czy to jest całkiem normalne ?
- Dlaczego tak na mnie patrzysz ? - Pyta szatyn i obdarza mnie swoim anielskim uśmiechem.
- A nie mogę ? - Droczę się z nim, a przy tym cichutko chichoczę. Jest mi za dobrze.
- Oczywiście,że możesz. Tylko powiedz,dlaczego. - Verdas, muszę cię uprzedzić - wszystkiego nie musisz wiedzieć. Niektóre rzeczy powinnam zatrzymać tylko dla siebie.
- Zastanawiam się i muszę stwierdzić,że wyglądasz nawet nieźle kiedy śpisz. - Komplementuję go.
- Tylko nieźle ? - Śmieje się sarkastycznie. 
- Nie licz na więcej. - Powiedziałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Ma zamiar się obrazić ?  Śmieję się. Chyba nie za bardzo umie przyjmować ocenę innych.
- O czym tak zawzięcie myślisz ? Powiedz. Ulżysz sobie. - Oznajmił rozpromieniony, zaśmiałam się czując jego dłoń na moim ramieniu. Powiem mu. 
- Obiecaj,że nie będzie się śmiał. - Spojrzałam na niego. Leon pokiwał głową,że się zgadza.
- Obiecuję. Dla ciebie wszystko, Violu. - Jakie to cudowne słowa. Dla ciebie wszystko. Aż zapiera mi wdech. Ideał. Mój wymarzony.
- Leon, czy myśmy wczoraj..... - Zaczynam i cała się denerwuję. W końcu szatyn mi pomaga.
- Chodzi ci o sex ? - Śmieję się gardłowo, a ja przytakuję głową i uderzam go delikatnie w bok. Miał się nie śmiać, a jednak to robi. - Nie no coś ty. Nic pomiędzy nami nie było. Możesz być spokojna. - Dodaje. Posyłam mu przepraszające spojrzenie.
- Dziękuję. Uspokoiłeś mnie. - Wzdycham cicho.
- Przyjemność po mojej stronie. - Ucałował moją dłoń. Nie powiem, zrobiło mi się przyjemnie.
- Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział,że ktoś cię okłamał ?
- Wiesz niby warto jest dać człowiekowi drugą szansę,ale nie umiałbym zapomnieć o czymś co naprawdę bolałoby mnie. - Ups. Nie to chciałam usłyszeć, ale dobrze, że wyraził swoją opinię.
- No tak. Tylko czasami trzeba komuś pomóc. - Naskakuję na niego, tak bez powodu. Chyba chciałam bronić siebie. Tylko co ty tak naprawdę Castillo robisz ?
- Violu, to nie jest wyjaśnienie. - Warknął. Kiedy ja będę gotowa na to by powiedzieć mu kim na prawdę jestem ? Będzie to trudne zadanie, ale będę musiała temu sprostać.
- Możliwe,że nie jest. - Udaję niewzruszoną tym co mi powiedział. Za to Leon przybliża się do mnie.
- Jesteś taka śliczna. - Szepcze mi do ucha, odgarniając kosmyk moich blond włosów za ucho. Leon zdecydowanie się zapędza. Nie mogę być jego kochanką. Tak jak on tego che.
- Leon, przestań. - Syczę w jego stronę. Nie podoba mi się to.
- Oboje tego chcemy. - Oznajmia i zaczyna składać mokre ślady na mojej szyi.
- Wcale nie. Idę się umyć. - Odpycham go i wstaję z łóżka, kierując się w stronę łazienki.
- Pójdziemy potem na plażę ? - Pyta i czuję jego wypalający wzrok na moich pośladkach.
- Możemy i nie gap się na mój tyłek. - Jest bezczelny. Chyba nie wie co to przyzwoite zachowanie.
- Skąd wiesz ? - Wiesz, nie trudno się tego domyślić, geniuszu.
- Za bardzo cię znam. - Kręcę głową z dezaprobatą. Denerwuje mnie i to bardzo. Teraz marzę tylko o ciepłej kąpieli.


Dwie godziny później po porannym incydencie w pokoju hotelowym postanowiliśmy wyjść na plażę.
Mamy to szczęście,że pogoda wyjątkowo nam dopisuje. Opalam się już jakiś dłuższy czas i nie narzekam. Verdas poszedł sobie pływać, a ja z tego zrezygnowałam. Może i umiem pływać, ale nie jestem w nastroju. Brakuje mi rozmów z Fran i Ludmiłą. Ogółem chciałabym porozmawiać z kobietą.
Bardzo za nimi tęsknie. Chciałabym również wiedzieć jak mam powiedzieć prawdę Leonowi ? To go za bardzo zaboli co usłyszy. Na pewno będzie chciał zerwać ze mną kontakt. Codziennie modlę się o to, abym miała odwagę mu to powiedzieć. Może gdybym nie zgodziła się na pomysł Diego'a , żyłabym w spokoju, ale za to nigdy nie poznałabym Leona. I jest to chyba najgorsza rzecz. Nagle czuję coś mokrego nad moimi majteczkami. To wszystko wina szatyna. Usiadł się na mnie z mokrymi spodenkami. Nie próbuję nawet wrzeszczeć, bo wiem, że to nic nie da.
- Dziwne. Nie krzyczysz. - Oznajmia zdziwiony Verdas. Myślałeś,że będę od razu jęczeć ?
- Myślisz,że wszystkie piszczą na twój widok. - Mówię zgryźliwie. Nie podoba mi się jak się zachowuje. Niech wie,że na pewno nie uwiedzie mnie tym gestem.
- Nie wszystkie. Ale ta co mi się podoba powinna. - Całuje moje plecy. Robi mi się przyjemnie.
- Nie bądź taki przemądrzały. - Gaszę jego entuzjazm. Nigdy nie opuszcza go jego poczucie humoru.
- Darling, mogę zrobić ci masaż ?
- Pewnie. - Mówię szybko. Ostatnio odczuwam duży ból w okolicach pleców. To mi się przyda.
Zaczyna masować moje barki z wielką namiętnością. Jest tak pięknie, że aż za bardzo. Czuję się, jakbym śniła i zaraz z tego snu miałabym się obudzić.
- Jesteś zbyt rozluźniona. No i skończone. - Mówi i wstaje ze mnie. Jest mi o wiele lżej bez niego.
- Dziękuje ci bardzo. - Całuję jego polik. Podoba mu się.
- Idziemy do hotelu na obiad ?
- Tak. Jestem bardzo głodna. - Wstaję i otrzepuję moje ciało z piasku. Zbieramy nasze rzeczy i razem z Leonem, trzymając się za ręce wychodzimy z plaży. czy my się zachowujemy jak dwoje kochanków ?
Na to wygląda. tylko jakie skutki to nam przyniesie.

Leon

- Violu mam ochotę trochę po grzeszyć. - Całuję kawałek jej uda. Jest taka seksowna.
- Uwierz,że ja też i to bardzo. - Mówi anielskim głosem.
W pokoju jest ciemno. Widać tylko cień jednej świecy. Nareście jest blisko mnie. Tak bardzo jej teraz pragnę,że nie mogę tego opisać. Zaczynam zatapiać się w jej pięknie,bardzo chcę z niej się pozbyć zbędnych jej ubrań. 
Kocham ją za to jaka jest. Całuję i przygryzam lekko płatki jej uszu. Zostawiam szlaczki mojego języka na jej szyi i schodzę na piersi. Patrzę w jej oczy i nieśmiało pieszczę Violi biust. Słyszę jej cichy jęk,podoba się jej. Właśnie chodziło mi o to. Z zachłannością wygina się w łuk,oczekując coraz to więcej pieszczot. Zaczynam z wielkim pożądaniem ssać jej sutki,które po chwili stają się twarde. Przestałem,a następnie Violetta zaczęła całować moje usta,szyję i brzuch. Wiedziałem,że pewnie chcę się odwdzięczyć i poddałem się jej całkowicie. Ukucnęła przede mną i zaczęła zajmować się moim przyjacielem. Było mi tak dobrze. Jeszce nigdy tak się nie czułem przy stosunku jak teraz.
Kiedy skończyła powoli przerzuciłem ją na łóżko tak,że znowu byłem na górze. Zerwałem z niej jej koronkowe majteczki. Zacząłem lizać jej przyjaciółkę,czułem że robi się powoli mokra. A jej świątynia została przeze mnie naruszona. Najpierw włożyłem w jej myszkę jednego paluszka,poczułem,że jest jeszcze dziewicą. Odda mi swój wianuszek. Słyszę jak mocno sapie a przy tym jęczy mi wprost do ucha. Przyjemnie. Później włożyłem już tylko dwa. Z jej przyjaciółki soczki leciały bardzo szybko. Zlizałem wszystko dokładnie.
- Jesteś gotowa ?
- Leon niczego innego nie pragnę. - Wyjęczała wprost do mojego ucha.
- Obiecuję,że będę dla ciebie delikatny.
- Dobrze.
Wstałem i wyjąłem z szafki prezerwatywę i ją założyłem. Naparłem swoją męskością na jej wejście i już po chwili byłem w środku. Jęknęła z bólu. Kochałem się z nią delikatnie ruszając biodrami. Popłynęła stróżka krwi,to oznacza,że Vilu była dziewicą i nie robiła tego z moim bratem. O matko,co ja robię. Lecz jest to silniejsze ode mnie. Kocham ją i nie chcę być tylko jej kochankiem.

_________________*___________________

Hej wam wszystkim. Witam was dzisiaj w sobotni
wieczór. Udało mi się w tym tygodniu,napisać go
szybciej :)

Chciałabym wszystkim z całego serca podziękować
za to, że skomentowali poprzedni rozdział nawet z
jego beznadziejnej jakości ;/

Myślę,że ten rozdział wielu osobom przypadnie do
gustu ♥ Darling - kochanie

Jeśli komuś przeszkadza scena + 18. To przepraszam.
Ale na początku rozdziału uprzedzałam xD
Nie chciałam was zgorszyć ♥

Proszę was tylko o to abyście wracali pod zajęte miejsca.
I zapraszam was do komentowania :)

Rozdział 16 = 26 komentarzy.
( bez liczenia zajętych miejsc i moich komentarzy )

Do zobaczenia, misiaki ♥! Madzia *.*









niedziela, 24 maja 2015

Chapter 14 ~ Romantyczka

* Jest taką szczęściarą ale dlaczego płacze ? Jeśli w jej życiu nie ma niczego
co by straciła. Dlaczego te łzy przychodzą nocą ?



_____________________________________
Rozdział z dedykacją dla Sydney,Julson i Justyny Kałuży


Violetta

Norwegia moim zdaniem to jeden z najpiękniejszych krai skandynawskich. A ja mogę spędzić w nim cały weekend. Po wielu namowach pana Jorge'a, postanowiłam się zgodzić na ten wyjazd z Leonem. Nie mogę cały czas przed nim uciekać,to niedorzeczne. Dlatego postanowiłam pokazać,że jestem twarda i nie daję się zwodzić moim uczuciom. Czy mogę aby na pewno powiedzieć,że jestem silna ? Nie. Nocami płaczę przez tą całą sytuację, aż żal mi się przyznać ale to robię. Czemu ? Bo nie dawno odkryłam,że K o c h a m  L e o n a  i nic tego nie zmieni.Jak ja mogłam się w nim zakochać ?
Obiecałam się w nim zakochać ale nie mogę walczyć z emocjami ? Kolejne pytanie jest takie : Za co go kocham ? Za jego dołeczki,gdy się uśmiecha, za to,że jest tak dojrzały i umie świetnie całować. To jego plusy. Po prostu kocham go za nic,tak normalnie. 
- Dzień dobry. - Witam się promiennym uśmiechem z panem Jorge'm. - Cześć Leon. - Podchodzę do szatyna i całuję go w polik.
- Moja śliczna przyszła synowa. - Pan Verdas nigdy nie przestanie mnie wychwalać. Jestem ciekawa jak by się zachował,gdyby o mnie dowiedział się prawdy ?
- Niech pan Jorge,nie przesadza. - Wypaliłam a oboje na mnie spojrzeli. Powiedziałam coś nie tak, a może jestem gdzieś brudna ?
- Tata ma zdecydowanie rację. - Leon,myślałam,ze mi pomożesz. A ty zdajesz w obronie ojca.
- No właśnie. Widzisz Violetto,nawet mój starszy syn ze mną się zgadza. - Uśmiecha się.
- Dobrze. Nie zamierzam się z wami o to kłócić.
Odwzajemniam ich uśmiechy i oboje z Leonem kierujemy się do odprawy to będzie niesamowity weekend w pięknym kraju. Czy to nie wspaniałe ? Mogę odpocząć. Z dala od NY i jego kłopotów.
Czy to jest dobry moment na przemyślenie ważnych spraw ? 


Po 7 godzinach lotu ekstraklasą,w końcu jesteśmy w Norwegii. Może wydać się to wam dziwne,ale nie czuję się śpiąca po tym locie a nawet zmęczona. Cieszę się tymi spędzonymi godzinami z Leonem.
W jego towarzystwie nie odczuwam skrępowania. Jestem sobą. Muszę zacząć się zastanawiać czy powinnam dalej brnąć w kłamstwo z niego. Męczy już to mnie. Czy życie nie może być prostsze ?
Na lotnisku czekał już na nas nasz szofer,który będzie nas woził po tym kraju. Przejął od nas nasze bagaże i zapakował je do bagażnika. Mężczyzna odwozi nas pod hotel. W czasie lotu dowiedzieliśmy się,że zaszłą pomyłka w recepcji. I muszę dzielić z Leonem pokój małżeński. W sumie w ogóle mi to nie przeszkadza. Nie stresuję się aż tak tą sytuacją. To tylko wspólny pokój i nic więcej.

Ludmiła

Od paru dni,jest mi bardzo źle. Możliwe,że mam może jakieś objawy choroby. Nie chcę jak na razie martwić Federico,dlatego nic mu nie mówię. Tylko wydaję mi się,że on coś podejrzewa. Po wspólnym zjedzonym obiedzie,byłam tak wykończona,że musiałam się położyć na chwilę i zostawić bruneta z brudnymi naczyniami. Kiedy próbowałam rozmawiać telefonicznie o ty problemie z mamą. Na to ona stwierdziła,że pewnie jestem w ciąży. Niby jak ? Może i z Fede kochamy się ale nie mogłam zajść w ciąże. Dlaczego ? Nadal mam okres,więc nie jestem w ciąży. Maria Ferro za szybko się ucieszyła,że będzie babcią. Jej przypuszczenia są bezpodstawne.

- Kochanie,coś się stało ? - Obok mnie kuca Fede. Martwi się o mnie. Kochany. Jak mu tu wytłumaczyć co się ze mną dzieje ? 
- Nie. Wszystko jest w porządku. Dlaczego pytasz ? - Mówię cichutkim głosem. Jestem jeszcze śpiąca,ta krótka drzemka mało co mi pomogła.
- Ostatnio bardzo szybko się męczysz. - Stwierdza. Wiem to. Muszę się skontaktować z moim lekarzem. Może coś mi on poradzi.
- Może przez tą pogodę. Jest za duszno. - Kłamię. Czemu ? Nie mogę znaleźć innego wyjścia. A może jest to prawda ? Czuję się tak przez tą pogodę.
- Ja i tak będę się o ciebie martwił. Powinnaś iść do lekarza. - Jego ciepła dłoń,dotyka mnie w policzek. Jest za opiekuńczy. Moja mama za to go uwielbia. Mówi,że będzie świetnym tatą i ja jej wierzę. Pasqaurelli odkąd jest w związku ze mną,bardzo się zmienił i to na lepsze.
- Słońce,nie przesadzaj. - Zmarszczyłam czoło.
- A przynajmniej czujesz się dobrze ? - Dopytuje. Tylko niech mi nie powie,że Maria Ferro dzwoniła do niego z Włoch i wszystko mu wypaplała.
- Dosyć. Ten tydzień był dla mnie męczący. Może to przez to. 
- Możliwe. Idziemy na spacer ? - Pyta zadowolony. Dobrze,ze mi uwierzył.
- A wiesz,że z wielką przyjemnością pójdę. - Wstaję z szarej sofy i kieruję się do korytarza.

Już od ponad dwóch godzin spacerujmy po pobliskim parku w Nowym Jorku. Za wiele ze sobą nie rozmawiamy. Nam wystarcza tylko nasza obecność. M I Ł O Ś Ć  to wspaniały dar od Boga,który trzeba codziennie pielęgnować by mógł kwitnąć przez wiele lat. Po wielu latach prób, odnalazłam swoją miłość. Teraz gdybym popatrzyła na pryzmat zdarzeń. Nie zamieniłabym Federico na nikogo innego. 
- Miła jest ta sobota. - Komentuje brunet, a ja jeszcze bardziej wtulam się w jego ciało. Jego zapach jest teraz moim narkotykiem.
- Zdecydowanie i do tego taka ciepła. - Uśmiecham się. Kto by pomyślał,że mogę być szczęśliwa. Na dodatek z moim wymarzonym mężczyzną. 
- Kocham cię,wiesz ? - Pyta Fede i cmoka mnie w usta.
- Wiem,wiem. Ja też cię kocham. - Odwzajemniam krótki pocałunek z wielką namiętnością.
- Chciałbyś kiedyś stworzyć ze mną rodzinę ? - Pytam chłopaka widząc bawiące się dzieci na palcu zabaw. Muszę to wiedzieć. Gdyby obawy mamy jednak się sprawdziły.
- Lu,co to za pytanie ? - Śmieję się cicho. Czyżby mnie lekceważył ?
- Odpowiedz mi. - Żądam a mój uśmiech znika mi.
- Jest to moim marzeniem. Wariatko. - Jak miło jest mi to słyszeć. Marzenie. W sumie moje też.
- Wariatka ?
- Zawsze cię za nią miałem. - Całuje mnie w polik. Nie jestem żadną wariatką. Co on sobie wyobraża.
- Warto wiedzieć. - Burczę zła i odchodzę od niego. Niech wie,że ze mną nie można zadzierać.
- Misia nie obrażaj się. - Woła za mną. Jak mam nie być zła ? To nie głupota.
- Bardzo pana przepraszam. - Mówię do mężczyzny,na którego przypadkowo wpadłam a to wszystko przez Federico.
- Nic się nie stało. - Oznajmia i uśmiecha się. Czy ja go skądś nie znam ?
- Powinnam bardziej uważać. - Chichoczę.
- Ludmiła ? - On mnie zna. Tak to jednak on. Nic się nie zmienił.
- Nie to nie możliwe,Alexander ?

Diego

Dwadzieścia cztery godziny bez Francesci to dla mnie wieczność. Dlaczego byłem taki głupi i nie zatrzymałem jej ? Przecież ją kocham. To niby takie proste. A jednak trudne. Za bardzo od siebie wymagam. Brunetka miała rację kiedyś byłem inny ? To co się ze mną stało ? Nie znam na to odpowiedzi. Teraz jestem przed jej mieszkaniem.Nie umiem się zdecydować czy powinienem wejść do jej mieszkania. Wejść czy nie ? To jest bardzo ważne pytanie a od tego zależy naprawdę dużo rzeczy. W końcu dzwonię do drzwi. Po paru minutach dziewczyna otwiera mi drzwi. Na jej twarzy mogę dostrzec zaskoczeni. Czyżby nie spodziewała się mnie ?
- Diego co ty tutaj robisz ? - Odzywa się pierwsza. Jakie miłe powitanie. W sumie się jej nie dziwię. Nie oczekiwała pewnie z radością mojego przybycia. Z resztą kto by na mnie czekał ?
- Chcę z tobą porozmawiać. Wpuścisz mnie ? - Pytam i zaciskam usta. Dziewczyna tylko lekko kiwa głową,na znak,że się zgadza.
- Masz pięć minut. - Oznajmia chłodno. Muszę przełamać pierwsze lody.
- Fran,chcę abyś do mnie wróciła. Bardzo mi cie brakuje. - Wyznałem nie przerywając wpatrywania się w jej czekoladowe oczy. Są za śliczne.
- Zrozumiałeś to po dniu rozłąki ? - Prycha. Czy ona nie widzi w moich oczach bezgranicznej miłości do niej ? Czy tylko udaje by mnie zwodzić ?
- Za bardzo cię kocham by z ciebie zrezygnować. - Uśmiechnąłem się w jej stronę. To co powiedziałem,to czysta prawda.
- Diego,to tylko puste słowa. - Wzdycha cicho. Co mam jeszcze powiedzieć by mi wybaczyła ?
- Francesco zrozum,że moi rodzice nie chcą znać prawdy. Wiele razy próbowałem z nimi porozmawiać a oni udają,że mnie nie słyszą. - Oparłem się o zagłówek sofy i czekałem z niecierpliwością na jej reakcję.
- Wiem jacy są twoi rodzice. Tylko powinni zaakceptować twoje wybory. - Mówi cicho. Ma zdecydowanie rację. Powinni,ale oni tego nie robią.
- Oni tak nie umieją. - Burczę pod nosem. Nie wiem na kogo mam prawo być zły.
- A spróbujesz jeszcze raz dla mnie ? - Podchodzi do mnie,przy czym delikatnie się uśmiecha i sowimi dłońmi oplata moją szyję. Nie jest już zła na mnie ?
- Zawsze. - Przytuliłem ją do siebie. Teraz jej kruche ciało,jest w moich objęciach.
- Uwierz,że nawet gdybyś dopuścił do ślubu z Vilu to bym go wam zepsuła. - Uśmiecha się złowieszczo. Co jej może chodzić po główce ?
- Przerwałabyś mi ślub ? - Nie mogę powstrzymać śmiechu. Czuję,że kocha mnie jak nikt inny na świecie. Jest taka zwykła i tylko moja.
- Dla naszej miłości. To byłby dobry plan. - Sumuje. W końcu na jej twarzy widzę radość. 
- Czemu tak sądzisz ?
- Violetta nie musiałaby za bardzo przez tą całą sytuację cierpieć. Twoi rodzice zrozumieli by ją.
- Może jest to jakiś pomysł. To co jesteśmy pogodzeni ?
- Panie Verdas a było oficjalne pogodzenie ? - Pyta przez śmiech i porusza zabawnie brwiami. Już wiem o co jej chodzi. Jest za bardzo zboczona.
- Co masz na myśli ? - Udaję głupiego. Chcę aby to ona przejęła dzisiaj inicjatywne.
- Ty dobrze wiesz. - Pcha delikatnie mnie w stronę kanapy i z zachłannością wbija się w moje usta.
To będzie miły wieczór. I to bardzo.

Leon

Kontrahenci z Norwegii są bardzo mili. Nie spodziewałem się tego po nich,że są gościnni. Wspaniali z nich ludzie. Dogadaliśmy się z nimi w kilkanaście minut,widać,że mają smykałkę do interesów. Gdybym miał wybierać miejsce na ziemi,gdzie chciałbym zamieszkać na pewno byłaby to Norwegia,bez dwóch zdań. Za bardzo mi się tutaj podoba. Tylko między nami wyszło dość głupie nie porozumienie. Jakie ? Stwierdzili,że jestem narzeczonym Vilu. Czemu ? Dzięki mojemu ojcu,który dawno im zapowiedział,że przyjedzie do nich jego syn z narzeczoną. Czuję się nie komfortowo w tej sytuacji. Musimy z Vilu udawać parę zakochanych. czy to jest trudne zadanie ?
Nie. Może dlatego,że ją właśnie naprawdę kocham. To nie jest dla mnie trudne. W tej chwili poprawiam swój krawat,który mam pod kolor do sukienki Castillo. Musimy wyglądać razem idealnie. W końcu bankiet w innym kraju ma się tylko raz. Nagle do pomieszczenia wchodzi śliczna blondynka jest ubrana w sukienkę od Prady oraz w szpilki od New Look. Całość komponuje się ze sobą ładnie.
Violetta staję jeszcze przed lustrem i starannie nakłada warstwę różowej szminki. Niby jej ulubionej.
Sukienka,którą dzisiaj wybrała idealnie podkreśla jej atuty. Wygląda jak milion dolców. Bardzo mi się podoba. Jej uroda jest naturalna. Taka inna,niż u wszystkich dziewczyn. Kocham jej naturalne piękno i uważam,że nie powinna się za bardzo malować. Pewnym krokiem podchodzę do niej i obejmuję ją w talii,oboje patrzymy w lustro.
- Witam moją śliczną narzeczoną. - Dmuchnąłem ciepłym powietrzem w jej ucho, po czym delikatnie odgarnąłem włosy z karku i delikatnie ją pocałowałem w odsłoniętą szyję. Uśmiechnęła się w odbiciu lustra.
- Leon,to nie jest śmieszne. - Zaprzecza a przy tym słodko marszczy nos. Wspaniały widok.
- Jest i to bardzo. - Mruknąłem zachrypniętym głosem.
- Niech ci będzie. Pomożesz mi zapiąć biżuterię ? - Pyta słodko i do tego robi maślane oczka.
- Honey,dla ciebie wszystko. - Opuszkami palców udaję mi się zapiąć jakże to śliczne cacko.
- Dziękuje ci bardzo. - Całuje mnie w polik. Zrobiła to po raz kolejny. W duchu skaczę z radości.
- To drobiazg. Idziemy ? - Pytam z wielkim bananem na ustach.
- Chodźmy. - Odpowiada mi tym samym i znikamy w drzwiach od naszego pokoju hotelowego.

Po 45 minutach podróży znajdujemy się w sali bankietowej,na której jest dużo ludzi. Przecież cała załoga medycyny jest tutaj. Jest ich święto i każdy świętuje. Razem z Violettą trzymamy się za ręce,tak jak to robią ukochani. Jej dłoń jest tak bardzo ciepła,że całe ciepło rozlewa moją duszę. To coś wspaniałego. Po chwili do naszej dwójki podchodzi Christian Reso. Dzięki niemu jest ten bankiet.
- Jesteście. Miło mi was przywitać na bankiecie tylko dla lekarzy w Norwegii. Wyglądacie razem przecudnie. - Komplementuje nas jak zwykle czarujący Chris. Z tego co słyszałem ma wiele kochanek. Pewnie lecę mu na jego słodkie słówka. Za słodkie.
- Dziękujemy. - Odzywa się pierwsza Violetta a mężczyzna ją lustruje. Spodobała mu się. Muszę go zasmucić ona jest tylko moja.
- To dzięki panu zaproszeniu,jesteśmy tutaj. - Mruknąłem stając za dziewczyną i obejmując ją w pasie. Niech wie do kogo należy. Jest głupi nawet więcej niż mi się wydawało.
- To nic takiego. Leon, czy to prawda,że jesteś najlepszym chirurgiem w Nowym Jorku ? - Pyta.
- Można tak powiedzieć. - Powiedziałem, pocierając delikatnie plecami plecy Vils.
- Skarbie nie bądź taki skromny. Jest najlepszy. - Dziewczyna słodko się do mnie uśmiecha i gładzi mnie po ramieniu. To nie wiarygodne jest to co teraz wyprawiamy.
- Twoja narzeczona to prawdziwy skarb. - Chris przy tym uśmiechnął się do nas.
- Wiem o tym. - Mówię pewnie. Za bardzo ją kocham by temu zaprzeczyć.
- No właśnie,przejdźmy do rzeczy. Chciałbym was zapoznać z Juliet Watson,panią ordynator z Włoch. To cudna kobieta,o wielkim sercu. - Oznajmia i prowadzi nas w sronę tejże kobiety.
- Juliet przepraszam cię na chwilę,ale chcę cię poznać z Leonem Verdasem i Violettą Castillo.
- Miło mi was poznać. - Odzywa się do nas miękki i jakże aksamitny głos. Ta kobieta jest ładna i ubrana z klasą, Widać,ze nie stoi na najniższej półce.
- Nam również. - Odpowiadamy równocześnie. Blondynka chichocze cichutko.
- Wiele rzeczy słyszałam o tobie Leon. - Juliet zadziwiłaś mnie. Taka kobieta jak ty o mnie słyszała ? To nie możliwe. Nie kłamała by. Chyba.
- Nie wierzę pani. - Kręcę głową z dezaprobatą. To mi się na pewno śni.
-Uważam,że jesteś bardzo zdolny. Zastanów się porządnie nad stażem w mojej klinice. - Uśmiecha się zmysłowo. Czy ona w tej chwili proponuje mi u niej pracę ? To szczęśliwa okazja.
- To niesamowite. - Odpowiada krótko.
- To jest moja wizytówka,jeśli będziesz chciał to skontaktuj się ze mną. - Podaje mi w dłonie wizytówkę. Jestem szczęśliwy. Ktoś mnie docenił.
- Dziękuje pani bardzo. - Razem z Vils odchodzimy w stronę naszego stolika. Zaczyna się bardzo miły wieczór.


Bankiet trwa w najlepsze. Wiele młodych par tańczy podłóg granej muzyki. Chciałbym zatańczyć z Violettą. Jestem ciekaw jak tańczy. Na pewno tak świetnie jak i wygląda. Podchodzę do blondynki z wielkim uśmiechem. Musi się zgodzić,bo innej opcji nie przyjmuję do świadomości.
- Mogę panią prosić do tańca. - Pytam z szarmanckim uśmiechem moją dzisiejszą partnerkę wieczora,która uśmiecha się do mnie promiennie. Jest za piękna.
- Muszę pana zasmucić, ale moi rodzice nie pozwalają mi rozmawiać z nieznajomymi. - Mówi dość poważna. Czy w tej chwili zebrało się jej na żarty na mnie ? Śmieję się z jej głupoty.
- Tak ? A to dlaczego ? - Chcę się z nią troszkę podroczyć. Nie mogę dać jej tej satysfakcji. To nie w moim stylu,by ustąpić kobiecie. Akurat w tych sprawach.
- Po prostu boją się o ich małą córeczkę. - Odpowiedziała i poruszała zalotnie rzęsami.
- Możemy to zmienić poznając się bliżej. - Szepczę w jej ucho. Czuję,że wygrałem. Da się skusić.
Podaję mi swoją dłoń, którą od razu chwytam Widzę na jej twarzy cień uśmiechu. Jest zadowolona, ale z czego ? Przecież nic złego nie robimy. Idziemy zatańczyć, jak zwykli ludzie. Nie przepychamy się przez tłum gości,raczej staram się znaleźć dla nas dość dużo miejsca. Nagle muzyka zmienia się jak oka mgnienie w jednej chwili z szybkiej staję się powolna. Violetta jest romantyczką. Z wielką przyjemnością obejmuję ją w talii,a jej dłonie owijają się wokół mojej szyi jak bluszcz. Czuję się dziwnie, tak jakoś inaczej. Uśmiecham się do niej a ona do mnie. Tej chwili tylko mógłbym sobie kiedyś wymarzyć. A jednak,marzenia się moje spełniają. To dzięki mojemu ojcu,mogę się zbliżyć do Violetty.
Tańczymy lekko i zwiewnie,jakbyśmy znali się całe życie. Jest świetną partnerką do tańca. 
Pochyliłem się nad nią i delikatnie pocałowałem ją w kąciki ust. Violetta bardziej rozchyliła wargi,dając mi znać, że chcę więcej dlatego odpowiedziałem jej głębokim pocałunkiem. Jest to dla mnie chwila rozkoszy,której za wszelką cenę nie chcę przerwać. Za bardzo ją kocham, by przestać walczyć o to co jest między nami. Nie mogę nie kochać tak ślicznej dziewczyny. 


____________________*____________________

Witam was wszystkich. Od razu przepraszam was za to,że
 tak późno go dodaję. Ostatnio nie mam siły na nic.
Wiem,że rozdział jest krótki i słabej jakości,ale nie mam sił.
Wybaczcie. Postaram się aby kolejny był dłuższy i lepszy :)


Niektórzy przewidywali,że na wyjeździe Leona z Violą
wynikną różne rzeczy. Czy się sprawdzą ? To wam nie powiem.
Jak na razie macie ich drugi pocałunek ♥ Może wreście coś zrozumieją.

Dużo osób prosiło mnie abym dała do rozdziału Fedemiłę.
Macie racje nie było ich długo,ale za to macie ich urocze chwile w
tym rozdziale . I kim jest Alexander ?

Smutno mi,że nie wracacie pod zajęte miejsca -,-
Było w tym tygodniu bardzo dużo czasu. No ale...

Rozdział 15 = w następną sobotę lub niedzielę.

Do zobaczenia ♥!  Madzia *.*








niedziela, 17 maja 2015

Chapter 13 ~ Zaręczyny

Życie jak skomplikowany labirynt,z którego nie można wyjść.
A czym dalej,tym trudniej.




_________________________
Rozdział z dedykacją dla Sydney,Julson,Justynie Kałuży i Calla ( Mrs.Pain )
Kochane dziewczyny dedykacje jak obiecane ♥

Leon
Mój brat zadał mi ogromny cios w serce. Jak mógł ? Przecież nic nie wiedział,że ją kocham. Dlaczego to zawsze ja muszę tak bardzo cierpieć ? Czemu to właśnie mnie ludzie muszą ranić ? To nie sprawiedliwe,ale muszę nauczyć się normalnie żyć,bo inaczej się nie da. Chciałem z  nim porozmawiać o tym,że kocham Violettę ale teraz to nie najmniejszego sensu. Chce być z nią już na wieki,a ja tylko im w tym szczęściu przeszkadzam. Najgorsze jest to iż nie wiem co mam sobie o nich myśleć. To dość skomplikowane. Jak prawie moje życie. Szkoda,że nie gram w tych durnych telenowelach,bo pewnie moja oglądalność nigdy by mi nie spadła. Śmieszny żart. Muszę to wszystko teraz szybko odreagować. Chcę się porządnie napić nawet z kumplem. Wyciągam mojego iPhone'a i odszukuję numer Pasquarelli'ego.

Wiadomość Sms,16:56
Do : Federico

Możemy się razem spotkać ? Mam ochotę zalać się w trupa xD

Wiadomość Sms,16:57
Od : Federico

Świętujesz zwycięstwo czy przegraną ? Pewnie,że z tobą wyjdę.

Wiadomość Sms,16:59
Do : Federico

Raczej klęskę. Opowiem ci wszystko później. Spotkajmy się w pubie koło firmy.


Wiadomość Sms,17:00
Od : Federico

Czego nie robi się dla kumpla. Na pewno będę.


Życie to istny poemat. Może gdybym szybciej się przyznał co czuję do blondynki byłoby mi o wiele prościej. Teraz to tylko J a  muszę cierpieć. Moje uczucia na zawsze muszą pozostać w blasku mojego serca,nie mogę ich wyjawić choć tak bardzo tego chcę. Muszę skończyć się nad sobą użalać,przecież jestem mężczyzną. A oni nigdy nie płaczą. Tak mi się wydaje. W ciągu kilka minut dochodzę pod mój ulubiony klub. Tutaj są najlepsze drinki jak i trunki.  Wchodzę do środka i obok lady zauważam Federico. Jak zwykle odstawiony..



- Cześć. - Witam się z nim i siadam obok niego.   - Poproszę jedno Martini. - Zwracam się z wielką uprzejmością do chłopaka za baru. Bardzo miło zaczyna się ten wieczór.
- No hej. Nie żartowałeś pisząc,że masz ochotę się schlać. - Śmieję się gardłowo Fede. Nie wiesz chłopie jak czasami mam wielką ochotę aby przywalić ci w mordę. Normalnie nie wie.
- Wcale. Tylko to może mi pomóc. - Mówię smętnie. Nawet mogę powiedzieć,że tak się czuję.
- Mylisz się. Rozmowa jest zawsze najważniejsza. - Te jego poetyckie wyjaśnienia. Wkurza mnie ale to przecież nadal mój przyjaciel. Nic już nie poradzę,taki jest.
- Nie powiedziałem Diego'u,że kocham jego dziewczynę. - Odzywam się na jednym oddechu i popijam alkohol. Ten w jednej chwili milknie. Wbiłem go w ziemię.
- Czemu tego nie zrobiłeś ? - Pyta poważnie. Czyżby przejął się losem swojego kumpla ? Nie to nie możliwe. Zbyt wyolbrzymione.
- Nie mogłem,w jednej chwili zostałem przyparty do mury.
- O czym ty do cholery mówisz ? - Denerwuję się. Za szybko.
- Mój brat chce oświadczyć się Violetcie. Jutro jest u nas kolacja z tego względu. - Jestem zły na cały świat,choć wiem,że całą wina należy tylko do mnie. Gdybym wcześniej miał odwagę. To bym mu powiedział. Jak zwykle. Mam zbyt późne tempo.
- Krzywdzisz się. - Odzywa się pan przemądrzały. Jakbym nie wiedział.
- Czy ty nie rozumiesz,że miałem mu powiedzieć ale nie chcę niszczyć ich szczęścia. - Prawie krzyczę. Nic na to nie poradzę. Moje emocje panują górą.
- Jeśli to nie prawda. - Mówi zagadkowym głosem. Co mu chodzi po tej jego szalonej głowie ?
- Nie rozumiem.
- Może oni się nie kochają tylko są ze sobą tak po prostu. - To mnie rozbroił. Lepszej głupoty nie mógł wymyślić. Cały on.
- Głupoty wygadujesz czy przypadkiem nie masz gorączki ? - Śmieję się a ten nadal zawzięcie myśli. Mówił to na poważnie ? Jak tak. To jest jednak głupi.
- Złóż sobie to w jedną całość. - Tajemniczość,to chyba jego drugie oblicze.
- Przestań bo zaraz pomyślę,że coś bierzesz. - Fuknąłem pod nosem. Jak on może takie coś mówić ?
- Nie chcesz mnie słuchać to nie. Wiem,że coś jest na rzeczy. Pytanie tylko co.
- Nie mówmy już o tym tylko napijmy się. Za naszą przyjaźń. - Podnoszę do góry naczynie z martini.
- Za przyjaźń. Niech trwa póki żyjemy. - Odpukuje w moją szklankę.


Tak jak sobie obiecałem schlałem się. Nie jak świnia. Ale wybiłem dużo kolejek Martini. Wszystkie moje smutki i żale wypiłem z alkoholem. Nie najlepszy pomysł. Wróciłem do domu ślimaczym ruchem ale wróciłem. na szczęście. Nie mógłbym sobie wyobrazić gdybym spał na przykład w parku. Nie ego nigdy bym nie zrobił. To nie w moim stylu. Chciałem wejść po cichu po schodach,jednak mi się to nie udało. Zahaczyłem o wieszak i narobiłem jednym słowem szum. W tej samej chwili na dole zjawiła się mama z niezadowoloną miną w szlafroku.
- Leon,synku coś ty ze sobą zrobił ? - Pyta troskliwym głosem. Tak to na pewno moja mam. jak zawsze taka czuła i opiekuńcza. Kocham w to niej.
- Mamo to za miłość. - La męczę. Ta tylko desperacko kręci głową.
- O jeny co ty mówisz. - Poklepała mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się czule.
- Nie mam już kogo kochać. - Odzywam się. Widzę na jej twarzy zdziwienie. No jasne przecież jej nie powiedziałem,że nie jestem już z Torres.
- Rozstałeś się z Camilą ? - Pyta zaskoczona. Kręcę głową na tak.
- Już dawno. - Mówię i próbuję wejść po schodach. Zmiany. Są zdecydowanie dobre.

Diego

Już powiedziałem mojej dziewczynie,że muszę w pewien sposób związać się z Violettą. Dlaczego tak szybko to powiedziałem ? Rodzice chcą już jutro tych zaręczyn. dziwię się sam sobie,że w ogóle znalazłem odwagę,by jej to powiedzieć. W końcu udało mi się. Zachowuję się dziecinnie. Wiem. Nie umiem przerwać tego dość świetnego kłamstwa. Nie mogę tego przerwać. Czemu ? Nie znam na to dokładnej odpowiedzi. Teraz czekam depresyjnie na to co powie Cauviglia. Jest nie zadowolona,widzę to po niej. Zniszczę jej wszystkie marzenia,to też wiem. Niby wiem tak dużo ale nic z tym nie robię. Jestem zagadką,nie do odkrycia.
- Nie możesz tego zrobić ! - Krzyczy a do jej oczu napływają łzy. Zraniłem już ją. Jestem debilem. Jak ja mogłem tak cudowną dziewczynę upokorzyć ?
- Dlaczego niby nie ? - Pytam nie dowierzając,dotykam jej policzka aby zetrzeć mokre łzy. Lecz ona się ode mnie odsuwa. Mogłem to przewidzieć.
- Diego,jeśli mnie kochasz to musisz odwołać to całe przestawienie związane z Violettą i powiedzieć prawdę swojej rodzinie. - Żąda,przy tym marszczy czoło czekając na moją reakcję.
- Ale Fran zrozum,że ja to wszystko robię z miłości do ciebie. - Odzywam się z zachrypniętym głosem.
- To teraz proszę abyś zerwał się z Violą. Specjalnie dla mnie. Zrób to również dla niej,daj jej znaleźć miłość swojego życia. - Warczy wściekle. W jej oczach widzę żal i bół. Nienawidzi mnie.
- Nie mogę. - Mówię to z wielkim bólem.
- To raz na zawsze zapomnij o mnie. - Stawia sprawę jasno. Nie mogę pozwolić jej odejść. Nie teraz.
- Nie możesz mi tego zrobić.
- Nie ? Właśnie,że mogę. Mam dość twojego wiecznego strachu. Bądź mężczyzną i udowodnij,że jednak masz coś w bokserkach. Zmieniłeś się. Tęsknie za tym Diego,który miał w nosie wszelką opinię ludzi. Po prostu brakuje mi ciebie. Teraz wszystkiego się boisz. Co się z tobą stało ?
- Nie wiem. - Znowu krótka odpowiedź lecz teraz nie wiem co mógłbym jej powiedzieć.
- Masz tylko tyle mi do powiedzenia ? - Ledwo przełyka ślinię i nie powstrzymuje łez,które jej napływają. Dlaczego to jest tak trudne ?
- Fran.... - Chcę coś powiedzieć jednak ona mi szybko przerywa.
- Nie. Zamilcz. Nie chcę tak dalej żyć. - Odrzekła chłodno. Nie ma już sił walczyć. Najprawdopodobniej ja też. Czy dam jej odejść ? To ważne pytanie.
- Co chcesz zrobić ?
- Odejść. Zastanów się nad sobą. Jak na razie to koniec nas. Lepiej będzie jak nie będziesz próbował za mną biec. - Ostrzega mnie i wybiega z apartamentu. Przy wyjściu mocno trzaska drzwiami. 
Czemu nie chcę walczyć o taką dziewczynę ? Za łatwo się poddaję. Jak na razie nie mam ochoty o tym rozmawiać.


Po trzydziestu minutach ponowie słyszę dzwonek do drzwi. Nie chcę mi się ich otworzyć. Jednak ta osoba nie daje mi  spokoju i sam wchodzi do mieszkania. Skąd to wiem ? Słyszę zamykanie drzwi.
- Hej kochani. Jesteście ? - Słyszę aksamitny głos Vilu. To ona. Przyszła,jak ja o to prosiłem.
- Ja tylko jestem. - Odzywam się gardłowo.
- No cześć. Mów o co ci chodziło ? Dlaczego miałam się tutaj pojawić ? - Zadaje masę pytań. Troszkę nie kontaktuję po kłótni z brunetką ale postaram się nie być roztrzęsionym.
- Chciałem się oświadczyć Fran,a mój ojciec wszystko dosłownie zepsuł. - Burczę pod nosem. Mam ogromny żal do niego. Gdybym mógł mu to wygarnąć. Łatwiej było by mi.
- Nie całkiem rozumiem. - Castillo tego się nie da zbyt szybko zrozumieć.
- Zamiast Francesce to muszę się tobie oświadczyć. - Odpowiedziałem i spuściłem wzrok czując jej wypalające spojrzenie. Złości ? Tak,to na sto procent to.
- Zaskoczyłeś mnie. - Odpowiada i delikatnie drapie się po karku.
- Uwierz,nie tylko ciebie. Co o tym sądzisz ?
- Jeśli jest taka twoja decyzja to tak. Przecież do ślubu za wszelką cenę nie dopuścimy. Prawda ? - Chce się upewnić. Muszę dać jej tą pewność. Inaczej nigdy się nie zgodzi.
- Jak najlepsza. Jesteś kochana. - Przytulam jej to do swojego ciała. Jej woń perfumów rozchodzi się nie bywale szybko.
- Diego,ja tylko robię to dla was. - Uśmiecha się delikatnie na co ja odwzajemniam jej gest. Jest taka prawdziwa i szczera.
- Wiem i doceniam. Napijesz się czegoś mocnego ? - Pytam zaciskając usta w jedną linię.
- Może być wino. - Odpowiada.


~ następny dzień.

Violetta
Moje i Diego'a zaręczyny to totalne szaleństwo. Nie do pomyślenia.  Mój przyjaciel chciał się wycofać z planu ale ja tak łatwo nie dałam mu się poddać. To tylko oświadczyny i nic więcej. Do ślubu na pewno oboje nie dopuścimy. Na sto procent. Pewnie teraz się zastanawiacie czemu to robię ? Może po prostu. Nie to nie to. Chce zapomnieć o Leonie i myślę,że to jest najlepszy sposób. Nawet gdybym miała mieć szansę bycia z nim to bym nie chciała. Dlaczego ? Dwoma słowami nie pasujemy. Nasze życie jest bardzo inaczej ułożone i ja to wiem. On najwyższa półka biznesu a ja ta niższa.
Niestety nie moglibyśmy stworzyć związku. Tak mi się przynajmniej wydaję. Stoję przed wielkim lustrem w pokoju Diego i patrzę się skupiona w moje odbicie. Nie wyglądam najlepiej. Może dlatego też się tak czuję ? Moja idealna fryzura i makijaż próbują zakryć wszelki smutek,który kryję pod tą maską. Oby się to udało. Jestem ubrana w kwiecistą sukienkę od Mohito i do tego szpilki od Louboutin'a. Ślicznie wyglądam ta potwierdziła mi Katarina. Jest nie bywale szczęśliwa. Może dlatego,że jej syn chcę mi się oświadczyć. Na pewno. Pewnym krokiem wychodzę z pokoju,schodzę po schodach na dół gdy słyszę dzwonek do drzwi. To pewnie moi rodzice. Ciekawa jestem ich zdania gdy dowiedzą się,że będę narzeczoną Diego. Szczególnie zależy mi na zdaniu,mojej rodzicielki,która wie o wszystkim. 
- Violetta,moja kochana córeczko. - Przytulenie mojej mamy to największy prezent. Dawno się z nią nie widziałam. Jej matczyne ciepło dobija mnie niesamowicie. Potrzebowałam tego. 
- Mamo. Dobrze,że jesteś. - Odzywam się a fala ciepła uderza mnie w brzuchu. Czuję się przy niej bezpiecznie,przy mojej mamie.
- Państwo Verdas nas dzisiaj zaprosili. - Mówi tata i uśmiecha się serdecznie w moją stronę.
- Jest jakaś szczególna okazja ? - Pyta rodzicielka. Nie mogę jej nic zdradzić,bo przecież dla nich to nawet ja nie wiem o co tutaj chodzi.
- Dowiecie się wszystkiego. Miło mi was poznać. Jorge Verdas. - Przedstawia się tata chłopaków.
- Nam również miło. Angeles i German Castillo. - Prowadzi ojciec. Jak zwykle perfekcjonista. Musi mieć wszytko dopięte na ostatni guzik. Jeśli by tak nie było. Drażniło by go wszystko.
- Nareście mam okazję poznać rodziców wspaniałej Violetty. Już wiem po kim państwa córka odziedziczyła urodę. - Chwali Jorge. Cudowny człowiek z wielkim sercem. Uwielbiam go.
- Nie przesadzaj. Jesteśmy na ty. - Mamo sąd u ciebie tyle poczucia humoru ? W obecności takich ludzi. Byłaś zawsze do nich uprzedzona,a jednak.
- Zapomniałem. Wybacz. Mogę wiedzieć czym się codziennie zajmujecie ?
- Prowadzimy kancelarię adwokacką. - Mówi ojciec i chwyta mamę w talii. Jak uroczo. Są ze sobą bardzo długo,a ja nadal się dziwię jak ich miłość przetrwała ? Czy jest na to przepis ?
- Jak będę miał problem to już wiem do kogo się udam. - Śmieję się pan Verdas a razem z nim moi starsi. Ukochani.
- Dziękujemy. - Kultura u mojej mamy to ta rzecz,która mi jako z wielu imponuje.
- Kochani zapraszam was wszystkich do stołu. - Prowadzi Jorge nas w stronę jadalni.

Kolacja przebiega jak na razie w przyjaznej atmosferze. Leon jest obecny,myślałam,że jednak nie przyjdzie. A tu mnie mile zaskoczył. Siedzi zasmucony i tylko patrzy na przód,nie uśmiechnął się dzisiaj ani razu. To przeze mnie ? Przecież sobie wszystko wyjaśniliśmy. Może ma jakiś problem lub nie ma humoru. To drugie jest bardziej prawdziwsze. W końcu wszyscy zjedli posiłek. Diego odsuwa krzesło i wstaje. Jest nerwowy, sama mu się nie dziwię. Boję się tego co będzie potem. Błagam tylko nie ślub,bo ucieknę na koniec drugiego świata. - Śmieję się cichutko.
- Chciałbym zabrać na chwilę głos. Chcę coś państwu bardzo ważnego ogłosić. - Mówi poważnym tonem Leon. Moi rodzice przybrali twarz zainteresowania.
- Prosimy cię Diego. Nie denerwuj się. - Uspokaja go mama,widząc jak ze strachu gestykuluje rękoma. Udało się jej.
- Dziękuje pani za miłe słowo. German pozwolisz mi prawda. - Tata niczego nie świadomy przytakuje.
- Oczywiście. - Odpowiada z chrypką.


Uklęknął przede mną na jedno kolano i wyjął z kieszeni pudełko z pierścionkiem zaręczynowym.
Otworzył i wyciągnął je w moją stronę. 
- Violetto wyjdziesz za mnie ? - Nie drżał przy tym,pewnie moją odpowiedź uważał za czystą formalność,bo właśnie tak było. 
- Tak. - Mówię z zachrypniętym głosem. Brunet wsuwa mi pierścionek na palec. Wygląda świetnie.
- To jest nasza wspaniała oznaka miłości. Kocham państwa córkę i chcę z nią dzielić każdy ranek. - Nie wiedziałam,że jest tak świetnym poetą. Nasze kłamstwo nadal trwa. Aż boję się sobie pomyśleć co by się stało gdyby to wszystko miało się wydać ?
- To piękne co mówisz ale nie jestem pewna czy to nie za szybko. - Mówi nie zadowolona moja mama. Angie Castillo ma wielkie obawy co do losu jej córki ? Boi się o mnie. Ja to wiem.
- Kochanie przestań. Ważne,że nasza malutka jest szczęśliwa. - Pociesza ją mój tata,najlepszy w tym co robi. Mnie też zawsze pocieszał,gdy miałam ciężkie dni. Ideał faceta.
- Wątpię. Wolę abyście jeszcze nad tym pomyśleli. To jest decyzja na całe życie nie na chwilę. - Odpowiedziała chłodno,a ja westchnęłam. To będzie ciężkie. Niech ktoś pomoże mi ją przekonać.
- Angie są młodzi ale już dorośli. Dajmy im wolną rękę. - Odzywa się Katarina. Uszczęśliwiona.
- Jeśli tak mówisz. - Moja mama jest nie do końca przekonana. Może to dzięki temu,że jej o wszystkim powiedziałam ? Ale przecież komuś musiałam.
- Kochacie się więc weźmiecie na pewno ślub. - Pan Verdas chyba sobie ze mnie żarty urządza. Żadnego ślubu nie będzie. Nie chcę być żoną. To mnie przerasta.
- Na taką decyzję jest za szybko. - Odpowiadam chłodno. Nie lubię wybiegać daleko w przyszłość.
- Violu pomyśl o tym,że możesz być matką. - Rozmarzona Katarina troszkę nie przeraża. Ja matką ? Na dodatek w tym wieku ? Nie.
- Nie chcę być jak na razie mamą. Jestem za młoda na bycie nią.
- Co ty mówisz ?
- Mamo uszanujmy decyzję Violusi. - Kocham w Diego'u jego przesadzą słodycz,tak po przyjacielsku.
- No dobrze. Pamiętajcie zawsze pomożemy wam zorganizować ślub. - Odzywają się Verdasowie z wielkimi uśmiechami na twarzy,jedynym niezadowolonym gościem jest tutaj Leon.


Cały wieczór minął nam rzeczywiście bardzo sympatycznie. Nie myślałam,że moi rodzice mogą się tak polubić z państwem Verdas. Jednak rzeczy nie możliwe są na wyciągniecie ręki,tylko trzeba tego na prawdę chcieć. Jest późna godzina a moi rodziciele,muszą już wracać do domu.
- Córciu musisz do mnie jak najszybciej przyjechać. Nie podoba mi się to wszystko i chcę z tobą w samotności porozmawiać. - Przełknęła ciężko ślinię patrząc w moje oczy. Za bardzo się o mnie martwi ale ta rozmowa z nią jest nieunikniona. Wiem.
- Przyjadę mamo. - Zapewniam ją. Czemu ja to robię ? Gdybym nie obiecała,byłoby mi łatwiej nie przyjechać. Teraz to tylko muszę ją odwiedzić.
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiecha się promienie i z wielką czułością całuje moje czoło.
- Pa tatusiu. - Krzyczę gdy ten wychodzi z domu Verdas.
- Pamiętaj kochamy cię. - Mówi mama i sama znika za drewnianą konstrukcją.
- Ja was też. Do zobaczenia. - Mówię cichutko,jakby do samej siebie.


~ następny dzień.

Leon
Piątek,ostatni dzień pracy w końcu odetchnę ulgą. Ten tydzień był naprawdę dla mnie straszny.
Zerwanie z Camilą dało mi takich skrzydeł,że mogę latać z nadzieją o lepsze jutro. Na dodatek panna Torres dzisiaj ponownie się spóźnia. Czyżby przypadkiem nie ma zegarka ?  - Odzywa się sarkastycznie moja podświadomość i prycha z pogardą. Mam tej kobiety dość. Jeśli nie zjaw się w ciągu piętnastu minut,może pożegnać się z ciepłą posadą kosmetyczki. Robię się coraz to bardziej nie cierpliwi,nie znoszę takich sytuacji. W jednej chwili drzwi do mojego gabinetu otwierają się a nich staję pani Torres. W końcu raczyła się pojawić.
- Dzień dobry szefie ! - Mówi podekscytowanym głosem i siada na przeciwko mnie. Coś czuję,że ta rozmowa nie będzie należała do najmilszych. To normalność.
- Mogę wiedzieć jaki jest powód twojego spóźnienia ? - Warczę oschle w jej stronę. Niech wie,że nie będzie miała ze mną łatwo. Przynajmniej nie dam jej tej satysfakcji.
- Byłam na kawie z przystojnym mężczyzną. - Czy ona przypadkiem nie chce mi dopiec ? Mam w nosie z kim się potyka. Praca to praca,a ja nie toleruję spóźnień z błahych powodów.
- Nie życzę sobie byś się spóźniała przez tak niedorzeczne sprawy. - Fuknąłem. Musi mnie usłyszeć dobrze,bo ona lubi coś przekręcać.
- A co zazdrosny jesteś ? - Śmieję się głośno,lecz mi nie jest do śmiechu.  Jest inna.
- Możesz raz w życiu być poważna. Nie podoba mi się twoje zachowanie. - Mówię zły,ta tylko lekko spuszcza głowę. Wstydzi się i dobrze.
- Oj Leonku,nigdy taki nie byłeś. - Odzywa się z pogardą. Ma czelność to robić ? Nienawidzę jej za to. Nic jej nie wolno a odnosi się do mnie jak do kolegi. Tutaj jestem jej szefem i należy mi się szacunek.
- Przestań. Dostosujesz się do moich zasad lub w tej chwili możesz stracić pracę. - Uśmiecham się szyderczo,ta tylko cichutko potakuje.
- Dobrze. Wrócę do swoich obowiązków.
- Lepiej już idź. - Macham ręką a ta wychodzi. Jestem strasznie zmęczony. Jednak nie mogę mieć chwili spokoju bo z szybkością światła do pomieszczenia wchodzi ojciec i mój brat. Co oni tutaj robią ? Kolejna rozmowa,proszę tylko nie to.
- Dobrze,że jesteś u siebie. - Odzywa się ojciec a swoje ręce krzyżuje na piersi. Nie mówcie mi,że znowu coś się stało.
- Musimy we trójkę porozmawiać. - Powiedział Diego,spoglądając nie pewnie na mnie. Chwytam się za głowę chcąc wszystko to sobie uporządkować. Nie mogę. Choć bardzo tego chcę.
- Coś się stało ? - Pytam nie pewnie,nie wiedząc czego mam się spodziewać.
- Jest bardzo ważny interes do spełnienia. Nasi kontrahenci z Norwegii zapraszają nas na bankiet do nich. Żebyśmy dobrze wypadli,musimy jechać. - Szykuje się wyjazd ? Tylko nie mój. Chcę sobie w samotności odpocząć w ten weekend a nie wyjeżdżać.
- W takim razie co ja mam z tym wspólnego ?
- Chcę abyś poleciał do nich z Violettą. - Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałem ? Mam tam lecieć z Castillo ? Tylko nie to,przecież miałem o niej zapomnieć. Dzięki tato. - Mówię do siebie w duchu z wielkim sarkazmem.
- A Diego nie może ? - Chcę jakoś się od tego wymigać,lecz gdy ojciec coś postanowi to jest to ciężko odwrócić.
- Nie dokończyłem mojego projektu i dlatego nie mogę. - Odzywa się z niezadowoleniem Diego. Pewnie chciał spędzić ze swoją narzeczoną miły weekend. Jednak nie może.
- Dobrze polecę z nią,kiedy jest lot ?
- Jutro,wcześnie rano. Więcej informacji przekaże ci później. - Mówi i uśmiecha się ojciec. No to czeka mnie przemiły lot i wolny czas z panią Castillo. czego można chcieć od życia ?
- Okey. Muszę lecieć, za chwilę operuję.
- Powodzenia. - Mówią na równi co dość śmiesznie to wygląda.
- Nie dziękuje. - Powiedziałem tylko tak,dlatego aby nie zapeszyć.

*
Symonides z Keos

Rozdział taki se ;/ Ale już to wiecie. Przepraszam,że nie spełniłam
nikogo prośby o zaręczynach. Ja po prostu idę z moją fabułą :)
Myślę,że mi to wybaczycie.

Zaręczyny się od były ta dam :P Nikt nie przypuszczał,że sprawy tak się 
potoczą ? Co nie xD

Francesca ma dość,więc zerwała z Diego. A on też sobie odpuścił i nie ma zamiaru o nią walczyć.
Może mu się to zmieni ?

Leon i Violetta będą lecieć do Norwegii. Co wyniknie z tego wyjazdu ? Przekonacie się.

Nie martwcie się jak zapewniałam będzie Leonetta ♥
No cóż kończę tą bezsensowną notkę :c
Przepraszam was bardzo ale błędów nie zdążyłam poprawić.

Rozdział 14 = 28 komentarzy ^^

sobota, 16 maja 2015

Rok,12 miesięcy,365 dni z wami !


Cześć i czołem moi kochani czytelnicy. Przychodzę do was z kolejną notką ale tym razem w świetnym humorze. Dzisiaj mija dokładny rok,kiedy na tym blogu pojawiła się pierwsza notka.
Dziwię się co ja jeszcze tutaj robię ? Uwierzcie. Jestem tutaj tylko dlatego,że jesteście nadal przy mnie. Dziękuje wam i razem z Martiną przesyłamy wam wielkiego buziaka :*

Sto lat.....Sto lat..... Niech żyje nam blog !!! ♥

Dziękuje wam za :
- Ponad 49 tysięcy odwiedzin,
- Każdy komentarz,nawet malutki ♥,
- Wspieranie mnie każdego dnia bardzo dobrym słowem :) ,
- 65 obserwatorów ^^

Po prostu dziękuje wam za każdą rzecz przy,której na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu <3
To wszystko dzięki wam ! Może ktoś z was powie,że mało zdobyłam ale dla mnie to zbyt wiele.
Teraz sobie myślę i mogę stwierdzić,że dobrą rzeczą,którą zrobiłam to było założenie tego o to właśnie bloga. Dzięki temu odkryłam w sobie moją cichą pasję. Będziecie dla mnie zawsze ważni a w sercach zostaniecie na zawsze ♥ Moje misiaki :) Przede wszystkim poznałam wiele cudownych ludzi.

Czego mogę sobie życzyć w tym pięknym dniu ? :)
~ Abyście na zawsze postali ze mną,gorąco mnie wspierali i bym nigdy nie miała myśli związanych z usunięciem bloga *.*

P.S. - Pamiętam do dziś mojego pierwszego psot,który był naprawdę koszmarny i nadal jest.
Mogę stwierdzić,że od tego czasu mój styl pisania bardzo się zmienił. Gracias <3

Jeszcze raz dziękuje wam za rok,12 miesięcy,365 dni i ok.52 tygodni :)

**********
Rozdział dopiero jutro :)








I Miejsce ~ Sydney " Sakramentalne tak "

 Link do bloga autorki : http://leonettaamoparasiemprer.blogspot.com



Ślub. Najpiękniejszy dzień w życiu każdej kobiety. Biała długa suknia, która marzy się od najmłodszych lat. Welon, idealnie upięte włosy. Setki gości na weselu. I co z tego że połowy z nich nie znasz, przyszli aby świętować Twoje szczęście. Ciotki o których istnieniu nie miałaś pojęcia, ale które wiedzą na Twój temat wszystko.  Kuzyni z którymi bawiłaś się kiedy miałaś siedem lat, ale z uprzejmości trzeba wymienić z nimi kilka słów.  Pan młody. Jak można o nim zapomnieć? Nie odmowna cześć ceremonii. Bo czym był by ślub bez osoby która przy wszystkich zgromadzonym wyzna ci miłość? Uczucie płynące ze słów przysięgi. Słowa których jesteś pewien. Osoba z która chcesz dzielić całe życie. 
Tylko czemu ja tak nie mam? 
Tak wychodzę za mąż.
Tak mam białą sukienkę. 
Tak na moim ślubie zebrała się cała rodzina. 
Czy kocham mojego przyszłego męża? Nie. 
3:1. Idealny ślub. Tak mówi mi rozum. Rozsądność nigdy nie była we mnie wpisana. Byłam wybuchowa, zaborcza i buntownicza przez długie dziewiętnaście  tułaczki na tym świecie. Szukałam  swojej drogi. Choć nie zawsze była ona szeroka i prosta. Drogowskazy które wybierałam wskazywały na wąski i kręty górski szlak. Który z każdym dniem wędrówki stawał się coraz to bardziej nieprzyjazny i trudny.  W pewnym momencie opadłam z sił. Nie mogłam już walczyć. Przestałam trwać przy swoim. Staczałam się powoli na dół w rozpacz i smutek.  Z każdym dniem było coraz gorzej, aż dotarłam na dno. Tkwiłam w nim przez dłuższy okres mojego życia. Rodzice nic nie widzieli. Dla nich liczyła się praca, nic więcej. Ale spotkałam na mojej drodze osobę która mnie zmieniła. Pokazała kim naprawdę jestem. Dalej byłam sobą, dawną sobą. Tą która wiedziała o co i z kim walczy. Która nie bała się iść pod prąd.
 A teraz? 
Wylądowałam między młotem a kowadłem.
Między obowiązkiem a miłością. 
Liczby nic nie znaczą. Podpowiada mi serce. Które jak zwykle nie potrafi współpracować z rozumem. Od dziecka nie potrafiłam między nimi wybrać. Wymagano ode mnie, tego abym była idealna. Podążała za nauką, a wyrzuciła w kąt głos serca. Ale nie potrafiłam. Jego głos zawsze był dla mnie ważny. I to jego nawoływanie pozwoliło mi zaufać ponownie. Po tym wszystkim co przeszłam udało mi się uwierzyć w słowa szatyna z magnetycznymi zielonymi oczami. Był inny. Nie patrzył na grubość portfela moich rodziców, stał się moim przyjacielem. Opoką która chroniła mnie przed niebezpieczeństwami świata.  Zaufałam raz sercu i nie żałuję.
Ale tym razem rozum był silniejszy. Wybrałam rozsądek. 
Czemu?
Czeka mnie piękne i spokojne życie z przystojnym i idealnym facetem tylko bez miłości.
Dobrze wiem że nigdy moje serce nie zabije mocniej na dźwięk jego głosu, bo robi to już na widok innego. 
Ślub z obowiązku. 
Kilka lat temu wyśmiała bym osobę która powie mi ze czeka mnie o to taki  ślub.  Obowiązek. Tylko to trzyma mnie przy brunecie. Nic więcej tylko obowiązek i chęć zadowolenia rodziców.  Połączenie firm. Zysk dla obu stron. Brzmi jak opis średniowiecznego ożenku. Ale nie. Mamy XXI wiek a dokładniej 18 lipca 2015r. Pozornie najszczęśliwszy dzień mojego życia. 
-Kochanie jesteś już gotowa? 
W drzwiach do mojego pokoju zjawiła się ubrana w pudrową sukienkę kobieta. Tak to moja mama.  Gdyby zapytać kogoś o jej wiek nie dali by jej więcej niż trzydziestkę, ale pozory mylą. Ta czterdziesto trzy latka jest matką trójki dzieci i jedną z największych biezneswomen tego kontynentu. 
-Tak. Jeszcze tylko welon. Pomożesz?
Na jej twarzy momentalnie zagościł uśmiech. Dobrze wiem że czekała na takie słowa. Chciała być częścią mojego ślubu.  Podałam jej leżący wcześniej na stoliku  kawałek materiału. A ta swoimi zgrabnymi dłońmi odgarnęła ułożone wcześniej włosy i zaczęła upinać w nie welon. 
-Słonko kiedy tak na ciebie patrzę przypomina mi się mój  ślub. To jak bardzo denerwowałam się przed wejściem do Kościoła. Ale kiedy tata złapał mnie za dłoń i spojrzałam w jego oczy przepełnione miłością strach minął. 
Już przez pięć minut szatyn prowadził mnie za rękę ,a moje oczy dalej były przysłonięte opaską. Z każdą chwilą mój strach znikał.  Aż zostało tylko bezpieczeństwo, to które czułam za każdym razem kiedy jego dłonie spotykały moje. Był i jest jedyna osobą która działała na mnie w taki  sposób. Nigdy nikt nie dawał mi tyle ciepła, wsparcia i przyjaźni. Każda jego bliskość wywoływała ciepło w moim sercu. Dalej próbuje rozgryźć tego chłopaka, a raczej samą siebie. Nikomu nie pozwalałam się tak do mnie zbliżać, nikomu nie pozwalałam tak na mnie patrzeć. A teraz? Moje nogi uginają się na jego bliskość, za każde choćby najgłupsze słowo na mojej twarzy widnieje rumieniec. Tak działa na mnie Leon Verdas i on jedyny. 
-Powiesz mi w końcu dokąd mnie prowadzisz?
 -Ćwiczę twoją cierpliwość Vils. 
-Ja się serio pytam. Powiesz mi?
Kilka sekund po tych słowach czarna bandanka zniknęła z moich oczu, którym ukazał się dziwnie znajomy widok.
-Gdzie my jesteśmy?
-W żadnym  szczególnym miejscu.  Chciałem tylko sprawdzić czy mi ufasz.
-I na to była ta cała akcja? 
Uniosłam brew i zmierzyłam go wzrokiem, na co on opowiedział mi uśmiechem. Ukazując swoje idealne białe ząbki i urocze dołeczki.
-No co? Dawno nic nie robiliśmy razem nie uważasz?
-Nie widzieliśmy się dwa dni. A ty dlatego dosłownie mnie porwałeś? 
-„Porwałem” z tego co mi wiadomo osoba porywana jest zabierana wbrew jej woli, a ty jakoś specjalnie nie narzekałaś. 
Mówiąc to wykonał jeden krok w moją stronę, a ja stałam tam  jak wryta. W głowie trwał zacięty spór a tematem przewodnim był „Czy to jest flirt?” 
Porwał cię za miasto.
Zachowuje się inaczej niż zwykle. 
PODSZEDŁ DO CIEBIE!
Krzyczała moja podświadomość. 
-Wybacz ale nie miałam pojęcia że masz zamiar mnie porwać. 
-Więc Panno Castillo następnym  razem możesz się tego po mnie spodziewać. 
Byliśmy już nie bezpiecznie blisko każdy krok  zmniejszał odległość między nami.  „Niebezpieczna bliskość” której tak bardzo potrzebowałam. Jego oddech łaskotał mnie lekko w kark, na co ja chichotałam.  Jego usta zaczęły się zbliżać do moich, na co i ja nie pozostałam dłużna. Już po kilku chwilach złączyły się w pocałunku. Delikatnym a jednocześnie namiętnym. Żadne z nas nie zamierzało przestać, współdziałaliśmy w idealnej harmonii. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero w tedy kiedy zabrakło nam powietrza. Spojrzałam w te szmaragdowe oczy w których automatycznie zatonęłam. 
-Violetta ja…
-Zamknij się Verdas.
Wbiłam się w jego wargi. Byłam pewna że będzie zaskoczony, ale się myliłam od razu odwzajemnił i pogłębił pocałunek. To była magiczna chwila taka która powinna trwać wiecznie. 

To było całe dwa lata temu.  Chwila która powinna trwać wiecznie ale niestety nie trwała. 
Białe szpilki uderzały już o płytki wyłożone w całym kościele.  Wzrok wszystkich skierował się na mnie. Na każdej z tych twarzy gościł uśmiech którego ja za wszelką cenę próbowałam odwzajemnić. Stać mnie było tylko na sztuczny blady uśmiech. Śledziłam wzrokiem kolejne to ławki unikając za wszelką cenę wzroku mojego przyszłego małżonka.  Od ołtarza dzieliły mnie już nieliczne kroki. Aż mój wzrok skupił się na jednym pustym miejscu.  To było jego miejsce.  Tak został zaproszony na ślub. Moja młodsza siostra- Diana wpadła na ten jakże genialny pomysł. To nie powinno być jego miejsce, powinien stać w czarnym smokingu zaraz obok ołtarza i czekać na mnie. Ale nie ma go oni tutaj ani na miejscu które powinien zajmować. Nie przyszedł. Nie chciał? Nie mógł? Nie umiał? Zapomniał? Tyle pytań, ale one nie doczekają się nigdy odpowiedzi. Nie dziwię się mu. Kto chciał by patrzeć na ślub ukochanej osoby.  Nigdy nie chciałam żeby cierpiał i dalej tego nie chce. Był, jest i będzie moim całym światem. I choć za chwilę formalnie będę należała już do kogoś innego to on będzie panem mojego serca. Nikt inny. Tylko on i jeszcze jego piękne oczy. Wyrwałam się z osłupienia. Stałam na środku wpatrując się w to jedno puste miejsce. Łza zakręciła mi się w oku. Ale nie chciałam wypuścić jej na wolność. Powinna zostać tam gdzie jest i być świadkiem tego co robię. Ślubu którego nie chcę ale chcą inni. Zawiodłam go. Poddałam się. Przestałam być sobą. Zapomniałam o tym czego nauczyła mnie jego miłość. Prawa noga znowu ruszyła w stronę mojego miejsca ostatecznego sądu. Ukradkiem spojrzałam tylko na tą nieszczęsną ławkę i puste miejsce. Tak bardzo mi go brakuje. 
Ceremonia już się zaczęła. Od jej początku ani razu nie spojrzałam Danielowi w oczy. Nie umiem. Wiem że to co robię jest straszne i paskudne. Jak można żeni się z kimś dla obowiązku. Znamy się długo tak to prawda, ale nigdy między nami nic nie było. Zawsze to między nim a Dianą coś iskrzyło, ale jedno i drugie nie chciało się do tego przyznać. Wiem że z mojej i jego strony ta cała ceremonia jest tylko dla papieru. Nie łączy nas nic oprócz wspólnych interesów. Jest dobrym człowiek, nie zasługuje na taki los. Podobał się nie jednej dziewczynie, nie dziwne jest bardzo przystojny, ale nie tak jak Leon. 
-Jeśli ktoś zna powód, dla którego ci dwoje nie mogą się pobrać, niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
Kolejny ślubny banał. Test przeczytany tylko dla odklepania go w obrządku ślubnym .Choć to w tym momencie w 99,9% filmów do kościoła wpada zakochany w pannie młodej przystojniak i oboje odjeżdżają na białym koniu. To niestety życie to nie komedia romantyczna.  Mój ukochany nie wpadnie tutaj i nie przewie ceremonii. Mój ukochany jest miliony kilometrów stąd w dalekiej Australii. I już tutaj nie wróci.
-Ja jestem przeciwny temu małżeństwu.
Pierwsza myśl Violetta to tylko twoja głupia podświadomość płata ci figle.
Druga myśl Któryś z kochanych kuzynów chce zrobić niezły żart z tej uroczystości. 
Trzecia myśl To on!
Wzrok wszystkich odwrócił się w stronę tajemniczego jeszcze dla mnie głosu. Choć byłam pewna kto to. Moje serce pozna ten głos wszędzie i po każdym czasie. Niepewnie odwróciłam się w stronę drzwi. 
-Leon- wydobyło się cicho z moich ust. 
Byłam pewna że już go nie zobaczę. Choć każdego dnia budziłam się z nadzieją że będzie obok mnie. Teraz stoi tam. Wygląda inaczej. Wyprzystojniał. Dwa lata odcisnęły na nim swoje pięto. Włosy postawione na żelu, ciemne spodnie i koszula z jak zwykle odpiętym ostatnim guzikiem. Zaczął kierować swoje kroki w moją stronę. Ja zrobiłam to samo. Nie wiedziałam dlaczego to robię, ale chciałam znowu go zobaczyć. Z bliska.  Poczuć jego cudowny zapach, utonąć w szmaragdowych oczach i zobaczyć te urocze dołeczki. Stałam z nim twarzą w twarz. Z osobą której nie widziałam taki szmat czasu. 
-Violetta kocham Cię i nawet odległość między nami tego nie zmieni. 
Stałam tam jak wryta. Zresztą jak reszta gości. Przyznał że mnie kocha. Znowu to zrobił. 
-Ja. Nie mogę. 
Wybiegłam z kościoła gubiąc po drodze oba buty. Tym razem nie będzie to historia jak z Kopciuszka. Znalazłam już księcia. Tylko że mój książę wyjechał a ja zostałam zmuszona do ślubu z innym.  Nie przypomina to żadnej z znanych mi historii. Moje życie ułożyło bardzo oryginalny scenariusz. 

Siedzę na łóżku. Już nie mam na sobie sukni. Nigdy do mnie nie pasowała. To ja nigdy do niej nie pasowałam. Nie jestem księżniczką rodem z Disney. Tak mam księcia, ale tylko tyle łączy mnie z księżniczkami. Brak korony. Mam suknię ale nie nadaje się ona na bale. Makijaż spłynął już po moim policzku. Włosy zniszczyły się przy ściąganiu sukienki. Wyglądam normalnie. Ale czuje się inaczej. Zawsze myślałam że kiedy go zobaczę padnę mu w ramiona i będziemy  żyć długo i szczęśliwie. Czemu tak się nie stało? Sama nie wiem. Można to ten czas. Ludzie. Ślub. Ale nie potrafiłam paść mu w ramiona i powiedzieć jak bardzo go kocham. To miał być najszczęśliwszy dzień mojego życia, choć od początku wiedziałam że nim nie będzie nie przypuszczałam że skończy się tak. 
Zostało mi tylko płakać. Bo co innego mogę robić? Nie użalam się nad sobą. Po prostu płacze. Potrzebowałam tego. Moje serce musiało się wyżalić, a rozum od tego wszystkiego odpocząć. Teraz jestem skazana na sama siebie ani jeden ani drugi mi nie pomoże, teraz wszystko zależy ode mnie.
Nagle słyszę cisze pukanie do drzwi.
-Proszę- szepczę i zanurzam wzrok w śnieżnobiałym suficie.
-Violetta.
Znowu ten głos. Czemu to nie mógł   ktoś inny? Mama. Diana. Czy nawet Daniel?
-Wiem że cię skrzywdziłem. Że nie powinienem wracać, ale kiedy się dowiedziałem że wychodzisz za mąż musiałem tutaj przyjechać.
-To nie Twoja wina. Nie powinni zapraszać się na uroczystość.
-Nie chcesz mnie tutaj prawda?
-Właśnie przerwałeś mi ślub i pytasz się mnie czy cię tutaj chce? 
Oderwałam wzrok od sufitu i przeniosłam go na szatyna. Stał przy drzwiach ze smutkiem w oczach. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Chcę cię tutaj. Chce żebyś przy mnie był. Chce czuć twoją obecność. Widzieć twój uśmiech. Czuć twoje ramiona na mojej tali. 
Zamknęłam oczy i dałam się ponieść słowom. Nie były za nie odpowiedzialne a ni serce a ni rozum. To był ich duet. Pierwszy raz w moim życiu zakopali topór wojenny. Chciałam kontynuować. Ale przerwały mi czyjeś miękkie usta. Te których byłam tak spragniona przez całe 24 miesiące. Mój Leon dalej był moim Leonem. Nie zmienił się. 
Wplotłam palce w jego idealne włosy, a on przeniósł swoje na okolice moich bioder. Nie przerywaliśmy pocałunku. Tęskniliśmy oboje i było to widać w naszym zachowaniu. Rozkoszowałam się dotykiem jego ust każdym najmniejszym muśnięciem. W pewnym momencie odwrócił mnie i przywarł do ściany, a ja przeniosłam nogi na jego biodra. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie ,aby spojrzeć głęboko w oczy. Nie zmieniły się. Dalej biła od nich ta sama radość, dalej magnetyzowały mnie każdym spojrzeniem.
-Nie miałaś dzisiaj czasem wychodzić za mąż?
-Jeśli tak bardzo chcesz to mogę wrócić do Daniela?
-Nie przeżył bym tego. 
I znowu wróciliśmy do wcześniejszej czynności. Ale teraz byłam pewna że będziemy powtarzać ja o wiele częściej. 

Rok później
Kolejny raz stoję przed ołtarzem, tylko że tym razem naprzeciwko mnie stoi mój książę z bajki. Ubrany w czarny smoking z białą koszula i muchą tego samego koloru. Wygląda idealnie. Tak jak sobie to wyśniłam. Ten rok był najszczęśliwszym w moim życiu. Wbrew oczekiwaniom odwołanie ślubu było proste , gdyż jak się Daniel poczuł coś do mojej młodszej siostrzyczki. Leon oświadczył mi się jakieś  trzy miesiące po pamiętnym „ślubie” . Odpowiedz byłą oczywista, ale musiał dopełnić obowiązków. Rodzice wiadomość o całej sprawie, choć po kilku godzinnym tłumaczeniu zrozumieli że między mną a Holmes nigdy nic nie było. Za to teraz Diana powita go na ślubnym kobiercu. 
-Czy ty Leonie bierzesz Violettę za żoną?
-Biorę.
-A czy ty Violetto bierzesz Leona za męża?
-Biorę.
-Możesz pocałować pannę młodą. 
Leonowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Od razu wbił się w moje wargi, a ja szybko dołączyłam się do niego. 
-Teraz już mi nie uciekniesz.
-Jestem tylko twoja.